sobota, 3 listopada 2012

~Rozdział 18~

-Krzysiek! - wszyscy usłyszeliśmy głośny krzyk przy wejściu do stołówki. Biedny Ignaczak odwrócił się w stronę wejścia i... ujrzał swoją żonę.
-Cholera, zupełnie zapomniałem, że dzisiaj przyjeżdżają! - uderzył się w czoło i czym prędzej podbiegł do swej wybranki obsypując ją uściskami.
-Kurczę, to moja żona też przyjeżdża... - mruknął Guma, ale widać, że się tym nie przejął... co tam, że małżonka przyjeżdża, a on o tym zapomniał. Mały pikuś.
-Nie dość, że musiałam wlec się z tymi tobołami przez cały las, z przystanku, to jeszcze śmierdzi od Ciebie alkoholem! - oburzyła się pani Iwona.
-Oj, kochaaaanie. Wczoraj musieliśmy godnie przywitać naszych przyjaciół z Serbii... - zaczął libero, ale zaraz po tym znikł w holu, razem ze swoją lubą.
-No i dlatego nie mam żony... - oznajmił Zibi.
-Chyba nie tylko dlatego. - rzucił Winiar, a wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-Sugerujesz coś? - Zbyszek teatralnie zakasał rękawy i wstał od stołu.
-Zbyszku, jesteś... za bardzo... - zamyślił się Michał.
-Męski! - dodał Dzik.
-Za bardzo męski, żeby mieć żonę? Czegoś tutaj nie kapuję... - wtrącił się Pit.
-No ja też... jak można być za bardzo męskim?! Tym bardziej, że laski lecą na męskich, to ja nie wiem... - dodałam swoje trzy grosze.
-Nie pomagacie... - pokiwał głową Winiar.
-Ale dla przykładu... Zati też nie ma żony! - rzekł Zbyszek.
-A co Zati ma do tematu o Twoim "zażonopójściu"? - wtrąciłam.
-"Zażonopójściu"? Nie ma takiego słowa! - oburzył się Piotrek.
-Jest, jest... - mrugnęłam okiem.
-Zejdźcie ze mnie! - burknął Zatorski.
-Ejj, no bo ja teraz będę myślał, dlaczego Bartman się nie ożenił! - oznajmił Ziomek z buzią pełną omleta.
-Nad czym tutaj myśleć? Za męski jest i tyle. - wzruszył ramionami Kubiak.
-Kurde, dajcie spokój z tą męskością. - schowałam twarz w dłoniach. - Z kim ja się zadaję...
-Z męskimi istotami. - mruknął obojętnie Zagumny, a wszyscy po chwili ciszy wybuchnęli gromkim śmiechem. W tamtym momencie do stołówki weszła "Barbie" wraz z Kurasiem. Wzrok wszystkich chłopaków od razu natrafił na ogromny tyłek blondi.
-Naprawdę? - załamałam się.
-Tyy, widzisz to co ja? - Zbyszek szturchnął Kubiaka.
-Nie wiem czy widzę to co ty, ale mogę widzieć to co ty... - obydwojgu samcom od razu źrenice rozszerzyły się i brakowało tylko śliny cieknącej z pyska... Boże, widzisz i nie grzmisz.
-Kurek wyrwał następną? Co on ma takiego, czego ja nie mam... - zasmucił się Cichy.
-Na pewno nie ma gustu. - mruknęłam. Plastik puściła uwodzicielskie spojrzenia chłopakom i poszła do stołu Serbów.
-Jeszcze jesteście na tej planecie, czy już głową w cyckach tej paniusi? - zwróciłam się do Zbyszka i Miśka.
-Wyluuzuj, zazdrościsz jej kształtów, co nie? - zaśmiał się atakujący.
-Co masz poczucie humoru! - parsknęłam. - Proszę Cię. Widzisz te napompowane usta, utleniane włosy przypominające siano i wielki jak obora tyłek!?
-Ja tam widzę tylko wielki jak obora tylek... - oznajmił Piotrek. - Ale tak "baj de łej" podoba się określenie obory... - zaśmiał się. Już nie mogłam wytrzymać widoku śliniących się i leżących na podłodze zboczuchów, więc dokończyłam kawę i poszłam do pokoju. Słyszałam jak Igiełka próbuje załagodzić całą sytuację i jego sklerozę, więc co chwila rzuca komplementami. Chociaż on nie stracił głowy dla tej sztucznej laleczki. Przebrałam się w legginsy, bluzę, nałożyłam buty sportowe i schowałam Ipoda do kieszeni, po czym wybiegłam z ośrodka i udałam się do pobliskiego lasku na mały, poranny jogging. Nie było mnie półtorej godziny. Usiadłam na tych pieńkach, na których siedziałam razem z Kubiakiem. Po chwili dostałam od niego SMSa.
Gdzie jesteś? Mamy trening, a Ciebie nie ma.
Na śmierć zapomniałam, że przecież dzisiaj mają trening! Pospiesznie ogarnęłam się i wróciłam do ośrodka. Zasapana i zmęczona wparowałam do sali, ale ich tam nie było, zastałam tylko grającą sobie meczyk drużynę serbską. Tylko nie to... musiałam zbiegać schodami w dół do siłowni. 
-Jestem! - zameldowałam się i usiadłam obok trenera. 
-Już myśleliśmy, że od nas uciekłaś! - krzyknął Pit. 
-Biegałam sobie, bo w przeciwieństwie do Was dbam o kondycję i zdrowie. - wyszczerzyłam się. Patrzyłam jak chłopcy męczyli się z ciężarami, ze sztangami, biegali na bieżni i robili brzuszki. Z jednej strony było mi ich szkoda, ale z drugiej, skoro chcą osiągać sukcesy, muszą na to ciężko pracować. Na dzisiejszym treningu obyło się bez mojej interwencji, więc nie miałam co robić, ale trener wysłał mnie do pokoju pana Sokala, abym zaniosła mu jakieś kartoteki, więc jak Anastasi każe, to nie można się sprzeciwić. Delikatnie zapukałam i usłyszałam słowo "proszę". Wtargnęłam do środka, a tam pan Janek, ślęczał nad innymi papierami. Współczuję... on odwala papierkową robotę, a ja nudzę się, siedząc na materacu i obserwując jak chłopcy przyjmują zagrywki. Podstawiłam mu praktycznie pod nos kolejną stertę kartek i bezszelestnie wyszłam na korytarz. 
-O, dzień dobry. - w drzwiach minęłam się z żoną Krzysia.
-Dzień dobry. - uśmiechnęła się. - Tutaj mieszka doktor Sokal?
-Tak, tutaj, a w jakiej sprawie, może ja mogłabym pomóc. 
-Wątpię, ja w zdrowotnej sprawie...
-Jestem lekarzem. - lekko uniosłam kąciki ust ku górze. 
-O... przepraszam. - pani Iwona trochę się zmieszała. - Nigdy wcześniej pani nie widziałam...
-Owszem, bo należę do sztabu od niedawna. Agata Werner. - podałam dłoń kobiecie. 
-Miło mi, Iwona Ignaczak. - odwzajemniła uścisk. - Więc jeśli jest pani lekarzem, to powinna mi pani pomóc. Po co zawracać panu Sokalowi głowę. 
-Zgadzam się. To może chodźmy do mojego pokoju, tam spokojnie porozmawiamy. - zaprosiłam Iwonę do swojego lokum. Kobieta wygodnie usadowiła się na łóżku i głęboko westchnęła. 
-Nie wiem od czego zacząć... 
-Najlepiej od początku. - oznajmiłam, siadając na przeciwko. 
-Chodzi tutaj o Krzyśka... - zaczęła. 
***

-Tylko proszę mu nic nie mówić, że wie pani ode mnie! - rzekła pani Iwona wychodząc z pokoju.
-Dobrze, proszę być spokojną. - uśmiechnęłam się. Kobieta jeszcze raz podziękowała i skierowała się ku swojemu pokojowi. Zamknęłam drzwi i wróciłam na łóżko. Po kilku minutach usłyszałam pukanie. Zwlokłam się i poczłapałam w stronę wejścia. 
-O. Co jest? - zapytałam, gdy zobaczyłam Dzika.
-Aga! Jesteś nam potrzebna! - przyjmujący pociągnął mnie za rękę. 
-Ale czekaj! Po co?! Ja?! - zatrzymałam się na środku korytarza.
-Serbowie wypowiedzieli nam wojnę! - zacisnął wargi, mrużąc oczy.
-Można jaśniej? - przeskakiwałam z nogi na nogę. 
-Chcą grać z nami mecz! - krzyknął.
-Trzeba było od razu mówić, idę po apteczkę. - odwróciłam się w kierunku pokoju pana Sokala, lecz Michał znów pociągnął mnie za rękę.
-Nie będziesz lekarzem, tylko siatkarką... - oznajmił. - Igła nie gra, bo coś mu tam wypadło, więc zakładaj naszą ekstra koszulkę i na parkiet! 
-Ale inni przyjmujący też istnieją w tej kadrze! - oburzyłam się. 
-Gra Barbie, będziesz mogła jej dołożyć... - westchnął. Widać było, że już brakuje mu do mnie sił.
-Zaraz będę! - krzyknęłam. Ten argument najbardziej do mnie przemówił i czym prędzej ruszyłam do pokoju, aby się przebrać. Krótkie spodenki, biało-czerwona koszulka i ochraniacze na kolana. PRAWIE jak profesjonalna siatkarka! Weszłam do hali. Wyobraziłam sobie pełne trybuny, oklaski, zapowiedź komentatorów... 
-Agata! Ustaw się! - krzyknął Bartek, który wyrwał mnie z transu. Stanęłam na pozycji. Pierwsza serwowała blondi, więc tylko zmrużyłam ślepia i skupiłam się na lecącej piłce w moją stronę. Precyzyjnie odebrałam, Ziomek wystawił, a Zibi zaatakował. No cóż, Serbowie to powiem krótko, że nie mają z nami szans. Muszę się także pochwalić moją jedną udaną akcją, po wystawie od Łukasza. Ledwo doskoczyłam do siatki, ale kiwnęłam blok i piłka uderzyła o podłogę, gdyż napompowana pani Barbie i jej wielki tyłek nie zdążyli się ruszyć z miejsca, aby ją wybronić. Ostatecznie wygraliśmy 3:1. Ten jeden set, to taki honorowy. 
-No, to nam już Igła w drużynie nie potrzeebny. - Kurek zarzucił swoją rękę, na moje ramię. 
-Bartek! Bartuś! - usłyszeliśmy wołanie zza naszych pleców. Mogłam się domyślić... pani plastik. Kuraś jak na skrzydłach podleciał do dziewczyny, a ona poprosiła go, aby nauczył ją zagrywek. No prooszę, czy on aż tak nisko upadł?! 
-Widzicie to? - mruknęłam do chłopaków. 
-Nie, bo obora mi zasłania. - odparł Pit, a wszyscy parsknęli gromkim śmiechem. 

______________________________________________

Kolejny rozdział, mam nadzieję, że się podoba. ;) Długi mi wyszedł, ale to raczej +. :D 
Piosenki w dalszym ciągu nie znalazłam i ubolewam, ale bądźmy dobrej myśli! ♥
Pozdrawiam! :* 
Sissi. ♥


9 komentarzy:

  1. zajebisty rozdział ! <3
    "nie bo obora mi zasłania" - aż turlałam się ze śmiechu ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, ta Plastikowa lala już mnie wkurzać zaczyna. ;o
    Idiotka, no idiotka. ;D
    Czekam na kolejny rozdział. ;)
    Pozdrawiam ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. taka długość bardzoooo mi się podoba :))
    poprosze koeljny rozdział jutro ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny blog! natknęłam się niechcący , a tak mnie wciągnął ,że 18 rozdziałów przeczytałam w jeden wieczór;)
    Tylko brakuje mi tu jakiejś miłosnej scenki pomiędzy Agatą i Miśkiem, bo pasowali by do siebie według mnie ;)
    Kiedy następny rozdział?
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie : http://nowa-historia-zycia.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłosny wątek już niedługo... ;> :D
      Dziękuję bardzo i na pewno wpadnę do Ciebie! ;))
      Pozdrawiam. :*

      Usuń
  5. I następny boski rozdział :p
    Czy mi się, wydaje, czy ten miłosny wątek będzie z Alkiem?
    Irytująca ta obora xd Ale, co prawda, to prawda - idealnie ją tam wpasowałaś xd

    OdpowiedzUsuń