sobota, 17 listopada 2012

~Rozdział 27~

Chłopcy do pierwszej przerwy technicznej prowadzili 8:3. Oby tylko dotrzymali tak do końca. Widać było, że wszyscy byli w doskonałej dyspozycji i nawet Pit skupił się na blokowaniu, a nie wymyślaniu sensu w słowie "Smacznego". Ale i tak go lubię. Po zachłannym łykaniu wody i wycieraniu się ręcznikiem wrócili do gry. Potem szło jak z płatka, w pierwszym secie rozgromili Czechów 25:18.
-Chyba złamałem palca! - krzyknął Zibi, próbując przekrzyczeć wiwatujący tłum. Przerażona z każdej strony obejrzałam jego kończynę, ale okazało się, że to nic poważnego, po prostu lekko go wybił, ale dzięki tym mega super plastrom nie jest tak źle. Zmotywowani wrócili na boisko. 2 set rozpoczęli już trochę gorzej, ale do przerwy technicznej wyciągnęli i znów prowadzili do samego końca. Wspominać ile wygrali? 25:21. 3 set to tylko formalność. Prowadzili od samego początku, do końca wygrywając tym samym 25:20 . No co jak co, ale drużynę to my mamy niesamowitą. Obyło się bez większych urazów, tylko raz musiałam interweniować do palca Zbyszka, przez co nie zagrał pod koniec 3. seta, ale godnie zastąpił go Jarosz i wygrali całe spotkanie pewnym 3 do 0. Mokrzy, zmęczeni, ale zadowoleni ruszyli do szatni. Po drodze napadły ich tłumy fanek, aby podpisali im autografy, a ja ulotniłam się do szatni.
-Boże, te małolaty z meczu na mecz stają się coraz bardziej nachalne... - narzekał Bartman po wejściu do szatni. - Czy my nie mamy innych, porządnych fanów?
-Zbyszku... - westchnął Pit. - Trzeba uszanować każdego naszego wielbiciela... jedni są lepsi, drudzy gorsi, ale wszystkich trzeba traktować tak samo. - zakończył siadając na ławeczce.
-Proszę, proszę. Odezwał się ten, co miał najmniejszą grupkę dziewczynek wokół siebie. - zaśmiał się Ignaczak.
-A co, liczyłeś?! - oburzył się środkowy.
-Nie, bo byłem zajęty robieniem zdjęć. - libero poruszał brwiami. - A tak poza tym, Agatko chciałbym się przebrać.
-Nie krępuj się. - wygodnie usadowiłam się na ławce, opierając plecy o ścianę.
-Ale nie odpowiadam za uszczerbki na Twoim zdrowiu!
-Mówi tak, bo już nie jedna padła na zawał, gdy zobaczyła jego "kaloryfer". - oznajmił Pit, ujmując to ostatnie słowo w tzw. króliczki. Zawału to ja wolałam uniknąć i wyszłam z przebieralni zostawiając ich samym sobie. Usiadłam na krzesełkach w holu i wyjęłam telefon. 3 nieodebrane połączenia od "Mama". Postanowiłam, że oddzwonię.
-Czemu nie odbierasz? - krzyknęła mama do słuchawki.
-Wymarzone przywitanie. Cześć mamo... - westchnęłam. - Byłam na meczu, nie słyszałam dzwonka.
-Ty teraz chwili wytchnienia nie masz! Cały czas praca, praca i praca!
-A tutaj się zdziwisz, otóż mam czas na odpoczynek.
-Ty mi lepiej dziecko powiedz, kiedy w Bełchatowie będziesz?!
-Nie wiem... mamo, jak będę coś wiedziała, to na pewno Ci powiem. - uspokajałam ją.
-Już widzę, ja ty mi coś mówisz... - głęboko odetchnęła.
-Coś jeszcze chciałabyś wiedzieć?
-Nie, wystarczy, że żyjesz. - zaśmiała się.
-A u Was co tam?
-Tata cały czas w pracy, Twój brat szlaja się gdzieś po osiedlu nocami, a ja gotuję, sprzątam i piorę. Czyli po staremu...
-Jak przyjadę to pogadamy, ale teraz muszę kończyć. - powiedziałam, gdy zobaczyłam chłopaków wychodzących z szatni.
-Jak zwykle... No dobra. Trzymaj się i kocham Cię.
-Ja Ciebie też. Pa. - zakończyłam i wcisnęłam telefon do kieszeni.
-Mamy jeszcze trochę czasu do wyjazdu... - powiedział Kubiak przytulając mnie.
-Czemu... - jęknęłam.
-Bo dostaniemy medalee! - krzyknął Pit skacząc z radości.
-Jakie medale. Człowieku. - wykpił go Bartman. - Na MVP czekamy.
-A muszę przy tym być?
-Nie chcesz zobaczyć swojego chłopaka, kiedy zostaje MVP? - zdziwił się Igła.
-MVP spotkania z Czechami w Tomaszowie? Ciekawe... - wyszczerzyłam się. - Mam ochotę przejść się po okolicy.
-Nawet takie MVP fajnie prezentowało się na półeczce... zawsze coś. - rozmarzył się Nowakowski.
-Proszę Was. - parsknęłam. - Ktoś idzie ze mną? - zmierzyłam wszystkich siatkarzy wzrokiem, a oni przecząco kiwali głową. - Każdy z Was myśli, że zostanie tym marnym graczem meczu? - skrzywiłam się. - Stawiam na Bartmana, Kurka albo Winiara.
-Nie rozumiesz tych emocji. - Pit zmrużył oczy.
-No jakoś nie. - uniosłam jeden kącik ust. - MVP Ligi Światowej, albo Igrzysk Olimpijskich... to coś, a nie jednego meczu w Tomaszowie. - zaśmiałam się, lecz żaden zawodnik nie poparł mojej reakcji. Każdy surowo trzymał się swojego zdania. - No doobra... - wywróciłam oczami i chwyciłam Michała pod rękę, po czym wszyscy ruszyliśmy z powrotem na salę. Całe trybuny doskonale bawiły się przy najbardziej znanych piosenkach, a my w spokoju usiedliśmy sobie na krzesełkach.
-Kiedy mają ogłosić to MVP? - zapytałam.
-No jakoś zaa... kilka minut. - Kubiak spojrzał na zegarek. W tamtym momencie wybrano najbardziej charyzmatyczną osobę na widowni, czyli trzeba mieć szczęście, aby kamera najechała właśnie na Ciebie. Była to ciemnowłosa kobieta, dość wysoka o piwnych oczach. Nagrodą był wielki kosz słodyczy, zdjęcie z siatkarzami i osobisty uścisk dłoni. Kiedyś skakałabym z radości, ale teraz mam to na codzień. Nadeszła pora na ogłoszenie tego najlepszego, tego najznakomitszego, tego najwspanialszego. Czyli godzina zero.
-To na pewno będę ja... - szepnął Pit. Zmierzyłam go wzrokiem. - No coo, pomarzyć nie wolno?
-Pomarzyć to można. - roześmiałam się i dostałam od niego kuksańca w ramię.
-Najlepszym zawodnikiem meczu zostaje... - rzekł spiker. Michał nerwowo chwycił moją dłoń i mocno ścisnął. To chyba dla nich rzeczywiście takie ważne. - Bartooosz Kureeeek! - trybuny wiwatowały, chłopaki nawzajem sobie gratulowali. Czyli tak jak myślałam, że Bartek zostanie tym najlepszym graczem. Odebrał statuetkę, zapozował do kilku zdjęć i wrócił do nas.
-No chodź do tatusia. - Piotrek wyciągnął dłonie w kierunku nagrody. Bartek popatrzył na niego z miną typu "What the..." i niepewnie podał mu  jego własność. Nowakowski obejrzał ją dokładnie z każdej strony, wymacał, wygłaskał, aż w końcu po walce oddał mu ją Bartkowi.
-Możemy już jechać? - westchnęłam. Po kolejnym podziękowaniu kibicom ruszyliśmy w kierunku wyjścia, wcześniej zabierając torby z szatni. Weszliśmy do autokaru, a Winiarski już po chwili odpalił swojego BumBox'a. Chłopcy śpiewali wniebogłosy, wymachiwali rękami, darli się... no ale cóż, radość robi swoje. Bartman cały czas zajęty był swoim palcem. Obserwował go i co chwila podstawiał mi go przed nos, pytając, czy aby na pewno nie jest złamany. Choć w tamten dzień praktycznie nic nie robiłam, to i tak byłam zmęczona, więc oparłam się o ramię Miśka i niewiele trzeba mi było, aby zasnąć. Dziku także usnął, bo słychać było, jak uderzył głową o szybę. Wtedy lekko się przebudziłam, a chłopaki nie wytrzymywali ze śmiechu.
-No żeby tak w autokaaarze... - rzekł rozradowany Ignaczak. Wtedy zorientowałam się, że leżę na kolanach Michała. Nie powiem, dwuznacznie to wyglądało.
-Zboczuchy jedne. - podniosłam się i przetarłam oczy. - Kiedy będziemy?
-Dopiero wyjechaliśmy z hali. - zdziwił się Winiarski.
-A ja mam MVP! - darł się zadowolony Bartek wymachując statuetką. W pewnym momencie wyślizgnęła mu się z rąk i upadła na głowę Piotrka. -Piotruś! Przepraszam!
-Wystarczyło mi ją podać, a nie rzucać na łeb. - Nowakowski podrapał się po głowie.
-Nic Ci nie jest? Nie masz mroczków przed oczami, nie chce Ci się wymiotować, nie czujesz mrowienia w tamtym miejscu? - obrzucałam go pytaniami.
-Mroczków? To Ci z "M jak miłość"? Niestety... - westchnął.
-Zobaczcie co stało się z moją nagrodą.... - jęknął Kuraś podnosząc z ziemi swoją połamaną statuetkę.
-A zobacz co stało się z moją łepetyną! - wskazał na wielkiego guza.
-Kit z Twoją łepetyną... - machnął ręką.
-Zero jakiejkolwiek wrażliwości. - pokiwał głową Bartman. - Twój kolega mógł umrzeć. Krwotoku dostać. A ty co, statuetką się zajmujesz?
-Kolegów mam kilkudziesięciu. - wzruszył ramionami.
-Ale prostak. - Piotrek zacisnął wargi. - Nie kocham Cię już!
Spojrzenie wszystkich wyjaśniało wszystko.
-Piotruś, czy ja o czymś nie wiem? - powiedział Zbyszek, dosyć "gejowskim" głosem.
-Zbysiu, wiesz o wszystkim!
-Skończmy, to nie autokar homoseksualistów, ale powoli zaczynam w to wątpić. - skrzywił się Ignaczak.
-A Agata, nie wydaje Ci się, że ten palec jest teraz trochę grubszy? - znów wystawił go przed moją twarz.
-Bartman do cholery! - wydarłam się. - Dojedziemy na miejsce, to Ci go obetnę, ale daj mi teraz święty spokój! Nic złego się z nim nie dzieje!
-Jako doktor powinnaś mi coś zaradzić. - obrażony założył ręce na torsie.
-No to powiedziała, że Ci go obetnie. - wtrącił się Ignaczak.
-Ha ha haa... - wywrócił oczami atakujący. - Wy to macie poczucie humoru.
-Ale tutaj nie potrzebne jest poczucie humoru. Wcale nie chciałam Cię rozbawić mówiąc, że obetnę Ci tego palucha. - wyszczerzyłam się. Zibi wyraźnie przerażony spojrzał na mnie, szeroko otwartymi oczami.
-Co ty głupi jesteś, Zbychu. - zaśmiał się Kubiak, przytulając mnie.
-Mędrzec się odezwał. Ja tu palca stracę! - oburzył się.
-Właśnie. - poparł go Piotrek cały czas masując głowę. - Ja mało co, a bym czaszkę stracił! Kto by wtedy takie super bloki stawiał?
-Drzewo. - Igła wskazał na Możdżonka, który został wyrwany ze snu.
-Zejdźcie ze mnie... - mruknął, znów układając się na siedzeniach.
-Z Ciebie bez drabiny zejść się nie da. - cały autokar, razem z kierowcą wybuchł śmiechem. Po godzinie byliśmy już z powrotem w naszej ukochanej i przytulnej Spale. Wszyscy rzuciliśmy się do windy, ale oczywiście część musiała iść schodami.
-Co tak wolno? - zaśmiał się Ignaczak, który już wchodził do swojego pokoju i zobaczył nas wleczących się korytarzem.
-Odezwał się ten, co windą pojechał. - parsknęłam uderzając moje drzwi z barka, bo nie chciały się otworzyć. Wpadłam do środka i rzuciłam się na łóżko. Leżałam na nim na wznak, dobre kilka minut, dopóki do pokoju nie wparował Nowakowski.
-Agata... - szepnął.
-Hmm... - mruknęłam, już prawie przysypiając.
-Krew mi leci. - powiedział. Porządna dawka adrenaliny od razu dostała się do mojego mózgu i zerwałam się z łóżka. Spojrzałam na Piotrka i jego dłoń całą we krwi.
-Co zrobiłes?!-  chwyciłam za apteczkę.
-Właśnie o to chodzi, że nic. To chyba przez tą statue... - nie dokończył, bo osunął się na ziemię.

_______________________________________________________

Dramatyczny koniec... ;>  Jako że śnił mi się dzisiaj Bartek Kurek, postanowiłam, że jutrzejszy rozdział po krótce poświęce jemu i mam na to pewną koncepcję. ;> :D Sen był o tyle dziwny, że łaziłam z nim po cmentarzu... o.O
Jak Wam minęła sobota? Bo mi dobrze. ;-)
Pozdrawiam, Sissi. ♥



6 komentarzy:

  1. Nie, nie, nie, Piotrusiowi nic nie może się stać, ja się nie zgadzam!
    Rozdział jest świetny. Lubię Twoją lekkość w pisaniu, co sprawia, że bardzo przyjemnie się czyta Twoje opowiadanie. I czekam na jutrzejszy rozdział :D
    VE.

    OdpowiedzUsuń
  2. mam nadzieje, ze to nic powaznego ;p
    czekam na koeljny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale przecież Piotrkowi nie może się nic stać. ;o
    Sen z Bartkiem ? ;>
    O proszę, proszę. ;D
    Rozdział genialny. ;)

    Pozdrawiam ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ile ja się przy tym uśmiałam :D
    Piotrek musi być zwarty, zdrowy i gotowy bo uwielbiam jego myślicielstwo:P
    Oo proszę ciekawe co Ty wymyślisz na jutro:p Też raz mi się Kurek śnił^^
    Pozdrawiam:) I do jutra :)

    OdpowiedzUsuń
  5. siatkowka-w-rytmie-rock-n-rolla.blogspot.com17 listopada 2012 22:55

    ,, -Zejdźcie ze mnie... - mruknął, znów układając się na siedzeniach. -Z Ciebie bez drabiny zejść się nie da" Hahaha the best <3

    OdpowiedzUsuń
  6. O nie Pit :< Co ja zrobię bez jego sucharów <3 :D Rozdział jak zawsze świetny :) Czekam na kolejny jutro :D I idę po drabinę, bo muszę zejść :P
    Karola

    OdpowiedzUsuń