poniedziałek, 31 grudnia 2012

~Rozdział 46~

Fajnie mieć nieważny bilet... naprawdę. A tylko taki mogę mieć ja. Zbulwersowana całą tą sytuacją odebrałam swoje walizki i wyszłam na korytarz. Niepewnie wynurzyłam się na hol. Nikogo znajomego tam nie widziałam, lecz kiedy przeszłam przez ograniczniki zobaczyłam leżącą na ziemi skarpetkę. Zmarszczyłam brwi i uniosłam wzrok. Zobaczyłam biało-czerwone bluzy ciągnące swoje walizki. No nie każdy ową posiadał...
-Przepraszam! Czy to nie pańskie?! - krzyknęłam przez całe lotnisko. Oni nawet nie raczyli się odwrócić. - Ty, libero! - wrzasnęłam, a Paweł od niechcenia odwrócił głowę. Nie widziałam z daleka jego miny, ale wzruszenie ramionami już tak. Ponownie ruszył za kolegami, lecz coś w nim drgnęło, coś pykło.
-Agata?! - wydarł się na całe lotnisko, tym samym budząc zaciekawienie pozostałych siatkarzy.
-Geniusz... - mruknęłam pod nosem i opuściłam walizki, aby przywitać się z siatkarzami.
-Matko Boska, myśleliśmy, że jesteś już w tamtym szatańskim samolocie! - Pit wyprzytulał mnie za wszystkie czasy. - Nie zabrał nam Cię!
-Aga... - Igła z tej radości aż mnie podniósł. W ogóle, wszyscy byli jacyś niewyżyci i nie umieli  poradzić sobie z opanowaniem szczęścia.
-A gdzie Michał? - zapytałam cicho.
-My Ci nie wystarczamy? - jęknął Pit.
-Chcę się tylko przywitać. - poklepałam go po policzku.
-E! - usłyszeliśmy gwizd sprzed wejścia na lotnisko. - Do autokaru!
-O patrz, Twój alvaro. - przedrzeźniał Ignaczak, a wszyscy wokół mnie rozstąpili się. Stałam centralnie naprzeciwko Dzika. Niewinnie pomachałam, a on od razu zaczął biec w moją stronę. Aż się przestraszyłam!
-Agata! - krzyknął i rzucił mi się w objęcia, kręcąc się wokół własnej osi. Odstawiając mnie, na moich ustach złożył namiętny pocałunek. - Jesteś... - nie mógł oderwać ode mnie wzroku.
-Tak jakoś wyszło. - uśmiechnęłam się blado.
-No w końcu Cię zobaczył, bo z tą jęczydupą nie dało się wytrzymać! - burknął Ignaczak i wziął moje walizki.
-Igła, ale co Ty... - nie dokończyłam.
-No zabieram je do autokaru... - zdziwił się.
-Ale przecież ja nie mogę z Wami wrócić. - zmierzyłam wszystkich wzrokiem, a oni perfidnie się we mnie wpatrywali.
-Nie możesz, nie możesz... - libero wywrócił oczami i poszedł. Z moimi walizkami.
-Igła! - krzyknęłam za nim.
-Chodź. - Kubiak chwycił moją dłoń i zaprowadził w stronę wyjścia.
-Agata, ja mam taką sprawę... - obok mnie znalazł się Nowakowski. - Otóż... - westchnął głęboko.
-Piter ma niedowład. - wtrącił Kurek i wyprzedził nas.
-Co masz?! - wybuchnęłam śmiechem i nie mogłam się opanować.
-Niedowład rąk... - odparł smutny. - To w nocy tak mi się stało.
-Rozumiem Cię. - pogładziłam jego ramię.
-Wiedziałem! - wrzasnął uradowany i pobiegł przed nas.
-Stęskniłem się. - Michał mocniej ścisnął moją dłoń.
-To tylko tydzień. - powiedziałam i zaśmiałam się głupio.
-Aż tydzień. - objął mnie ręką w pasie i wyprowadził z lotniska.
-Agata! - trener Anastasi wypowiedział moje imię z wyraźnym, włoskim akcentem i także mnie przytulił do siebie co wywołało niezwykłe zdziwienie u mnie, jak i u pozostałych siatkarzy.
-O patrz. - Guma pokiwał z uznaniem głową i wsiadł do autokaru. Przez szybę zobaczyłam jakąś wyglądającą kobietę, która prawie wyleciała przez to okno. Uśmiechnęłam się do niej, a ta od razu odwróciła wzrok.
-Panno Werner? Co pani tutaj robi? - doktor Sokal jak poparzony wybiegł z autobusu.
-Nie wiem właściwie... - zdezorientowana spojrzałam na Michała, a ten pocałował mnie w policzek.
-Mogę to panu wyjaśnić? - do rozmowy przyłączył się Zbyszek. - Ujmę to tak... Joanna precz, Agata z powrotem. - wyszczerzył się i puścił oczko w moim kierunku, a ja otworzyłam buzię ze zdziwienia.
-Panie Bartman! - obruszył się. - Jak śmie pan tak mówić!
-Normalnie. - wzruszył ramionami. - Wolność słowa, co nie? - przybił piątkę z Piotrkiem, a ten skrzywił się, bo chyba nie poczuł tego uderzenia.
-Zibi... - lekko uderzyłam go w ramię.
-Przepraszam pana, ale tamta i tak nie potrafiła nawet dać nam zwykłej tabletki na sen!
-Ta procedura zawarta jest w obowiązkach fizjoterapeutów. - burknął Jan.
-Podpisze pan tą śmieszną umowę z Agatą, czy nie? - westchnął Ignaczak. Doktor Sokal zmrużył oczy i spojrzał się na mnie, a mi zrobiło się niesamowicie głupio. Poczułam się jak piąte koło u wozu według niego, jakbym nie miała co zrobić ze swoim życiem i na siłę chciała wcisnąć się z powortem do sztabu.
-Nie chłopcy, to nie ma sensu. - pogłaskałam ramię Bartmana, a do moich oczu znów napłynęły łzy. - Widzicie, że nie mogę zostać... cześć. - jeszcze raz pocałowałam Michała i z powrotem skierowałam się na lotnisko.
-Agata! - Kubiak podbiegł do mnie i chwycił moją dłoń.
-No co. - odparłam bezradna.
-Albo Ty jedziesz z nami, albo ja z Tobą. - spojrzał mi głęboko w oczy.
-Ale... to nie może tak wyglądać. - uśmiechnęłam się krzywo i spojrzałam na resztę siatkarzy rozmawiających z trenerem i doktorem.
-Agata! - usłyszałam damski głos. Zdezorientowana i zdziwiona odwróciłam głowę i zobaczyłam tę kobietę, która tak przypatrywała mi się z autobusu. - Przepraszam tato. - Pit, gdy to usłyszał, wypluł całą wodę, którą właśnie miał zamiar połknąć.
-A jednak. - odrzekł dumny z siebie Michał i objął mnie w pasie.
-Tato?! - pisnął Nowakowski, a z nim wszyscy siatkarze. Sokal wywrócił oczami i spuścił głowę. Trener także spojrzał na niego żądając wyjaśnień.
-Nie chcę zostawać tutaj na siłę... jeśli oni chcą Agatę, a nie mnie jestem w stanie to zrozumieć. Nie czuję się tutaj dobrze, a oni ze mną również. - mówiąc to, patrzyła mi w oczy.
-No raczyła w końcu zauważyć... - wymamrotał Zbyszek, przez co dostał "mukę" od Kurka.
-Jestem gotowa zrezygnować z tej posady... - zwróciła się do ojca. - Tato, przyjmij Agatę. - choć mnie nie znała, a ja jej, zdobyła moją sympatię. Nie wiem dlaczego siatkarze tak jej nie lubili... Kubiak jeszcze raz mocno mnie przytulił, a mi zabrałko powietrza.
-Ale Joasiu... - Jan złapał córkę za dłoń. - To nie takie proste. - syknął przez zęby spoglądając na mnie.
-Wywal ją, przyjmij Agatę! Co w tym takiego trudnego! - Zibi już całkiem wybuchł. - Raczej potrafi wrócić stąd do domu, chyba jest już duża, prawda?!
-Zbyszek. - Anastasi próbował uspokoić swojego zawodnika.
-Co Zbyszek?! Mogę jej nawet dać na pociąg! - chwycił swój portfel, a w oczach Joanny pojawiły się łzy. Szkoda mi jej.
-Nie możemy zostać we dwie? - włączyłam się do dyskusji.
-Nie! - usłyszałam głośny sprzeciw siatkarzy.
-Okej. - uniosłam ręce w oznace poddania się. Górska w tamtym momencie poszła po swoje walizki i wyszła z autokaru.
-Tak będzie lepiej. - powiedziała po cichu i pożegnała się z ojcem, a następnie podeszła do mnie. - Powodzenia. - posłała lekki uśmiech i poszła w kierunku postoju dla taksówek.
-Mamy Agatę! - bańka pękła. Wszyscy znów biegli w moją stronę, a ja biedna stałam jak słup soli i czekałam jak na skazanie.
-Jęczydupa już nie będzie jęczał, że Cię nie ma! - dodał Ignaczak.
-Nie musiałeś tego wspominać... - zganił go Dzik.
-Do autokaru, mamy napięty grafik! - krzyknął Sokal i wsiadł do autobusu. Chłopcy rzucili się na moje walizki i zanieśli je do luku, a ja wsiadłam do środka. Dobrze znów wejść do tego autokaru, w którym tak wiele się przecież zdarzyło. Chociaż... zapach ciągle ten sam. Głęboko odetchnęłam i usiadłam na miejscu, na którym zawsze siedział Michał.
-Agata jedzie z nami! - Piter razem z Winiarem odtańczyli taniec radości.
-Dooobra, uspokójcie się, bo Sokal coś ma niewyraźny humor. - zaśmiałam się.
-Co mnie Sokal. - burknął Winiarski i usiadł na swoim miejscu, a w tym samej chwili do autokaru wszedł Michał. Szeroko się uśmiechnął na mój widok i czym prędzej usiadł obok.
-Nie mogę się na Ciebie na patrzeć. - dodał po chwili.
-No chyba się nie zmieniłam... - zmarszczyłam brwi.
-Wyładniałaś. - uśmiechnął się i przybliżył się do moich ust, a następnie lekko je musnął. Przechodzący obok Zbyszek lekko przestrzelił jego potylicę, przez co prawie straciłam zęby.
-Dobre to było! - Pit przybił mu piątkę.
-Ty, bo niedowład zostanie Ci do końca życia! - pogroziłam mu palcem.
-Oj Zbyszku, to było takie nie ładne... - od razu zmienił swoje zachowanie. Rozpuścili się jak mnie nie było!
-Przydałoby się napisać do mamy, że zostaję w Polsce, hm? - powiedziałam, wyjmując telefon z kieszeni.
-Ona to się z Tobą ma. - zaśmiał się Michał. Wybrałam numer do mojej mamy i usłyszałam pierwszy sygnał. Rzeczywiście, teraz cały czas ma w świadomości, że wyjechałam do Anglii, a tu proszę, niespodzianka.
-Mama. Cześć. - powiedziałam, gdy odebrała telefon. - Zostaję w Polsce, właśnie jadę do Spały. - uśmiechnęłam się do Dzika.
-Co?! Jak to?!
-Miałam nieważny bilet, a oni po drodzę się nawinęli... - po tych słowach Misiek dźgnął mnie palcem w brzuch. - Michał! - wydarłam się do słuchawki.
-Michał? - zdziwiła się Anna. W tamtym momencie Kubiak wyrwał mi komórkę z rąk.
-Dzień dobry pani, tutaj Michał Kubiak. - wyszczerzył się do mnie. - Obiecuję, że dobrze zajmę się pani córką.
Moje oczy wyszły z orbit.
-Misiek! - rzuciłam się na niego.
-Tak, tak, owszem, dopilnuję żeby się odzywała. Dziękujemy i do usłyszenia... ja też mam nadzieję, że do zobaczenia. - i wcisnął czerwoną słuchawkę, a reszta leżała na ziemii ze śmiechu.
-Moja mama padnie na zawał. - wyrwałam mu telefon z rąk.
-Zaprosiła nas na obiad, któregoś pięknego dnia. - roześmiał się, a chłopcy wybuchnęli jeszcze większym śmiechem.
-Jak byłam w domu, to cały czas pytała się, który to Ty.
-Mam nadzieję, że ładnie wyglądałem. - teatralnie przeczesał swoje włosy.
-Ty nigdy ładnie nie wyglądasz. - wciął się Zbyszek.
-Ale wiesz jaka byłam dumna, jak mogłam powiedzieć, że "ten z trzynastką"... - westchnęłam i oparłam się o jego ramię.
-Kiedy ślub? - krzyknął Nowakowski z drugiego końca autokaru.
-Dziku na pierścionek nie ma. - zaśmiał się Igła. - Organizujemy zbiórkę do puszek!
-Jak na pierścionek, to mogę dać. - wyszczerzył się Zbyszek. - Żeby mi na żadne wesele nie szło!
-Najpierw trzeba mieć pierścionek, żeby było wesele. - wciął się Misiek.
-Oo, jaki mądrala. - atakujący wywrócił oczami. - Ale weź zabierz ją w jakieś romantiko zakątek... wyspy Kanaryjskie na przykład. - Bartman od razu znalazł się obok.
-Nie chcę przerywać, ale ja wszystko słyszę. - uśmiechnęłam się, a Zibi zakrył mi usta swoją olbrzymią dłonią.
-No i chcę być świadkiem! - zgłosił się Bartman.
-Zapamiętam... - Michał mrugnął okiem.
-Ejj! A co z moimi rękoma?! - odezwał się Pit.
-Bartek, rozmasuj koledze. - poleciłam, a Piotrkowi wyraźnie spodobał się taki obrót spraw.
-Nie będę mu nic masował! - oburzył się przyjmujący.
-Masuj! - wrzasnął Nowakowski.
-Co Wy żeście zrobili, że Piotruś umie krzyczeć? - zwróciłam się do chłopaków.
-To przez Joaśkę. - wyszczerzył się Bartman.
-A właśnie... ja nie wiem co Wy do niej mieliście... - skrzywiłam się. - Całkiem spoko dziewczyna.
-Spoko!? Nie wiesz co Ty mówisz! - oburzyli się wszyscy.
-Posądziła nas o ćpanie! -swoje trzy grosze dodał Cichy.
-Bo czasem tak się zachowujecie... - wywróciłam ślepiami.
-Wielka pani doktor. - mruknął Kubiak. - Nic nie umiała zrobić... szkołę, to skończyła chyba po znajomości.
-Ale ładna. - poruszałam brwiami.
-Co ładna? Ona?! - parsknął Winiarski. - Jak noc.
-Kuraaaaaaś! - Pit wydarł się na cały autokar, a wszyscy spojrzeli w jego stronę.

_____________________________________________________________

To co misiaczki. Szczęśliwego Nowego Roku i żeby spełniły się Wasze marzonka! ;-*  Jeśli chcecie, to 2013 niech będzie jeszcze lepszy niż poprzedni. ;-)
Pozdrawiam, Sissi. ♥ 









sobota, 29 grudnia 2012

~Rozdział 45~

-Uuu, Dziczku, Dziczku... - Ignaczak pokiwał głową.
-Wkur...
-Michał! - burknął Piotrek.
-Wkurza mnie cały ten Sokal, Aśka i w ogóle wszyscy! - Michał cisnął torbą o podłogę.
-Ja też? - jęknął Bartman, a Kubiak zmierzył go wzrokiem.
-Wiesz, że masz teraz nieźle przekichane? - wtrącił Kurek.
-Nie pomagasz... - westchnął Michał i ruszył pod prysznic.

Kolejny, bełchatowski dzień.

Tak bardzo nudziłam się w domu. Ciągle sprzątałam, albo oglądałam telewizję. Bilety do Anglii miałam już zabukowane, więc nic tylko znów wrócić do szarej rzeczywistości. Chłopcy mieli zagrać w Brazylii jeszcze jeden mecz, tym razem z Kubą. W mieszkaniu siedziałam jak na szpilkach, dosłownie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
-Kiedy jest ten mecz? - zapytała Anna.
-Za pół godzinki... - odparłam. Usiadłam przed telewizorem i włączyłam odpowiedni kanał. Leciała akurat powtórka meczu z Brazylią, więc te 30 minut minęło bardzo szybko. Nastała pora tego najważniejszego starcia pomiędzy Polakami i Kubańczykami. Pierwszy set był niekoniecznie dobrze zaczęty dla naszych. Ba! Nawet nie dobrze się skończył. Przegraliśmy go do 18. Wyzwisk, które padły z moich ust nie da się zliczyć. Kocham ich, ale w tamtym momencie zawiodłam się. Widać było tą złość wymalowaną na twarzy Pita, który zazwyczaj skąpi w okazywaniu swych uczuć. O Ignaczaku już nie wspomnę, biegał między chłopakami przeklinając jak szewc, a to on przecież posyłał wszystkich do piekła za słowo "nasikał". Cóż... można i tak.
Drugi set... co mogę o nim powiedzieć. Ostre wulgaryzmy Igły nic nie dały. Przegraliśmy drugą partię do 23. W tamtym momencie nie chciałam już oglądać tych ich zmagań i najchętniej nakopałabym im do... a nie, bo pójdę do piekła.
Trzeci set zaczęliśmy już o niebo lepiej. To na pewno te wsparcie Pita tyle dało. Do pierwszej przerwy technicznej prowadziliśmy 8:4. Potem przewaga pomału topniała i wulgaryzmy znów się nasilały, lecz ostatecznie wygraliśmy 29:27. Tym samym mecz toczył się dalej.
Czwarta partia znów nam nie sprzyjała. Przegrywaliśmy do drugiej przerwy technicznej 16:4, lecz te efektywne bloki Piotrka i Możdżonka dały nam przewagę i wysunęliśmy się na olbrzymie prowadzenie. Muszę też wspomnieć o tym, że raz Nowakowski zablokował głową. Lekki wstrząs, ale dał radę. Ignaczak mu w tym pomógł. Naprzeklinał, ale jest dobrze. Wygraliśmy czwartego seta 25:17, co poskutkowało tie-break'iem. Piter na zagrywce... i siatka. Załamał się, lecz pokrzepienie Krzysia dało mu moc! Widać było te łzy w jego oczach... ten smutek i żal. Ojj dobra żarcik. Chłopak wykrzesał z siebie pełną energię. Tie-break był niezwykle emocjonujący. Szli łeb w łeb, oko w oko. Punkt za punkt, atak za atak, blok za blok, zagrywka za zagrywkę. W ten oto wspaniały sposób wygraliśmy 20:18. Brawo. Moje szczęście było nie do opisania. Przegrywać 2:0 i dać z siebie wszystko umieją tylko oni. Chwała im za to! (Chwała Pitowi i jego głowie).

Biało-czerwone, to barwy niezwyciężone! Biaaało-czerwooooonee, to barwy niezwyciężoone!

-Oleee, ole, ole, oleeee. - śpiewał wyraźnie zadowolony Piotruś. 

-Nie dał nam sięę, nie dał nam sięę... - dokończył Kurek.
-Nie tak to szło... - burknął środkowy.
-Śmiesz obwiniać mą artystyczną duszę? - parsknął.
-Tak.
-Okej? - przyjmujacy uniósł brwi i ruszył do szatni.
-To co, jutro w  końcu do domku. - wyszczerzył się Igła.
-Noo, nareszcie. - rozmarzył się Kubiak. - I zobaczę Agę, i w ogóle...
-I w ogóle? - zapytał podejrzliwie Pit. - Można to rozumieć na wszelakie sposoby... - charakterystycznie poruszał brwiami.
-Nie Pit. Tylko Ty to tak rozumiesz... - wtrącił Bartman.
-Nie? - Cichy uniósł lewą brew. - Zati, prawda, że nie?
-Co? Co? - Zatorski wyrwał się z transu rozwiązywania butów. - Kuurde, i supeł!
-Pomóc? - zapytał Ignaczak.
-Nie, mam swoje zęby. - wyszczerzył się młody libero i podsunął nogę pod nos. Złapał sznurówkę w zęby i jednym szybkim ruchem rozwiązał zaplątane sznureczki. - Można? - wyszczerzył się i dumny z siebie zdjął oba buty.
-Tylko Ty tak umiesz... - zasmucił się Pit, także próbując rozwiązać swoje adidasy ustami.
-Boże, Piotrek. - Bartek przestrzelił potylicę przyjaciela.
-Jak już jestem w tej reprezentacji, to chciałbym nabywać nowe umiejętności...
-Lol. - powiedzieli wszyscy siatkarze chórem i ruszyli pod prysznic.

Dzień wyjazdu Agaty... jaka szkoda.

-Wszystko masz? - zapytała moja mama podając mi kolejną reklamówkę żarcia. 

-Tak, jedzenie też. - uśmiechnęłam się wskazując na trzy pozostałe.
-Będzie mi Ciebie brakować... - po policzku Ani spłynęła pojedyncza łza i mocno mnie do siebie przytuliła.
-Mi Was też... - odparłam kolejny raz się rozklejając. Czułam, że postępuję nie fair wobec siatkarzy. Może powinnam powiedzieć chociaż Michałowi? Ale jeśli powiem jemu, to dowie się cała reprezentacja. Powiem mu po fakcie dokonanym. Zapięłam walizkę i ostatni raz ucałowałam wszystkich.
-Tato, odwieziesz mnie na stację? - zapytałam.
-Tak, jasne. - ojciec chwycił moje bagaże i poszedł do auta.
-Dobra młody. Masz się zachowywać i pomagać mamie. - przemierzwiłam jego włosy, a on strącił moją rękę.
-Nie jestem młody... - uśmiechnął się i rzucił mi się w objęcia także mierzwiąc moje włosy.
-Pa. - kolejny raz pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam z mieszkania. Odetchnęłam ostatni raz tym bełchatowskim, polskim powietrzem i wsiadłam do auta.
-Na pewno chcesz to zrobić? - zapytał Cezary odpalając samochód.
-Tak. Nie... nie wiem. - zapięłam pasy i oparłam głowę o zagłówek. Ruszyliśmy ku stacji PKS.

Noc przed wyjazdem naszych złotek... pokój Piotrka i Bartka.

-Bartuś... - słychać było cichutki, piskliwy głosik. - Bartuś... - przerodził się on już w głośniejszy, lecz nadal piskliwy. - Bartek... 

Siatkarz tylko coś mruknął i odwrócił się na drugi bok.
-Bartuś... pomocy. - szepnął. - Nie czuję rąk... - pisnął. - Barteeek... pomóż mi, ja naprawdę nie chciałem znać Twojego hasła... Bartek, help. Nie mogę się ruszyć... moje ręce, już nie będę mógł grać w siatkówkę, nie mam ich... Bartuś... chcesz tego? Bartuś... - prosił, stękał i jęczał. Na nic mu to było. - Matko Boska, za jakie grzechy? - chlipnął. - A Krzysiu mówił żeby nie klnąć...
Na pewno myślicie sobie "dlaczego właściwie Piter nie ma rąk? Co ona znowu wymodziła? Chce skończyć karierę Nowakowskiego? Oszalała?!" , więc Wam wyjaśnię. Gdy śpicie, nie macie kontroli nad tym w jakiej pozycji właściwie leżycie. W takiej sytuacji był nasz główny bohater-Piotr. Gdy spał podświadomie położył ręce ponad głową, a w ten sposób krew nie dopływała do nich. Bardzo łatwo wtedy stracić czucie. Źle jest, jeśli stracimy jedną rękę, gorzej jeżeli dwie. Stracić to za duże słowo... raczej chwilowo jej nie czuć. Piotrek nie czuł obydwóch, a jego przyjaciel nie był w stanie mu pomóc. Wszystko jasne? Nie zamierzam skończyć kariery tego fenomenalnego środkowego...
-Bartek... - jęknął bezradny siatkarz. - Czas pogodzić się z tym, że już nie będę grał w siatkówkę. Muszę spróbować zasnąć.. ehh... Trudno jest spać, jeśli wiesz, że nie masz rąk... Biedny ja. - prowadził swój monolog. - Bartek! - krzyknął w końcu, a przyjmujący odwrócił się w jego stronę.
-Hm? - mruknął zaspany.
-Nie mam rąk... - odparł.
-Aha. -  po czym poszedł spać dalej.
-Zero wsparcia dla inwalidów... Nie mam rąk do cholery! A nie, bo pójdę do piekła... A może... ja już jestem w piekle. Diabeł Belzebub przechwycił moje ręce, aby odegrać turniej siatkówki tam na dole? Ciekawe  i warte zastanowienia. Ale jeśli je sobie wziął, to muszę być naprawdę wybitny, aniżeli zabrał sobie moje kończynki. Nie wziął ich Możdżonkowi, a wziął moje. To musi coś znaczyć! Jestem piekielnym siatkarzem!
-Nie drzyj się! - burknął Kurek.
-O, sorry. Własnie rozmyślam nad moimi świętej pamięci rękoma...
-Pogięło Cię całkiem. - Bartek parsknął i rzucił w kolegę poduszką.
-Weź to ze mnie! Jak mam to teraz ściagnąć! Nie mam takich zdolności nożnych jak Zatorski!
-Ogarnij się i śpij... to tylko sen.
-Chciałbym... ale to nie sen, diabeł naprawdę się mną interesuje...
-Szkoda, że nie jakaś porządna dziewczyna.
-Dziewczyna to diabeł...
-Popieprzeniec.
-Kto się przezywa, ten sie tak nazywa!
-Dobra, dobra...
-A pomożesz mi? Bartuś...
-Spaaaaadaj. - mruknął i przykrył się kołdrą.
-Nie mam rąk.

Rano...

-Bartek... ja też chcę iść na śniadanie. - prosił Piotrek.

-To wstawaj, a nie plazujesz sobie! - przyjmujący pociągnął za jego rękę, a ona bezwładnie opadła na ziemię. - O fak! - krzyknął. - Jakie to obrzydliwe!
-To moja ręka debilu! Ona nie żyje!
-Na serio jej nie czujesz?
-Nie, na żarty. - Piotrek wywrócił ślepiami.
-Okej. w nocy też sobie ze mnie żartowałeś? - parsknął. - To idę, bo jestem głodny.
-Bartek!
-Naaara.
-Ja nie mam rąk! Ja chcę siusiu, jeść i pić! Czuję jak krew przepływa w moich żyłach... diabeł oddał moje ręce! Moje piekielne ręce! - zaśmiał się złowieszczo i podniósł prawą dłoń, która jak roślinka opadła na ziemię. - To teraz lewa. - chwycił ją i przerzucił przez całe ciało. Ona opadła na jego tors. - Odzyskałem ręce! - krzyknął na cały hotel, a przechadzający się po korytarzu Zatorski wpadł zajrzeć o co chodzi.
-Paweł, mam ręce! - uściskał kolege z drużyny.
-Ja też, ale nie obściskuję losowych ludzi z tego powodu. - odepchnął Piotrka.
-Nikt nie rozumie mej radości... Agata dałaby mi to zrozumienie. - wymamrotał i poszedł do stołówki. Czuł jeszcze jakiś niedowład, ale nie tak duży jak wtedy. Obydwoje doszli do stołówki.
-I co, Paweł Ci pomógł? - zapytał Bartek.
-Yyy, lol? - skomentował Bartman. - W czym miałby mu pomóc? Jest nieubrany, nieuczesany... śmierdzi. - skrzywił się atakujący.
-Już nie śmierdzi, nie śmierdzi, okej?! - bąknął środkowy i usiadł przy stole.
-Piotruś mi dzisiaj w nocy oznajmił, że nie ma rąk. - dodał uśmiechnięty Bartek.
-Yyy, lol? - skwitował Kubiak. - Chyba polubię ten zwrot. - wyszczerzył kły.
-Że Piotrek nie ma rąk? - zdziwił się Zibi.
-Nie, lol? - Dziku zmarszczył brwi.
-Lol. - wtrącił Guma. Piotrek w tamtym momencie próbował nasypać cukru do swojej herbaty. Uniósł łyżeczkę, lecz cukier na niej nie dotarł do szklanki. Zakończył swą podróż na kolanach Kurka.
-Nie czuję rąk! - powiedział przestraszony Piter.
-A ja czuję Twój smród. - skrzywił się Winiar, po czym wziął łyka swojej kawy. Słychać było tylko brzdęk obijanej łyżeczki od cukru o kubek Winiarskiego. On przerażony nie dość, że cały się oblał, to jeszcze stuknął zębem w szklany kubek. - Ałaa, jedynki już nie mam. - zasłonił usta dłonią.
-O, sorry. Ja nie mam rąk. - dodał wyszczerzony Nowakowski. - I kto ma gorzej? Ja czy Ty?
-Lol. - wtrącił Igła. - Reprezentacja debili.
-Lol? - zdziwił się Zagumny.
-Z wybitym zębem chociaż możesz grać w siatkę! - oburzył się Piotr.
-Ale te tłumy fanek... - zasmucił sie Winiar.
-No w sumie... uśmiechać do zdjęcia to Ty już nie będziesz. - zaśmiał się Bartman.
-A ja w ogóle nie będę grać!
-O jednego debila mniej. - zreasumował Krzysiu.
-Ja idę do Joanny! Ona mi coś zaradzi! - fuknął Cichy.
-Do Joanny? Lol. - zdziwił się Kubiak. - Uwielbiam to słowo! Lol.
-Chodzi Ci o to, że lubisz słowo Joanna, czy co? - zamyślił się Zbyszek.
-Looool! - mruknął Kubiak i wyszedł ze stołówki.
-No. - zakończył Guma.
Po kilku minutach na śniadaniu znalazła się Joasia.
-Pani doktor! - krzyknął Pit bezwładnie machając rękoma. - Nie mam rąk!
-Co? - skrzywiła się. - Co Wy żeście brali?
-Lol, o ćpanie nas posądza! - oburzył się Kurek.
-No! - wtrącił Zagumny.
-Paweł, nie tak ostro. - uspokoił go Ignaczak. - Nie przemęczaj się... powietrza Ci w płucach zabraknie!
Pit nawet się nie obejrzał, a Joanny nie było obok niego.
-Olała moje ręce. - zasmucił się.
-Olała? - zdziwił się Bartman. - Wolę określenie, przestała zwracać na mnie uwagę. Olała źle mi się kojarzy.
-Olała. - wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.

Lotnisko w Brazylii. Normalni siatkarze + Pit z niedowładem. 

-Bartuś... ta walizka jest taka ciężka. - Nowakowski prawie ciągnął się po ziemi.

-Trzeba było tracić ręce?! - parsknął.
-Moja wina?! To diabeł! Belzebub.
Mina i wzrok wszystkich... mogę to opisać jednym słowem. Lol. Wszyscy szli ze swoimi walizkami, ale oczywiście Zator musiał być inny. reklamówki, to chyba dobry argument na jego dziwność. Wszyscy mierzyli go wzrokiem od góry do dołu, a reszta siatkarzy nie przyznawała się do niego, przez co mógł czuć się nieco odrzucony. Tylko Pit dotrzymywał mu towarzystwa, bo on i jego niedowład nie nadążali za resztą.
-Za godzinę mamy samolot! - wrzasnął szczerbaty Winiar.
-O matko... - jęknął Pit i rzucił się na białą sofę.

Agata...

 Jestem na lotnisku i nie zdążyłam na ostatni dzisiejszy samolot. Następny jest jutro. Muszę czekać tutaj sporo godzin. Sporo, to mało powiedziane... postanowiłam, że napiszę chłopakom, iż wyjeżdżam. W końcu kiedyś muszą się dowiedzieć.


Witam. ;-** U mnie wszystko okej, właśnie jestem na lotnisku i wyjeżdżam do Anglii. Widziałam wszystkie mecze, jestem z Was dumna jak cholera! Dziękuję Wam za wszystkie emocje, kocham Was i w ogóle, ale nie będę się rozczulać, bo mi się makijaż rozmaże. Do kiedyś. Kocham Cię i pozdrów wszystkich. ;-**

Tamci z reklamówkami, niedowładem i LOL'owcy...

-Agata wyjeżdża do Anglii... - dało się usłyszeć strapiony głos Kubiaka.
-Co?! Kto wyleczy mój niedowład?! - oburzył się Piter .
-Jak to?! - dołączył się Ignaczak. 
-Normalnie... wyjeżdża. - jęknął. 

Jak to wyjeżdżasz?! Rozmawialiśmy o tym! Na jakim lotnisku jesteś?

Czy to ważne? I tak już wszystko było ustalone...

MÓW NA JAKIM LOTNISKU JESTEŚ!

W Łodzi... proszę Cię, nie rób mi tego i nie przyjeżdżajcie, bilety mam zakupione.

Nie waż się wsiadać na ten samolot! Kiedy go masz?

Za... godzinę.

Agata........................................... nie rób tego.

Aga...

Skłamałam co do godziny lotu, nie chciałam żeby wiedział, że dopiero jutro stąd wylatuję. Wtedy mogło zdarzyć się wszystko, a tak będzie miał w świadomości to, iż już wyleciałam i wszystko skończone. Zła ja.

Kłamiesz, nie ma lotu do Londynu za godzinę, dopiero jutro. ;p

Skąd wiesz?! Z Łodzi są......

Mamy swoje kontakty. To znaczy Pit ma. :D Czekaj na nas!

Kilkanaście godzin potem, lotnisko w Łodzi. 

-Musimy zdążyć, Agata nie może wylecieć bez pożegnania! Szybko! - poganiał wszystkich Pit, który ledwo nadążał za swoimi nogami. Była tylko jedna przeszkoda... obrotowe drzwi. Nic nie jest w stanie tak przeszkodzić siatkarzom jak obrotowe drzwi. Nowakowski sobie poradził, sprytnie i z gracją przekręcił się pomiędzy szybami, lecz z Zatorskim nie było już tak łatwo.
-Cholera jasna! - krzyczał, próbując wyciągnąć swoje reklamówki. - Wcięło je!
-Zator, zablokowałeś cały ruch! - Kubiak próbował wypchać go z przejścia. 
-Pituś, pomóż... - Paweł wystawił ręke w stronę kolegi.
-Lol. - skrzywił się Piotrek i pobiegł w stronę kas. 
-Nie mogę się ruszyć! - Zatorski pchał się we wszystkie strony. Siatkarze także mu w tym pomagali, lecz bezskutecznie. Całkiem śmiesznie musiała wyglądać taka pchająca się grupka, dwumetrowych mężczyzn i ten jeden z reklamówkami, co go wcięło między obrotowe drzwi. A Pituś twardo szedł szukać Agi. 
-Na trzy! - zarządził Dziku. - Raz, dwa, TRZY! - wszyscy chłopcy pchnęli młodego libero, a ten zostawiając swoje "bagaże" w tyle upadł na podłogę.
-Moje skarpetki! - rzucił się na bieliznę, która wypadła z porwanej reklamówki. 
-Kit ze skarpetkami... - mruknął Kubiak i zostawiając swoją walizkę Zibiemu pobiegł za Pitem, który z tym swoim niedowładem niewiele mógł zdziałać. 
-Ty tam, ja tam! - powiedział wskazując kierunek, w którym mają biec. 
-Ale tam jest dużo ludzi... - jęknął Pit, lecz zauważając przeszywające spojrzenie Michała zasalutował i pobiegł we wcześniej wskazaną stronę. 

Czas odlotu samolotu Agaty...

Stałam w kolejce już dobre kilka minut, lecz w końcu nadeszła moja kolej. Podałam bilet pani sprawdzającej, a ta uśmiechnęła się tylko i przepuściła mnie dalej. Ostatni raz rozejrzałam się po całym lotnisku i poszłam do samolotu przez spory korytarz. Przywitałam się z załogą i odnalazłam swoje miejsce. Odłożyłam podręczny bagaż i wygodnie się rozsiadłam. Odetchnęłam, siatkarze nie zdążyli i oszczędzili mi tych smutnych chwil. Choć i tak się rozkleiłam, łzy napłynęły mi do oczu, a ja starałam się je ukryć. Za nakazem pilota zapięłam pasy i czekałam na spokojny odlot w stronę tej szarej, londyńskiej codzienności. 
-Agata Werner? - stewardessa z wyraźnym, brytyjskim akcentem podeszła do mnie i lekko nachyliła się nade mną.

Smutni siatkarze...

-Nie zdążyliśmy... - oznajmił Igła. Kubiak kopnął w ograniczniki, kucnął na ziemi i schował twarz w dłoniach. Bartman lekko poklepał przyjaciela po plecach. 
-Miała poczekać! - Michał przeczesał włosy ręką i ponownie ukrył twarz.
-Może tak dla niej będzie lepiej? - zapytał Zbyszek, a Michał spojrzał na niego zdezorientowany. 
-Pieprzyć to... - uderzył pięścią w podłogę i odpychając wszystkich po drodze ruszył do wyjścia. 
-Ja mam niedowład, a ten mną rzuca! - burknął Piter, za co dostał mukę w ramię od Kurasia. 

___________________________________________________________

Pośmialiście się? :D Mam nadzieję, bo według mnie, to najgłupiej śmieszny rozdział EVER!
Szczególne podziękowania dla Asi. ;-**

Pozdrawiam, Sissi. ♥







wtorek, 25 grudnia 2012

~Rozdział 44~

Dzień minął chłopakom szybko. Głównie odpoczywali i analizowali grę przeciwnika, jakim była Brazylia. Wieczorem, po lekkim obiedzie udali się na godzinny trening, a potem znów poświęcili się obieraniu taktyki na jutrzejszy mecz.
Rano, około godziny 7:30 czas było wstawać.
-Barteek... - Pit próbował dobudzić przyjaciela, lecz bezskutecznie. - Bartek, cholera jasna mać! - zatkał mu nos, przez co siatkarz prawie się udusił.
-Powaliło Cię?! - wrzasnął na cały hotel, w którym tymczasowo przebywali.
-Już myślałem, że nie żyjesz... - środkowy rzucił się na fotel, głęboko oddychając i trzymając się za serce.
-Debil, kretyn, idiota... - mamrotał pod nosem Bartek. - Gdzie moja koszulka!?
-Tam. - Piotrek wskazał miejsce, w którym owa koszulka się znajdowała.
-Na balkonie? - skrzywił się i poszedł po nią.
-Gdybyś Ty wiedział co się z nią działo... - środkowy cichutko westchnął. - Chodź na śniadanie, bo niedługo wyjeżdżamy...
-Noo... - mruknął Bartek i już po chwili schodzili na stołówkę. Wszyscy zaspani, zmęczeni i przybici siedzieli przy stołach, zajadając się wybranymi przez siebie posiłkami. Nie tak miało wyglądać kilka godzin przed meczem z Canarinhos.
-To co powiecie... - zaczął uśmiechnięty od ucha do ucha Zatorski. Wszyscy jak jeden brat wzruszyli ramionami. - No, u mnie tak samo. - odparł młody libero i pochłonął swoje kanapki z prędkością światła.
-Przewiduję wygraną... - Ignaczak powiedział całkowicie bez entuzjazmu.
-Jesteśmy tak przygotowani, że nie ma innej opcji. - Winiarski szeroko ziewnął.
-Kanarki nam nie podskoczą. - wtrącił Zbyszek.
-Chyba że w bloku, ale my ich skutecznie ominiemy. - oznajmił Kurek.
-Siemaanoo... - na jadalnię wszedł Kubiak. Oczy jak szparki, koszulka ubrana na lewą stronę, włosy potargane... co się z nimi działo.
-Masz źle ubraną koszulkę... - zganił go Bartman. On spojrzał w dół i machnął ręką. Poszedł po posiłek, lecz miał z tym małe problemy, gdyż panie nie rozumiały zbyt dobrze po angielsku. Komunikacja niewerbalna musiała tutaj dać o sobie znać.
-Jak Wy dostaliście te śniadanie? - burknął Dziku siadając przy stole z jedną kromką ciemnego chleba.
-Normalnie. - odrzekł Pit. - Powiedziałem jej poproszę cztery kromki jasnego chleba i już. - wzruszył ramionami.
-Po angielsku?
-Nie, po portugalsku.
Wszyscy spojrzeli na niego jak na idiotę. Ale Pituś przecież nie jest idiotą!
-Skąd znasz portugalski?! - wrzasnął Kubiak.
-Bywało się tu i tam... - wyszczerzył się środkowy i wgryzł się w pieczywo.
-Załatwisz mi jeszcze z trzy takie kanapki? - poprosił przyjmujący.
-Pięć złoty.
-Oszalałeś!?
-Siedem.
-Trzy... - uniósł brew.
-Pięć. - Piotrek na złość koledze specjalnie delektował się swoją kanapką.
-Trzy pięćdziesiąt.
-Misiek nie targuj się z nim, bo źle na tym wyjdziesz! - wciął się Paweł.
-Trzy czterdzieści cztery moje ostatnie słowo.
-A może być trzy czterdzieści pięć? Od razu zaokrąglimy... - z Piotrka robi się mały negocjator, a Michał pokiwał przecząco głową. - Sknera. - mruknął pod nosem i poszedł w kierunku okienka, gdzie wydawane były posiłki. Powiedział coś, co przypominało plątaninę chińskiego, niemieckiego, angielskiego, hiszpańskiego i grenlandzkiego...
-Masz. - postawił przed Michałem talerz z chlebem i wystawił rękę w celu odebrania wcześniej obiecanych pieniędzy.
-Potem, potem... - wyszczerzył się i od razu zabrał się za przygotowywanie sobie śniadania.
-Już widzę to "potem"... - środkowy wywrócił oczami i usiadł na swoim miejscu.
-Panowie, zaraz jedziemy! Proszę się powoli zbierać... - na stołówkę wszedł doktor Sokal w towarzystwie doktor Joanny. Siaktarze zmarszczyli brwi i parsknęli pod nosem. Oni dopiero zaczęli jeść, a już muszą jechać...

Agata...

Wieczorem jest mecz. Koniecznie muszę zarezerwować sobie telewizor, bo jak tata się usadowi, to żadne siły Boskie nie pomogą. Sobotni dzień, więc wszyscy mieli wolne. Od samego rana nie mogłam usiedzieć w miejscu, dlatego cały dom wysprzątany był na błysk!
-Agatko, ale sprzątanie łazienki należy do Filipka... - moja mama zajrzała do pomieszczenia.
-Choć raz mu ulżę. - uśmiechnęłam się. - I tak nie mam co robić...
Anna pokiwała głową i wróciła do swoich obowiązków. Gdy łazienka także już była nieskazitelnie czysta, postanowiłam, że choć trochę odpocznę. Położyłam się u siebie na łóżku i włożyłam słuchawki do uszu. Wtedy przyszedł SMS od Michała.

Wiem, że stresujesz się bardziej niż my, ale spokojnie. :D Właśnie jedziemy na halę, wyczekuj nas w tv, mamy dla Ciebie niespodziankę. ;-*******

Ja się stresuję? Wcale. ;p Nie lubię niespodzianek..... ;ccc

Ale tą polubisz. ; *

Trzymam za słowo. :D Pozdrów wszystkich. ;-****

Wróciłam do zatapiania się w muzyce, a nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się około 17. Gdy zobaczyłam tę godzinę zerwałam się z łóżka i od razu pobiegłam na dół, aby zając telewizor. Do meczu było jeszcze conajmniej pół godziny, ale lubiłam oglądać studio, być może akurat wyłapię jakieś nasze złotko. 

Co u naszych przystojnych, utalentowanych, zabawnych, silnych, inteligentnych, charyzmatycznych, mądrych siatkarzy i Pita? Nieee no, Pituś też jest utalentowany, zabawny itd. itp. 

-No i oczywiście ktoś mi ukradł skarpetki! - Winiar darł się na całą szatnię w poszukiwaniu okrycia jego długich stóp. 
-No jasne, bo nie mam z czego zupy ugotować. - Bartman wyszczerzył się niemiłosiernie. Mina wszystkich wyglądała mniej więcej jak "yyy, lol?". Siatkarze w tamtym momencie usłyszeli ciche pukanie do drzwi. 
-Proszzz... - mruknął Ignaczak, a do przebieralni weszła speszona Asia.
-Przepraszam, czy wiecie może gdzie znajdę doktora Sokala? - zapytała niewinnie.
-Z trenerami gdzieś... to może na hali. - Igła wzruszył ramionami. 
-Dziękuję Wam bardzo i życzę powodzenia. - uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia. 
-Ale lizuuus... - syknął Zibi. 
-No, totalnie. - poparł go Nowakowski. - Myśli, że tym zdobędzie naszą sympatię. Ale nie będzie tak łatwo! - zmrużył oczy i zacisnął wargi.
-Wiecie co... ja mam wrażenie, że ona jest... - zaczął Kubiak, lecz przerwał mu trener Anastasi.
-Chłopcy, na salę. - zagonił swoich podopiecznych. - I dajcie z siebie wszystko! Pamiętajcie, że Agata na pewno siedzi przed telewizorem. - zaśmiał się, a dla nich to była wystarczająca motywacja. Wkroczyli na boisko, a na trybunach jak zwykle bardziej polsko, niż brazylijsko. Biało-czerwone flagi powiewały w górze, a ludzie skandowali. Po krótkiej rozgrzewce nadszedł czas na przedstawienie obu drużyn. Odśpiewano hymn obu państw i powitano kapitanów. Chwilę potem zaczął się pierwszy set.

Agata siedząca przed telewizorem razem z rodziną, która w tym momencie myśli sobie, że tyle emocji nawet grzybobranie nie dostarcza....

-Zbyszek, no ataaaakuuuj! - darłam się, skacząc przed telewizorem. - Nie w blok, nie kurde w środek bloku!

-Agatko... - Ania próbowała mnie uspokoić, ale te przeżycia nie dawały mi spokojnie usiedzieć.
-Nie Agatkuj! Oni muszą wygrać, a nie na auty atakować! No gdzieee Wy ten blok stawiacie!
Do pierwszej przerwy technicznej Polacy przegrywali 8:6. Kamera krążyła wśród siatkarzy, a ja żałowałam, że w tej chwili nie ma mnie z nimi. Trener Anastasi dawał im ogólne wskazówki, a Gardini wziął Zibiego na prywatną pogawędkę. O czym oni mogli gadać, bo przecież na pewno nie o siatkówce... Zmotywowani wrócili na boisko. Widać było te stłumione emocje w ciele Pita i ten błysk w oku Igły... ta chęć wygrania. No to skupcie się i grajcie! Po kapitalnym przyjęciu Igły i wystawie Zagumnego można było wykonać atak, który przypadł Kurkowi i zdobyliśmy 7 punkt. Potem byli jak w transie, atak za atakiem, kiwka za kiwką, punkt za punktem. Do drugiej przerwy technicznej, jak i po niej nasi już do końca prowadzili. Pierwszego seta wygraliśmy z ogromną przewagą 25:18.
-To ja idę do toalety... - rzuciłam, gdy zaczęły się reklamy i pognałam w stronę łazienki. Po kilku minutach byłam z powrotem w salonie.
-Czemu Kurek nie gra?! - wrzasnęłam na cały Bełchatów. - A, Misiek jest, okej. - uspokoiłam się i choć na chwilę usiadłam na kanapie, wypijając tacie trochę piwa.
-Hej, hej, hej! - obruszył się i zabrał mi kufel spod nosa.
-Piankę tylko... - wyszczerzyłam się i powróciłam do skakania przed ekranem.

POLSKAAA, BIAŁO-CZERWONI!

 -Ten puuuuchaaar jest nasz, ten puuuchar do nas należy! Weźmiemy do domu, nie damy nikomu, ten puuuchar nam się należy! - darł się Piotrek po wygranym meczu, z końcowym wynikiem 3:1.

-Pituś, my nie dostaniemy pucharu. - Ignaczak poklepał kolegę z drużyny po plecach.
-A medal chociaż? - jęknął. Wszyscy wzruszyli ramionami.
-Ejj, to teraz pokazujemy się gdzie się da, bo jakieś kamery muszą nas wychwycić... - Zbyszek obrał pewną strategię.
-Polsat! - wskazał Ignaczak i wszyscy niby przypadkiem przewinęli się przed kamerą.
-Krzysiu, Krzysiu! - zawołał dziennikarz ze stacji telewizyjnej, a libero w mgnieniu oka stał już przed obiektywem. - Kolejny wygrany mecz z Canarinhos, jak się z tym czujecie?
-A jak możemy się czuć?! Zajebiście! - wrzasnął do mikrofonu, a wyraźnie speszony reporter zabrał mu go i odszedł w przeciwnym kierunku. Brak zrozumienia!

W tym samym czasie, uradowana Agata...

-Krzysiek! To z nim siedziałam na drzewie! - pokazywałam na telewizor, ale oczywiście rodzice nie rozumieli moich emocji. Następnie przed kamerą stanął Pit.
-Piotrek Nowakowski, moim zdaniem najlepszy środkowy tego meczu - recytował dziennikarz. - Jak czujecie się po wygranym meczu z Brazylijczykami? Jest radość?! - próbował przekrzyczeć drących się polskich siatkarzy.
-Pana zdaniem, to ja mogę być raczej kim chcę. - wyszczerzył się. - No wygrana wiadomo, że cieszy, jesteśmy szczęśliwi, lecz martwi nas jeden fakt... - odepchnął mężczyznę prowadzącego z nim wywiad, przejął mikrofon i przywołał chłopaków. - Agata, wiemy, że oglądasz, dlatego wróć do nas! - wydarli się wszyscy, a mi oczy naszły łzami.
-Uuu, Agata. Który jest Twój? - zawyła Anna, a tata popatrzył się na nas zdezorientowany.
-Ten z trzynastką. - wyszczerzyłam się. Już chciałam podbiec do tego telewizora i wszystkich po kolei wycałować.
-Agata, skurcz w udzie! - Zibi krzyczał do piankowego patyczka.
-Agata, nie mam z kim grać w pokera! - dołączył się do niego Winiar.
-Agata, trener chce nam zrobić kilkugodzinne treningi, kto ma mu powiedzieć, że męczą nas korzonki?! - wtrącił Kurek, a ja już całkiem się rozkleiłam.
-Ja... - powiedziałam prawie nieusłyszalnie i wytarłam policzki.
-Aga, kocham Cię! - Kubiak już całkiem zdarł sobie gardło i słychać było tylko chrypę.
-Ja Ciebie też... - odparłam znów najcichszym głosem wszechczasów.
-Ten puuuchar jest jeej, ten puchar do niej należy! Weźmie do domu, nie odda nikomu, ten puuchar się jej należy! - śpiewał Piter na cały głos.
-Piter, ale my nie mamy pucharu... - skwitował go Guma. - A tak w ogóle, Agata lubię Cię! - wtedy moje oczy wyszły z orbit.
-No to Agata zdobyła wśród naszych siatkarzy wielką sympatię. - dziennikarz wyrwał mikrofon po długiej walce i odszedł kawałek. - Jeszcze raz gratulujemy i oddaję głos do studia... - powiedział i ujęcie zmieniło się na to studyjne.
-No, no, noo... - Cezary pokiwał z uznaniem głową. - Mamy sławną córkę. - zaśmiał się.
-Nie masz innego wyjścia, musisz do nich wrócić. - Ania wzruszyła ramionami.
-Ale... nie ma szans. - dodałam i poszłam do siebie. Położyłam się na łóżku i zaczęłam szlochać. Oni mnie naprawdę polubili, a pomyśleć, że na początku w ogóle nie chciałam z nimi przebywać...

Awanturnicy, którzy dla Agaty nawet pobiją dziennikarza z paszportem Polsatu...

-Oni już chyba nie będą chcieli prowadzić z nami wywiadów. - zaśmiał się Bartman, gdy wszyscy kierowali się do szatni. 

-Przynajmniej będzie spokój. - Kurek wzruszył ramionami i wtargnął do szatni, co uczynili także pozostali siatkarze. Nagle ni stąd ni zowąd drzwi od szatni otworzyły się. Z racji tego, że chłopcy myśleli, iż to trener przebierali się nadal, a tu niespodziaanka...
-Gratulacje! - Joanna wyskoczyła na środek pomieszczenia.
-Puka się! - Piter wydarł się na całą halę. - W bokserkach jestem! - wskazał na swoje półnagie ciało poniżej pasa.
-Przepraszam... - wywróciła oczami i wróciła z powrotem.
-Boże, jaka ta młodzież niewychowana. - Zagumny westchnął i ściągnął koszulkę.
-Chłopcy! - do pomieszczenia wtargnął doktor Sokal.
-No seerio... - jęknął Nowakowski ściągający skarpetki. - Teraz już całkiem nagi się czuję!
-Prosiłem Was, abyście zachowali trochę kultury co do Joanny... - zganił siatkarzy.
-Kultury?! - parsknął Zbyszek. - To ona wparowuje tutaj bez pukania!
-Musicie się pogodzić, że Agaty już nie ma i nie będzie! Z tą telewizją, to też odwaliliście manianę!
-Ale niech pan z nas zejdzie! - wciął się Kubiak. - Zachowuje się pan, jakby ta cała i niewyrobiona Górska, to była pana córka!
Sokal wyraźnie się speszył i spuścił głowę.
-Uważaj na słowa Kubiak. - zacisnął zęby i wyszedł z przebieralni trzaskając drzwiami.
-To żeś dowalił do pieca... - stwierdził Piter, a w szatni panowała już cisza do samego wyjścia do hotelu.

_________________________________________________________

HO, HO, HO! Udało mi się dotrzeć. ;-)
Jak tam święta? Prezenty udane? :D U mnie bardzo. ;-)
Nie przejedliście się? Mam nadzieję, że nie.
Pozdrawiam, Sissi. ♥




sobota, 22 grudnia 2012

~Rozdział 43~

Agata...

Dzień minął mi na odnajdywaniu starych pamiątek za czasów gimnazjum i liceum. Klasowe zdjęcia, kartkówki z matematyki albo malutkie liściki rzucane przez całą klasę. Na sam ich widok, aż buzia mi się uśmiechała. Potem szybko posprzątałam i poszłam pod prysznic. Kąpałam się długo,a w głowie cały czas miałam tę spalską kabinę i wyobrażałam sobie, że zaraz wpadnie tutaj Michał... paranoja. Ubrałam się w pidżamę i poszłam pożegnać się z mamą. Taty jeszcze nie było. 

-Już idziesz spać? - zapytała.
-Tak, jestem zmęczona po tej podróży i w ogóle... - przetarłam dłonią twarz.
-Dobrze, rozumiem. - uśmiechnęła się lekko i pocałowała mnie w policzek. Także odwzajemniłam gest i poszłam do siebie. Zaścieliłam łóżko i weszłam pod kołdrę. Zamknęłam powieki i głęboko westchnęłam. Chłopcy na pewno są teraz gdzieś nad oceanem...

Co tam u światowych bywalców?

-Zdecydowanie za mało miejsca... - jęczał Piter, gdy siatkarze już zajęli swoje miejsca w samolocie. 

-Co Ty nie powiesz... - Możdżonek zmrużył oczy. Nie dość, że przed sobą miał chyba kilka centymetrów miejsca, to obok siedział dosyć otyły pan, zajmujący całą przestrzeń.
-Ile jeeeszcze... - wzdychał Winiarski.
-Raczej jesteśmy bliżej celu, niż dalej... - odparł Ignaczak.
-No, dużo mi to mówi. - przyjmujący wywrócił oczami.
-Ja chcę na spalskie łóżeczko... - Pit kręcił się na siedzeniu, nie móc znaleźć odpowiedniej pozycji.
-Ja tam bym chciał na domowe łóżeczko... - wtrącił Kurek. - Pachnąca pościel, mięciutki materac, wywietrzony pokój. - rozmarzył się.
-Wywietrzony pokój. - parsknął Igła. - Albo pachnąca pościel... proszę Cię! Tam gdzie przebywasz nigdy nie może być świeżo i pachnąco...
-Też Cię lubię. - Bartek sztucznie się uśmiechnął.
-Przepraszam, który z panów to Paweł Zagumny? - wcięła się Joanna. Ona chyba naprawdę pochodzi z innej planety! Siatkarze wybałuszyli oczy. Jak można nie znać żywej legendy tego sportu?! I don't wanna live on this planet anymore... Rozgrywający wskazał na siebie bez jakiegokolwiek słowa. Górska zmierzyła go wzrokiem i powróciła do wypełniania swoich kartotek, które dostarczył jej Sokal. Przynajmniej nie udzielała się w rozmowach... Siatkarze pokiwali z niedowierzaniem głowami.
-Dobra, wyłączam się. - oznajmił Kubiak i włożył słuchawki do uszu, po czym wygodnie rozłożył na siedzeniu.
-Dobry pomysł. - stwierdził Bartman i powtórzył jego czynność. Po chwili cała "business class" już spała. Oprócz Pita, który narzekał na klaustrofobiczne warunki, więc tylko podkurczył nogi i podziwiał chmurki za oknem, co chwila spoglądając na chłopaków, czy aby na pewno wszyscy śpią.
Gdy byli już na ziemi brazylijskiej i przymierzali się do lądowania Kurek zaczął panikować i nie mógł się opanować, zatem wszyscy go olali, bo byli już to tego przyzwyczajeni. W spokoju spakowali swoje podręczne bagaże i zapięli pasy. Po kilkunastu minutach byli już na lądzie.
-Ziemia! - Bartek rzucił się na podłogę, a zawstydzeni siatkarze uderzyli się w czoło próbując podnieść siatkarza.
-Bartek... Bartuś. - Cichy próbował jakoś ogarnąć kolegę, lecz gdy zauważył, że całe lotnisko patrzy na nich, przestał się do niego przyznawać. Wzruszył ramionami i poszedł, a reszta zrobiła tak samo.
-Napisałbym do Agi, ale chyba śpi... - westchnął Dziku.
-Co tam, przynajmniej będzie miała dłuższy dzień jak się teraz obudzi. - Winiar wzruszył ramionami.
-W sumie... - przyjmujący zamyślił się i po chwili zabrał się za pisanie wiadomości.

Agata, godz. 14. Tamci chyba zapomnieli o zmianie strefy czasowej, ale niech myślą, że są źli i budzą ludzi w środku nocy! 

Gdy pomagałam mamie przy obiedzie usłyszałam dźwięk telefonu. Wytarłam ręce w białą ściereczkę i chwyciłam go. 



Przepraszam jak Cię obudziłem, ale to tamci kazali mi napisać. :D Dolecieliśmy do Brazylii. Jak Pit mówił, gorąco, duszno i parno. Mecz gramy jutro, także kibicuj! : ) Co u Ciebie? Tęsknisz? 
Pozdrawiamy. ;-**  ZABIERZ OD NAS TĘ AŚKĘ!

Jaką Aśkę?! Po chwili przyszedł drugi SMS.

Bartman ukradł mi telefon. Wszystko pod kontrolą, kocham Cię. ;-**

Jaka Aśka? o.O A obudziliście mnie panowie, tak. O 14. ;-)) Pilnujcię się, żadnych Brazylijek do Polski nie ściągać! Kibicować na pewno będę, a tęsknię jak cholera. :C 
Pozdrów wszystkich. ;* 

Jeszcze raz przeczytałam pierwszą wiadomość. Kim jest ta cała Aśka? 

Zbyszkowi coś się śniło... za dużo paluszków na noc. ;-) Dziękują za pozdro. :D

Nie odpisałam już, musiałam się pilnować, żeby rachunek nie przyszedł zbyt duży. Wróciłam do mamy, która praktycznie już sama dokończyła przyrządzanie posiłku. Po chwili przyszedł także tata. Wczoraj nie miałam okazji się z nim przywitać, więc zrobiłam to teraz. Wróciliśmy do kuchni i wspólnie usiedliśmy przy stole. Opowiedziałam jeszcze raz o przygodach w Spale, ale nie już tak szczegółowo. Potem zeszliśmy na temat mojej przyszłości, w sensie gdzie mam zamiar przebywać. Wywnioskowałam, że wrócę do Anglii. W przyszłym tygodniu zabukuję bilety i wylatuję, bo w Bełchatowie nie ma odpowiedniej pracy dla mnie. Rodzice próbowali odwlec mnie od tego pomysłu, ale ja wszystko sobie dokładnie przemyślałam. Wyjeżdżam z powrotem. Od tamtej pory przy stole zrobiło się dziwnie cicho, nikt już z nikim nie gadał, dopóki nie przyszedł Filip i nie zaczął nawijać o jego nowo nauczonych trikach na deskorolce. Gdy skończyliśmy spożywanie obiadu, pozmywałam i posprzątałam kuchnię, aby choć trochę odciążyć mamę. Ona w tym czasie zasnęła przed telewizorem, więc delikatnie pocałowałam ją w policzek i przykryłam kocem, a ojciec siedział przed komputerem, bo jak zwykle przyniósł sobie pracę do domu. Lekko się do niego uśmiechnęłam i poszłam do pokoju Filipa.
-Młody, a Ty nie masz lekcji? - uchyliłam drzwi.
-Sobota jest. - mruknął i dalej kontynuował swoje gierki na komputerze. Wywróciłam oczami i wróciłam do siebie. Znów nie miałam co robić. Włączyłam swój komputer i odczekałam chwilę zanim się włączył. 

Brazylijski hotel i Polscy siatkarze...

-Wiesz, że teraz Agata może nas zabić? - powiedział Dziku zwracając się do Zbyszka.
-I tak by się dowiedziała. - siatkarz wzruszył ramionami. 
-Nie koniecznie. - Michał posłał mu wymuszony uśmiech. - Masz pożyczyć ochraniacz? - przyjmujący wyjął wszystko z walizki, ale tego jednego ochraniacza na kolano brak.
-Tak, bo zawsze noszę ze sobą trzy ochraniacze. - atakakujący wywrócił oczami. 
-To daj mi. - wyszczerzył się, a Zbyszek rzucił w niego jakąś getrą. - Chodziło mi o ochraniacz, nie o rajstopę. - skrzywił się.
-Nie marudź!
-Właśnie marudzę, bo w ochraniaczach czuję się bezpieczniej... jak sobie coś nie daj Bóg zrobię, to po mojej karierze, bo ta brunetka, to... - westchnął.
-Rozumiem Twój ból. - Zibi poklepał przyjaciela po plecach. - Dlatego zakładaj getrę!
Dzik uniósł brew i posłusznie naciągnął ją na kolano. 
-Stylowo. - ukazał rząd swoich białych zębów. 
-Uważaj, bo się w Tobie zakocham. - atakujący pokiwał głową, a Misiek wybałuszył oczy. 
-To ja spadam. - oznajmił, a po chwili już nie było go w pokoju.
-Szukam sznurówek! - dało się słyszeć na korytarzu. Ach ten Piotruś, nawet sznurówek w butach nie ma...
-Opchnąć Ci za zeta? - Zatorski lekko wynurzył się z pokoju.
-Pięćdziesiąt groszy. - założył ręce na torsie.
-Siedemdziesiąt. - Zatorski powtórzył jego czynność.
-Sześćdziesiąt. - środkowy zmrużył oczy.
-Sześćdziesiąt pięć. - Zatorski także to zrobił. 
-Sześćdziesiąt dwa?
-Sześćdziesiąt trzy. 
-Umowa stoi. - podali sobie dłonie, a już po chwili Piotruś miał swoje sznurowadełka za sześćdziesiąt trzy grosze. 

_____________________________________________________

Te świąteczne porządki totalnie mnie wykańczają! : o 
Ale czas na rozdział jakoś znalazłam... może pojawi się jeszcze tutaj, ale to się okaże. ;-)
Pozdrawiam, Sissi. ♥






wtorek, 18 grudnia 2012

~Rozdział 42~

Gdy pani spikerka zapowiedziała już lot do Paryża, siatkarze chwycili swoje torby i pognali do wyznaczonego miejsca, aby dokonać odprawy. Joanna wstając z kanapy poprawiła swój wygląd w podręcznym lusterku, rozdzieliła posklejane rzęsy paznokciem i z pełnią wyrafinowania złapała rączkę walizki, po czym pobiegła za chłopakami.
-Agata od razu poczułaby do niej niechęć... - zaśmiał się Zbyszek.
-Ona w ogóle czuje do wszystkich dziewczyn niechęć. - skrzywił się Pit i dał bilet uśmiechniętej pani. Po sprawdzeniu walizek weszli na pokład samolotu, a Górska miała nie lada problem z wniesieniem tam swojego bagażu. Co najzabawniejsze, żaden z siatkarzy nie garnął się do tego, aby nowej lekarce pomóc, przez co dostali burę od doktora Sokala. Wywnioskowali w ten sposób, że jest ona jego ulubienicą, a oni jeszcze bardziej ją znienawidzili.

Wróćmy do Agaty i jej rozterek...

Na biurku stał jeszcze mój stary komputer, który pamiętał czasy pierwszej komunii. Wcisnęłam przycisk uruchamiający go i po kilku minutach w końcu pojawiło się logo "Windows'a". Wywróciłam oczami i chwyciłam telefon. Chciałam napisać do Michała, ale nie byłam pewna, czy już nie wylecieli, więc może mieć wyłączoną komórkę, a ja tylko stracę pieniądze. Minęło sporo czasu zanim ten złom włączył się całkowicie. Kliknęłam na ikonkę przeglądarki internetowej i oczywiście znowu musiało upłynąć pięć godzin. Od razu włączyłam Facebook'a. Pełno powiadomień i wiadomości, bo przecież nie wchodziłam tutaj od bardzo dawna. Większość to zaproszenia do gier czy tego typu rzeczy, Było też kilka zaproszeń do znajomych, między innymi od Pita, Zbyszka i Bartka. Mieli ukryte konta, do których zapraszać mogą tylko oni. No duma aż mnie rozpierała! Polubiłam kilka ich zdjęć i całkowicie opuściłam portal. Przeniosłam się na telewizor. Włączyłam go i rozłożyłam się na łóżku, a po chwili przyszła wiadomość SMS.


Aga, ratuj, mam już dość, a to dopiero początek podróży, chcę do Spały i grać w karty. :C
Kocham Cię. ;-*

Na sam widok tego SMS'a buzia sama mi się uśmiechnęła.

Dacie radę! I macie to wygrać! :D Poza tym ja mam gorzej, bo w pokoju mam szesnastowieczny komputer, który ledwo działa. -.-' Pozdrów chłopaków i ja też Cię kocham. ; ****

A może teraz trochę siatkarzy? ;>

-Serio... - mruknął Pit, gdy zauważył, że obok rozsiada się Asia. Uderzył się w czoło i rzucił porozumiewawcze spojrzenia wszystkim pozostałym kolegom. 
-Winiar, ale to ja tutaj siedzę... - oznajmił Zatorski, gdy wszedł na pokład.
-Udowodnisz mi to? - fuknął przyjmujący.
-Tak, mam bilet. - Paweł podsunął mu świstek papieru pod nos.
-E tam, bilety kłamią. - Michał wyszczerzył się.
-Ale to ja chcę siedzieć przy oknie! 
-Ja też!
-Nie drzeć mordy! - obruszył się Ignaczak. - Jak dzieci... - pokiwał głową. 
-No, dorosły się odezwał. - Zati wywrócił oczami i rzucił się na nieswoje miejsce.
-Macie pozdrowienia od Agaty... - powiedział Kubiak, a pozostali siatkarze odpowiedzieli jednym chórem. 
-Kto to jest Agata? - zapytała szeptem Joanna. Piotrek zmierzył ją wzrokiem, jakby pochodziła z innej planety. Chociaż, nie wszystko wykluczone. Po części tak właśnie wyglądała, a szczególnie dla Pita. On nie lubi ludzi z innych planet. Woli tych z Ziemii. 
-Właśnie zajmujesz jej miejsce. - zmrużył oczy. Górska szeroko otworzyła oczy.
-A-ale j-jak to... przecież ja na bilecie mam napisane 25D. - jeszcze raz spojrzała na bilet.
-Nie w samolocie, w sztabie. - sztucznie się uśmiechnął i zaraz po tym odwrócił głowę w inną stronę. Joasia nie wiedząc o co chodzi wzruszyła ramionami i znów skontrolowała swój wygląd. 
-Agata pisze, że bardzo za nami tęskni... - znów wtrącił Dzik.
-Napisz, że my za nią też. - odparł Nowakowski przyglądając się nowej lekarce, a ona wyraźnie się speszyła. 
-Kto teraz będzie ogrywał mnie w pokera... - westchnął Winiarski.
-Przepraszam, pani doktor. - Bartman wyraźnie zaakcentował to ostatnie słowo. - Czy posiada pani odpowiednie wykształcenie do wykonywania tego zawodu? - odkaszlnął, a chłopcy wybuchnęli śmiechem.
-Tak, owszem. Skończyłam Warszawski Uniwersytet Medyczny na kierunku ortopedii, byłam asystentką najlepszego ortopedy w stolicy oraz pracowałam jako...
-Ale pani chyba nie zrozumiała mojego pytania... - Bartman uniósł jedną brew. - Pytałem się tylko, czy ma pani wykształcenie, nie o to gdzie je pani nabywała. - mrugnął okiem, a siatkarze chichotali pod nosem.
-Tak mam wykształcenie i to duże... - bąknęła.
-O taką odpowiedź mi chodziło. - wyszczerzył się, a Joanna parsknęła po cichu. W ten o to sposób straciła już jakąkolwiek szansę na to, żeby siatkarze pałali do niej choćby najmniejszą sympatią.

Polska, Bełchatów, województwo łódzkie... współrzędne geograficzne też mam podawać?

-Rozmowy w toku... - chlipnęłam pod nosem. O razu przypomniał mi się Guma i jego "nie trzaskać drzwiami, bo mi telewizor przerywa!". Ehh, te wspomnienia. Przełączałam z programu na program, szukając jakiegoś ciekawego... czegoś, ale nic nie było. 

-Siema... - do pokoju wparował Filip.
-No cześć bracie. - uśmiechnęłam się i usiadłam na brzegu łóżka. Wzrok chłopaka od razu przeniósł się na zdjęcie siatkarzy na stoliku nocnym.
-Oszalałaś? - prychnął.
-Może trochę... - wzruszyłam ramionami. - Ale nie ma coo, fajnie przywitałeś starszą siostrę.
-A co mam skakać z radości? - wywrócił ślepiami.
-Wystarczyłoby "cześć Aga, miło, że w końcu do nas wróciłaś". - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Dobre masz mniemanie o sobie. - wystawił język w moim kierunku, a ja uderzyłam go w ramię. - Lepiej mi powiedz, czy mi coś kupiłaś. - wyszczerzył się.
-Tobie? - wybuchnęłam śmiechem.
-No przecież jestem Twoim młodszym braciszkiem.. - zrobił smutną minę.
-Za te Twoje wygłupy do kopalni Cię trzeba wysłać, a nie prezenty kupować!
-Jaa, jakbym z matką gadał. - uderzył się w czoło. - Zejdźcie ze mnie, okej?
-Filip, ale...
-Nie chce mi się o tym gadać, nara. - rzucił i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Nikt nie umie do niego dotrzeć, a nawet nie można tego tłumaczyć trudnym wiekiem. W tamtym momencie byłam świadkiem kolejnej kłótni pomiędzy Filipem, a mamą. To już chyba jest na porządku dziennym. Nie dziwię się, jeśli tata przesiaduje całe dnie w pracy, Filip wagaruje i szlaja się po osiedlu z nieciekawym towarzystwem, a Anna robi co tylko może, aby ten dom był jak najbardziej rodzinny i przytulny, co staje się coraz trudniejsze. Uciekłam od tego wyjeżdżając do Anglii, lecz w ten sposób w ogóle nie pomogłam ani sobie, a ni mojej rodzinie. Może powinnam już tutaj zostać?

Naburmuszeni siatkarze dotarli do Paryża. Dupa ryża? Nie dupa ryża, tylko do Paryża! 

-Pomógłbym Ci, ale rozumiesz, że też mam swoje bagaże... - powiedział Kuraś wymijając Joasię, a ona posłała mu jakże przecudowny i sztuczny uśmiech. Namęczyła się co nie miara, ale udało jej się dotrzeć do celu, jakim były śnieżnobiałe, paryskie sofy. Siatkarze znów się rozłożyli. Niektórzy próbowali usnąć, kolejni grzebali w telefonach, a Bartek szperał w laptopie. 

-Michał, mogę Cię na chwilę prosić? - do Dzika podszedł doktor Sokal.
-Tak, jasne, pewnie. - Kubiak posłał kolegom zdziwione spojrzenie i poszedł za mężczyzną.
-Słuchaj... ja wiem, że jest Wam ciężko po tym jak rozstaliście się z Agatą, ale sam wiesz jaka jest sytuacja... zastąpi ją Asia i proszę Was, abyście okazali jej trochę chociażby szacunku.
-Ale my ją szanujemy przecież... - Misiek zmarszczył brew.
-Wiesz o co mi chodzi...
-No właśnie nie. - założył ręce na torsie.
-Nie musicie jej kochać, ale zamieńcie z nią przynajmniej kilka słów, a od razu będzie jej przyjemniej.
-Ona sama nie robi nic w tym kierunku, żebyśmy ją polubili... - parsknął.
-Michał. - pan Jan westchnął głośno.
-No... - bąknął siatkarz.
-Umowa stoi?
-Może... - Dziku wzruszył ramionami i wrócił do reszty siatkarzy.

___________________________________________________________________

Wiecie kto obchodzi dzisiaj urodziny? :D Nasz kochany filozof! ♥♥♥

Wszystkiego najlepszego misiaczku!



Ojj nie zawstydzajcie mnie, bo aż się schowam za Jarskim........



Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje naam. Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje naam! 
Jakby to powiedział Igła: "No Pituś, czas trumienkę strugać!" :D Ale nie, nie, nieeeeee Pituś niech nam gra jak najdłużej i aby go żadne kontuzje nie męczyły!
_______________________________________________________
Jeszcze tylko jutro i czwartek. Damy radę! No my nie damy? ;> :D
Pozdrawiam, Sissi. ♥










poniedziałek, 17 grudnia 2012

~Rozdział 41~

-Agatko, obiad! - krzyknęła moja mama z kuchni. Nie miałam apetytu, ale nie chciałam jej robić przykrości. Wypakowałam swój bagaż na łóżko i uśmiechałam się do biało-czerwonej koszulki z cyferką 8. Przejechałam po niej ręką i starannie odwiesiłam na wieszaku. Sprośny strój czym prędzej wpakowałam do kartonu, który wsunęłam pod łóżko. Zdjęcie z reprezentacją ustawiłam na stoliku koło łóżka i aż mi się łezka w oku zakręciła. Poszłam do łazienki, przemyłam twarz wodą i zeszłam na dół.
-A jednak pulpety... - usiadłam przy stole, a na widok mięsnych kulek przypomniał mi się Piter. - Myślałam, że będzie kurczak.
-Z kurczaka zrobię roladę. - odparła Ania. - No, nakładaj sobie i opowiadaj. - usiadła na przeciwko mnie i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
-Co mam opowiadać... - wzruszyłam ramionami. Naprawdę nie wiedziałam od czego mam zacząć. Codziennie coś się działo! - Chłopcy są świetni i wspaniale mi się z nimi pracowało... - wzięłam kęs pulpeta do ust.
-Tak? Nie gwiazdorzyli? - prychnęła.
-Nie, nie gwiazdorzyli. Naprawdę super faceci. - uśmiechnęłam się.
-Spodobał Ci się któryś? - Ania wyszczerzyła się.
-Mamo. - spojrzałam na rodzicielkę spod byka. Nie chciałam mówić jej o Michale, bo nie jestem pewna jak to wszystko będzie wyglądało. Jakby co, to jestem przygotowana na najgorsze...
-Co mamo, co mamo?! Przecież siatkarze są przystojni...
-Nie powiedziałam, że nie. - uniosłam brew. - Ale ja tam byłam, aby pracować, a nie rozglądać się za mężem. - tak, tak Agatko. Wmawiaj sobie...
-Widziałam Cię w telewizji...
-No, zdarzyło mi się tam trafić.
-Nic z Ciebie nie wyciągnę?! - Anna zaśmiała się ponownie. Odetchnęłam.
-Chcesz wiedzieć wszystko ze szczegółami!? - wywróciłam oczami.
-Owszem...

A tymczasem u filozofów, podrywaczy i małych ciap........

-Kto zajumał mi bilet?! - Piter wydzierał się na całe lotnisko w poszukiwaniu biletu na samolot do Paryża.

-Nie masz go w kieszeni? - odparł znudzony Krzysiek.
-No taki głupi to ja nie jes... o, jest. - środkowy wyszczerzył się. - No poprostu go nie wyczułem, jasne?! - wywrócił oczami, kiedy każdy spojrzał na niego z politowaniem.
-Igła, to powiedz mi gdzie mam swoje słuchawki... - Jarski zwrócił się z prośbą do kolegi z drużyny, grzebiąc w swoim bagażu.
-Może... prawa, mała kieszeń z zielonym znaczkiem Adidasa, w środku głównej kieszeni torby? - odparł libero. Jakub zgodnie ze wskazówkami Krzysia zajrzał do przegródki, a z niej wyjął czarne słuchawki.
-Igła-jasnowidz. - Jarski wydukał z szeroko otwartymi oczami.
-Taa, ale swojej kamery to ja nie mogę znaleźć! - oburzył się.
-Czyżby Kubiak? - siatkarze wskazali na przyjmującego.
-Dzikuuu, nie nagrywaj płaczącego siebie! - burknął Krzysiek i zabrał mu kamerę.
-Nie płaczę! - chlipnął siatkarz. - Po prostu głośno rozpaczam...
-Przepraszam! - do siatkarzy zwróciła się wysoka brunetka. - Czy mam przyjemność z polską reprezentacją mężczyzn w piłce siatkowej? - wyrecytowała.
-A nie widać? - parsknął Bartman.
-Miło mi, Joanna Górska. - wysunęła dłoń w kierunku Zagumnego, a on tylko zmierzył ją wzrokiem.
-Przepraszam, kto? - Kurek nastawił ucho.
-Joanna Górska, lekarz-ortopeda w szabie medycznym. - wyszczerzyła się. Chłopakom oczy wyszły z orbit.
-O, zauważyłem, że już zdążyliście się poznać. Pani Joanna zastąpi Agatę w Brazylii. - do grupy zebranych dołączył doktor Sokal.
-Tylko Brazylii?! - jęknął Kubiak proszącym głosem.
-Nie. - odrzekł Sokal. Siatkarze omal nie padli na ziemię.
-A co z Agatą? - zapytał Ignaczak.
-Nie podpisałem z nią nowego kontraktu, więc musiałem zatrudnić kogoś w zastępstwie. Zostawiam Was samych, zapoznajcie się. - lekko popchnął Asię w kierunku chłopaków.
-Cześć. - burknął Pit i wrócił na swoją miejscówkę na kanapie. Reszta siatkarzy prychnęła pod nosem i wróciła do wykonywanych wcześniej czynności. Aśka stała z walizką i rozglądała się wokół. Wzruszyła ramionami i usiadła obok Piotrka, a ten uniósł brew i odsunął się na drugi koniec sofy.

Dom Agaty...

-Oni tam tyle pili?! - zdziwiła się Ania.

-Dzień, czy dwa... ale nie, że zgon na środku pokoju! - próbowałam wyprostować całe zajście. Wcale nie doprowadzali do zgonu. Wcale...
-Matko Boska, a trener co na to?!
-Myślisz, że trener coś o tym wiedział? Mamo... - parsknęłam.
-Ale Ty chyba nie balowałaś z nimi!?
-No oczywiście, że nie! - wyparłam się wszystkiego. - Przecież musiałam być na baczności 24 godziny na dobę. Chcesz kawy?
-Poproszę... nie do wiary... a na swoim koncie mają tyle zwycięstw!
-Bo ciężko pracują i trenują. - wstawiłam wodę. - Czasem piwo dla rozluźnienia nie zaszkodzi... a poza tym, zwiedzaliśmy, biegaliśmy dużo. - próbowałam jakoś zejść z tematu pokojowych imprez.
-O, już lepiej. - uśmiechnęła się.
-Czasem tylko musiałam zainterweniować na treningu, ale to rzadko. - machnęłam ręką i usiadłam na krześle z podkuloną nogą. - W zasadzie, to byłam tam potrzebna tak na zaś...
-Przestań, lekarz zawsze jest potrzebny!
-Ciekawe kto teraz będzie ich leczył. - uniosłam jeden kącik ust i zalałam kawę wrzątkiem. Podstawiłam przed mamą kubek z gorącym napojem, a w mieszkaniu od razu rozniósł się jego zapach.
-A gdzie teraz będziesz pracowała? - zanurzyła usta w napoju. Ja tylko wzruszyłam ramionami.
-Albo znajdę coś tutaj, albo... wyjadę z powrotem do Anglii. - odrzekłam. - W Anglii praktycznie wszystko na mnie czeka. Praca, mieszkanie... samochód. - uśmiechnęłam się lekko. Od tego wszystkiego oderwali mnie siatkarze, ale jestem im za to wdzięczna.
-Czyli... wywalili Cię po tygodniu pracy?! - Anna skrzywiła się.
-Nie wywalili. - westchnęłam. - Umowę podpisaną miałam na okres pobytu w Spale...
-Spała? - kobieta zaśmiała się.
-Tak, Spała. - uśmiechnęłam się. - Tydzień minął i moja posada także.
-Dziwne to jakieś... - pokiwała głową. Przytaknęłam. - Niedługo tata powinien przyjechać, strasznie się za Tobą stęsknił!
-A co z Filipem?
-W szkole... w sumie, mam taką nadzieję, że w szkole...
-Ciągle wagaruje?!
Ania potwierdziła.
-Pogadam z nim. - uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do siebie. Odstawiłam kawę na biurko i włączyłam komputer.

Siatkarze....

-Źle jej z oczu patrzę... - szepnął Pit do Bartka.

-Przestań, ładne ma oczy. - przyjmujący wyszczerzył się. - A w dodatku jej nie znasz, może być całkiem spoko. - puścił oczko do nowej lekarki, a ona zarumieniła się.
-Proszę Cię. - parsknął. - Agata była o niebo lepsza...
-Ale Agaty teraz nie ma!
-I nad tym ubolewam! - burknął Cichy i przeniósł się na inną sofę. Joanna cały czas siedziała osamotniona, co chwila spoglądając na zegarek. Wstydziła zagadać się do chłopaków, a oni nie chcieli do niej zagadywać.
-Już widzę jak ona nas leczy... - mamrotał Igła. - Ona od nas koszulki nie dostanie...
-Kurde, do Agaty jakoś nie mieliście takich uprzedzeń! - Kuraś cały czas bronił nową pracownicę w sztabie.
-Bo nawet nie zdążyliśmy mieć... brakowało nam kogoś, dzień później ten brakujący element już pracuje! Nic nam o tym nie było wiadomo! A tutaj, dowiadujemy się, że zastąpi ją jakaś inna laska... przecież obiecaliśmy Adze, że po tygodniu wraca razem z nami. - libero opadł na kanapę.
-Może powinniśmy ją o tym poinformować? - rzucił Piter, a wszyscy głośno zaprzeczyli.
-Co ty, nie dołujmy jej jeszcze bardziej! - oparł Zbyszek.
-Wiecie, że to już nie będzie to samo? - do rozmowy dołączył się Winiarski. - Za bardzo się do niej przywiązaliśmy...
-Aż za bardzo. - wszystkie oczy zwróciły się na Kubiaka.
-Skończmy to rozpamiętywać... - polecił Dzik. - Może ta cała Joanna będzie z nami tylko w Brazylii?
-Nie oszukujmy się, Sokal jasno powiedział, że zostanie z nami na zawsze. - chlipnął Piotrek.
-Przerąbane... - skrzywił się Bartman.

__________________________________________________________

Przepraszam, że wczoraj nie dodałam, ale miałam strasznie zalatany dzień, a do tego mecz, którego nie mogłam przegapić! :D 
Pozdrawiam, Sissi. ♥




sobota, 15 grudnia 2012

~Rozdział 40~

-Winiaaaaaaaaaaaar! - jęknęli wszyscy.
-No sooorry! - wywrócił oczami. - Moja wina?!
-A co, moja?! - parsknął Bartman.
-Panie kierowco! Można się wrócić?! - wrzeszczał Winiarski.
-Nie ma, lecisz na pieszo. - zaśmiał się Kubiak.
-Lecisz na pieszo? - zamyślił się Pit. - To tak samo jak "na rowerze samochodem" - zarapował.
-No ale przecież jest tak daleeko... - zasmucił się przyjmujący.
-Dopiero minęliśmy "Biedronkę". 5 minut truchcikiem i jesteś. - pocieszył go Ignaczak.
-A potem zapieprzaj z torbą. - oparł głowę o szybę.
-Ja tam nie chcę się wtrącać, ale Agata ma większe problemy... - chrząknął Bartek.
-Co może być gorszego od zostawienia torby w ośro... o wracamy. - ucieszył się Michał.
-No i poo co! - wymamrotałam zapłakana. Czułam, że oni już mieli dość moich łez. I mojego lamentu. I ogólnie mnie. Ale to są takie kochane misiaczki, że nie dawali tego po sobie poznać... może to lepiej, że już wracamy? Odpoczną ode mnie, zapomną i w ogóle...
Wróciliśmy się do ośrodka, a Misiek wybiegł z autokaru jak poparzony i wparował do budynku, po czym wyszedł z całym bagażem. Wrócił do nas i rozsiadł się na siedzeniach.
-A Ty do szkoły idziesz? Z tym tornistrem?! - prychnął Zibi.
-Spierdzieelaj, Bartman. Profesjonalna, sportowa torba! - Winiar dał mu "mukę" w ramię. - Rozumiecie to, że ona leżała na środku recepcji? Centralnie na środku... - oburzył się.
-I nikt jej nie wziął? O patrz... - wtrącił się Zagumny.
-No patrzyłem, patrzyłem! A w środku najnowsze "Najacze" kolekcja jesienna!
-Wy też macie zniżkę? - zaśmiał się Dziku.
-Nie, tylko Ty masz takie względy. - Zbyszek poklepał go po ramieniu.
-No dziwi? - parsknął.
-Co? - Cichy zmarszczył brwi.
-Nic Pituś, nic. - Ignaczak uspokoił jego ciekawość.
-Ty Misiek przynajmniej nie masz problemu z rozmiarem! - dodał Możdżonek.
-No jak Ty masz rozmiar 78 to się nie dziwię, że Ty masz. - prychnął Krzysiu.
-Bez przesady. 51. - wyszczerzył się. Wyobrażacie sobie jak wyszczerzył się Możdżon? Ja też nie...
-O sorry, że tak pojechałem po bandzie. - Igła roześmiał się.
-No, to było szalone. - dodał Kuraś.
-Igła to w ogóle taki szalony... - Bartman poklepał jego policzek.
-Nie chcę się wtrącać, ale to co teraz zrobiłeś, było gejowskie. - skrzywił się Nowakowski.
-Tylko nie mów Iwonie! - głośno szepnął Guma. Głośno szepnął... oni tak umieją.
-Kureczek, a Ty już obgryzasz paznokcie przed lotem? - zaśmiał się Kubiak.
-Zejdźcie ze mnie. - wymamrotał i kontynuował rzeźnie tych niczemu winnych paznokietków.
-Ale zdecydował się polecieć, mimo iż Boeingi lądują bez kół... - wtrącił Krzysiek.
-A słyszeliście, że podobno ma być burza w trakcie lotu? - wrzasnął Piter.
-Tak? O proszę. Większe prawdopodobieństwo, że się rozbijemy... - zamyślił się libero. Razem z Kurkiem posłaliśmy im groźne spojrzenia. - Doobra, taki żarcik. - wywrócił oczami.
-Mieliśmy się śmiać? Sorry, zapomniałam. - burknęłam i z powrotem oparłam głowę o szybę, wpatrując się w tylko migające drzewa.
-Puściłbym muzykę... - westchnął Igła.
-Niee... - jęknęli wszyscy. Cały autokar marzył tylko o tym, aby się zdrzemnąć. Michał narzucił na mnie swoją bluzę i objął ramieniem, a ja wtuliłam się w niego próbując zasnąć. Po chwili wszyscy już smacznie spali, bo to ciche disco z radia pana kierowcy usypiało każdego.
-Kurde! - krzyknął Zatorski na cały pojazd, przez co znowu wszyscy się obudzili.
-Zatiś, nie tak wulgarnie... -skarcił go Bartman.
-Jak nie wulgarnie, jak Kurek mi podstawia swoje śmierdzące giry pod nos! - wydzierał się. - Śpię, śpię i nagle coś mi śmierdzi... otwieram oczy, patrzę, a tu zgniłe skarpetki Siuraka!
-Oj już nie zgniłe... - wymamrotał Bartek i skulił się na siedzeniu.
-Powietrze już nigdy nie będzie takie samo... - chlipnął Piotrek.
-Śpijcie... - mruknął Winiarski i opatulił się niebieskim kocykiem. Wszyscy posłusznie uciszyli się i z powrotem wygodnie rozłożyli. O ile w ogóle można wygodnie rozłożyć się w autokarze, jeśli ma się dwa metry. Kilka minut potem Kubiak chrapał, Kurek mruczał coś przez sen, a Pit narzekał na gadającego Bartka. Z kolei Bartman ochrzaniał narzekającego Piotrka, a Igła uspokajał wszystkich na raz. W ten oto sposób, cały autokar znów się obudził.
-Spaaać! - ziewnął szeroko Paweł Zagumny.
-Panie kierowco, kiedy postój!? - wydarł się Ignaczak. Ten jak na zawołanie skręcił w prawo i zjechał na stację benzynową.
-Dzięki Ci Panie Boże, mój pęcherz jest w stanie znieść wiele, ale nie takie wstrząsy... - Ziomek mruczał pod nosem sam do siebie. Wygramoliłam się z siedzenia i chciałam oddać bluzę Michałowi, lecz ten powiedział, abym ją nosiła. Uśmiechnęłam się. Pachniała nieziemsko! Wyskoczyłam z autokaru, prawie się zabijając. Gdyby nie mój wybawiciel Zati, dawno leżałabym ze złamanym nosem i obdartym czołem. Wszyscy skierowali się do toalety. Kubiak podbiegł do mnie i chwycił moją dłoń. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się szeroko, a on musnął moje wargi.
-Nareszcie się uśmiechnęłaś... - szepnął.
-Przepraszam, przepraszam... - Łukasz przebiegł pomiędzy nami, rozłączając nasze ręce. - Muszę być pierwszy, bo nie wytrzymam! - krzyczał biegnąc prawie nie ruszając nogami, gdyż musiał jakoś poradzić sobie z alarmem w pęcherzu. If you know what I mean... Gdy wkroczyliśmy do budynku ustawiliśmy się w przeogromnej kolejce. Wyprzedzanie Ziomka i tak nic nie pomogło, był zaledwie trzy osoby przed nami, a sam miał z pięć przed sobą. Po uspokojeniu naszych potrzeb fizjologicznych zakupiliśmy sobie jeszcze mały prowiant i poszliśmy z powrotem do autokaru. Pan kierowca jak narazie nie miał zamiaru jechać dalej, bo przecież papieros sam się nie spali. Staliśmy na zewnątrz wdychając nikotynowy dym i rozmawiając z trenerami. Jak się potem dowiedziałam, Bełchatów nie był brany pod uwagę, aby po drodze tam zahaczyć, więc gdybyśmy tam nie stali, pojechałabym od razu do Łodzi, a potem radź sobie kobieto sama. Po wypaleniu całego papierosa, przyszedł czas na dalszą jazdę. Usiadłam na miejscu,  wyrzucając nogi w górę. W moim przypadku skarpetki nie były zgniłe!
-I tak nie uśniecie... - parsknął Igła i załączył swojego BumBoxa. - Na rozgrzewkę proszę bardzo... - po chwili zabrzmiała piosenka. Siatkarze zaczęli podrygiwać w rytm, lecz po chwili całkowicie się rozśpiewali, a Bartek nawet chciał wyjść na środek autobusu i zatańczyć, ale od tego pomysłu odwlekł go trener i jego ochrzan.
-Mówię Ci hello, a poootem goodbye! - darł się Bartman. W jego ślady poszli wszyscy. Ja, jako że nie umiałam się wkręcić w tą atmosferę tylko ruszałam stopami w rytm. Muszę Wam powiedzieć, że nawet Guma sobie śpiewał pod nosem. Potem było jeszcze kilka piosenek, dopóki nie stanęliśmy na kolejny postój, bo jak wcześniej wspomniałam, papieros się sam nie spali. Gdyby nie to, byłabym już dawno w Bełchatowie, ale nie wiem czy tego chciałam... więc dziękuję panie kierowco, że naraża pan swoje płuca, żebym mogła nacieszyć się siatkarzami! Potem znowu powrót i kolejna część jazdy. Po następnych repertuarach byliśmy już w Bełchatowie. Jęknęłam z przerażenia.
-Agata, gdzie mamy Cię wysadzić? - zapytał doktor Sokal.
-Najlepiej będzie na stacji PKS, potem już sobie trafię... - odparłam. Zdjęłam z siebie bluzę Michała i podałam ją mu.
-Weź ją. - mrugnął okiem i objął mnie. Podziękowałam mu i z powrotem ją na siebie zarzuciłam. Nasunęłam buty i wyglądałam przez okno. Gdy dotarliśmy na dworzec, razem ze mną wypakowali się wszyscy siatkarze. Po odebraniu bagaży nadszedł czas na to najgorsze...
-Nie płaaacz. - zaśmiał się Ignaczak i rzucił mi się w objęcia. - Przez ten tydzień wypocznij i kibicuj nam przed telewizorem! - pocałował mnie w policzek.
-No Werner. Czas się pożegnać, co nie? - Zbyszek odkaszlnął. - Trzymaj się, a za tydzień powracasz. - przytulił mnie.
-Nie możecie sobie dać z tym spokoju!? - uderzyłam go w ramię. Po atakującym żegnali się ze mną pozostali siatkarze. Co dziwne, nie było Piotrka. Może płacze gdzieś tam sam? Nadeszła pora na Michała.
-Niezależnie jak daleko od siebie będziemy i tak będę Cię kochał... - szepnął i popatrzył mi w oczy. Mocno zacisnęłam wargi, żeby powstrzymać wybuch płaczu i lamentu. Kubiak mocno przytulił mnie do siebie i pocałował we włosy.
-Kocham Cię. - powiedziałam cicho.
-Ja Ciebie też. - obydwoje złączyliśmy się w pocałunku.
-Dobra, starczy! - ponaglał Krzysiek. - Nara młoda! - pomachał mi ręką i zaciągnął Dzika do autokaru. Podeszłam do swoich bagaży i westchnęłam. Perfumy Michała cały czas drażniły mój nos. Chwyciłam walizki i jeszcze raz odwracając się w stronę autokaru ujrzałam olbrzymią kartkę w oknie.


AGATA! WE ♥ YOU!

I przez nich znów się pobeczałam jak dziecko. Wysłałam im milion całusów w powietrzu, a oni ruszyli z parkingowego miejsca. Razem z torbą poszłam na postój dla taksówek.
-Agata! Agataaaaa! - usłyszałam zza siebie. Odwróciłam się energicznie i zobaczyłam biegnącego w moją stronę Piotrka.
-Piotruś... - rozczuliłam się.
-Sorry, ale nie mogłem znaleźć mojego buta... - opowiadał zasapany. - Ale jestem. - wyszczerzył się, a ja mocno go objęłam. - Do zobaczenia. - ucałował mój policzek i przemierzwił moje włosy. Wrócił do autobusu, a ja jeszcze raz wszyskim pomachałam. Tym razem już bez niespodzianek poszłam na parking dla TAXI. Złapałam pierwszą lepszą i zleciłam kierowcy, aby jechał na wskazaną przeze mnie ulicę. Mama się ucieszy, że w końcu przyjechałam. Gdy dotarłam na miejsce, zapłaciłam taksówkarzowi, a ten pomógł mi wyjąć bagaże. Odetchnęłam głęboko i podeszłam do drzwi wejściowych jednorodzinnego domku. Wcisnęłam dzwonek, a po chwili w przejściu stanęła moja rodzicielka.
-Agatko! - rzuciła mi się w objęcia. 
-Cześć mamo... - odparłam i weszłam do środka. Od razu czuć było zapach pieczonego kurczaka. Nie chciałam żeby bluza Michała nim przesiąknęła, więc czym prędzej ją zciągnęłam i bezpiecznie odłożyłam do swojego starego pokoju. 

__________________________________________

Jak tam weekend? ;-)

To jest zdecydowanie jeden z moich najulubieńszych, świątecznych filmików. :D KLIK




poniedziałek, 10 grudnia 2012

~Rozdział 39~

-Kurczaczki, my jutro wyjeżdżamy... - zamyślił się Winiarski.
-No w sumie to... już dzisiaj. Ale co jak co... Twój zapłon powala. - wtrącił Igła.
-Trzeba będzie wcześnie wstać. - Piotrek teatralnie otarł łzę spod oka.
-Za 7 godzin... - odparł Zibi, zerując cytrynową wodę.
-7 godzin snu?! - obruszył się Nowakowski.
-Powiem Ci nawet, że mniej. Zanim się umyjesz... a zanim jeszcze sen Cię zmognie. Chłopie, 5 godzin góra. - prychnął Bartek.
-Czyli się nie myję. - oznajmił Cichy. - Jeśli to ma mi zabrać chociażby kilka minut drogocennego snu, to jestem gotów zrezygnować z tej przyjemności!
-Współczuję Siuraczku... - westchnął Krzysiek.
-Siuraczku? Jakie czułości tutaj... widzę, że wyższy stopień od Agaty i Dzika. - zaśmiał się Bartman.
-A zaszalejmy i śpijmy wszyscy razem w jednym pokoju... - wtrącił Kurek.
-Okej! - nie trzeba było długo czekać na reakcję pozostałych. A w sumie Piotrka, bo ten jako pierwszy rzucił się na łóżko.
-Ty! Grubasie! Spierdzielaj, inni też chcą mieć trochę miejsca! - wrzeszczał Ignaczak, lecz środkowy nic sobie z tego nie zrobił i od razu zasnął. Ten jego słodki wyraz twarzy... brakowało jeszcze tylko cieknącej ślinki... uroczo. Pozostali także ruszyli w jego ślady. Ci, którym się udało, położyli się na łóżkach, a reszta rozłożyła się na podłodze. Byłam tą lepszą i komfortowo chrapałam sobie na materacyku.

-O Matko Boska Częstochowska i wszyscy Święci! - wydzierał się Ignaczak. Wszyscy zamroczeni i zaspani z wyrzutem się na niego spojrzeli.
-Czuję się jakbym był na kacu... ale po wodzie mineralnej? - wymamrotał Winiar, przecierając oczy.
-Zbyszek! Złaź z Kubiaka! On już jest zajęty! - krzyczał Igła, próbując rozdzielić przyjaciół. - Booże, ta reprezentacja staje się coraz bardziej nieprzewidywalna...
-To po to obudziłeś cały ośrodek, żebyśmy przyglądali się, jak zdejmujesz Zibiego z Dzika? - prychnął Kurek.
-Myślałem, że oni... że ten... a z resztą. - machnął ręką i z powrotem ułożył się do snu. W tamtym momencie zadzwonił budzik Winiara. - Oho, pobudeczka.
-Niee... - jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach. - Ja nie chcę tego budzika, nie chcę wstawać, nie chcę wyjeżdżać, nie chcę się żegnać!
-Nie płacz! - wrzasnął Bartman. - Mówiłem nie płacz... - rozczulił się nade mną i położył głowę na moich plecach. - Tygodnia bez nas nie wytrzymasz?
-Nie. - odparłam zapłakana. - I tak już nie będę tutaj z Wami. - wybuchnęłam jeszcze większym płaczem.
-O matko... wyrazy współczucia Misiek... - westchnął Zibi.
-Słyszałałam! - krzyknęłam, a po chwili zawyłam z płaczu.
-Masz Skypa?
Przytaknęłam kiwając głową.
-My też. - Bartek się wyszczerzył. - Widzisz, będziemy widzieć się codziennie!
-Ale to nie to samo... - lamentowałam.
-Wiesz co, jak wygramy mecz z Brazylią, to przy wywiadach będziemy Cię pozdrawiać... - zaśmiał się Ignaczak, a wszyscy się z nim zgodzili.
-I wtedy się rozbeczę... gwarantuję. - wytarłam mokrą twarz. - Ale jak przegracie, to nic nie mówcie!
-Nie ma opcji, żebyśmy przegrali... - wciął się Zbyszek.
-Czaicie jaki miałem sen! - wtrącił się zadowolony Piter. - Ja, plaża, drinki, opalone dziewczyny z dużymi...
-Ekchm... - odkaszlnął Krzysiek.
-Z dużymi oczami! - burknął środkowy. - Słońce przygrzewa mą twarz, one smarują kremem mój piękny brzuch, a potem poszliśmy do mnie i...
-Ekchm! - ponownie Igła... może powinien się czegoś napić, a nie tak przerywać Piotrkowi!
-Poszliśmy do mnie i oglądaliśmy film! A potem przez okno wleciało stado komarów i pogryzły tamte dziewczyny na śmierć... - zrobił smutną minę. Ja znów wybuchnęłam płaczem. - Tak wiem, że to smutne. - chlipnął. - A mogło być tak pięknie...
-Aga chodź, pomogę Ci się ogarnąć... - powiedział Dziku i chwycił mnie za rękę, po czym zaprowadził do mojego pokoju.
-Ja już jestem spakowana. - odrzekłam i padłam na łóżko.
-Aguuś. Nie płacz. - położył się obok mnie. - Przecież to tylko tydzień. Ile razy mam Ci mówić, że tutaj wrócisz?
-Mów sobie ile chcesz i tak to nieprawda! - odwróciłam głowę w przeciwną stronę.
-Uparciuchu! - dźgnął mnie palcem w żebra.
-Bolało! - zaśmiałam się.
-Przestaniesz płakać? - odgarnął mi włosy przyklejone do policzków. Zaprzeczyłam. - Użyć drastyczniejszych środków? - wzruszyłam ramionami. - To się nie dogadamy... widzimy się zaraz na śniadaniu! - klepnął mnie w pośladki i wyszedł z pokoju. Ostatni posiłek w Spale, z tymi przygłupami wrednymi i kochanymi. Dzięki Ci Panie Boże, że pozwoliłeś mi ich poznać i dotknąć. Ale z drugiej strony, kto Ci pozwolił obdarzyć mnie takim sentymentem i płaczliwością?! No kto!? Bo na pewno nie ja, a jeśli ja Ci nie pozwoliłam to nie miałeś prawa tego zrobić! Kurde...
Poszłam do łazienki i wzięłam krótki prysznic. Przyprowadziłam się do porządku, ubrałam luźny top, szorty, białe Conversy, a włosy związałam w wysokiego koczka. Zeszłam na stołówkę. Przywitałam się z kucharkami i odebrałam śniadanie. Omlet ze szczypiorkiem...
-Smacznego! - wyszczerzyli się wszyscy, a ja podziękowałam im kiwnięciem głowy.
-Ja, uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie... - nucił Winiarski, smarując kromkę masłem.
-Eee, Michał? - zdziwił się Krzysiek.
-Co?! Co... - przerażony spojrzał po wszystkich przyglądających mu się osobach.
-Zaśpiewałbyś coś stosownego... - zasugerował libero. - Na przykład "Ostatni dzień, ostatnia noc... splecione ręce, totalny szok". - wyszczerzył się. - Upss... - zakrył usta dłonią, gdy zauważył, że ja znowu ryczę. No co mam poradzić?! Kubiak przytulił mnie do siebie i uciszał, a wszystkim jak na raz zachciało się mnie pocieszać.
-Chłopcy, za pół godziny wyjazd! - poganiał trener Anastasi. Pół godziny?! Moje ostatnie pół godziny tutaj...
-Aga, radzę Ci zjeść... - Bartek podsunął mi talerz z chlebem pod nos.
-Dzięki, mam omlet. - uśmiechnęłam się i przywróciłam do w miarę normalnego stanu.
-Ja, uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie... kurczę, chwytliwa ta piosenka! - burnął Zibi. - Ja uwielbiam ją... - podrygiwał na krześle. Po kilku minutach, gdy już wszyscy skończyli swój posiłek, ruszyliśmy po walizki.
-Daj, pomogę. - wyszczerzył się Kurek, gdy zobaczył, że nie mogę uporać się z walizką.
-Dzięki. - odparłam cicho. Zamknęłam drzwi i zamknęłam je. Jak zwykle się zacięły i nawet tego będzie mi brakować. Spojrzałam na breloczek z cyferką "66" i uniosłam jeden kącik ust. Nagle usłyszałam głośny huk.
-Dobra, sytuacja opanowana, proszę kontynuować swoje czynności! - czyżby Bartuś chwilowo stracił równowagę?
-Wszystko okej? - zapytałam widząc go podsnoszącego bagaże ze schodów.
-Poza moim zdartym kolankiem, to chyba tak. - wyszczerzył się. Już bez zbędnych katastrof dotarliśmy do recepcji, gdzie po kolei zbierali się siatkarze. Obok mnie stanął Michał, objął mnie ramieniem i pocałował w skroń. Ja także objęłam go w pasie i przyglądałam się Piotrkowi, który ciągnął swoją walizkę po schodach. Wywnioskowałam po jego minie, że była chyba cięższa od niego. Przyszła kolej na Zatora... z dziwnym bagażem.
-Zator? - wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Co miałem poradzić, jak mi się walizka popsuła! - bronił się. No w sumie jak Ci się walizka popsuje, to wkładasz wszystko do reklamówki... ale jechać do Brazylii z pięcioma foliowymi reklamówkami?! Zatorski love.
-A co z tą popsutą? - zapytał płaczący ze śmiechu Zbyszek.
-Musiałem zostawić, bo oczywiście jak zawsze wszyscy byli mi skorzy do pomocy... - wywrócił oczami.
-Gotowi? - na schodach pojawił się Andrea. Pokiwałam przecząco głową, ale obiecałam, że nie będę ryczeć, to nie będę! Zacisnęłam wargi i mocniej objęłam Dzika. On znów mnie pocałował. Odetchnęłam i chwyciłam swój bagaż. Objęci kroczyliśmy w stronę autokaru. Wpakowaliśmy wszystko do bagażnika, a ja spoglądając jeszcze raz na Spalski lasek wsiadłam do autokaru. Kierowca wszystkich serdecznie przywitał i życzył miłej podróży. Odpalił autobus i wyjechaliśmy z ośrodka. Ta pamiętna "Biedronka"...
-Torba treningowa! - dało się usłyszeć z końca autokaru.
-Co?! - krzyknęli wszyscy.
-Zostawiłem torbę w ośrodku!

____________________________________________

Domyślacie się o kogo chodzi? :D 

Jak tam poniedziałek minął? ;-)

Pozdrawiam, Sissi. ♥