wtorek, 31 grudnia 2013

~Rozdział 94~

Przenieśmy się trochę w czasie, teleportacja do dwóch miesięcy w przód.

-No choodź do wujka Piotrusia, chodź... - Nowakowski wystawił ręce, w zamiarze przechwycenia słodkiego stworzenia.
-Piotrek, ale on może wcale nie chce iść do ciebie! - prychnął Zatorski.
-Chce. Widzisz jak bardzo? - mrugnął okiem i wziął istotę na ręce.
-Matko z ojcem, co to jest?! - wchodzący do ośrodka Andrea, złapał się za głowę.
-Trenerze, miłoby panu było, jakby na pana widok ktoś tak zareagował? - skrzywił się Winiarski.
-Jak to słodko merda ogonkiem... - dodał rozanielony Zati.
-Zabierzcie to stąd, zanim recepcjonistki zobaczą... - ponaglał Andrea. - No już!
-Winiar, bierz to do pokoju! - Piotrek podał przyjmującemu psa i uciekł z miejsca zdarzenia.
-Brać to do pokoju?! Żeby mi szczał po kątach?!
-Wyprowadź to, przywiąż do słupa, daj kartkę, że właściciel poszukiwany, no nie wiem... - gorączkował się Anastasi.
-Kipi z trenera okrucieństwo. - Michał zmrużył oczy i mocniej przytulił zwierzę. - Podrzucę Agacie, ona to taka Matka Teresa, wszystkim i wszystkimi się zajmie... - dumny ze swojego pomysłu Winiarski poczłapał w stronę pokoju doktorówny Werner.

-Wypindalaj mi z tym psem! - wydarłam się.
-No, ale... - nie dokończył.
-Wypindalaj!
-Ale spójrz na jego błagające oczka... One mówią "Agatko, jestem taki kochany, weź mnie, weź mnie, będę grzeczny, nigdy cię nie osiusiam..."
-Michał, noo... - westchnęłam głęboko.
-Agaatkaa... - pomrugał swoimi niebieskimi oczętami.
-Mogę go przechować, ale zero spacerów! - pogroziłam palcem.
-Dobra, po treningu przyślę do ciebie Nowakowskiego... - siatkarz cmoknął w powietrzu i szybko wybiegł z mojego lokum. Oni umieją się ustawić, a ja robię za Matkę Teresę, która wszystkim i wszystkimi się zajmie, tego się nie ceni.
*15 min. później*
-Kurde, psie... - jęknęłam, gdy znalazłam go za firanką, gryzącego sobie moje kapcie w najlepsze. - Jak ty się w ogóle nazywasz... Skąd oni cię wzięli, biedactwo, dlaczego nie uciekłeś, teraz jesteś skazany na ich tortury... - wyrwałam mu obuwie z pyszczka. Dobrze, że nie było to jakieś duże bydle, tylko malutki kundelek.
-Agatek, kupiliśmy mu karmę. - do pokoju wszedł Ignaczak. - Ale tu zajeżdża szczochem. - zatkał sobie nos.
-Nic nie mów. - syknęłam, siłując się ze zwierzęciem.
-Nie wiemy co lubi, więc kupiliśmy drób w galaretce, wieprzowinę w galaretce z dodatkiem marchewki i wołowinę w galaretce. - libero dokładnie czytał każdą etykietkę. - Dla małych psów, chyba go nie rozsadzi, nie?
-Szkoda. - warknęłam, kiedy zobaczyłam, że pod psem tworzy się kolejna mokra plama na podłodze.
-Ojj! - Krzysiu machnął ręką. - Ucz się fachu, za miesiąc będziesz miała takiego małego człowieczka, którego będziesz musiała przewijać...
-Ale ten mały człowieczek raczej nie będzie mi się opróżniał na podłogę, hę? - przewróciłam ślepiami.
-Różnie to bywa... - wzruszył ramionami. - Zostawiam ci to żarcie i zmykam trenować. Siema! - postawił puszki na telewizorze i także zwiał z pokoju zostawiając niedomknięte drzwi i to był błąd jego życia. Pies, jak pershing wyleciał na korytarz, zostawiając po sobie tylko odór.
-No nieźle... - powiedziałam sobie cicho i nie mając już siły oparłam się o ścianę. To nie na moje nerwy, niech sobie go szukają, nie moja własność...
Po kilku minutach stworzenie jednak do mnie wróciło.
-Aga, miałaś się nim zajmować... - burknął Winiarski.
-Czemu ty? - zapytał Kubi, przeżuwając pełnowartościowego batonika.
-Jestem wybrańcem. - parsknęłam.
-Oho... - pokiwał głową z uznaniem.
-Skąd go w ogóle macie?
-Jakiś typek wyrzucił go z samochodu... No to co, Piter złote serce go przygarnął.
-Aaha, i oddał go mi, ta? - pokręciłam głową.
-Cii... - położył psa na ziemi, a ten zaczął łasić się do nogi Dzika. - Nazwijmy go Hubert. - udzielił się.
-Hubert, co?  - zmarszczyłam czoło.
-Nie mów, że nie ładnie. - posmutniał. - A tak poza tym, to pasuje do niego. - podniósł go, pokazując na jego pyszczek. Rzeczywiście, jakby miał wypisane na nim "Jestem Hubert, wszystkie suczki moje".
-Okej, może być Hubert, ale robimy akcję poszukiwawczą!
-No, jasne, jasne... - poparli mnie.
-Mogę pogadać z Jarząbkiem i wydrukujemy kilka ogłoszeń, porozklejamy je na słupach, może ktoś będzie chciał Huberta.
-Trochę urozmaicenia w tej Spale... - westchnął Winiarski i razem z drugim Michałem znowu wrócili na trening. Andrea zabije najpierw Huberta, a potem po kolei każdego z siatkarzy. A sami nie będą wiedzieli za co.

-Jarząbek, kochany... - weszłam do pokoju statystyka. - Wydrukujesz kilka ogłoszeń? Pilne...
-Ogłoszeń? Co się stało? - zaciekawił się.
-Nowakowski wspaniałomyślnie przygarnął Huberta, to znaczy się psa, no i chcemy znaleźć dla niego właściciela...
-Mhm, no nie ma sprawy...
Wspólnymi siłami zredagowaliśmy kilka zdań, które wyrażały potrzebę znalezienia właściciela dla zwierzaka. Oskar wydrukował pliczek kartek, które wieczorem wylądowały poprzyczepiane na drzewach. Kubiak wciągnął się w opiekę nad psem i jak najszybsze znalezienie dla niego odpowiedniej osoby.
-Powinienem dać swoje zdjęcie, wtedy na pewno ktoś by się zgłosił... - uznał nieskromnie Kubi.
-Ehe... - przytaknęłam.
-Nie wzięłabyś psa, od PRAWIE światowej sławy siatkarza? - teatralnie zaczesał włosy.
-Może... - obojętnie wzdrygnęłam ramionami. On podszedł do mnie od tyłu, rękoma z bioder przechodząc na mój niemałych rozmiarów brzuch. Zastygłam, potrafiąc tylko przełknąć ślinę.
-Co... - nie dokończyłam.
-Daj mi się nacieszyć tą chwilą. - uciszył mnie, zanurzając nos w moje włosy. Niepewnym ruchem dotknęłam jego ciepłych dłoni, które co chwila przechodził lekki dreszcz.
-Kopnęło... - oznajmiłam z uśmiechem na twarzy. Poczułam jak on też się uśmiecha. Jeszcze chwilę staliśmy tak objęci, dopóki do pokoju z impetem nie wparował Piotrek.
-Mam następnego! - uradowany środkowy pokazał nam brązowego jamnika.
-Nie. - posmutniałam. Kubiak jeszcze pocałował mnie w czubek głowy i jakby nigdy nic wyszedł z pokoju po drodze zabierając i psa, i siatkarza. Właśnie przeanalizowałam całą tę sytuację i poczułam się, jak kiedyś. Kiedy bez obaw mogłam się do niego przytulić i poczuć ciepły pocałunek na wargach, ale jednocześnie zdawało mi się, że jestem we śnie. Że to wszystko, co niedawno się zdarzyło to jedna wielka ściema. Milion myśli przeciskało się w mojej głowie, a ja nie mogłam wybrać tej jednej, racjonalnej. Nie wierzę w to, że jeden mężczyzna może tak skutecznie zawrócić w damskim mózgu. To niedorzeczne, z tym trzeba się rozprawić!

"Nie wiem jak ci to powiedzieć..."
Nie, nie mogę tak zacząć, bo ja doskonale wiem co mam powiedzieć.
"Misiek, to dla mnie bardzo trudne, ale..."
Misiek? Cholera... Kto przed poważną rozmową, zaczyna zdanie, od MISIEK?!
"Michał, musimy poważnie porozmawiać."
Tak, idealnie! Reszta pójdzie sama. W końcu ustalam ten scenariusz od długiego czasu.
Stanęłam przed drzwiami do jego pokoju i zapukałam. Byłam z siebie dumna, że tak mało czasu mi to zajęło. Michał otworzył mi, wycierając swoje mokre włosy, po potreningowym prysznicu.
-Michał, musimy poważnie porozmawiać... - wyrecytowałam.
-Kocham cię, Agata. - wyparował, jednocześnie puszczając ręcznik, przepasany na jego biodrach.
-Jezusie. - zasłoniłam panicznie oczy.
-Nie Jezusie, tylko Michał. - wciągnął mnie do środka. Chwycił szybko pierwsze lepsze szorty i założył je. Obrazu jego nagości nie mogłam wyrzucić z głowy.
-Na czym skończyliśmy... - zamyśliłam się.
-Na tym, że cię kocham. - uniósł jeden kącik ust.
-Aha, to dobrze, bo... bo ja ciebie też. - kiwnęłam głową.
-To tyle? - zaśmiał się.
-Nie wiem, chyba tak. - poruszyłam ramionami.
-Mogę cię pocałować? - zapytał nieśmiało. Przytaknęłam. Zbliżył się delikatnie i musnął moje wargi. Na moich policzkach zostały jeszcze krople wody po jego kąpieli.
-Zachowujemy się jak dzieci. - prychnęłam.
-Nie szkodzi. - jeszcze raz zanurzyłam się we wspólnym pocałunku, tym razem już bardziej zdecydowanym, pełnym uczuć i pragnienia. - Stęskniłem się... - szepnął.
-Ja też. - pogładziłam jego policzek. Wszystko poszło zbyt łatwo. Nie że narzekam, ale inaczej wszystko to sobie wyobrażałam... W sumie, Agata, zamknij się i ciesz się chwilą.


_____________________________________________________________________

Mam nadzieję, że długość tego rozdziału i taką długą przerwę wynagrodzi szczęśliwe zakończenie. :) 
Planowałam coś dłuższego, ale po drodze napatoczył się mój brat i "wyprasuj mi koszulę", plus mama "poodkurzaj w domu", plus przyjaciółka "przyjdź do mnie wcześniej, pomożesz mi ze stołem i gastro", plus koledzy "chodź z nami do lidla, kupimy popitkę", plus jeszcze raz brat "to Ty piszesz tego bloga jeszcze?!" . Ten szerzący się fejm, rozumiecie... :c haha :D 
Nic innego mi nie pozostaje, niż życzyć Wam kochani moi szczęśliwego Nowego Roku, spędzonego w miłej atmosferze, aby 2014 był jeszcze lepszy niż 2013, żebyście wykorzystali i czerpali z niego jak najwięcej się da! Wszystkiego najnajnajnaj, od Sissi.♥ KOCHAM WAS! :*:*:* 
Jak spędzacie najbardziej hucznie obchodzone imieniny w roku? ;-)

Ostatni raz w 2013r...
Pozdrawiam, Sissi.♥ 






niedziela, 1 grudnia 2013

~Rozdział 93~

Targało mną setki emocji na raz, jeśli tylko można wyrazić sto emocji w jednym czasie. Nie jestem do tego przekonana, ale sądzę, że ja potrafiłam. Chciałam płakać, wrzeszczeć, wyć... ale jednocześnie śmiać się z komizmu całej tej sytuacji, bo do końca nie wiedziałam o co w niej chodzi. I chyba nikt nie wiedział, a każdy wtrąca swoje dwa grosze. Czy pięć groszy? Nie ważne, wiem tylko tyle, że mam tego wszystkiego dosyć i chcę zakończyć całą tę emocjonalną batalię raz na zawsze... Choć i tak wiemy, że to się nie skończy od razu. Przepłaczę jeszcze kilkanaście nocy z rzędu, ale w końcu ulży... Prawda? Prawda! I nikt mi nie jest w stanie wmówić, że nie.
Kończąc swój myślowy monolog zacisnęłam pięść z pierścionkiem w środku i wyszłam z pokoju z wielkim impetem.
-Oho... - wydukał Winiarski.
-Lepiej zejdź jej z drogi, bo panie sprzątaczki nie będą mogły doskrobać tego dywanu... - Piotrek zaśmiał się cicho, ale spotykając się z moim gromiącym jak burza spojrzeniem, natychmiast ucichł. Stawiałam nogę za nogą, nabierając prędkości. W końcu dotarłam pod ten właściwy pokój.
-Jej się normalnie z uszu dymi. - zauważył spostrzegawczy Igła.
-Nic mi się nie dymi! - wybuchnęłam, jednocześnie wparowując do pomieszczenia.
-Uważaj, bo jeszcze zaczną na ciebie Etna wołać... - parsknął Michał.
-Te, Kubiak! - wystawiłam palec w jego kierunku. Wzięłam głęboki wdech i... Mroczki pojawiły się przed moimi oczyma. - Kubiak... - wydałam z siebie cichy jęk, uderzając plecami o białą ścianę.
-Co ci jest? - zdębiał.
-Skurcz... - zsunęłam się na ziemię. - Ratuj... Boże... - oddychałam szybko, a Michał uniósł lewą brew jednocześnie otwierając usta. Zabrałko kreskówkowego biegania wokół własnej osi.
-Jak to skurcz... Jaki skurcz?!
Krzyknęłam siarczyście przeklinając, a w pokoju siedemdziesiąt jeden pojawiła się prawie cała reprezentacja.
-Ruszcie się no do cholery! - Kurek rozsunął swoich kolegów próbując załadować mnie na swoje ramiona. Nie pozwoliłam na to. Czułam jak mój brzuch prawie eksplodował.
-Oddychaj, oddychaj... - zdezorientowanego Winiarskiego tylko na tyle było stać.
-Oddycham kuźwa! - wydarłam się.
-Jakby nie oddychała, to chyba by już umarła, nie sądzisz? - wtrącił Zatorski.
-Zamknijcie się, tylko dzwońcie po karetkę... - wysapałam.
-Kto ma telefon przy sobie?! - zapytał Krzysiek.
-Gdzie on był, jeszcze niedawno pisałem SMSa do Zbyszka... - Kubiak przewracał wszystkie ubrania i przedmioty w poszukiwaniu komórki.
-Trzymasz go w ręku, agencie. - mruknął Michał W.
-Aa. - przyjmujący uderzył się w czoło, natychmiast wybierając numer na pogotowie, które pojawiło się niedługo po tym. Zwieźli mnie na noszach, a do samochodu razem ze mną wszedł Dziku. Ściskałam mocno jego rękę, nie zważając na to, czy go to boli, czy też nie, choć raczej bolało, bo pomału robił się siny na twarzy.
-Co sądzisz o tym, że teraz pościskasz trochę pana ratownika? Moją rękę chyba amputują... - posmutniał siatkarz.
-Nie wiedziałam, że z ciebie aż taki mięczak. - wypowiedziałam.
-Oj od razu mięczak. - prychnął. - Podobno mam wrócić do kadry, muszę się oszczędzać...
-Nie chcę teraz słyszeć o żadnej kadrze, ja chyba rodzę!
-Wydawało się, że teraz swoim wrzaskiem zagłuszyłaś sygnał syreny, ale już nic nie mówię, możesz ściskać... - westchnął głęboko.
Po kilkunastu minutach dotarliśmy do szpitala, gdzie znajdowali się już siatkarze na czele z trenerem. Zabrano mnie na badania, od razu wykluczając poród. To wszystko wywołane było zbyt nasilonymi emocjami. O proszę, ciekawe kogo to wina!
-Nie wiesz ile nam strachu napędziłaś... - do sali wszedł Michał wraz z Igłą.
-Na pewno nie więcej niż sobie... - zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. Byłam wykończona. - Musicie poczekać jeszcze cztery miesiące.
-Ojj tak, będziemy czekać! - zaśmiał się Kubiak.
-Dobra, to ja was zostawię.. Czy coś. - Krzysiu po cichu wymknął się ze szpitalnej sali. Zostaliśmy tylko we dwoje, a wokół roznosił się dźwięk kuzdrzących się pań pielęgniarek koło łóżka obok.
-Myślałaś nad imieniem...? - zapytał nieśmiało.
-Jeśli chłopiec to Hubert...
-Dziewczynka Zosia? - uśmiechnął się promiennie. Przytaknęłam.
-Michał... - zaczęłam poraz kolejny.
-Poczekam cztery miesiące.

Oczami Michała

"Chcę być ojcem. Chcę zajmować się tobą i dzieckiem, kogokolwiek ono będzie, wiem, że gadam bzdury i nie bierz tego do siebie, po prostu będę się czuł lepiej... Kiedy jechaliśmy w tej karetce... Dotarło do mnie, że nie chciałem cię tracić. Nawet nie wiesz co działo się w mojej głowie. Tęsknię za tobą Agata, cholernie za tobą tęsknię.
Już miałem to z siebie wydusić, nawet nabrałem powietrza do płuc, ale nie potrafiłem. Coś we mnie siedziało, coś co z jednej strony mówiło "zrobiła ci za duże świństwo, aby teraz wyznawać jej miłość", lecz z drugiej chciałem mieć to już za sobą i znów żyć jak dawniej...

Oczami Agaty

W moich oczach pojawiły się łzy. Przywołałam Michała ruchem ręki, aby móc się do niego przytulić. Od dawna mi tego brakowało.
-Hola, hola, hola! - do pomieszczenia wparował Nowakowski i uraczył mnie powitalnym całusem w czoło. -Załatwiliśmy szybkie wypisanko. - oznajmił uradowany.
-Ale mi tu w miarę dobrze... - wzruszyłam ramionami.
-Z nami będzie ci lepiej. - Piotrek pomógł mi wstać i zapinając moją torbę zarzucił ją sobie na plecy.
-Ale chciałabym się jeszcze przebrać, bo wyjście w takiej pidżamce na zewnątrz nie do końca mi się widzi... - poinformowałam odbierając torebkę od Piotrka i ruszając do łazienki. Tam przyprowadziłam się do porządku i dołączyłam do siatkarzy, którzy już siedzieli z moim wypisem, z którym następnie poszliśmy do odpowiedniego okienka. Przed szpitalem czekał już autokar, który odwiózł nas z powrotem do ośrodka. W sumie to... Dobrze było wrócić. Na porodówkę i widok tych białych ścian przyjdzie jeszcze czas... Tymczasem dostałam zakaz denerwowania się, więc siatkarze skakali wokół mnie, żeby tylko nic nie zdołało mnie wyprowadzić z równowagi. Zamiast trenera, to ja stałam się najświetszą osobą w ośrodku. Nie powiem, że mi to przeszkadzało, ale no jakąś hierarchię trzeba zachować.
-Idź już na trening... - warknęłam na Kubiaka.
-Ale na pewno wszystko masz, nie chcesz już niczego? Ja mogę szybko skoczyć...
-Idź, na, ten, trening... - westchnęłam głęboko.
-Ale nie denerwuj się, pójdę... Idę, już. Ale jakbyś czegoś potrzebowała, to... - nie dokończył.
-Zwiewaj stąd, nóg od tych skurczów mi nie pourywało! A ty zaraz przyczynisz się do tego, że dostanę następnych...
-Nie! - przejął się. - Już znikam! Nie ma mnie, uciekam!
-Miłego! - dodałam jeszcze zanim drzwi zamknęły się prawie bezdźwięcznie. Gdy usłyszałam ciszę (o ile takową można usłyszeć) uśmiechnęłam się lekko. Zsunęłam się po pościeli wbijając wzrok w sufit. Ponownie odetchnęłam i rozpoczęłam delikatne gładzenie swojego brzucha. To tam rozwija się nowy człowiek, któremu muszę zapewnić wspaniałe życie. Już nie będę liczyć się tylko ja. Za niedługo całe życie poświęcę temu jednemu dzieciaczkowi. Z jednej strony przerażające, ale z drugiej napawające huraoptymizmem. W głowie wciąż powtarzałam sobie, że będzie dobrze, niezależnie od tego, czy będę wychowywać je sama, czy nie. Dam radę, bo Wernerówny są silne!
Gdy powoli odpływałam w otchłanie Morfeusza, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

Oczami Michała

Zapukałem. Yolo, jak to mówi Zatorski. Wydłużyłem maksymalnie swoją szyję i wyjrzałem zza rogu. Chyba ją obudziłem... 

-Śpisz? - zapytałem głupio.
-Nie. - ucięła krótko.
-Niczego nie potrzebujesz? - wyszczerzyłem się.
-Michał, nie! - przewróciła oczami. - Co ty tu w ogóle robisz? Wracaj na trening...
-Andrea kazał mi do ciebie zajrzeć.
-Ehe... - spojrzała na mnie spod byka.
-No doobra, powiedziałem, że źle się czujesz...
-On mnie zabije, że pozbawiam go trenujących zawodników.
-Rozumie. - machnąłem ręką. - No to... Idę. - zaciąłem się.
-Okej. - poruszyła ramieniem.
-Wszystko w porządku? - upewniłem się jeszcze.
-Jak najlepszym. - uśmiechnęła się promiennie. Spokojniejszy wyszedłem z pokoju, jednocześnie jeszcze  bardziej wkurzony na siebie za to, że przeprosiny znów nie mogły przejść przez moje gardło. Dlaczego to musi być aż tak trudne... Zmierzając korytarzem z powrotem na halę obwiniałem się za każde wcześniej wypowiedziane słowa. Miałem ochotę teraz usiąść i upić się do upadłego. Wtedy może wszystko byłoby łatwiejsze...

Oczami Agaty, nazajutrz.

-Dzień dobry. - przywitałam się z siatkarzami radośnie. Odpowiedzieli mi jednogłośnie.

-Nałóż sobie dużo warzyw. - rozkazał Dziku.
-Jakoś nie mam ochoty... - skrzywiłam się. - Napiłabym się kawy...
-Żadnej kawy! Co najwyżej soczek, podam ci. - od razu wstał od stołu, podchodząc do okienka. Sięgnął po pomarańczowy napój i nalał go do szklanki.
-Nie lubię pomarańczowego. - posmutniałam.
-Ale ma dużo witaminy C. - podał mi szklane naczynie. - Siadaj, wezmę ci coś dobrego. - skinął głową w stronę stołu. Westchnęłam głęboko i usiadłam koło Nowakowskiego.
-Dostał hopla na punkcie tego dziecka. - mruknął Kurek.
-Też byś dostał. - odparł Igła.
-Najpierw kariera, ewentualnie potem mogę pomyśleć nad dzieckiem...
-Nie, nie, nie, najpierw trzeba znaleźć sobie dziewczynę. - zgasił go Winiarski.
-Ej! Wszystkie mnie chcą! - oburzył się Kurek.
-Chyba same czternastki... - mruknął Zagumny.
-Nie musiałeś o tym wspominać. - chlipnął przyjmujący i zajął się grzebaniem widelcem w posiłku. Po chwili przed moimi oczyma pojawił sie talerz z kolorowymi warzywami.
-Smacznego. - urwał, siadając na swoim miejscu.
-Mam się tym najeść? - zdziwiłam się. Michał przytaknął.
-Szamaj. - nakazał, a ja niepewnie chwyciłam widelec w palce.
-Skąd ty możesz wiedzieć co jest dla niej najlepsze? - prychnął Kuraś.
-Ty się młodzieniaszku nie martw, ma od tego swoich ludzi. - Winiarski wraz z Ignaczakiem teatralnie przeczesali swoje włosy.
-To nie Bartman powinien brać lekcje? - zaśmiał się cicho. Wszystkim sztućce powypadały z rąk, a mnie zamroczyło. Czułam się jak przerzucona w otchłań.
-Zajebie cię. Wszyscy cię zajebiemy. - syknął Krzysiek. Kubiak zdenerwowany odskoczył od stołu, z hukiem opuszczając stołówkę. Wszyscy pod nosem przeklinali Kurka, a ja ciągle nie mogłam przyswoić tej informacji.
-Ej, no co, taka prawda, tak...? - siatkarz próbował stawać w swojej obronie.
-Żadna prawda. - warknęłam. - Gówno wiesz o tej prawdzie. - próbowałam hamować łzy.
-Agata, nie warto... - Winiarski chwycił moją dłoń.
-Myślałam, że przestaliście traktować mnie jak sukę, ale najwyraźniej się pomyliłam...
-Aga, nikt nie traktuje cię jak sukę. - Michał ratował sytuację.
-Nikt? - spojrzałam na niego. - Wasza reprezentacja nazywa się "nikt"? - parsknęłam. - Ale chociaż on miał tyle jaj, żeby mi to wyrzucić.
-Kurwa, co ty gadasz... - przyjmujący niedowierzał.
-Co by się nie działo, to dziecko jest Michała. I w dupie mam to co o tym myślicie. - wbiłam wzrok w Bartosza.
-Zniszczysz mu życie. - stwierdził.
-Nie... Tym nie da zniszczyć się życia. Ale widocznie ty jesteś za mało dojrzały, aby to zrozumieć... - gwałtownie wstałam od stołu, a za mną od razu pognał Winiarski z Ignaczakiem.
-Nie denerwuj się tylko, on nie wie co gada. - uspokajał mnie libero.
-Wie. I to bardzo dobrze. - nie zatrzymywałam swojego pędu. - Ale nie chcę dać mu za wygraną, nie jestem tutaj dla niego. - otarłam mokre policzki.
-Mądra dziewczynka. - dodał Winiarski i już przestali mnie gonić. Sama, jak huragan wpadłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Nawet nie chciało mi się płakać. Nie przez takiego chama...

_________________________________________________________________________

Ten rozdział miałam dodać już tydzień temu. Ale na dniach cała koncepcja mi się zmieniła i w ten oto sposób przez tydzień znów nie mogłam się zmusić, żeby wcielić ją w życie. Aż w końcu przyszła taka niedziela, która od razu tchnęła we mnie wenę! :D 
1. grudnia. No nieźle. Wam też się zdaje, że ten czas tak nieubłagalnie zapieprza? :c Niedawno kończyły się wakacje i szliśmy do szkoły. A zaraz święta! ;o Meega. 

Taka tam, piosenka na dziś! :D 

Dajemy sobie buzi choć nie wiemy co to znaczy
Rodzi się uczucie, coś jakby połknąłem haczyk
Dziś rozumiem co to było, to znowu się zdarzyło
Piętnaście lat później to się nazywa ...(ciii)

Pozdrawiam, Sissi. ♥


Kilka słów ma większą wartość niż diamenty, które są wieczne...


piątek, 15 listopada 2013

~Rozdział 92~

Szybko wytarłam mokre policzki i gwałtownie odwróciłam głowę.
-Jak zwykle... - siatkarz westchnął głęboko, kiwając głową.
-Śledziłeś mnie? - uniosłam brew.
-Nie... - wyparł się. - Znaczyy... Tak... Trochę. - uśmiechnął się lekko.
-Chcesz mi teraz wypomnieć jaką jestem idiotką, zdzirą, szmatą, egoistką, tak? - wyliczałam.
-Nie. Tylko głupią, zagubioną sierotą, która boi się spojrzeć prawdzie w oczy.
-Nie jestem sierotą! - oburzyłam się.
-Ojj, jesteś, jesteś... - kolejny raz odetchnął.
-Dobrze, że ty jesteś taki zaradny i problemy omijają cię szerokim łukiem. - prychnęłam.
-Nie musisz mnie przecież lubić za to, że potrafię sobie radzić w życiu. - obojętnie wzruszył ramionami. - W sumie... To nie musisz mnie wcale lubić. Chodzi mi tylko o to, żebyś dogadała się z tym palantem Kubiakiem i albo sobie wszystko wytłumaczycie i będzie cud, ekstra, malina, miód, ALBO, wytłumaczycie i już więcej nie zobaczycie się na oczy...
-To nie zależy tylko ode mnie. - oznajmiłam.
-W tej chwili zależy. Bo wystarczy tylko wrócić do ośrodka. Potem rzeczywiście, jego zdanie też się będzie liczyło...
-Pocieszyciel jakich mało. - burknęłam.
-Chcesz w końcu z nim pogadać i przestać nie spać po nocach!?
-Skąd wiesz, że nie śpię po nocach? - skrzywiłam się.
-Ja wiem wszystko. - podszedł do mnie i gwałtownym ruchem chwycił mnie pod łokieć. - Chodź, robi się chłodno...
Posłusznie powędrowałam za libero przygotowując sobie scenariusz, który znając życie i tak nie dojdzie do skutku. Im bliżej było do spalskiego ośrodka, tym bardziej waliło mi serce, jakby chciało złamać żebro.
-Oddychaj, to tylko rozmowa... - Krzysiek otworzył drzwi i pozwolił wejść mi przodem.
-Ta. - mruknęłam pod nosem, rzucając się na windę. Wcisnęłam przycisk i już po chwili znajdowałam się na właściwym piętrze.
-Siedzemdziesiąt jeden. - delikatnie pchnął mnie w stronę tamtego pokoju. Zgromiłam go nienawistnym spojrzeniem i co chwila spoglądając w tył, czy Igła patrzy, kroczyłam niekończącym się korytarzem. W końcu dotarłam do celu. Tabliczka z cyferką wzbudzała we mnie skrajne emocje, a ręka cały czas wahała się, czy pukać, czy też nie. Po chwili jednak kostki moich palców zetknęły się z twardymi dzwiami. Wokół rozległo się echo cichego stukotu.
-Weeejść! - usłyszałam z pokoju. Kiwnęłam do Igły i wtargnęłam do pomieszczenia. - Agata? - wydukał zdziwiony Misiek.
-A no ja... - wzdrygnęłam ramionami.
-Jak chcesz mnie namówić, żebym przyszedł tam do was, to nawet nie radzę próbować... - prychnął powracając do czytania swojego pisemka.
-Wcale nie miałam takiego zamiaru. - domknęłam drzwi i oparłam się o ścianę.
-Taaa...? - spojrzał na mnie spod byka.
-Musimy pogadać, nie sądzisz?
-Nie lubię rozmawiać. - spoważniał.
-To jak chcesz to załatwić? Na migi? - obruszyłam się nieco. On parsknął cichym śmiechem, lecz natychmiast się opamiętał. - To poważne sprawy, załatwmy to jak dorośli.
-Ja nic nie chcę załatwiać, ja po prostu... - gwałtownie zerwał się z łóżka i podszedł do okna opierając się o parapet. - Po prostu jeszcze nie potrafię...
-Ja przepraszam Michał... - zmiękłam. On nic nie odpowiedział. - Przepraszam... Nie wiem co mam więcej powiedzieć...
-No widzisz. - wtrącił. - Sama nie wiesz o czym chcesz ze mną rozmawiać.
-Teraz powiesz, że to tylko i wyłącznie tylko moja wina?
-A może to ja puściłem się ze Zbyszkiem?! - krzyknął. Moje łzy momentalnie naszły łzami.
-Ty chamie... - wypowiedziałam prawie bezdźwięcznie.
-Myślałaś, że przyjdziesz tutaj do mnie, przeprosisz i ja wrócę do ciebie jak na skrzydłach?! No kurwa, bez jaj! - chodził po całym pokoju. - Jeszcze nikt mnie tak nie zranił. Nikt. - wycedził przez zęby.
-To był nic nieznaczący incydent! My nawet nie byliśmy wtedy ze sobą!
-To nie oznaczało, że możesz od razu wskoczyć do łóżka innemu. - skwitował.
-Nie będziesz mi mówił co mogę, a czego nie. - zmarszczyłam brwi.
-To co ty chciałaś wyjaśniać?
-Masz rację, to było niepotrzebne. Już nie mamy o czym rozmawiać... - rzuciłam na odchodnym i z impetem otworzyłam drzwi.
-O. - Piter wydał z siebie dźwięk. - Agata.
Tylko przewróciłam oczami i wyminęłam stojących wokół siatkarzy wracając do swojego lokum.
-I? - Igła próbował wyciągnąć ode mnie jakieś informacje.
-I dupa. Jedna wielka, beznadziejna dupa. - jego również zgrabnie ominęłam i wparowałam do pokoju trzaskając drzwiami. Rzuciłam się na łóżko, tonąc w potoku łez. Wszystko straciło sens, a ja miałam poczucie, że już nigdy nie odzyskam Michała... To mnie zabijało.
-Co ci powiedział?! - do pokoju jak tornado wpadł Winiarski.
-Nic, nie wtrącaj się. - burknęłam.
-Będę się kurwa wtrącał, bo przez te wasze spiny, drużyna się sypie, nie zauważyłaś?!
-To niech się sypie, chuj mnie to boli... I tak dla nikogo już tutaj nie istnieję! - krzyczałam połykając łzy.
-Czemu zaczęłaś myśleć tylko o sobie? - zdziwił się.
-Bo nie warto zbyt długo troszczyć się o innych. I tak dostaniesz kopa w dupę. - odparłam, chowając twarz w dłoniach.
-Co ci powiedział...? - ponowił pytanie.
-Że nie jest gotowy o tym rozmawiać... potem wyrzucił mi, że puściłam się ze Zbyszkiem. Zabolało, wiesz? - spojrzałam na niego. Stał jak zamurowany.
-Nie mogę stanąć po żadnej stronie, bo oboje jesteście głupi. - westchnął. - Serio, teraz nie mam żadnego pomysłu na to, żeby znowu było jak dawniej.
-Bo nie ma sposobu, żeby było jak dawniej.
-Ale nie wyjeżdżaj znowu, to na pewno nie załatwi sprawy. Całe życie będziesz przed tym uciekać...
-Podobno rozwalam ekipę... - prychnęłam z dezaprobatą, podcierając zakatarzony nos.
-Zamknij się lepiej. - utonęłam w jego objęciach. Kołysaliśmy się z boku na bok, co niezwykle poprawiło mi humor.
-Ejj, bo wiesz co... - do pokoju, jak do siebie wszedł Nowakowski. - Uhuhu, ja chyba nie w porę... - zawstydził się.
-Daruj sobie... - przewróciłam oczami. - Co się stało?
-W naszym pokoju trochę stypa, wszyscy się zmyli... No ale, następnym razem. - wzdrygnął ramionami.
-Nie mam siły na melanże. - posmutniałam.
-Ehee... - spojrzał na mnie spod byka.
-A spadaj. - cisnęłam w śrokowego poduszką.
-To ja też się ulatniam. Trzym się, widzimy się na kolacji. - Winiar mrugnął do mnie okiem i razem z Piotrkiem opuścili pomieszczenie. Znów zostałam sama. Westchnęłam sobie cichutko, wstałam, zmyłam resztki makijażu spływającego po moich policzkach i zabrałam się za rozpakowywanie bagażu. Otworzyłam walizkę i wyrzuciłam z niej wszelkie ubrania. Razem z nimi wypadł też dziwny krążek, ze stukotem opadający na podłogę. Schyliłam się i podniosłam metalowy przedmiot. Oczy kolejny raz zaszkliły się, lecz pomimo tego, na moje usta wkradł się uśmiech. Tak bardzo miłe wspomnienia obudziły się w mojej głowie. Nasunęłam pierścionek na palec i wystawiłam dłoń przed siebie. Cudownie odbijał słońce padające przez okno. Ale... No właśnie, ale. Musiałam go zdjąć, oddać, pozbyć się go. Chociaż tego...

____________________________________________________________________

Pytałam się na tt, czy dodać dziś, czy jutro. Więcej głosów było na dziś, więc dodaję dziś, ale krócej. ;c 
Znów długa przerwa... ZA DŁUGA.
A tutaj link do bloga, którego zacznę po epilogu "Siatkarskich" : ) 

Pozdrawiam, Sissi.♥

piątek, 25 października 2013

~Rozdział 91~

Utonęłam w męskich objęciach, po chwili kołysząc się z boku na bok.
-Gdzie ty byłaś?! - wydarł się swoim charakterystycznym, skrzeczącym głosikiem.
-Wzięła sobie urlop. - Piter urwał temat.
-Tak się stęskniłem! Kiedy odwalamy melanż?! - wyszczerzył się.
-Uuu, no nie za szybko. - Nowakowski zaśmiał się pod nosem.
-Ja też potrafię mówić, jasne? - przewróciłam oczami. - Możemy coś odwalić... - roześmiałam się, spoglądając na resztę uradowanych skoczków. Co prawda siatkarze spojrzeli na mnie nieco innym wzrokiem, typu "upadłaś na łeb dziewczyno?!", ale puściłam to swojej uwadze. Przywitałam się z resztą i przysiadłam się do stołu, przy którym siedzieli już siatkarze.
-Wróciłaś do nas? - zapytał nieśmiało Igła. Nie wiedząc co odpowiedzieć spuściłam wzrok.
-Powiedz, że tak. - posmutniał Jarosz.
-Co dzisiaj smacznego serwują? - wyminęłam uśmiechając się wymuszenie.
-Gołąbki. - uciął Winiarski.
-Co z Bartmanem? - ponownie zapytał Krzysiu.
-Jest w szpitalu. - odparł krótko Kubiak. - Jakieś uszkodzenia kręgosłupa, będzie potrzebna operacja... - dokończył.
-A tak poza tym... To co słychać? - Kurek trącił mnie łokciem i podał miskę z gołąbkami.
-Nie wiem od czego zacząć. - prychnęłam.
-Powiedz po prostu, że tęskniłaś i to mi wystarczy. - wzdrygnął ramionami.
-Cholernie tęskniłam! - pogładziłam jego ramię.
-My też. - dodał mrugając okiem, lecz Igła wraz z Kubim nie podzielali nastroju reszty drużyny. Siedzieli cicho, w skupieniu zajadali się przysmakiem. Byłam świadoma tego, że niekoniecznie dla wszystkich jestem tutaj mile widzianym gościem, bo popsułam wszystko, zaraz po tym zmywając się bez słowa. Źle zrobiłam.
-Chciałabym was przeprosić. - wypaliłam w końcu.
-Za co? - parsknął Winiarski.
-Za to, że zniknęłam, rozbiłam wam drużynę, pojawiłam się i zniknęłam równie szybko. Przepraszam... - rozejrzałam się po ich zdezorientowanych twarzach.
-Spooooooko. - wyrwał Zatorski, a w tym samym momencie do stołówki wszedł trener Andrea. Od razu skierował spojrzenie w moją stronę, a na jego ustach pojawił się nikły uśmiech. Cieszył się? Tak wtedy wywnioskowałam. W mgnieniu oka pojawił się przy naszym stoliku. Przywitał mnie serdecznym uściskiem.
-Wypowiedzenie mogę podrzeć w każdej chwili! - ukazał rząd swoich zębów.
-Ale ja i tak nie wiem, czy ona będzie mogła długo zabawić na tym stanowisku. - udzielił się Piter z buzią zapchaną ziemniakami.
-Bo...? - zdziwili się wszyscy, a przerażony środkowy szeroko otworzył oczy.
-Jestem w ciąży. - poinformowałam ich, a zawartość prawie wszystkich jam ustnych już miała wylecieć na środek stołu.
-No nieźle. - skwitował Bartek. - Będę wujkiem... Tak staro się czuję.
-Będziesz mogła pracować do tego momentu, do którego będziesz mogła, naprawdę! - namawiał trener.
-Spróbuj. - chlipnął Winiar. Spojrzałam na Kubiaka, który niewinnie grzebał widelcem w gołąbkach, opierając się o łokieć.
-Dam ci trochę czasu na zastanowienie... - Anastasi położył dłoń na mym ramieniu, a ja posłałam krótki uśmiech. Po chwili odszedł w kierunku swojego stołu, lecz po chwili znów gwałtownie odwrócił się i krzyknął: A tak w ogóle, no to gratulacje!
Podziękowałam i znów usiadłam przy stole.
-Witamy na pokładzie... - powiedział Ignaczak, wstając od stołu. Jego czynność powtórzył także Michał i obydwoje zniknęli za drzwiami stołówki. Mój zapał natychmiast się ostudził.
-Co ich ugryzło... - prychnął Kuraś.
-Ja chyba wiem. - westchnęłam głęboko.
-Ej, nie myślisz chyba, że to przez ciebie. - zdziwił się Możdżonek.
-A przez kogo? - pisnęłam. - Zjawiłam się nagle po tym wszystkim, jakby nigdy nic... Rozumiem ich, nie miejcie im tego za złe... I może jednak lepiej będzie, gdy wyjadę.
-Dzika i tak nie ma w drużynie, to co on może mieć tutaj do gadania. - oburzył się Kurek.
-Nie pierdol, dobre? - udzielił się Zagumny. - Słyszałem jak gadał z Gardinim, chcą przywrócić tamtych dwóch, bo nie dajemy sobie niby rady, co jest według mnie istną porażką...
-Proszę, żeby wróciło wszystko do normy... - wtrącił Zati.
-Dokładnie, jak się zawaliło, to wszystko na raz... - Bartek rozłożył się na krześle, zakładając ręce za kark. Od tamtego momentu wszelkie rozmowy urwały się, a ja ciągle miałam mętlik w głowie. Nie wierzyłam, że jeszcze kiedykolwiek będzie tak jak przedtem. Gdy skończyliśmy posiłek, chłopcy niedługo potem mieli stawić się na trening. Na chwilę ukryli się w pokojach, co zrobiłam także ja, lecz nie było mi dane zaznać dłuższego odpoczynku.
-Chodź, dzisiaj obębnisz swój pierwszy dzień w pracy... Koniec tego urlopy kochanieńka! - oznajmił Winiar, wchodząc do pomieszczenia.
-Cię proszę... - prychnęłam z dezaprobatą.
-Wskakuj w ciuszek i zaraz widzimy się na hali. - rzucił koszulką w moją stronę i zniknął na korytarzu. Po wcześniejszym wyzwaniu siatkarza w myślach, chwyciłam ją i rozłożyłam. Moim zdaniem weszłoby w nią kilkanaście Możdżonków, a przecież to że jestem w ciąży nie oznacza, że aż tak przytyłam!
Po kilkunastu minutach ruszyłam w kierunku sali, z której już dochodziły odgłosy odbijanej piłki i podeszw szurających po parkiecie.
-Agata! - krzyknął Jarząbek od razu biegnąc w moją stronę. - Pomóż mi, pomóż mi, pomóż mi, proszę. - prawie błagał na kolanach.
-Ale w czym? - zapytałam rozbawiona jego zachowaniem.
-Zobacz, związek znowu jakichś protokołów sobie zażyczył... - przed moimi oczyma pojawił się plik spiętych ze sobą kartek.
-Serio laba się skończyła. - ułożyłam usta na kształt podkowy. - A ja jeszcze do końca się nie zdecydowałam...
-Co się nie zdecydowałaś, chodź! - chwycił mnie pod łokieć i zaprowadził do stolika. Od razu wręczył długopis i rozdzielił stosy kartek na dwie kupki.
-I tak dałem ci tych, którzy najmniej grają... - wyszczerzył się. - Będzie mniej do pisania...
-Dzięki, łaskawco. - przewróciłam oczami i zabrałam się do pracy. Próbowałam się skupić, lecz z boiska cały czas dochodził do mnie donośny głos trenera, który co chwila ganił Kubiaka. W sumie nie rozumiałam go, chłopak dopiero co dowiedział się, że wraca do kadry.
-Oskar... - zaczęłam.
-Noo... - wymruczał nie przestając pisać.
-Jak wygląda atmosfera w zespole? - zapytałam. On uniósł wzrok wzdychając głęboko.
-Było ciężko, bardzo ciężko. - odpowiedział. - Autentycznie straciliśmy już nadzieję, że cokolwiek da nam się ugrać, nikt ze sobą nie gadał, wszyscy chodzili spięci... Teraz zauważyłem, że kiedy wróciłaś razem z Dzikiem oni rozpromienili. Chociaż trochę, bo Krzysiu zaczał się minimalnie uśmiechać, a to dobry znak. Jeszcze niech tylko Zibi wróci do zdrowia, to już całkiem będzie najlepiej!
-A związek nie robił problemów, że w środku sezonu wywala się zawodników? - dopytywałam.
-Związek nie wiedział. - urwał statystyk, a ja uniosłam brwi w oznace zdziwienia. - Dlatego też nie będzie problemu z powrotem chłopaków. - ponownie się uśmiechnął.
-Będzie tak jak dawniej? - zadałam kolejne pytanie, ale nieco ciszej.
-Aga... Ja nie wiem o co poszło i ja nie chcę wnikać, ale każdy wie, że tak jak kiedyś nie będzie już nigdy. Dlatego trzeba być jak najlepszej myśli oraz starać się, by było jeszcze lepiej niż w przeszłości!
-Mądrze. - uznałam radośnie.
-Czasem mi się zdarzy. - odrzekł skromnie i obydwoje powróciliśmy do pracy, a nazwisko "Kubiak" obijało mi się od uszy coraz rzadziej. Uniosłam wzrok i wyjaśniło się dlaczego tak się nie czepiali. Siedział na ławie... Ale taka życia, no!

-Zróbmy jakieś przywitanie, dawno nie mieliśmy okazji, żeby się rozerwać. - jęczał Piotrek, siedząc na skraju mojego łóżka.
-Trenujecie, żadnego melanżu! - warknęłam.
-Oj, no jedno piwko na zakwasy! - chlipnął.
-Jedno! - pogroziłam palcem. - A dla mnie soczek... - dodałam.
-Pomarańczowy? - uniósł brew.
-Pomarańczowy. - potwierdziłam, podkładając sobie poduszkę pod kark i wygodnie rozkładając się na materacu. Po kilkunastu minutach zbiegło się do mnie całe stado siatkarzy plus Żylątko. Już zapomniałam jak to kiedyś bywało...
-Boże, jak dobrze, że sześćdziesiątka szóstka znowu czynna... - stwierdził Kurek.
-Taa... - westchnął Winiar, otwierając puszkę z chmielowym trunkiem.
-A gdzie Kubi? - Ziomek rozejrzał się po pokoju.
-Nie było go w pokoju. - Nowakowski obojętnie wzruszył ramionami.
-Gdzie on polazł... - Winiar przewrócił oczami.
-Dajcie mu spokój. - wcięłam się.
-Kto to Kubi? - wtrącił zdezorientowany skoczek. - Kubisztal? Tak?
-Nie, Kubiak Michał... - zaśmiał się Piter.
-Kurde. - zasmucił się Żyła i wziął łyka piwa.
-To co, toaścik może jakiś? Za Agatkę naszą kochaną! - wydarł się Zatorski.
-Za Agatkę! - zawtórowali wszyscy.
-Dzięki. - odparłam nieśmiało i zanurzyłam usta w butelce z pomarańczowym sokiem.
Wieczór niesamowicie mi się dłużył. Może to dlatego, że ciągle rozmyślałam o Michale, co on teraz przeżywa, gdzie jest, co robi... Nie dawało mi to spokoju, miałam ochotę wyjść z tego pokoju i jak najszybciej go odnaleźć, jednak coś mi nie pozwalało; coś mówiło mi, żebym nie wnikała, zostawiła go samego, aby samodzielnie poukładał sobie wszystkie wnioski i zdarzenia. Nie chciałam na siłę go do siebie przekonywać, bo wiem, jak ciężko jest mu pogodzić się ze zdradą. Na jego miejscu zachowywałabym się tak samo, a może nawet nie chciałabym siebie znać. Wyrządziłam mu straszliwą krzywdę, a takie postępowanie nie zasługuje na wybaczenie i chyba czas się z tym pogodzić...
-Agata, grasz z nami? - głos Łukasza wyrwał mnie z przemyśleń.
-Ale nie na rozbieraneegoo. - jęknął Zati.
-Ty będziesz pierwszy do ściągania gaci, młodzieniaszku. - prychnął Kurek.
-To niefajnie zabrzmiało Bartek, nie mów tak. - dodał zniesmaczony Michał.
-So homo! - wydarł się Żyła. - Wchodzę w to!
-No nieźle... - skwitował Guma, sięgając po talię kart.
-Ja pasuję, pójdę się przewietrzyć. - poinformowałam i wcześniej chwytając czarną ramoneskę wyszłam na zewnątrz. Od razu spotkałam się z ciepłym wiatrem. Skierowałam się w stronę lasku. Bo przecież "yolo". Dreptałam wydeptaną już ścieżką i wspominałam te słoneczne, ciepłe dni, poranne bieganie, wymyślone dziki... Było naprawdę niezwykle. W końcu dotarłam do miejsca, gdzie związałam się z Michałem. Trawa nieco już zarosła, jednak widok pozostał niezmienny. Oczy naszły mi łzami, kiedy usiadłam na tym pamiętnym pieńku. Obwiniałam się, że zdołałam to tak zaprzepaścić. Wspomnienia stały się jeszcze bardziej dokładnie, a ja rozklejałam się coraz bardziej.
-Ja wiem, że lepiej byłoby nie czuć nic, albo cofnąć czas... - usłyszałam zza swoich pleców.

_________________________________________________________________

A, taki tam, adekwatny cytacik. :3 
Wiem, że znowu krótko, ale i tak jestem z siebie dumna, że pomimo tego mojego braku weny zmotywowałam się i coś naskrobałam! ;o 
Nieubłaganie zbliżamy się do końca... Już się zastanawiam jak to będzie, a po głowie chodzi mi kilka pomysłów. Jakoś damy radę! ;-)

P.S. Przespałam się już z myślą, że Antiga zostanie naszym trenerem, trochę ochłonęłam, ale ciągle nie wyobrażam sobie, że nie będzie już naszego Andreii. Tak bardzo mi żal... :c A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

Pozdrawiam, Sissi. ♥


niedziela, 13 października 2013

~Rozdział 90~

Już dziewięćdziesiąt epizodów za nami!? Ale... Ale jak to? Przecież ja... Dopiero zaczynałam pisać tego bloga. :c
Miałam jechać na mecz Polska-Turcja, jednak wyszło jak wyszło, wyskoczyła mi mega poważna sprawa i nie pojechałam... Byłam mega zła, dlatego nic mi nie szło. Znaczy nie tylko dlatego. Natłok nauki, prywatne problemy, jakieś śmieszne zawirowania, które komplikowały wszystko...Z góry przepraszam za jakieś tam moje wyskoki, ale jestem meeeega smutna, wściekła i rozżalona. :c Taka życia, co się poradzi. :c
Zapraszam! :*

~***~

-Herbatka, dwie łyżeczki cukru. - Michał podał mi gorący napój, z którego ulatywała para, a na jego twarzy widniał lekki, ledwo wykrywalny uśmieszek.
-Miała być kawa... - zmarszczyłam czoło zdziwiona.
-Żartujesz sobie? - parsknął. - To jakbym miał podać ci teraz alkohol, a potem odpalić szluga...
Podziękowałam skinieniem głowy i rozczuliłam się nad faktem, że pamiętał, że czuwał, że się martwił. 
Pod salą Zbyszka przesiedzieliśmy sporo czasu, dalej nie zamieniając ze sobą słowa.
-Ej, wiecie co, ludzie posiadają takie coś jak struny głosowe, dzięki temu można mówić. Serio, warto spróbować. - wtrącił Piotrek.
-Już zapomniałem jak bardzo upierdliwy potrafisz być. - warknął Kubiak.
-Ooo, no wiesz co, uraziłeś mnie. - posmutniał środkowy. - Agata, powiedz mu coś!
-Piotrek, to nie czas i miejsce na takie pierdoły. - fuknęłam.
-Nie unoś się tylko... - wciął się Michał, ostrzegając poważnie. Z sali, w której znajdował się Zbyszek wyszedł lekarz, a wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi.
-Aał, skurcz, skurcz. - pisnął Nowakowski, z powrotem siadając na krześle i trzymając się łydki.
-Państwo z rodziny? - mężczyzna spojrzał na nas znad okularów.
-Kuzyn. - wyrwał Kubiak bez zastanowienia.
-Pacjent posiada poważne uszkodzenia kręgosłupa, zrobimy jeszcze kilka badań, a następnie będzie on skazany na kilkumiesięczną rehabilitację... - przewracał karteczki w notesie.
-Można go odwiedzić? - zapytałam.
-Na chwilkę, dosłownie... - ponownie obmierzył nas wzrokiem. Podziękowaliśmy i weszliśmy do sali. Siatkarz leżał w usztywniającym kołnierzu nie mogąc się poruszyć, dlatego też zmierzył nas jedynie spojrzeniem.
-Jeszcze się nie zjedliście? - jak zwykle tryskał humorem... Boki zrywać.
-Jak się czujesz? - zapytał Michał omijając odpowiedź i siadając na taborecie obok łóżka.
-Boli. - urwał brunet. - Ale to nieważne, będzie ze mną dobrze. - zdobył się na lekkie uniesienie kącików ust.
-Przywieźć ci coś? - wypaliłam.
-Jak narazie niczego nie potrzebuję. - mrugnął okiem.
-Może chcesz coś z mieszkania... - wtrącił Michał.
-Nie. - urwał brunet. Po chwili dołączył do nas Piotrek, ale nie nabawił za długo, bo lekarz zabrał Bartmana na kolejne badania. Pożegnaliśmy się z nim i wsiedliśmy z powrotem do auta.
-Gdzie mam cię odwieźć? - zapytał Kubiak.
-Do domciu. - wciął Nowakowski.
-Nie ciebie pytałem, kretynie... - syknął przyjmujący. Gdzie miał mnie odwieść? Matka przecież myśli, że jestem w Anglii...
-Do jakiegoś pierwszego lepszego hotelu... - obojętnie wzruszyłam ramionami.
-Hotelu? - pisnął przyjmujący. - Oszalałaś.
-Nie, zawieź mnie do hotelu. - zmierzyłam go wzrokiem.
-Agata, to nie czas na żarty...
-Proszę... Zawieź mnie do hotelu. - syknęłam prawie przez zaciśnięte zęby.
-Ej, a mnie się nikt nie zapyta?! - dodał obrażony Piotrek.
-Chłopaki są w Spale? - zapytał Kubiak.
-Chyba... - zamyślił się środkowy.
-Zobaczymy. - szepnął Kubi i wcześniej nakazując mi zapiąć pasy ruszył z parkingowego miejsca. Jechał ostrożnie, ale wcale nie za wolno. Wiedziałam, że wcale nie dowiezie mnie do tego hotelu, ale już nie miałam siły się z nim kłócić. Co będzie, to będzie, najwyżej padnę ofiarą całej reprezentacji.
Nawet nie wiem kiedy zmógł mnie sen, a jak się obudziłam, na zewnątrz było już jasno.
-Nieźle sobie pospałaś... - zaśmiał się Michał.
-Gdzie jesteśmy? - ominęłam jego zaczepkę.
-Za pół godziny powinniśmy być na miejscu...
-Jak zwykle musiałeś zrobić po swojemu.
-Miałem zostawić cię w jakimś obleśnym hotelu przy drodze? - spojrzał na mnie litosnym spojrzeniem.
-Tak. - ucięłam krótko.
-Jego bym mógł - wskazał na tylnie siedzenie. - Ciebie niekoniecznie...
-Ale nie liczysz się z tym, że nie jestem gotowa na spotkanie z tymi wszystkimi chłopakami... Tym bardziej, że nie należę już do sztabu.
-Przyjedziesz tam prywatnie, wynajmę ci pokój, wyśpisz się, przywrócisz do porządku, a potem coś wymyślimy.
-Ja wymyślę. - zaakcentowałam.
-Nie kłóć się ze mną, bo i tak nie wygrasz. - prychnął.
-Jaki pewny siebie. - pokręciłam głową.
-Zawsze. - zawadiacko mrugnął okiem w stronę lusterka, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. Byłam mu za to wdzięczna. Za to, że potrafił sprawić, iż na mojej twarzy od dłuższego czasu pojawił się szczery uśmiech.
Gdy dojechaliśmy na miejsce serce zaczęło mi mocniej bić. Tymbardziej, kiedy zobaczyłam Oskara palącego przed wejściem do ośrodka. Tak jakby rozpromieniał na nasz widok. Zdeptał papierosa i odchrząknął siarczyście.
-Co was tu sprowadza? - zapytał radośnie.
-Trzeba przenocować Agatę... - skinął na mnie. Jarząbek zgromił mnie od stóp do głów, szczególnie wpatrując się w mój wydatny już brzuch.
-Jasne, coś się znajdzie. - zaprosił nas do środka.
-A co z Piotrkiem? - zapytałam.
-Aaa, no tak! - Michał uderzył się w czoło i wrócił się po jeszcze śpiącego kolegę z drużyny. Ja razem z Oskarem weszłam do środka i podeszłam do recepcji. Kobieta pracująca tam od razu mnie rozpoznała i położyła przede mną kluczyk z numerkiem 66. Uśmiechnęłam się promiennie, a Jarząbek przyjacielsko poklepał moje ramię.
-Śmiało. - szepnął, a ja przytaknęłam wzdychając głęboko. Ruszyłam do windy, po czym nacisnęłam przycisk. Odczekałam chwilę, aż przyjedzie z góry. Kiedy ten moment nastał, z windy wysypało się kilka siatkarzy.
-Agata?! - pisnął Winiarski razem z Jarskim.
-A nie widać..? - mruknął Zagumny.
-Co ty tu robisz, jak tu trafiłaś, z kim, co, y, w ogóle o co biega? - Zatorski mierzył wszyskich zdezorientowanym wzrokiem.
-Tak. - skwitował Winiar.
-Ahaaaaa - Paweł pokiwał głową wyszczerzony i padł mi w objęcia. - Tak bardzo tęskniłem!
-Ja też. - chlipnął Ziomek i dołączył do grupowego uścisku. Byłam pozytywnie zaskoczona przyjęciem mnie, wyobrażałam to sobie całkiem inaczej.
-Wracasz do nas na stałe? - zapytał Winiar.
-Wątpię. - odrzekłam.
-E tam, wróóć! - Zati machnął ręką.
-Nawet nie wiecie jak bardzo bym chciała... - posłałam lekki uśmiech.
-Dla chcącego nic trudnego. - Łukasz trącił mnie łokciem.
-Ty jeszcze tutaj? Śmigaj spać! - zganił mnie Kubiak, a ja posłusznie wsiadłam do windy i pojechałam na właściwe piętro. Włożyłam kluczyk do zamka, przekręciłam delikatnie i do końca nacisnęłam klamkę. Drzwi uchyliły się, a ja znowu spojrzałam na to dokładnie pościelone łóżko i balkon z widokiem na spalski las. Momentalnie urodziło się we mnie tysiące wspomnień. Usiadłam na brzegu materaca i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Chciałam się rozpłakać, lecz równocześnie roześmiać się w głos. Targało mną mnóstwo skrajnych emocji.
-Prześpij się teraz, potem załatwiłem nam obiad na stołówce... - w progu pokoju pojawił się Michał.
-Dzięki. - padłam na łóżko od razu zamykając oczy.
-Będę w siedemdziesiątce jedynce... - powiadomił jeszcze i słyszałam jak zamknął drzwi. Odetchnęłam głęboko i odpłynęłam.

Mój błogi sen przerwało mi pukanie do drzwi. Żeby tylko pukanie... To było walenie, jakby się paliło.
-Obiaaaaaaaad! - krzyknął Piter, a ja zerwałam się na równe nogi. - Nie ma spania, ja już po treningu, a ty co!
-Piotruś, nie wydzieraj się. - mruknęłam.
-No chodź na obiadek. - posmutniał.
-Nie można było tak od razu? - westchnęłam podążając za siatkarzem. Zeszliśmy na dół, wchodząc do stołówki.
-Agataaaa! - usłyszałam głośny wrzask, a zanim zdążyłam zauważyć kogo to głos, wylądowałam w jego objęciach.

_______________________________________________________________________

Jak za pewne zauważyliście, akcja znowu będzie kręcić się wokół całej reprezentacji i właśnie sobie wyobrażam jak bardzo się cieszycie. : ) 
Oto piosenka, która dzisiaj od samego poranka brzęczy sobie w moich głośniczkach i to przy niej powstał ten rozdział. 
Pozdrawiam, Sissi♥






środa, 18 września 2013

~Rozdział 89~

Według mojej matematycznej natury minęło 20 rozdziałów od tego pamiętnego epizodziku... Hehehehehe. :)
Zapraszam! :*
Btw. Brat zjechał mój rozdział, bo za dużo przeklinałam... Sorry, już nie będę!
Dafuq wgl, czemu czytasz mojego bloga?!

~***~

Powiedzmy sobie szczerze. Wszyscy na około nawalili nie dokańczając swojej misji. Bo Bartman chciał pogodzić Miśka z Agatą i Piotruś chciał to zrobić. I Agatka chciała uciec przed miłością, i Michaś. Brak komunikacji i kłótnie, to zaowocowało jeszcze większymi problemami. Co z tym zrobić? Próbować naprawić. Ale czy to ma jakikolwiek sens, skoro żadna ze stron nie jest świadoma swoich poczynań? Tak bardzo zepsuć i tyle przegrać...

-Gdzie ona może być? - zapytał Michał, siadając na blaszanej podłodze furgonetki. 
-Nie wiem stary... - odparł Zbyszek, spoczywając na przeciwko. - Naprawdę nie wiem...
-Ale jebać to, dlaczego ja się martwię w ogóle! Przecież ona nic już dla mnie nie znaczy...
-Znaczy Michał. O wiele więcej niż myślisz. Kochasz ją, ale ty nie potrafisz przyjąć tego do świadomości kretynie!
-Przyjąłem do świadomości to, że mnie zdradziła! Z tobą! To jest wystarczające... - dodał po cichu. - Zawieźcie mnie do domu, mam już dość wszystkiego.
-Ty masz dość?! Kurde, stary! Weź się w garść! Wolisz użalać się nad sobą i ciągle wypominać mi jeden wybryk, który nic nie znaczył?! Ja mam dość, ciebie i twojego ględzenia! Przeprosiłem cię, tak?! Ale twoja rypana w tyłek duma nie pozwala ci się pogodzić... Zamiast walczyć, masz wszystko w dupie! Co z ciebie za facet do cholery?!
-Proszę cię - prychnął przyjmujący. - Kim ty jesteś, że mnie oceniasz? Przyjacielem? Może kiedyś...
-Nie chodzi mi o przyjaźń. Chodzi mi o miłość dwóch najlepiej pasujących do siebie ludzi... 
-Skończ...
-Skończ? Serio jesteś nienormalny.
-Weź pod uwagę to, że ja straciłem jakąkolwiek motywację. 
-Ciąża nie jest tą motywacją?!

Hej! Akcja stop! Zbyszku, pomyliłeś scenariusze, ta kłótnia potoczyła się za daleko! 


-Jaka ciąża? - zaśmiał się Michał, lecz po chwili całkowicie zdezorientowany i jednocześnie przerażony zgromił kolegę wzrokiem. - Jaka kurwa ciąża?! - podniósł głos. Do Bartmana dopiero teraz doszło co tak naprawdę powiedział. Tak to jest, gdy nie umie się trzymać języka za zębami w tych najważniejszych momentach. 
-Myślałem, że wiesz... - atakujący zdziwił się znacząco.
-O czym?! Agata jest w ciąży?!
-Podobno...
-Powiedz mi wszystko co wiesz... - w kubiakowych oczach pojawiły się łzy. Łzy niemocy, zdenerwowania, przerażenia, strachu i jednoczesnej minimalnej radości. 
-Piotrek był jej głównym powiernikiem. Wszędzie z nią łaził, zawsze z nią był, wszystko wiedział. Nawet do lekarza z nią poszedł, jeszcze w Wenezueli... Podobno kiedy wparowała do naszego pokoju, kiedy... Wiesz - skinął głową znacząco - Chciała ci o tym powiedzieć...
Po policzku Michała spłynęła samotna słona kropelka, wytyczając potoczek kolejnym. 
-Kogo to dziecko? - wypalił przyjmujący.
-Twoje! - krzyknął Zbyszek, wcale niepewny swoich słów. 
-Wiesz który miesiąc? - siatkarz otarł szybko twarz rękawem.
-Nie... - odparł brunet. - Dlatego pogadaj z nią...
Michał powoli pokiwał głową.

Perspektywa Piotrka

Wszystkich poinformowałem o niepowodzeniu akcji. Ale kochaani, to nie koniec naszej przygody! To dopiero początek! Zjebi nie odbiera telefonu, dlatego jestem zdany na informatora-Igłę i siebie. W sumie to tylko sobie ufam, ale jakieś plecy zawsze warto mieć, ażeby mieć na kogo zwalić winę, nie? No. 
Szybko zapakowałem Agatkę do auta pod pretekstem... W sumie nie było pretekstu, po prostu ją tam zaciągnąłem. A ile krzyku przy tym było! 

Powracamy do Agatki

Tak bardzo nie rozumiem tej sytuacji. Po prostu nie umiem ogarnąć jej rozumem. Przyjeżdżamy do Żor, tam nie zastajemy Michała, dlatego Nowakowski pakuje mnie do samochodu i każe się nie odzywać. No ej, wypraszam sobie! Co to ma być?! A tyle kilometrów autem w jeden dzień, nie zrobiłam chyba jeszcze przez całe życie. Pędziliśmy przez te polskie autostrady jak szaleni, a w radiu ciągle pobrzękiwały rytmy disco, których tak bardzo miałam już dość.

-Zaśpiewaj ze mną! Hej, czy ty wiesz, że ja się w tobie kochaam, hej czy ty wiesz, że to poważna rzecz! - Piter darł się na całe gardło, poozbawiając mnie przy tym jakiegokolwiek słuchu.
-Proszę cię... - jęknęłam, przysłaniając uszy rękoma.
-Co, nieładnie? - posmutniał. - Dobij mnie, proszę, masz okazję. Dobij swojego przyjaciela, kopnij leżącego! Tak!
-Zamknij się już, Piotrek!
-Piotrek. Groźnie. - zawył, a ja podgłośniłam radio z bezradności. Wolałam to, aniżeli jego teksty. Po niecałych piętnastu minutach dalszej jazdy, zastał nas niesamowity korek, który w ogóle się nie zmniejszał.
-Ciekawe co się tam stało... - powiedziałam pod nosem.
-Z tego co widzę, to jakiś wypadek. - odparł siatkarz.
-To spędzimy tutaj całą noc. - dodałam załamana, odpinając pasy bezpieczeństwa i wygodnie usadawiając się na siedzeniu. Wyjęłam płytę z odtwarzacza i włączyłam normalne radio. W koncu zabrzmiały ludzkie rytmy. Co chwila przejeżdżaliśmy kilka metrów zbliżając się do całego powodu zamieszania. Zderzenie furgonetki z autem osobowym. Wszędzie porozsypywane szkło, migające pomarańczowe światła, służba ratunkowa i zbiorowisko osób wokół wypadku. Obowiązywał ruch wahadłowy, a dzięki naszemu szczęściu łańcuch przepuszczonych samochodów z naszego pasa skończył się właśnie na nas... Tyle przegrać.
-Ty, niezła stłuczka musiała być... Jak mu maskę wgniotło. - Piter z szeroko otwartymi oczami obserwował walkę strażaków z metalowymi karoseriami.

-Ciekawe czy komuś coś się stało. - zmrużyłam oczy, przypatrując się tłumowi.
-Tam kogoś odprowadzają do karetki. - wskazał palcem.

-Kuźwa, stary, trzymaj się. - mówił Michał, hamując łzy wędrując obok noszy, wiązących jego przyjaciela. 
-Nic mi nie będzie... - wymamrotał atakujący, zachrypniętym, pełnym bólu głosem. Syknął, gdy nosze podskoczyły wjeżdżając do wnętrza karetki. Michałowi nie pozwolono jechać razem z nim. - Zadzwoń do niej... - usłyszał jeszcze, po czym drzwi zatrzasnęły się z wielkim hukiem. Kubiak został sam, wokół migających świateł, krzyczących ludzi oraz co chwila mijających go samochodów. Sam, zupełnie sam. Rozpłakał się jak małe dziecko, wypuszczając z siebie wszystkie emocje, które uleciały jak dym z papierosa. Pękł, jak bańka mydlana. Wszystko co zbierało się w nim od dłuższego czasu w końcu znalazło wyjście. 

-Te, zejdź pan! - usłyszał krzyk jednego z kierowców. Odwrócił sie za siebie ze smutkiem w oczach. Zamarł. Zamarli też pasażerowie samochodu. Zamarł chyba cały świat. 

-Ja pierdolę... - wydukałam. 

-Ja też. - zawtórował Nowakowski.
Targało mną wszystko po kolei, strach, radość, żal, gniew, spełnienie. Wszystko objawiło się łzami spływającymi po moich policzkach. Szarpnęłam za klamkę drzwi, po czym jak huragan wyleciałam z auta.
-Co się stało? - zapytałam, znieważając trąbiące samochody.
-Mieliśmy wypadek, Zbyszka zabrała karetka... - opowiadał, szybko wycierając policzki. Płakał?
-Michał ja... - zaczęłam, lecz on nie dał mi dokończyć.
-Który miesiąc? - wypalił.
-Skąd wiesz? - moje oczy wyglądały jak spodki.
-Nieistotne. Który miesiąc?
-Czwarty... - spuściłam wzrok.
-Kogo to dziecko?
-Jak to kogo?! - krzyknęłam oburzona. Bardziej urazić mnie nie mógł.
-Wy dwoje, wsiadajcie do auta, albo spieprzajcie stąd, bo już dwa razy światła się zminiły, nie słyszyscie klaksonów!? - wtrącił policjant kierujący ruchem. Chwyciłam Michała i prawie siłą wepchnęłam go do samochodu. Piotrek ruszył z piskiem opon, próbując jeszcze dogonić ambulans ze znajdującym się w środku Zbyszkiem. Nikt z nas przez całą drogę nie odezwał się słowem. Tylko znowu rytmy disco pobrzękiwały w odbiorniku.
Wszyscy wpadliśmy do szpitala, puszczając krzyki pielęgniarek mimo uszu. Błądziliśmy wśród korytarzy i sal szukając Bartmana. Po kilkunastu minutach poszukiwań w końcu nam się udało, lecz i tak zostaliśmy odprawieni z kwitkiem, aktualnie trwały badania.
-Skoczę po kawę, przynieść Wam też? - zapytał środkowy. Obydwoje przytaknęliśmy kiwając głowami. Michał usiadł na przeciwko mnie, tępo wpatrując się w białe kafelki na podłodze. Znów cisza przejęła nad nami rządy.
-Gdzie byłaś przez ten czas? - zapytał w końcu.
-W Anglii... - odpowiedziałam krótko.
-A czemu znów jesteś tutaj? - zmarszczył brwi, a ja wzruszyłam ramionami. Zdziwiony jeszcze bardziej wytężył wzrok.
-Ej, wiecie co, zauważyłem, że mam tylko dwie ręce, więc nie udało mi się przemycić trzech kaw... A żeby było sprawiedliwie przyniosłem tylko dla siebie. - oznajmił wyszczerzony od ucha do ucha Piotruś i usiadł obok mnie, zanurzając usta w napoju.
-Ja pójdę. - powiedzieliśmy jednocześnie razem z Michałem.
-Nie żartuj. - zgromił mnie spojrzeniem i ruszył szybkim krokiem w kierunku automatu.
-Rozmawialiście? - szepnął ciekawski Pit.
-Jeśli króką wymianę zdań polegającą na "co się z tobą działo" można nazwać rozmową... no to tak.
-Ech, dzieci, dzieci, dzieci... - westchnął głęboko, kręcąc głową. Tak, zgadzam się. To jedna wielka dziecinada. A pomyśleć, że niedawno łączyło nas coś pięknego... Nie do pomyślenia.

___________________________________________________________________

Oddaję w Wasze łapki! :*
Mnie dopadło jakieś chorubsko, ale trzeba dać radę. :c 
Trzymcie się robaczki!
Pozdrawiam, Sissi. ♥

środa, 11 września 2013

~Rozdział 88~

JESTEM! ZGŁASZAM SWOJĄ OBECNOŚĆ!
Ale nie myślcie sobie, że o Was zapomniałam, czy coś, nienienie! Miałam drobne problemy z internetem, gdyż strona "Siatkarskich..." nie otwierała mi się w pełni i nie miałam możliwości pisania epizodu. :c (czat na facebook'u też nie do końca działał. o.o ) WIECIE, ŻE WCIĄGNĘŁAM DO TEGO NAWET BRATA?! I w ten sposób dowiedział się o istnieniu bloga... Mioteł, jeśli czytasz, to pozdro! :D Hahah, nic...
No także tak... Enjoy! :)

~***~

-Żory?! No ale co, jak, czemu... - przejęłam się, a ręce popadły w dramatyczne drgawki. 
-Spoko loko maleńka, wujek Piotruś ma wszystko pod kontrolą. - siatkarz wykonał efektowny drift. Chciałabym też wspomnieć, że nie włączył kierunkowskazu! 
-W Żorach jest Kubiak, tak? Chcecie nas pogodzić... - przymrużyłam oczy.
-Kubiak? Kto to? - zapytał, zerkając na mnie kątem oka.
-Zatrzymaj auto, ja wysiadam.
-Cię proszę, nie odstawiaj cyrków!
-Zatrzymaj to cholerne auto! Ja wiedziałam, że coś jest tutaj nie tak! Wiedziałam to kurwa po prostu!
-Coś ostatnio zaczęłaś dużo przeklinać... Wiesz, że to niedobrze dla twojego zalążka człowieka...
-Wypraszam sobie! To już nie jest zalążek!
-Jak zwał tak zwał, nie wysiądziesz teraz... 
-Wolę się zabić, niż gadać z Michałem. - fuknęłam.
-Zaraz ja zabiję was oboje. I przymknij tę piękną buźkę, bo kierowca musi być skupiony, a ty tylko mnie zagadujesz!

-Tęsknisz za nią? - brunet przerwał ciszę panującą w furgonetce, dosyć odważnym pytaniem. Przyjmujący zaciskając wargi, lekko skinął głową. - Ja jeszcze raz cię przepraszam...
-Przepraszasz mnie poraz szesnasty dokładnie - uniósł palec wskazujący do góry. - Wypowiesz to słowo jeszcze raz, a obiecuję, że przywalę ci w ten ryj, bo mam dość rozmyślania nad tym, co by było gdyby, rozumiesz? Dość. 
-Prze... - zaciął się przerażony, spotykając się ze srogim spojrzeniem kolegi. - Sorry. - spokorniał. 
-Całe życie z debilami. - Kubi pokręcił głową, głęboko wzdychając. 
-A tak naprawdę... - zaczął Zbyszek. - Jedziemy do Bełchatowa...
-Co kurwa?! - wydarł się przyjmujący, jednocześnie uderzając głową w blaszany dach auta.
-Ja zepsułem, ja naprawię... - uciął atakujący i założył ręce na torsie. 

-No ale ja tam nie wejdę... - jęknęłam, podziwiając blok Michała z zewnątrz. Od razu wypatrzyłam te charakterystyczne czerwonawe firanki w jego sypialnianym oknie. Natychmiast pokuły mnie wspomnienia, tak drastycznie zabolało. 
-Chodź. - Piotrek wyciągnął rękę w moim kierunku. 
-Nie. - zaparłam się, chowając dłonie do kieszeni. - Nie. - dodałam po cichu, połykając łzy. 
-Agatusiu, ale nie płakusiaj. - środkowy rozczulił się nade mną. - Będziesz płakać, to będziesz mniej sikać, a sikać przecież trzeba!
-Piotrek, ja nie dam rady spojrzeć mu w oczy...
-Ale jego tam narazie nie ma. - chwycił mój łokieć. - Zdążysz się zaaklimatyzować. 
-Powiedz mi szczerze, gdybyś kogoś zdradził, byłbyś w stanie spojrzeć mu w oczy? 
-Na pewno byłoby mi trudno. Ale spróbowałbym. Za wszelką cenę. Bo jeśli się kogoś kocha, zrobi się wszystko, aby wszystko wyjaśnić, nawet kosztem rozstania. Uwierz mi, jeśli z nim porozmawiasz, obojgu wam ulży!
-Jaki z ciebie psycholog... - zaśmiałam się cicho.
-Dopiero to zauważyłaś? - prychnął. - To ja i moje ukryte talenty!
Jak ten skubaniec potrafił rozluźnić atmosferę i poprawić człowiekowi humor! Odetchnęłam głęboko i kroczyłam za nim, kurczowo trzymając się jego dłoni. Piotrek wyjął klucz z kieszeni dżinsów i włożył go do zamka. Zaraz, zaraz, zaraz... Skąd miał klucz do mieszkania Michała?!
-Nie pytaj. - skwitował Nowakowski, czytając mi w myślach.
-Ok. - urwałam, uśmiechając się minimalnie. Wtargnęliśmy do środka, a moje nozdrza podrażnił ostry zapach. I nie był to zapach Kubiaka... W żadnym calu!
-Kto tu jest?! - wydarł się Piotrek. Wszelkie odgłosy nagle ucichły, a mi najczarniejsze scenariusze stanęły w głowie. Zza ściany kuchennej wyłoniła się najpierw patelnia, potem ręka ją trzymająca, a na końcu pół kobiecej twarzy.
-Agatka? - odezwała się. Wyostrzyłam wzrok i próbowałam przypomnieć sobie skąd znam ten głos. 
-Mama...? Znaczy... Zosia... Pani Zosia... Mama Michała?! - pisnęłam.
-O co tutaj biega, bo nie ogarniam... - Piotrek stanął bezradny na środku korytarza. 
-Michaś miał dzisiaj przyjechać do Wałcza, ale ja chciałam zrobić mu niespodziankę, słyszałam, że ma wolne... A przy okazji odwiedzę siostrę. - ukazała się, ciągle trzymając patelnię w uścisku. 
-Przepraszam, czuję się zagrożony... - siatkarz zrobił kroczek w tył. 
-Niedługo powinien przyjechać... A kiedy chcesz odwiedzić tę siostrę? 
-Przywitam się z Michasiem i lecę! - uśmiechnęła się szeroko. 
-A. - ucięłam, zamyślając się. 
-Myslałam, że przyjedziesz razem z nim, czemu was tak porozwiewało po kraju? 
-Interesy. - wypalił Piotrek, a ja zdezorientowana trzepnęłam jego ramię. Mama Kubiaka przeszywającym wzrokiem zgromiła siatkarza i wróciła do kuchni. Ja poczłapałam za nią, z zamiarem pomocy. Ona jednak nie potrzebowała jej ode mnie, wiec po prostu usiadłam przy stole, przypatrując się jak guzdrze się przy garnkach. 

Perspektywa Piotrusia

Tak bardzo wszystko pokrzyżować. Nie tak miało iść! Agata zostawiła mnie samemu sobie w obcym mieszkaniu, więc po omacku doszukiwałem się pokoju w którym mogę spocząć. M, łazienka. Całkiem nieźle. Przycupnąłem na sedesie i odczytałem smsa od Susie. 


ODBIÓR ODBIÓR ODBIÓR! OFIARA PLANU NIE POJAWIŁA SIĘ NA MIEJSCU!

Jak to?!

Michała najzwyczajniej w świecie nigdzie nie ma...

Rozpłynął się?!

Masz zamiar cały czas zadawać mi pytania?

Pisałaś do Ignaczaka?

Kolejne pytanie...

PISZ DO IGNACZAKA!

Już to zrobiłam, oni też nie mają z nim kontaktu...

Co teraz, co teraz, co teraz... :c

Misja ukończona niepowodzeniem.

Dzięki. :c


I cały misterny plan w... Ech. 


Teraz wcielę się w rolę narratora, bo aktorzy poszli na przerwę obiadową. Nastał wieczór, zakochanych dzieliły setki kilometrów, a nikt nie mógł nic na to poradzić. Takie oto są skutki braku komunikacji międzyludzkiej. Ale kurczę, kto już nie chce żeby Agata wróciła do Miśka, a Misiek do Agatki?! No wszyscy! Dlatego powróćmy do głównego wątku.

-Stary, nie bądź baba! - Bartman pochnął Michała w stronę drzwi wejściowych rodzinnego domu Wernerów. Wyciągnął dłoń, by zapukać. Obił kostki o drewniane wrota, które po chwili otworzyły się, a w nich stanął zaspany ojciec Agaty, opasany fioletowym szlafrokiem.
-Michał? - wydukał zaskoczony.
-Dobry wieczór... - odparł. Słowo "tato" nie przeszło przez jego gardło. 
-Co cię tu sprowadza? Coś z Agatą? 
-Z Agatą? - zdziwił się. - Czemu pytasz mnie o Agatę...? 
-A dlaczego miałbym nie pytać? - odpowiadali sobie pytaniem na pytanie, nie mogąc dojść do porozumienia. - Przecież jest z tobą...
-Ze mną?
-No a może ze mną?
-To nie ma jej tu? - przeraził się.
-Dlaczego miałaby tutaj być?
-Bo to jej dom, a ja... Musiałem załątwić kilka ważnych spraw.
-Kilka ważnych spraw? 
-Tak. Gdzie jest Agata?
-Na pewno nie tu. Zgubiłeś ją?!
-Zgubiłem?! Sama wyjechała!
-Może coś jej zrobiłeś, gnojku?!
-Panie tato! - wciął się Bartman. - Michała nie było w kraju, co miał niby jej zrobić!
-Nie wiem! Ale skoro uciekła, to może jej coś nie pasowało!
-Szkoda moich nerwów, do widzenia. - mruknął Michał i odwrócił się na pięcie. 
-Znajdź mi córkę!
-W dupie to mam... - wybełkotał Kubi pod nosem i trzasnął drzwiami furgonetki. Zaczął zastanawiać się nad sensem przyjechania tutaj i ogólnej egzystencji człowieka. Tak, tak bardzo głęboko. Michał stracił jakąkolwiek motywację. Do wszystkiego. A w sumie... Czy tę motywację w ogóle posiadał? To chyba zwykłe przyzwyczajenie do ulegania innym, chęć zobaczenia jej. Ale czy na pewno tego chciał? Chciał, aby serce jeszcze bardziej bolało? To wszystko było takie dziwne... A tyle pytań na raz nie zadawał sobie jeszcze nigdy...


Tęsknię za nim. Patrzę na tak idealnie wygładzoną poduszkę i podświadomie wyczuwam jego intenstywny zapach. Gdzie on teraz jest... Czy też tak o mnie myśli? Wątpię, przecież sama zatroszczyłam się o to, aby nie miał teraz powodu do wspominania mnie. Zadałam mu za dużo bólu. Zdecydowanie. A ten ból rozsadza mnie od środka. 
Gdyby on tylko wiedział... 


Uważajcie, bo teraz Piotrek wybuchnie...

-Ale jak to Dziku siedzi w Bełchatowie?! No motyla noga, no! 

____________________________________________________________

Pierwszy rozdział w roku szkolnym... Powinnam się trochę za siebie wstydzić, ale to siły wyższe! :c
Jak tam? Ktoś z Was w nowych szkołach? Jak tam? :) Ja już raz zgubiłam się w swojej i spanikowałam. :c Ale wyszłam z tego cało! :3
Pozdrawiam, Sissi. ♥









poniedziałek, 26 sierpnia 2013

~Rozdział 87~

To na początek małe sprostowanie... (Jak zawsze ostatnio, ale przepraszam, nic na to nie poradzę, a chciałabym, serio). Przeproszę Was kolejny raz, ale ja naprawdę chcę skorzystać z tych ostatnich dni wakacji. :c Stronę z blogiem mam otwartą cały czas i co chwila dopiszę tam słówko, albo zdanie. ZAWSZE! Kontakt jest ze mną przez twittera, i żeby być na bieżąco nie trzeba mieć konta. Po prostu wystarczy wejść i przeczytać co za farmazony tam wypisuję. :) Pretensje mogę mieć wyłącznie do siebie i mojej weny, która raz przychodzi, a potem nagle jej nie ma. ;o
Uf. Zapraszam do lektury! ;)

* * *

-To jak ja się z nią dogadam, jeśli jest zagraniczna?! - obruszył się przyjmujący.
-Przecież znasz się na angielszczyźnie! A poza tym, to po co ty masz z nią gadać, chłopie?! - wyminął Igła. 
-Chciałbym się chociaż dowiedzieć jak ma na imię... 
-Tak, a potem jakie jest jej hobby, jaki ma numer buta, a na koniec jakiej odżywki do włosów używa! 
-Możliwe. - posmutniał, a po chwili zadumy dodał: - Ale przecież ja nie prześpię się z obcą laską, no! 
-Ja pierdole... - odezwał się Kurek. - Chcemy ci pomóc, a ty jak zwykle swoje. 

-A ty byś to zrobił?!
-Głupio pytasz. - na bartkowej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
-Ale przecież... - Michał zaciął sie na chwilę, nie mogąc wypowiedzieć tego jednego, damskiego imienia.

-Co znowu... - westchnął libero. 
-Jesteście po prostu pojebani. - pokręcił głową, zanurzając usta w pomarańczowym soku. 

Znowu pakowanie, znowu Ferdek odstawiony do garażu, nagle Susie też gdzieś wyjeżdża i klucze musiałam oddać starszej sąsiadce, która na pewno zapomni podlać moje kwiatki, więc jeszcze za ich życia się pożegnam... Z ojcem podobno jest już lepiej, kiedy przyjadę ma być w domu. To po co ja w ogóle wracam?! Aha, bo Piotruś mi kazał...

Piotrek i jego życiowe refleksje, scena pierwsza!

 Kubi w aucie, już zmierza do Żor... Znaczy tak myślę, że do Żor, bo raczej nie wpadnie do Wałcza na matczyny obiadek, co nie? Susie już do mnie leci... Cii, nie do mnie, tylko do Michała. Tak, do Michała. Agata samolot ma za dwie godziny... Wszystko powinno się idealnie udać! Żeby tylko moje obliczenia się sprawdziły... Dlatego... To czas na herbatkę! Mmm, malinowa, dwie łyżeczki cukru...

Agata

Nienawidzę tego krzykliwego głosiku spikerki... Przyprawia mnie o dreszcze. Zgodnie z podanymi przez nią informacjami, samolot już stawił się na lotnisku, dlatego pospiesznie chwyciłam torbę i pognałam na odprawę. Odnalazłam swoje miejsce i wygodnie się w nim usadowiłam. Nagle mój telefon wydał z siebie sygnał przychodzącego sms'a.

Wyleciałaś już? Piotruś

Nie... 

7 minut opóźnienia!!! Pogoń ich tam... 

Uspokój się, to tylko parę minut. Zobaczymy się w Warszawie, muszę wyłączyć komórkę. ;*

NIE WYŁĄCZAJ TELEFONU!!!! MUSIMY BYĆ W KONTAKCIE!!!

"Za późno..." dopowiedziałam sobie w myślach i wsunęłam telefon do kieszonki w torebce. O, stewardessa z sokiem pomarańczowym! Nawet pani nie wie w jak prosty sposób może pani spełnić czyjeś marzenia...

Siatkarz pierwszy raz znalazł się pod takim budynkiem, w takim miejscu, o tej porze, tak ubranym, tak zestresowany... Koledzy załatwili mu niezłą przygodę, która niekoniecznie spotkała się z przychylną akceptacją Kubiaka. Ale cóż, niby chcą dobrze. Było tak ponuro, a jednocześnie kolorowo. Znaczy... Różowo. I cukierkowo. Michał poprawił kołnieżyk u swej koszuli, odchrząknął i zrobił pierwszy krok w stronę nieba niewyżytej płci brzydkiej. 
-Pan Michał? - usłyszał zza swoich pleców. Dynamicznie się odwrócił i ujrzał przed sobą piękną, blond postać. 
-Że... Ja? - wskazał palcem na siebie.
-To pan jest tym siatkarzem? Tak? - zerknęła na fotkę wyjętą z biustonosza. - No chyba... - przyjrzała się bardziej.
-Raczej tak. - skrzywił się słysząc swoją wypowiedź. 
-Proszę za mną. - kobieta od razu zmieniła ton swojego głosu, za którym podążyłby na pewno tabun facetów. 
-Za panią? Ale ja... - zaciął się, odwracając głowę w stronę klubu ze striptizem. 
-Chodź pan! - wrzasnęła, a Michał potulnie stawiał kroczki za kobietą. 

-Piotrek? Ale zjazd na Bełchatów już dawno minęliśmy... - zdziwiłam się.

-Jak śmiesz pouczać sensei jazdy drogowej?! - burknął, dodając gazu.
-Przepraszam, o mistrzu. - mruknęłam pod nosem, wbijając wzrok w mijające za oknem obrazki.
-A nie chce ci się przypadkiem spać? Taka męcząca podróż...
-Która trwała półtorej godziny? - prychnęłam.
-Na pewno jesteś zmęczona. - zarzucił mi, spoglądając na mój brzuch, na przemiennie z drogą.
-W sumie może masz rację... Co innego mi pozostało. - bezradnie poruszyłam ramionami, opierając głowę o szybę.
-Trzymaj. - odezwał się, przykrywając mnie swoją bluzą. Podziękowałam za ten gest i przymknęłam powieki. Jednak nie mogłam zasnąć, co chwila otwierałam oczy, a powoli zapalające się lampy na autostradzie raziły moje źrenice. Kiedy tylko mój mózg przyjął do wiadomości, że nastaje wieczór, zaczął przypominać sobie najwięcej znaczące dla mnie sytuacje.

-Co mam przez to rozumieć, że to jest porwanie? - przyjmujący zapytał grzecznie, przypatrując się, jak związują mu nadgarstki sznurem. 
-Co tu jest do rozumienia stary, nie tylko ty w tym siedzisz! - usłyszał dobrze mu znany głos. Z ciemności wynurzyła się postura przyjaciela. Dawnego przyjaciela. 
-Zaczynam się bać. - chlipnął Michał, kiedy drzwi furgonetki zatrzasnęły się z wielkim hukiem, a w jej wnętrzu został tylko on i Zbyszek. -Co to do cholery ma znaczyć? - przyjmujący był bliski wybuchu złości. - Ja chciałem po prostu iść sobie na laseczki! A tu nagle dopadła mnie jakaś babka, każe iść za sobą. No to ja pomyślałem, że to ta, co skombinował mi Piotrek... Ale głupi mogłem się domyślić, że ta nie miała specyficznego, angielskiego akcentu.

-O czym tym pieprzysz? - zdziwił się Bartman.
-Szkoda gadać. - westchnął. - A ty co tutaj robisz?
-Nie interesuj się. - warknął. 
-Tylko pytam... 
-Nic już nie mów!
-Nie rozkazuj mi!
-Zamknij dupę, stary! 
-Ej, no nie tak brutalnie... - posmutniał Kubi. - A odwiążesz mi ręce?
Zbyszek po krótkim namyśle odwiązał nadgarstki kolegi, a po sekundzie oberwał siarczystym ciosem w ramię. 
-Nie powinienem z tobą gadać w ogóle... - warknął Michał.
-Ty, no stary, wiem jak wyszło... 
-Nie, temat skończony. - zdobył się na nikły uśmiech. - Mieliśmy siedzieć cicho. W sumie już mam w dupie to, gdzie jedziemy, co się ze mną stanie, przecież straciłem wszystko, nie? 
-Serio? Myślałam, że będziesz panikował...

Michał zmierzył tylko siatkarza wzrokiem.
-Nie mam po co i dla kogo panikować...
-Rozmawiałeś z nią?
-Oszalałeś? Cud, że z tobą gadam... 
-Naprawdę cię przepraszam, to było wtedy jak nie byliście ze sobą.
-Skończ pierdolić, jeśli mamy o tym gadać, to już nie rozmawiajmy wcale! Było, minęło, nic nie da się naprawić. 

-Piooootrek, co to kurwa, jakieś "mamy cię"? Co to znaczy, że Żory?!


____________________________________________________________________

Takie to nijakie... Ale może przez to, że tak bardzo pokomplikowało mi się życie. ;o 
Ale nie chcę wylewać tutaj swoich żali, dlatego jestem szczęściarą, że mam mega przyjaciół!
Pozdrawiam, Sissi. ♥

AAAA!
No i dziękuję misiaczki za głosy! Zajęłam 3 miejsce, ale głosowania ciąg dalszy! ♥
Jesteście najlepsi! :*
LINK DO GŁOSOWANIA W ANKIECIE ! 





piątek, 9 sierpnia 2013

~Rozdział 86~

Ci dwaj osobnicy swawolnie hasający po moim mieszkaniu, co chwila rozbawiali mnie do łez. Nie wiem, czy świadomie, ale przy nich mogłam oderwać się od tych powracających co wieczór wspomnień i tęsknoty, która narastała. Michał śnił mi się co noc, brakowało mi jego uścisków i ciepła, którym mnie otaczał. W tej chwili oddałabym wszystko, aby móc zamienić z nim chociaż słowo, by pozwolił mi wszystko wyjaśnić, bo przecież tak wiele mamy sobie do wytłumaczenia.
Chłopcy przesiedzieli u mnie równy tydzień. Po tym krótkim urlopie spędzonym w deszczowym Londynie musieli wracać do treningów.
-Jesteśmy cały czas w kontakcie. - zapewnił Piotrek.
-Tak. - potwierdziłam, żegnając się z siatkarzami. Kto teraz będzie mi tak broił?
-A zauważyłaś w ogóle, że zaopatrzyłem się w nowy nabytek? - dumny z siebie Paweł wyprowadził z pokoju czarną walizkę. Tak, walizkę.
-No jestem pod wrażeniem. - wyszczerzyłam się.
-Po tym jak całe lotnisko we Włoszech mnie wyśmiało, mam traumę do końca życia. - posmutniał. - Nawet na zakupy będę chodził z walizką. - burknął. - Cholerne reklamówki...
-W końcu to do ciebie dotarło... - przemierzwiłam jego włosy.
-Ej, one przecież były całkiem w dechę!
-Dobra, taksówka na pewno już czeka... - westchnął Nowakowski i wypchnął kolegę za drzwi. - Trzymaj się. - mrugnął okiem, zamykając je za sobą.
-Pa... - odpowiedziałam, a mój głos rozpłynął się w całkowitej ciszy. Minęło kilka minut zanim otrząsnęłam się i dotarło do mnie, że cały czas stoję w miejscu. Zakluczyłam drzwi i przeniosłam się do salonu, gdzie spędziłam cały kolejny dzień...

-Pani do towarzystwa? Serio? - zdziwił się, obracając wizytówkę w palcach. 
-Serio, serio. - Krzysiowe łapsko poklepało kolegę po plecach. 
-Ale... To przecież takie niemoralne. - skrzywił się znacząco, wyobrażając sobie filmowe igraszki pań z dzielnicy czerwonych latarni. 
-Co niemoralne, chłopie, musisz się wyluzować, a przede wszystkim zapomnieć... 
-I myślisz, że ta lafirynda mi w tym pomoże? - prychnął z dezaprobatą. 
-Nie tylko w tym. - Igła charakterystycznie poruszał brwiami. 
-Tylko debil mógł wpaść na ten pomysł... - westchnął głęboko.
-Czytaj, Piter. - skwitował libero. 
-A... I wszystko jasne. - Michał uniósł kącik ust. - A jeśli zarazi mnie czymś?!

-To luksusowa usługa, widzisz przecież. - Krzysiek wskazał palcem na wizytówkę. 
-No nie wiem. - posmutniał przyjmujący.
-Dzwoń. Ja bym dzwonił. - uciął wzruszając ramionami i wyszedł z Kubiakowego auta i uprzednio się z nim żegnając, zostawiał kolegę z drużyny z nielada dylematem. 

A teraz pobawmy się perspektywą Pita, co Wy na to? 


Ojaa, mam dziurawą kieszeń, dlatego te monetki mi tak uciekają, skubane... Nie wiem co mam o tym myśleć, to wszystko mnie tak przytłacza, a ja jestem taki bezbronny wobec czynów wszechświata. Uciekające monetki. Chryste, jak mi ich szkoda! Jeśli one tak uciekną, to co one potem robią ze swym życiem?! Gdzie się podziewają?! Kto je przygarnia?! A jak jakaś patologiczna rodzina?! Nie karmią ich, nie mają miejsca do spania i szlifowania swego połysku... To musi być przerażające przeżycie, tak uciec i nie wiedzieć co za chwilę się z Tobą stanie... I to wszystko przez dziurawą kieszeń! Wyrządzam krzywdę monetkom! Jestem mistrzem zła! Gdzie igła i nitka, przyda się ją zaszyć, bo kolejne monetki stracą wiarę w swój żywot. 

Pit, co Ty pierdzielisz, kochanieńki...?
Odbywam duchową rozmowę z samym sobą, coś nie pasi?

Miałeś kontynuować opowiadanie, Twój szyderczy plan zeswatania Agaty z Michałem, a Ty użalasz się nad uciekającymi monetkami, heloł!
Czy uciekające monetki nie mają prawa na chwilę uwagi?!

Nie, nie tutaj...
Zero tolerancji. W jakim towarzystwie ja się obracam... 

Możesz skończyć i powrócić do opowiadania?! Czytelnicy się gorączkują! Miałam dodać rozdział w tym tygodniu, a z Twoim zapłonem nie wiem, czy mi się to uda!
Dobra, już, kończę, tylko zaszyję tę kieszeń, okej?

Nie możesz potem? Teraz jesteś w pracy...
Całe życie jestem w pracy! A ja chcę tylko zaszyć kieszeń!

Dawaj te spodnie, ja Ci ją zaszyję...
Serio?

No...
Nie ufam Ci...
Nie, trzymajcie mnie, bo zaraz mu przyłożę...
Komu?

Tobie!
A ja się tak staram, żeby Twoje rozdziały były takie śmieszne, zapewniam Ci statystyki, czytelników, sympatię i prestiż. A Ty mi się tak odpłacasz? Chlip, co teraz... Zwalniam się!

No i się zwalniaj, Zator na pewno świetnie Cię zastąpi!
On nosił reklamówki zamiast walizki, serio w to wierzysz? 

No... Prawie.
No właśnie. Więc czym Twe opowiadanie będzie beze mnie...

SKOŃCZ Z TYMI FARMAZONAMI! ODBĘBNIJ SWOJĄ ROLĘ I BĘDZIESZ MÓGŁ SOBIE SZYĆ TE SPODNIE ILE TYLKO CHCESZ, ALE PROSZĘ CIĘ, WRÓĆ DO OPOWIADANIA, WCZUJ SIĘ!
Poświęcę się, ale tylko dla tych moich cudownych fanów... Patrz i ucz się od mistrza! 

Dobrze, mistrzu...

Uwaga, Pit się wczuwa! Grozi śmiercią! (nie, wcale nie, nie bójcie się, tak tylko mówię, żeby było bardziej dramatycznie...)


W kieszeni znalazłem kartkę z numerem telefonu Susie. Aby mój plan mógł się powieść szybko wbiłem rząd cyferek w telefon i usłyszałem pierwszy sygnał. Drugi sygnał... Trzeci... 

-Halo? - odezwał się kobiecy głosik.
-Cześć. - przywitałem się optymistycznie. - Tutaj Piotrek, przyjaciel Agaty.
-A, hej. - odparła nieco zdziwiona.
-Słuchaj, mam do ciebie taką maleńką prośbę...
-Tak?
-Możemy się spotkać? Wytłumaczę ci wszystko, bo przez telefon to niezbyt ciekawie...
-Pewnie, z chęcią. - przystała na moją propozycję. Umówiliśmy się na jakiejś ulicy, której nawet nie potrafię wymówić, ale pan taksówkarz świetnie sobie z nią poradził. Paweł narzekał, że już chciałby być w domu, ale dla tamtych dwojga trzeba się poświęcić. W końcu kto, jak nie my! Mam tylko nadzieję, że Igła zrobił swoje.
Susie zjawiła się punktualnie, a nawet minutę i cztery sekundy przed czasem. To się ceni! W trójkę weszliśmy do kawiarni, zajmując stolik w kącie sali. Zamówiliśmy sobie po kawie, a ja od razu przeszedłem do rzeczy.
-Pewnie doskonale wiesz jaka jest sytuacja pomiędzy Agatką, a Michasiem Kichasiem...
-Michasiem Kichasiem? - powtórzyła łamanym polskim.
-Michałem. - uśmiechnąłem się szeroko, a ona dopiero wtedy załapała. Ech...
-Tak, wiem... - urwała.
-Ja, wraz z moimi kolegami mamy niecne plany wobec nich i ciebie też planujemy do tego wciągnąć. - zniżyłem głos, a jej oczy zabłysnęły.
-Tajna misja? - zapytała, a ja razem z Pawłem powoli przytaknęliśmy głowami. - Gadaj!
Opowiedziałam jej wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, coraz bardziej wierząc, że nasza akcja ukończy się powodzeniem. Susie bez chwili zastanowienia zgodziła się na udział w tym całym przedsięwzięciu i za to ją lubię! Znaczy... Bo to się ceni, że chce pomóc przyjaciółce... Jasne?!

Dzięki, rzeczywiście jesteś mistrzem, ale i tak wiedz, że beze mnie, nie byłbyś tym, kim jesteś. I wszystko.
Ludzie zaczęli mnie teraz kojarzyć z niedowładem! Więc z czego tu się cieszyć!

Hoho, Twoje, ich i moje życie już nigdy nie będzie takie samo...
Tu się zgadzam... Mogę już iść szyć te spodnie?

Owszem. Idź z Lucyferem...
Bo to on mi wtedy zabrał ręce!

No, oszukuj się dalej...
Nara!

Pozdrów Belzebuba!


A my tymczasem wróćmy do naszej załamanej Agatki. 


Wiadomość o tym, że mój ojciec jest w szpitalu, jeszcze bardziej zrujnowała mi patrzenie na świat. Nic nie miało sensu, a ja powoli traciłam wszystko. Bilety były zbyt drogie na to, aby wrócić do Polski, a przecież nie pojadę tam zardzewiałym garbusem! (i tutaj Ferdek foch; trzy, dwa, jeden... FOCH!) Piotrek gorączkował się bardziej ode mnie, zapewniając, że to on zapłaci za przejazd. Ale ja nie chciałam na nim polegać, wolałam być niezależna. Z drugiej strony patrząc, kolejny raz zostawię wszystko, walące się na łeb na szyję i wrócę do niczego. Nie chcę tak żyć, chcę spokoju, tym bardziej, że we mnie rozwijało się drugie życie. Coraz bardziej się uwidaczniające. 

Bo jak się wali, to wszystko na raz, prawda?
-Co z tobą nie tak?! Zamawiaj te bilety, ja prześlę ci pieniądze! - Piotrek darł się do telefonu.
-Nie Piotrek, nie chcę żyć na czyjś koszt! 
-W dupie mam twoje "nie chcę"! Zamawiaj, albo ja to zrobię! 
-Co ci tak zależy?!
-Bo stałaś się dzika, jak jakiś nieokiełznany zwierzak! Twój tata potrzebuje opieki, nie rusza cię to?!
-Dobra, zamawiam! - warknęłam.
-No, grzeczna dziewczynka. - spotulniał. - Zaraz prześlę pieniążki, miłego dzionka, papatki. - cmoknął do słuchawki, od razu się rozłączając. Totalna załamka!

-Hej, chłopaki, dlaczego ta laska gadała z tak bardzo angielskim akcentem?
-Może jakaś zagraniczna... To lepiej. 

____________________________________________________________________

Dobra, miał być rozdział, jest rozdział! :D
Taki inny niż wszystkie, ale chyba nie gorszy? ;> Hipsterski trochę :D 
To teraz już spokojnie mogę wybrać się na wycieczkę, hm? ;-) 
A jutro, tak nieskromnie się pochwalę... Zestarzeję się o rok. :c Starość nie radość, młodość nie wieczność... ALE CO TAM, YOLO! ♥
Pozdrawiam, Sissi. ♥