sobota, 22 czerwca 2013

~Rozdział 79~

Leżeliśmy na łóżku bez słowa, wpatrując się w biały sufit, który jak sądzę, kiedyś był śnieżnobiały.
-O czym myślisz? - wypaliłam w końcu.
-Czy wyłączyłem światło w mieszkaniu... - odparł.
-Ja wyłączyłam.
-Aha, okej. - urwał i znów nastała grobowa cisza.
-Ciekawe dlaczego jeszcze nikogo nie ma...
-Jest jedenasta, mają czas...
-Przeważnie właśnie o jedenastej zaczynał się wasz trening... - zerknęłam na narzeczonego, on na mnie, pomrugał chwilę oczyma, a zaraz potem jak strzała wybiegł z pokoju. Zaśmiałam się cicho, przebrałam się w reprezentacyjne ciuchy i wyszłam z pokoju.
-Przecież nie będę ćwiczył w dżinsach. - stwierdził Michał i ponownie wpadł do pomieszczenia, odgrzebując szare ubrania. Po przebraniu się obydwoje poszliśmy na boisko.
-Rozleniwili się, widzę. - mruknął Igła.
Razem z Kubiakiem przemilczeliśmy ten zarzut i przystąpiliśmy do swojej pracy. Trener Anastasi ciągle do nas nie dotarł, dlatego wszystko było na głowie Gardiniego. Pomogłam statystykom w ogarnięciu wszystkich papierów, a chłopcy musieli nadrobić tę straconą przez ten tydzień kondycję, bo jakoś nie wierzę Pitowi, żeby codziennie wstawał o piątej i biegł dziesięć kilometrów. O nie, nie, niee, kochanieńki, nie ze mną takie numery!
-I jak tam się podoba nora naszego Dzika? - zagadał Zbyszek.
-Całkiem przytulna... - uśmiechnęłam się szeroko.
-Zgadnij kto pomagał dobierać łóżko... - przygryzł szyjkę butelki.
-Ekspert Zbysław Bełtman? - westchnęłam, podtykając kartkę ze statystykami pod jego nos.
-Kto napisał "Bełtman" na moich statystykach?! - wydarł się.
-Hohoho, taki tam dżołk. - zaśmiał się Jarząbek. Razem z Oskarem oraz resztą reprezentacji przybiliśmy piątkę, a ZB9 nie odzywał się do mnie przez resztę treningu. Na chwilę wróciliśmy do pokoju, potem wszamaliśmy obiad, za którym tak tęskniłam i kolejny trening, tym razem na siłowni. Dziesięć powtórzeń, sześć serii, szeeśśśśśććdziesiąt kilo, idzie siła!
-Ej, możemy was na chwilę prosić? - do naszego pokoju nieśmiało zajrzał Zati.
-Po co? - mruknął Kubiak, unosząc głowę z poduszki.
-No chooodźcie... - wyszczerzył się.
-No ale powiedz po co... - kontynuował.
-Ruszać dupska i podążać za mną!
-No już. - dodał przerażony i nasunął na siebie kolorowe, sportowe buty. - Wstawaj. - wyciągnął ku mnie swoją rękę i pomógł wstać z łóżka. Leniwie się z niego zwlekłam, a w drodze szybko zawiązałam kucyka na czubku głowy.
-Co do... - Misiek zaciął się, a ja nie zauważając jego stanięcia na środku przejścia, mocno uderzyłam w jego plecy.
-Co się stało? - stawałam na palcach, aby tylko coś zauważyć. Jednak moje metr siedemdziesiąt osiem, a jego metr dziewięćdziesiąt dwa nie idą w parze. Znaczy idą, ale... Pomińmy.
-Chciałbym gorąco powitać zebranych oto wiernych na uroczystości pojednania tych dwóch istot boskich. - mówił Piter, opasany białym prześcieradłem. - Kochani, zapraszam... - powolnym ruchem rąk zaprosił nas do siebie.
-Ale... - prześwidrowałam wszystkich znajdujących się w tym pokoju. Możdżonek razem z Zatim wyposażeni w koszyczki z płatkami kwiatów rozsypali je pod naszymi nogami, tworząc kolorowy dywan. Ucierpiał tylko młody libero, bo za każdym razem obrywał nimi w głowę od wyższego zawodnika.
-Żyć na kocią łapę nie będziecie... - mruknął Winiarski i popchnął nas w stronę Nowakowskiego.
-Doskonale. - uznał środkowy.
-Co to wszystko ma znaczyć? - skrzywiłam się i od razu zerknęłam na narzeczonego. Ten zdezorientowany wzruszył ramionami.
-Wybierzcie sobie świadków...
-Świadków?!
-Świadków... - powtórzył.
-Guma! - krzyknęliśmy oboje.
-Ej... Hej, hej, hej. To, że jestem rudy, nie oznacza, że się rozdwoję. - oznajmił i stanął po stronie Kubiaka. Zdenerwowana szukałam świadka dla siebie. Nikt nie wydawał mi się odpowiedni...
-Kosa. Ty wydajesz mi się najbardziej opanowany emocjonalnie z nich wszystkich. - przywołałam bruneta. Posłusznie pojawił się obok mnie. Pit zarzucił na nasze złączone dłonie biały ręcznik i otwierając zeszyt ze swoją przemową nabrał powietrza.
-Przepraszam, a obrączki? - wtrąciłam.
-Sytuacja opanowana. - odparł Paweł i odebrał od Kurka talerz z dwoma czipsami w kształcie krążków o smaku cebuli.
-Agato... - zaczął Pit. - Agato, Agato, Agaatoo... - zaczytał się w swoim zeszycie szukając wątku, który właśnie miał poruszyć.
-To jakaś dziecinada... - pokręciłam głowę.
-A! Właśnie! Dzieci! - ożywił się. - Dwójkę prosimy, bo o przyrost demograficzny trzeba dbać.
-Wedle życzenia... - przewróciłam ślepiami.
-Ja Michał biorę ciebie Agato za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy święci. - wyrecytował Piotrek ze swojego zeszytu, przystawiając butelkę do ust Kubiaka, robiącą jako mikrofon.
-Ja Michał biorę ciebie Agato za żonę... - wyszczerzył się w moją stronę, na co ja też nie mogłam pohamować swojego uśmiechu. - Jak dalej to szło?
-I ślubuję ci... - wciął Igła.
-I ślubuję ci... - znów zamilkł.
-Jak ty przygotowany na własny ślub przychodzisz?! - obruszył się Ignaczak.
-Przepraszam, że nic o nim nie wiedziałem... - fuknął przyjmujący. Po wielu podpowiedziach i staraniach, Michał w końcu dokończył przysięgę i nadeszła kolej na mnie. Ze mną poszło szybko, za soba miałam Grzesia, który niewiadomo skąd trzaskał słowami jak z rękawa.
-Jeśli ktoś ma coś przeciwko zawarciu związku małżeńskiego przez tę szatańską parę, no to niech się odezwie, czy coś...
Nagle w pomieszczeniu rozniósł się pogłos kichnięcia Zatorskiego.
-Cholerne kwiatki. - warknął wycierając nos.
-To znak, że oni nie mogą być razem! - wciął Bartman.
-Ty, Bełtman, a w mordę to przypadkiem nie chcesz? - burknął Kuraś.
-Wierni w Bogu, opanujcie swe emocje, miłosierny Pan...
-Piter, daj spokój. - przerwałam mu głośnym  westchnięciem. Następnie na swoje palce nasunęliśmy cebulowe obrączki i zakończyło się marszem Mendelsona puszczonym z Kosokowego telefonu. Ten to ma chyba świra na punkcie ślubów.
-Ona temu winna, ona temu winna... - zanucili siatkarze, gdy cała "uroczystość" się zakończyła. Po odsłuchaniu kilku... dziesięciu przyśpiewek nadszedł czas na symboliczne piwo.
-Noc poślubną zorganizowaliśmy wam w waszym pokoju, nie musicie dziękować, znajcie naszą dobroć. - Igła uścisnął nasze dłonie.
-A prezenty? - zapytałam z szerokim uśmiechem przyczepionym do twarzy.
-Materialistka. - Zibi zacisnął usta w cienką linię.
-No bo jak to ślub bez prezentów? - posmutniałam.
-Kubiak, kogóż ty sobie wybrałeś... - wszyscy pokręcili głowami.
-Właśnie też się zastanawiam... - objął mnie w pasie, całując w skroń.
Przed miniaturowym laptopem Kurka spędziliśmy cały wieczór. Oni, piwo za piwem. Ja, byłam tylko od pilnowania i od przekonywania ich, że jutro będą błagać mnie na kolanach, żebym dała im coś na ból głowy albo ewentualnie poprosiła Gardiniego o odwołanie treningu. Dobre czasy się skończyły, chcą wygrywać? Muszą trenować, a ja nie będę odwalała za nich czarnej roboty.

* * *

Po nocy spędzonej na o dziwo oddzielnych łóżkach (nie wytrzymałam chmielnego odoru wydobywającego się z każdym oddechem z ust Kubiego) z dumą powitaliśmy czerwiec. Jednym szybkim ruchem odsłoniłam żaluzje, a Misiek jęknął głośno, zasłaniając swoją twarz.
-Co ty robisz...? - zapytał z wyrzutem.
-Piękny, słoneczny dzień, chodź pobiegać. - usiadłam na nim okrakiem, zrzucając kolorową poduszkę z jego głowy.
-Pobiegać? - parsknął, a potem w głos się roześmiał. 
-Dobrze ci to zrobi. - poprawiłam jego rozwichrzoną fryzurę i sięgnęłam do walizki wyjmując aspirynę. Rozpuściłam ją w szklance wody i podałam siatkarzowi. 
-Jesteś aniołem... - oznajmił zachrypniętym głosem chwytając szklankę.
-Pijesz i idziemy biegać, albo nie pijesz i umierasz z pragnienia. - odciągnęłam szklane naczynie od jego dłoni. 
-Piję i nie biegam. - zdobył się na nikły uśmiech.
-Mmm, jaka orzeźwiająca. - zanurzyłam usta w napoju. - I mokra... 
Michał z pełnią grozy w spojrzeniu, oblizał swoje wargi i odrzucił kołdrę. 
-Ale wokół ośrodka. - wstał i odebrał ode mnie szklankę. Wypił ją za jednym zamachem, a zabłąkana kropelka nie wyrażająca chęci dostania się do organizmu Miśka powędrowała innym tropem, spływając mu po brodzie. Nie można było po prostu napisać, że oblał się jak małe dziecko? Nie, musiało przecież powiać filozofią. Chwaląc jego zachowanie poklepałam go po plecach i poszłam do łazienki przebrać się w sportowe ciuchy. On w tym czasie tylko zarzucił na siebie koszulkę i już był gotowy do porannego joggingu. 
-Zero we mnie asertywności... - uznał, gdy tylko zetknęliśmy się z chłodnym powietrzem. Jednak nie było tak ciepło jak zdawało mi się na początku. 
-Mi tam pasuje. - odparłam i pobiegłam przodem. Słyszałam tylko jak Michał nieudolnie przesuwa pięty po betonowych płytach. 

Swoją podróż skończyliśmy parę minut przed śniadaniem. Zdążyliśmy się odświeżyć i już musieliśmy schodzić. Kubiak był jak nowonarodzony.
-Jednak znasz się na tych sprawach... - wyszczerzył się i mocno mnie objął, jak wywnioskowałam z wdzięczności.
-No patrz... - mrugnęłam okiem i obydwoje zeszliśmy do stołówki. Przywitaliśmy się żywiołowo i usiedliśmy razem z resztą drużyny. Po nich zostały tylko alkoholowe wraki.
-Co wy tacy nadpobudliwi? - mruknął Zbyszek. 
-Aspirynka plus jogging działają cuda. - powiedział Misiek, skinięciem głowy wskazując na mnie. Pokiwałam tylko głową. Oni westchnęli głęboko i powrócili do namiętnego grzebania w swoich talerzach. Nagle cała jadalnia zamilkła. Wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę wejścia. Tam zarysowywała się kobieca sylwetka. 
-No nie... - odezwał się jeden z siatkarzy. 

_________________________________________________________________________

Sen o tym, że ktoś włamał się na moje bloggerskie konto i zniszczył cały mój dotychczasowy dorobek sprawił, że aż zmieniłam swoje hasło. 
Nie będę wspominać o wczorajszym meczu, bo chcę sobie i Wam oszczędzić kolejnych smutnych wrażeń. :c Mam tylko nadzieję, że jutro tak naprawdę pokażą na co ich stać! ♥ 
"Stań wyprostowany, nawet kiedy serce krwawi, 
zdeterminowany do łamania swoich granic..." 

Z kim spotykam się 30 czerwca w ERGO Arenie? : D 

Pozdrawiam, Sissi. ♥

poniedziałek, 17 czerwca 2013

~Rozdział 78~

Budzę się. Telefon brzęczy rozłądowany gdzieś w kącie pokoju i domaga się prądu.
-Misiek... - jęknęłam błagalnym tonem. Odpowiedziała mi cisza. Otworzywszy jedno oko, rozejrzałam się po wnętrzu pomieszczenia. Granatowy śpiwór leżał na podłodze idealnie złożony, a ja przykryta byłam kołdrą po same uszy. Nawet czułam mokry ślad całusa na swoim policzku. Wytarłam się dłonią i zrzuciłam z siebie nakrycie. Związałam żyjące własnym życiem włosy i zeszłam na dół, gdzie od razu przywitały mnie śmiechy i chichy mojej familii.
-Witamy, gorące parówki. - powiedziała moja rodzicielka, wyraźnie w dobrym humorze.
-Powiedziałaś to takim tonem, jakbyś witała gorące parówki, ale chyba aż tak źle ze mną nie jest, hm? - mruknęłam zaspana, siadając na jednym kolanie narzeczonego, który już wkupił się w łaski Wernerów. Skubany.
-Posmarować ci chleb? - zaświergotał, chwytając opakowanie margaryny.
-A parówki dostanę? - z politowaniem zerknęłam na pusty, biały talerz. Wszystkie spojrzenia skierowały się na małoletniego. - Fiflak, zeżarłeś ostatnią kiełbaskę?
-Ej, dorastam! - wybełkotał, mieląc mięso.
-Zobacz, sałata ma oczy. - zaśmiał się Michał, robiąc keczupowe kropki na kanapce z zieleniną.
-Co wyście zrobili z moim narzeczonym? - przeraziłam się, zabierając mu kromkę chleba od razu się w nią wgryzając.
-Kiedy będziemy mieć okazję poznać twoich rodziców, Michale? - do rozmowy wtrącił się Jarosław.
-Na ślubie! - wcięłam się. Rodzice tylko zgromili mnie wzrokiem, a ja szybko pochłaniając kanapkę, zaszyłam się w łazience. Wzięłam długi, orzeźwiający prysznic, a z niego wyszłam jak nowonarodzona. Mówię Wam, inny człowiek!
-Słuchaj, zostały nam trzy dni wolnego... Jeśli chcesz wypróbować moje łóżko, to... - Michał nie dokończył.
-Ciszej, panie Kubiak! - warknęłam, z impetem trzaskając drzwiami od sypialni.
-Uważać na szyby! - usłyszeliśmy z dołu.
-Już nie mogę się doczekać, aż nikogo wokół nas nie będzie. - zawadiacko przygryzłam wargę i położyłam dłonie na karku siatkarza. Zrozumiał moją aluzję, charakterystycznie poruszał brwiami i musnął moją szyję.
-Ty. Ja. Żory. Brązowe ściany. Satynowa pościel. Porozrzucane ubrania. - mówił między pocałunkami.
-Pakujemy się. - urwałam, zostawiając jeszcze jeden pocałunek na jego delikatnie rozchylonych wargach.
-A twoi rodzice? - zapytał zdziwiony, oblizując się.
-Zrozumieją. - powrzucałam kilka nowych ubrań do torby i zapięłam ją jednym szybkim ruchem.
-To trochę nie fair wobec nich... - skrzywił się, przewieszając moją torbę przez swoje ramię.
-Chcesz w końcu zademonstrować mi możliwości twojego materaca, hm? - trąciłam go łokciem.
-No chcę.
-To nie marudź!
-A wy... Już? - zdziwiła się Anna, wycierając talerze po śniadaniu.
-Terminy. - westchnęłam głęboko, rzucając się w jej objęcia.
-Terminy? - powtórzyła. Widziałam ten smutek wymalowany w jej spojrzeniu.
-Następnym razem zaprosimy was do nas. - ucałowałam jej policzek.
-Na drugi koniec Polski... - spuściła głowę, lecz zaraz pożegnała się także z Kubim. Pożegnawszy się z resztą rodziny, ruszyliśmy do samochodu.
-Żory! Żory, Żory, Żory, Żory! - wybuchnęłam niepohamowaną radością.
-Wytrzymaj te parę godzin w aucie. - przyjmujący przemierzwił moje i tak już rozwichrzone włosy.
-Nie mogę! - zapięłam pasy, które i tak zaraz uległy rozpięciu na skutek częstych zmian pozycji siedzenia.

-Jesteśmy. - ukochany obudził mnie swoim delikatnym głosem. Przeciągnęłam się we wszystkie możliwe strony i otworzyłam drzwi auta. Wciągnęłam nosem sporą ilość tutejszego powietrza i rozkoszując się tą chwilą przymknęłam powieki.
-Witam w domu. - poczułam jego uścisk w pasie. Od razu się tak poczułam. Dokładnie jak w domu. Już nie mogąc się doczekać, chwyciłam torbę, która przygwoździła mnie do ziemi. Ale mi to nie przeszkadzało, Agata przecież będzie mieszkać ze swoim narzeczonym przez okrąglutkie trzy dni...
-Daj, ja wezmę. - oznajmił rozbawiony Kubiak, odbierając ode mnie bagaż. Ja przejęłam klucze i pognałam do klatki schodowej. Jak na skrzydłach dotarłam pod właściwe drzwi i włożyłam klucz do otworu. Przemiły szczęk otwieranego zamka. Naciskam klamkę. I wchodzę do mieszkania, które tak cudownie pachniało Michałem. Zakochałam się. Poraz kolejny.
-Dlaczego tak długo zwlekałam z przyjechaniem tutaj? - zapytałam sama siebie, przejeżdżając opuszkiem palca po skórzanym obiciu fotela. Przeszłam do kuchni, a okno rzeczywiście pokazywało nam parking, na którym stała masa luksusowych samochodów. Nieliczne kwiatki ozdabiające Kubiakowe gniazdko wymagało natychmiastowej pielęgnacji.
-Widzę, że już się zadomowiłaś. - usłyszałam huk opuszczanych walizek na podłogę, a butelka z wodą w moich rękach zadrżała.
-Sam to urządzałeś? - rozejrzałam się jeszcze raz. On przecząco pokręcił głową. - A jak miała na imię?
-Kto? - zmarszczył czoło.
-Ta dziewczyna...
-Jaka dziewczyna? - prychnął śmiechem.
-Która pomagała ci urządzać!
-To mieszkanie klubowe, misiu... - mrugnął okiem, a moją twarz oblał rumieniec.
-Przepraszam. - rzuciłam się w jego objęcia. - Tutaj jest tak idealnie...
Objął mnie mocno, jednocześnie całując czubek głowy. We mnie rodziły się różne uczucia, od radości, przez dumę, aż do obawy. Chociaż po dłuższym namyśle, powinnam zostawić wszystko w tyle.
-Głodna? - zapytał.
-Jak wilk! - zawtórowałam, śmiejąc się głośno. Dzik przystąpił do robienia obiadu, a ja wysłałam SMS'a do mamy, że bezpiecznie dotarliśmy na miejsce.
Lubiłam przyglądać się się mu jak w skupieniu wykunuje daną czynność. Lubiłam myśleć, że on jest tylko i wyłącznie mój. Lubiłam myśleć, że jestem dla niego najważniejszą osobą w życiu. Lubiłam, gdy namiętnie rozmyślając błądził językiem po kącikach swoich ust. Lubiłam czuć na sobie jego dotyk. Lubiłam woń jego perfum.
-Zupka chińska? - wyszczerzył się, wskazując na mocno parujący posiłek.
-Obojętnie. - odparłam, rzucając się na przysmak. Uśmiechał się, widząc jak w mgnieniu oka pochłaniam czerwoną ciecz. Tak wspaniale się uśmiechał.

-Wiesz co... - zaczął, delikatnie smyrając moje ramię.
-Hmm...? - mruknęłam, obijając paznokcie o jego tors.
-Żeby dopełniła się moja obietnica sprzed kilku godzin, brakuje tylko porozrzucanych ubrań. - zaśmiał się cicho.
-To na co czekasz? - uniosłam brew, uśmiechając się sama do siebie.
-Na twoją zgodę. - odparł.
-Od kiedy ty zwracasz uwagę na moje zdanie? - prychnęłam.
-Masz rację. - szepnął, znajdując jak najkrótszą drogę do moich ust. Nie śpieszył się, wręcz przeciwnie. Całował delikatnie i z wyczuciem, co chwila nie mogąc pohamować swojego uśmiechu.
-Czemu się śmiejesz? - zapytałam równie rozbawiona, przerywając nasze pocałunki.
-Wszystko układa się tak, jak od początku sobie wymarzyłem. - zahipnotyzował mnie swoim spojrzeniem, poraz kolejny lekko przygryzając moją dolną wargę. Wokół roznosił się pogłos naszych szybko bijących serc. Jego ręce błądziły po mym ciele, wprawiając mnie w osłupienie. Rytmom naszych serc, zaczęły towarzyszyć przyspieszone oddechy.
-Kocham cię. - powiedział jeszcze, a ja odpowiedziałam mu głośnym jękiem rozkoszy.

Pozostałe dwa dni mijały nam na zwiedzaniu okolicy. Przynajmniej mi, Michał znał ją doskonale. Poznałam przesympatycznych sąsiadów, z którymi od razu złapałam świetny kontakt. Coraz bardziej kochałam to miejsce, lecz jak zawsze nastał moment wyjazdu. Znów ciężka praca, znów treningi.
-Witaj Spało. - westchnęłam ciężko, oparta o samochodowe okno.
-Ach ten entuzjazm. - wymamrotał Misiek. Z jednej strony brakowało mi tych reprezentacyjnych wariatów, ale chciałabym też jeszcze bardziej nacieszyć się Michałem, bo przecież nie mamy zbyt wielu takich okazji.
-Wykończył mnie ten maraton po kraju. - stwierdziłam po chwili.
-Mnie też. - odparł, skręcając w polną drogę, prowadzącą centralnie do ośrodka.
-Jak myślisz, wszyscy wybuchną niepohamowaną radością, że nas widzą?
-Na pewno. - uśmiechnął się szeroko. Po kilku minutach zaparkowaliśmy pod ogromnym gmachem budynku i wysiedliśmy z Infinity wdychając spalskie powietrze.
-Jeszcze trochę i wracamy do Żor. - powiedziałam, chwytając rękę narzeczonego. Przytaknął głową i skierowaliśmy się w stronę głównego wejścia. Odebraliśmy wcześniej zostawiony tutaj klucz i powędrowaliśmy do pokoju. Wobec "naszego" mieszkania, to jest mała klitka.
-Chyba jeszcze nikogo nie ma. - uznał, rzucając się na łóżko, co zrobiłam także ja.
-A pomyśleć, że mogliśmy spędzić w Żorach trochę więcej czasu...

_____________________________________________________________________

Powoli wracam do siebie, dlatego wena też postanowiła, że mnie odwiedzi. : D 
Szkoda tylko, że dotyczy ona jednego bloga. :c Ale cóż, nie można mieć wszystkiego od razu. ;-)
Za praktycznie 10 dni zakończenie. Jak cudownie! ♥

Pozdrawiam, Sissi. ♥

sobota, 15 czerwca 2013

~Rozdział 77~

-Musicie już wyjeżdżać? - zapytała Anna, wręczając nam koszyk z domowymi wyrobami.
-Mamo, i tak mieliśmy wyjechać już wczoraj. - westchnął Michał, całując jej policzek.
-Dla mnie możecie przesiedzieć tutaj tyle, ile chcecie. - posłała nam szeroki uśmiech.
-Do zobaczenia. - także przytuliłam swoją przyszłą teściową... taką mam nadzieję przynajmniej.
-Szerokiej drogi. - ucałowała mój policzek. Pożegnałam się także z Błażejem i tatą Miśka. Obydwoje ruszyliśmy do srebrnego Infinity.
-Przeżyłaś te trzy dni... - zaśmiał się Kubi, siadając za kierownicą auta.
-Jakoś. - uniosłam kąciki ust ku górze.
-Kierunek Bełchatów? - zapytał.
-Tak jest! - zasalutowałam, zapinając pasy.
Tym razem wyruszliśmy już o ludzkiej porze, która nie wymagała późniejszego wylegiwania się w samochodzie. Spotkania ze swoimi własnymi rodzicami bałam się bardziej, niż Michał. On na pełnym luziku podśpiewywał wdzięcznie brzęczące piosenki. A może tak skutecznie się ukrywa?
-Już nie mogę doczekać się momentu kiedy zobaczysz moje mieszkanie. - wyszczerzył się w moją stronę.
-Najpierw Bełchatów... - przyłożyłam palec do jego brody i obróciłam twarz w kierunku jazdy.
-Ale serio, mam nowe łóżko, może byśmy mogli... - nie dokończył, bo moja ręka znów wylądowała na jego twarzy.
-Ominąłeś zjazd na Łódź... - zaśmiałam się.
-To przez ciebie. - mruknął, zmieniając pas na autostradzie. Zamyślając się głęboko nad teraźniejszym planem działania dokładnie oblizał kąciki swoich ust i zgromił mnie wzrokiem.
-Co? - burknęłam.
-Mapa jest w schowku. - skinął głową w jego kierunku.
-Gdzieś za niecały kilometr powinien być kolejny, nie bój żaby... - mrugnęłam okiem.
-Taki znawca z ciebie? - prychnął.
-A co! - dumna z siebie wypięłam pierś. Rzeczywiście, chwilę potem naszym oczom ukazał się następny zjazd, którego już nie mogliśmy ominąć.
Następnie kierowaliśmy się tabliczkami, które kierowały nas do mojej rodzinnej miejscowości. Bezpiecznie dojechaliśmy na miejsce.
-Skręć w lewo... - nakazałam, a Michał posłusznie włączył kierunkowskaz. - Możesz stanąć tutaj na trawniku, nikomu nie będziesz zawadzał.
-Który to twój dom? - zapytał, rozglądając się wokół.
-Ten tutaj. - wskazałam na piaskowo żółty budynek. Muszę przyznać, że mało czym różnił się od domu Kubiaków.
-Myślisz, że to wystarczy żeby mnie polubili? - zapytał, wyjmując zza siedzenia bordową butelkę, z cieczą podobnego koloru.
-Mojemu tacie w zupełności. - przewróciłam oczami, wysiadając z samochodu. - Radzę nie zaczynać tematu o polityce, bo wtedy nie skończysz przez wieki. - dodałam, naciskając dzwonek do drzwi.
-Nie lubię polityki. - uznał siatkarz.
-Ale wiesz kto jest głową naszego państwa?
-Tusk?
-Na serio nie zaczynaj tego tematu... - westchnęłam głęboko, po raz kolejny wciskając biały kwadracik. W końcu usłyszeliśmy przekręcany zamek.
-Aga? - spotkałam się z niemałym zdziwieniem ze strony mojego młodszego brata.
-Zdziwiony? - dźgnęłam go palcem w brzuch i wtargnęłam do środka.
-Michał. - Kubi wystawił dłoń w stronę Filipa.
-Filip. - uścisnął ją. - Ty jesteś tym siatkarzem, o który Aga tak dużo opowiadała, tak?
-Raczej. - uśmiechnął się szeroko.
-Gdzie rodzice? - zapytałam.
-Ciotka z wujkiem mają rocznicę ślubu... - odparł.
-I zostawili cię samego? - prawie pisnęłam. Myślałam, że pozostawienie go samemu sobie grozi włamaniem, podpaleniem, a przy tym niezłą imprezą. Pozory mylą...
-Nie jestem już dzieckiem. - przewrócił brązowymi ślepiami, zmierzając do swojego pokoju.
-Ile on ma lat? - szepnął Misiek, wskazując na nastolatka.
-Szesnaście. - odpowiedziałam obojętnie. - Nie wygląda, nie?
-No... nie. - skrzywił się znacząco. Oprowadziłam mojego gościa po naszych skromnych progach. Zaprowadziłam go do sypialni, a ten z niemałym obrzydzeniem przyglądał się plakatom "Backstreet Boys".
-Serio się w nich kochałaś? - wskazał na jedną ze ścian.
-Ja do twoich "Spice girls" nic nie miałam... - fuknęłam.
-To Błażeja. - mruknął, delikatnie siadając na materacu. - Wygodnie. - uznał, balansując na łóżku. Z szafy wyjęłam świeże ciuchy i natychmiast pognałam do łazienki, żeby odświeżyć się po podróży. Michał w tym czasie namiętnie dyskutował z Filipem na temat Australian Open, który niedługo miał się rozpocząć. Oni szybko nawiązali ze sobą kontakt, ciekawe jak będzie z rodzicami.
-To dlaczego nie zostałeś tenisistą? Leżałbyś teraz pod słoneczkiem i zarabiał kupę forsy! - krzyknął Fifi z wyrzutem.
-Sam nie wiem... - odparł siatkarz. - Ale po dłuższym rozmyślaniu dochodzę do wniosku, że to była najlepsza decyzja mojego życia...
-Bo?
-Poznałem twoją siostrę...
Rozczuliłam się. Oparłam się o framugę drzwi, przygryzając wargę.
-Czy ja wiem, czy to było tego warte. - prychnął z dezaprobatą.
-Fiflak, lekcje odrobione? - wtargnęłam do jego lokum bez zastanowienia.
-Od kiedy cię to interesuje? - uniósł brew.
-Od zawsze! - uniosłam głos. - Idę zrobić coś do jedzenia...
-Mama zostawiła gołąbki w lodówce, możesz odgrzać. - dodał. Przytaknęłam głową i zeszłam do kuchni. Już dawno nic w niej nie pichciłam. Wcześniej wstawiając obiad, oparłam się o biały blat i zerknęłam przez okno znajdujące się na przeciwko mnie. Westchnęłam głęboko przypominając sobie dawne czasy. Kolorowe, beztroskie czasy.
-Ja mam widok na parking samochodowy, ale raczej nie będzie ci to przeszkadzać, co nie? - poczułam jego silne dłonie na swoich biodrach i podbródek oparty na moim ramieniu.
-Pewnie, że nie. - pogładziłam jego policzek.

Rodzice zjawili się późnym wieczorem. Razem z Michałem i Filipem oglądaliśmy "Czterech pancernych" i cytowaliśmy złote teksty.
-Dobry wieczór. - moja mama nawet nie kryła zdziwienia, gdy mnie zobaczyła, w dodatku w objęciach obcego mężczyzny.
-Dobry wieczór. - Kubi od razu zerwał się z miejsca, by przywitać się z moją rodzicielką. - Kubiak Michał, bardzo miło mi Panią poznać, Agata wiele mi o Pani wspominała, oczywiście w samych superlatywach. Mam nadzieję, że osobiście się o tym przekonam. - nadawał jak katarynka, co niezwykle mnie rozbawiło. Z szerokim uśmiechem przylepionym do twarzy pocałował jej dłoń.
-Anna Werner, mi także miło Pana poznać... To Pan jest tą "trzynastką"? - zaśmiała się.
-Proszę mi mówić Michał. - poprosił.
-Dobrze... Michał. - uniosła kąciki ust ku górze. Następnie przyszła pora, abym to ja przywitała się z mamą. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to oczywiście nic innego jak srebrny krążek na palcu. Pisnęła z radości jak nastolatka i od razu pochwaliła się ojcu. Ten ucieszył się, lecz bardziej interesował go skład nowej nalewki, którą dostał od przyszłego zięcia.
-Fiflak, do łóżka. - nakazała Anna.
-Ale maamoo... - jęknął nieletni Werner.
-Jutro obejrzymy pierwszy mecz turnieju. - przyjmujący charakterystycznie poruszał brwiami.
-Trzymam za słowo. - młody przybił z Michałem głośną piątkę i ruszył do swojego pokoju. Aż serce miękło, widząc taki widok. My, we czwórkę usiedliśmy przy kuchennym stole i cytrynówka poszła w ruch, a rozmów nie było końca. Około godziny pierwszej porozchodziliśmy się do łóżek.
-Widzisz, polubili mnie. - zaśmiał się.
-Polubili, polubili. - westchnęłam, poprawiając poduszkę pod głową.
-Ale ja nie polubiłem twojego jednoosobowego łóżka. - chlipnął, zapinając śpiwór.
-Przepraszam. - cmoknęłam w powietrzu i zgasiłam nocną lampkę. - U ciebie nadrobimy...
-Mam to traktować jako wyzwanie?
-Jak chcesz. - uśmiechnęłam się sama do siebie i zamknęłam powieki.
-Dobranoc. - usłyszałam jeszcze.
-Dobranoc. - odpowiedziałam.
-I wiesz co?
-Hmm...? - mruknęłam.
-Kocham cię. - oczami podświadomości widziałam jak się szczerzy.
-Ja ciebie też...

________________________________________________________________________

Wierzycie w to, że w ciągu chyba całego tygodnia, napisałam tylko tyle? Ja też nie. Załamałam się. A szkoła mnie wykończy... Dobrze, że to już koniec. 
Pozdrawiam, zmarnowana, bezsilna, potrzebująca snu Sissi. ♥

poniedziałek, 10 czerwca 2013

~Rozdział 76~

Ojciec Michała dołączył do naszego śniadania nieco później. Kulturalnie się przedstawił i usiadł centralnie na przeciwko mnie.
-Dlaczego nie poinformowałeś nas o twoim przyjeździe? - zapytała Anna. Przepraszam! Pani Anna...
-O naszym przyjeździe, mamo. - wspomniał Michał. - Chcieliśmy zrobić wam niespodziankę...
-Udało wam się. - wtrącił rozbawiony mężczyzna.
-Dostaliśmy od trenera tydzień wolnego, razem z Agatą zrobimy sobie mały maraton po Polsce. - kontynuował.
-To nie zostaniesz tutaj na dłużej? - pisnęła przerażona Anna.
-Nie zostanieMY... - Misiek uniósł głos, a ja położyłam dłoń na jego udzie, próbując go uspokoić.
-Racja. - speszyła się, biorąc do ust kęs grzanki. - Czym zajmują się twoi rodzice, Alicjo... - spojrzała na mnie, wymuszającym wzrokiem.
-Agato. - uśmiechnęłam się sztucznie, a Błażej parsknął cichym śmiechem.
-A więc?
-Moja mama nie pracuje, a tata ma własną firmę budowlaną. - odpowiedziałam krótko.
-Ile masz lat?
-Aniu... - westchnął pan Jarosław.
-Dwadzieścia pięć. - oznajmiłam.
-A ile się znacie? - wciął ojciec Kubiaków.
-Trzy mie... - zaczął Michał, ale ja w porę mu przerwałam.
-Pół roku. - kopnęłam go pod stołem.
-I już się zaręczyli, widziałeś? - burknęła kobieta.
-Naprawdę? - jego oczy zaświeciły. - No to moje gratulacje!
-Dziękujemy. - powiedzieliśmy jednocześnie.
-Trzeba będzie powoli odkładać na wesele...
-Tato, o to się nie martwcie, my załatwimy wszystko sami. - mrugnął do mnie okiem. Poparłam go.
Do końca posiłku opowiadałam o swoich zainteresowaniach, czy kontaktach w kadrze. Jeszcze nikt nie był tak ciekawski w stosunku do mnie.
-Pomogę Pani pozmywać. - zaoferowałam się.
-Nie, dziękuję, poradzę sobie sama. - mruknęła, zbierając brudne talerze.
-Chodź, oprowadzę cię po okolicy. - Dzik pociągnął moją dłoń i wyprowadził na zewnątrz. Tylko wyszliśmy na zewnątrz, tylko poczułam lekki powiew wiatru...
-Nosz cholera jasna, no! - wybuchnęłam, gdy tylko zamknięto za mną furtkę.
-Spokojnie... - zaśmiał się, przytulając mnie.
-Co spokojnie!? Ona mnie nienawidzi!
-Oj tam od razu nienawidzi, chce cię poznać...
-Poznać?! Dlatego udaje, że mnie nie ma wśród was?! Co ona myśli, że wywiozę cię na drugi koniec świata, zamknę w piwnicy i już przenigdy cię nie zobaczy?!
-Aga... - westchnął.
-Nie Aguj! - warknęłam. - Nie dam się tak łatwo! Chce wojny? Będzie ją miała!
-Jakiej wojny, co ty gadasz?!
-Zrobię wszystko, żeby w końcu powiedziała o mnie coś miłego. - zacisnęłam wargi.
-Może zrobię wam ciasto... Chcecie? - usłyszeliśmy zza swoich pleców, a ja zamarłam. Głośno przełknęłam ślinę. Nie byłam w stanie nawet się odwrócić.
-Chcemy! - odparł Misiek, machając swojej mamie.
-Czemu mi nie powiedziałeś? - syknęłam, chwytając jego łokieć. Chciałam zapaść się pod ziemię.
-Chciałem, ale twojego monologu nic nie mogło przerwać. - śmiał się w najlepsze.
-Teraz już całkiem jestem na przegranej pozycji. - uznałam rozżalona.
-Musi się do ciebie przyzwyczaić, ale jeśli proponuje ci ciasto, to wszystko jest na dobrej drodze. - oznajmił, zarzucając swoją rękę na moje ramię i całując w skroń.
Cała złość buzowała, a ja nie potrafiłam się uspokoić. Michał nawijał mi o swojej dawnej podstawówce, czy o hali na której odbywały się jego pierwsze treningi. Fajnie, że ma takie wspomnienia, ale obecnie mam większe zmartwienia... Nawet rymuję pod wpływem emocji.
-Słuchasz mnie? - przystanął na chwilę.
-Szczerze? - skrzywiłam się. Powoli pokiwał głową przytakując. - Jasne! - wyszczerzyłam się niemiłosiernie.
-Powtórz co powiedziałem. - uniósł brew i ze srogą miną przeszywał mnie wzrokiem.
-Nie wyczułeś sarkazmu? - wywróciłam ślepiami, trącając jego ramię.
-Przestań się tak nią przejmować, mówiłem ci, że jej podejście nie zmieni moich uczuć, tak?
-Tak...
-No! Więc weź się kobieto w garść, bądź sobą, a na nią zwyczajnie nie zwracaj uwagi. - także mnie trącił. - Ale radzę powiedzieć, że ciasto jest dobre... - uśmiechnął się nikle.
-Terror. - prychnęłam ruszając w dalszą drogę.
Miasto jak miasto... Możliwe, że wielkością równa się Bełku, ale korki są tutaj o niebo mniejsze i ludzie jacyś tacy... mniej uśmiechnięci. Przecież mają tak blisko do morza!
-A tutaj zabrałem swoją pierwszą dziewczynę na randkę... - zaciągnął mnie do małej kawiarenki.
-Musiało być mega romantycznie. - rozejrzałam się po jasnym wnętrzu.
-Sugerujesz coś? - podeszliśmy do lady. - Wtedy był tutaj całkiem inny wystrój.
-To zmienia postać rzeczy. - roześmiałam się. Obydwoje zamówiliśmy kawę, gdyż tej nie było nam dane spróbować w domu rodzinnym Kubiego. Po krótkiej przerwie, nadszedł czas na ponowne zmierzenie się z Anną.
-Musicie jeszcze nieco poczekać, ciasto powinno ostygnąć. - powiedziała przyłączając się do nas. - Gdzie byliście?
-Tam i tu. - urwał Michał przełączając kanał w telewizji.
-A tobie Alicjo, jak podoba się Wałcz?
-Mam na imię Agata... - wtrąciłam.
-Naprawdę? - zdziwiła się.
-Raczej mi się nic nie uroiło. - bąknęłam.
-To takie podobne imiona... Chyba twoja poprzednia dziewczyna miała na imię Alicja, prawda Michałku? - zwróciła się do syna.
-Dawno i nieprawda. - burknął.
-Jest na ostatnim roku studiów prawniczych...
-Mamo, nie obchodzi mnie to. - wyłączył telewizor. - Niech kończy co tylko sobie zamarzy!
-Nie ma chłopaka... - westchnęła.
-Mamo! - siatkarz podniósł głos.
-Może was umówię? - ożywiła się. - Powspominacie stare czasy...
-Nie wytrzymam. - przetarłam twarz dłonią. - Muszę... do toalety. - wypaliłam zmierzając ku naszemu pokojowi.
-A ty gdzie, chyba jest już duża, poradzi sobie w ubikacji! - kobieta krzyknęła za Michałem, ten jednak nie zamierzał jej słuchać i pobiegł za mną.
-Sam widzisz! - krzyknęłam, gdy ten tylko zamknął za sobą drzwi.
-Nie wiem jak jeszcze mam ją tłumaczyć. - zmarszczył czoło.
-Powiedz po prostu, że mnie nie trawi...
-Nie trawi to mało powiedziane. - zasmiał się po cichu.
-Umiesz podnieść na duchu. - mruknęłam rzucając się na łóżko i wpatrując się w sufit.
-No misiu... - chlipnął, delikatnie kładąc się obok.
-Pędź do Alicji! Będzie zadowolona, bo przecież nie ma chłopaka! - burknęłam.
-Złość piękności szkodzi, ej. - zaczesał moją niesforną grzywkę za moje ucho.
-To wtedy nie będziesz miał wyrzutów sumienia, jak mnie zostawisz.
-Wypluj te słowa. - naparł na moje ciało swoim ciężarem.
-To wy śpicie w jednym łóżku!? - do pokoju wtargnęła Anna.
-Nie umie pani pukać?!
-Jestem u siebie młoda damo, zachowuj się. - fuknęła, opierając się o framugę.
-Mamo, proszę cię, nie zaczynaj znowu...
-Czego nie zaczynać?! Wstydzisz się własnej matki?!
-Ma pani rację, Alicja chyba lepiej sprawdziłaby się w roli państwa synowej. - powiedziałam po cichu. Ona zamilkła. - W końcu studiuje prawo, umiałaby przeprosić za swoje zachowanie, ja jednak nie widzę powodu dlaczego miałabym to zrobić. Dlatego, że kocham pani syna? Że jest dla mnie najważniejszym człowiekiem na ziemi, dla którego jestem w stanie poświęcić wszystko? Nie chcę go skrzywdzić, proszę mi zaufać. Nawet nie dostałam od pani szansy na to, aby to udowodnić.
-Skończ, bo się rozryczę. - szepnął przyjmujący.
-Nic nie może stanąć mi na przeszkodzie, aby o niego walczyć, nawet kurde pani!
-To "kurde" nie było potrzebne. - wtrącił rozbawiony.
-On w dzieciństwie też tak gadał? - wskazałam na narzeczonego. W oczach kobiety pojawiły się łzy.
-Jeszcze nikt tak ciepło nie mówił o moim synu... - powiedziała drżącym głosem. Szybkim i prawie niezauważalnym ruchem otarła policzek. - Mogę cię przytulić, Agato?
-Pewnie. - uśmiechnęłam się lekko, a Anna wpadła w me ramiona.
-Błażuś, nie uwierzysz! - wrzasnął Misiek, wybiegając z pokoju na łeb na szyję.
-Przepraszam... - szepnęła.
-Nie ma za co. - pogładziłam jej plecy. - Po części panią rozumiem...
-Jaką panią, Ania. - wyciągnęła do mnie dłoń.
-Agata. - uścisnęłam ją.
-Michał to wrażliwy facet, uważaj na niego. - mrugnęła okiem.
-Obiecuję. - posłałam szeroki uśmiech. Agatka dopięła swego! 

_________________________________________________________________________

Przepraszam, że tak krótko, że tak beznadziejnie i że tak melancholijnie. :c Od dłuższego czasu jakoś nie mogę nic skrobnąć. Pełna zapału siadam przed komputerem, pełno pomysłów w głowie, a kiedy już widzę białą stronę, na której mam coś napisać, to już kompletna pustka.... WENO WRACAJ! ♥

Polska niestety znów uległa Kanarkom. :c Ale nie ma się co załamywać, to dopiero początek! 
BIAŁO-CZERWONE, TO BARWY NIEZWYCIĘŻONE!
Spierzemy ich żółto-zielone piórka jeszcze nie raz! ;> 

A tymczasem...
Pozdrawiam, Sissi. ♥

poniedziałek, 3 czerwca 2013

~Rozdział 75~

Podróż niezwykle mi się dłużyła, nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca w aucie, chociaż było ono ogromne.
-Może przystaniemy na kawę? - zaproponował Michał, gdy zbliżaliśmy się do stacji benzynowej.
-Dobry pomysł. - przytaknęłam i natychmiast odpięłam pasy. Wolność! Dosłownie wyleciałam z wnętrza samochodu, nie czując swoich dolnych kończyn. - Poproszę mega dużą tę kawę. - jęknęłam. Obydwoje weszliśmy do małego budynku, w którym oświetlenie raziłoby nawet ślepego. Podeszliśmy do kasy, którą obsługiwała niewysoka brunetka.
-Tak? - ziewnęła.
-Dwie duże kawy. - uciął, a z tylnej kieszeni dżinsów wyjął skórzany portfel. Ekspedientka posłusznie podeszła do automatu i zabrała się za nalewanie tej boskiej cieczy do kubków. Spostrzegawczy Misiek zauważył, że ledwo widzę na oczy, więc przyciągnął mnie do siebie zarzucając swoją rękę na moje ramię i pocałował w skroń. - Już niedaleko...
-Postaram się wytrzymać. - uśmiechnęłam się nikle, a w myślach ganiłam tę dziewczynę za to, że się tak guzdrze. Już dawno wypiłabym dziesięć takich kaw!
-Dwanaście złotych. - oznajmiła.
-Zdzierstwo. - mruknęłam pod nosem i chwyciłam tekturowy kubek od razu zanurzając usta w jego zawartości. Chociaż... dla tego smaku warto wydać każde pieniądze!
Wyszliśmy na zewnątrz, kierując się w stronę auta. Usiedliśmy na jego masce i w ciszy podziwialiśmy przejeżdżające niedaleko samochody.
-Jak nazywają się Twoi rodzice? - zapytałam po chwili.
-Anna i Jarosław. - odparł siatkarz.
-Zabawne... - wzdrygnęłam się.
-Co jest zabawnego w imionach moich rodziców? - zdziwił się.
-Moi nazywają się tak samo. - wybuchnęłam gromkim śmiechem, a Misiek nie mógł zamknąć ust ze zdziwienia.
-Będzie łatwo zapamiętać. - dodał po chwili dokańczając swoją kawę. Mi została jeszcze połowa. - Wsiadaj, bo jeśli nie dojedziemy do drugiej, to nie wejdziemy do środka przez całą noc.
-Czemu tak? - zgrabnie zeskoczyłam z srebrnego wozu.
-Moja mama codziennie do drugiej w nocy ogląda powtórki swoich seriali...
-Serio? - skrzywiłam się. - Dzień w dzień?!
-Dzień w dzień. - powtórzył. A myślałam, że to moja mama jest taką maniaczką! W sumie, będą miały o czym gawędzić jeśli tylko się spotkają. Z powrotem wsiadłam do Infinity i podgłośniłam radio.
-Co Ty robisz? - zapytał, wyraźnie zdziwiony.
-Oby tylko nie zasnąć... - westchnęłam głęboko, wybijając rytm palcami rockowej piosenki na udzie siatkarza. Podziwałam nastrojowo oświetlone ulice, po których pędziły samochody, chcieli jak najszybciej dotrzeć do celu, nam jednak nie było to dane, po drodze zatrzymała nas drogówka.
-No panie władzo, te parę cholernych kilometrów więcej na liczniku i od razu mandat? - Kubi płaszczył się przed policjantem i nawet sława nie pomogła. Mężczyzna wolał piłkę nożną...
-Parę? - prychnął policjant. - Dokładnie sto pięćdziesiąt dwa - wskazał na swój sprzęt. - Ograniczenie jest do stu dwudziestu. Łącznie sześć punkcików i stóweczka... Przyjmuje Pan, czy kierujemy spraweczkę do sądeczku? - ziewnął szeroko.
-Co mam nie przyjąć. - mruknął Michał i podpisał świstek odbierając go od policjanta.
-Życzę szerokiej dróżki. - zasalutował i odszedł, a Michał od razu zamknął okno.
-Mogłaś wkroczyć, kobietce by uległ.- burknął wrzucając mandat do skrytki.
-Byłbyś w stanie wykorzystać mnie do takich haniebnych czynów? - wyjęłam papier z powrotem, analizując każde słowo. - Masz ładne pismo. - zaśmiałam się, patrząc na jego podpis.
-Po mamusi. - odparł, kolejny raz zwiększając prędkość. Sześć punktów i sto złotych to dla niego za mało...?

***

-A co jeśli Twoja mama jednak nie ogląda tych seriali?! Już na początku będę na przegranej pozycji, bo nie ma lepszej godziny do poznania Twoich rodziców niż dokładnie... Pierwsza trzydzieści cztery.
-Panikujesz. - zaśmiał się, parkując samochód centralnie przed domem.
-Tak, panikuję. - potwierdziłam odpinając pasy. 
-Nadrobisz swoim urokiem osobistym. - poklepał moje udo. - Oraz tym, że jesteś lekarzem. Ona uwielbia "chirurgów".
-Mówisz o tym serialu? - przytaknął krótko. Co tam ze mnie za lekarz, przy nich to jedynie marna lekarzyna. - I tak jestem za tym, ażeby przespać się w aucie.
-Jak długo jeszcze zamierzasz dyskutować? - westchnął.
-Tak długo, aż postanowimy zostać w tym cholernym Infinity!
-Jaka Ty jesteś uparta... - pokręcił głową.
-Dopiero zauważyłeś? - prychnęłam. - Zobacz, siedzonko elegancko się rozkłada, łóżeczko jak ta lala. - zademonstrowałam. Michał tylko zaśmiał się pod nosem i także powtórzył moją czynność. 
-Że ja Ci tak łatwo ulegam... - poraz kolejny odetchnął głęboko, przykrywając mnie swoją bluzą.
-Jak Ty to powiedziałeś? Urok osobisty? - wytknęłam język.
-Spróbuj narzekać potem, że Cię wszystko boli. - pogroził mi palcem, czule całując w czoło. 
-Tylko tyle? - posmutniałam. Kubiak wywróciwszy oczami niezwykle delikatnie musnął moje usta. 
-Dobranoc. - dodał, gasząc niewielkie światełko nad nami.
-Dobranoc. - powtórzyłam i zamknęłam powieki.
Nie minęło dużo czasu, nim obudziło nas lekkie stukanie palcem w samochodową szybę. Z przerażeniem zerknęłam na Miśka, który jak wnioskuję nie usłyszał tego dźwięku. Nie ruszałam się, udawałam, że śpię, bo najczarniejsze scenariusze z filmów grozy przeszły mi przez myśl kompletnie mnie paraliżując.
-Misiek? - odezwał się donośny, męski głos.
-Michał. - szepnęłam z zamiarem dobudzenia go. Narzeczony leniwie podniósł powieki, spoglądając na mnie zdezorientowanym i śpiącym wzrokiem, jakby jeszcze śnił o kolorowych jednorożcach.
-Co? - odparł zachrypniętym głosem.
-Ktoś chce się dostać do auta. - poinformowałam nerwowo. Kubiak uniósł brew i odwrócił się w stronę zarysowaniej, ocienionej postaci. Westchnął głęboko i otworzył drzwi, na co ja zareagowałam głośnym przełknięciem śliny.
-Siema! - dało się usłyszeć uradowany głos z zewnątrz. - Co Ty tu robisz?!
-Błażuś! - podniosłam się na łokciach, przypatrując się dwóm ściskającym się facetom. Michał o mnie zapomniał, świetnie...
-A to moja narzeczona. - siatkarz zajrzał z powrotem do wnętrza auta i ruchem ręki skłonił mnie do wyjścia z samochodu. Od niechcenia wygramoliłam się spod ciepłej bluzy, opierając się o dach Infinity.
-Błażej. - chłopak wyszczerzył się ściskając moją dłoń. - Brat tego kurdupla...
-Agata. - odwzajemniłam gest także szeroko się uśmiechając. Toż to Kruszynka, a nie kurdupel!
-Chodźcie do środka, co będziecie się w samochodzie gnieździć!
Michał zerknął na mnie proszącym wzrokiem, a ja nie potrafiłam z nim walczyć... Przeboleję tę wizytę, dam radę. Bracia wzięli bagaże, kierując się do mieszkania. Błażej od razu sięgnął po klucze i pchnął drzwi, które otworzyły się na oścież. Moim oczom ukazał się skromnie urządzony korytarz, a na jego ścianach porozwieszane przeróżne zdjęcia, jak mniemam przywołujące nie lada wspomnienia.
-Gdzie rodzice? - zapytał Michał.
-Na urodzinach u znajomych...
-Mój pokój ciągle wolny?
-Ciągle bez zmian. - obydwoje roześmiali się, a narzeczony zaprowadził mnie do swojej sypialni. Weszliśmy po dosyć krętych, drewnianych schodach, aż w końcu ujrzałam granatowe pomieszczenie. Każdy centymetr ściany oklejony był plakatami siatkarskich legend, a każda półka uginała się pod ciężarem medali i pucharów. Byłam pod wrażeniem jego kolekcji.
-Zapracowane dziecko z Ciebie było... - mruknęłam, wczytując się w tabliczkę przyczepioną do złotego pucharu.
-Ale szczęśliwe. - przejął ode mnie zdobycz i odstawił na miejsce. - Łóżko jednoosobowe, ale powinniśmy dać radę... Zaraz dam Ci ręcznik i pokażę co i jak. - mrugnął okiem i zniknął za drzwiami pokoju. Ja utonęłam w swojej walizce w poszukiwaniu pidżamy, lecz na darmo. Ta spędza upojne noce w Spale. Gdy przyjmujący wrócił sięgnął do szafki w celu wyciągnięcia dla mnie jakiejś koszulki, jednak spodenek już tak łatwo nie znalazł, więc stwierdziłam, że bez nich się obejdę. Chwyciłam kosmetyczkę i pognałam do łazienki. Po kilkunastu minutach prysznica wróciłam do mojej teraźniejszej sypialni. Teraz siatkarz zajął łazienkę, a ja mogłam spokojnie pooglądać dalsze jego zbiory.
-Aż tak Cię to fascynuje? - zaśmiał się, wracając do mnie po chwili.
-Zawsze chciałam mieć taką wystawę w pokoju... - westchnęłam głęboko. - Rano może zrobię jakieś śniadanie, co? - zapytałam, siadając na łóżku.
-Kochanie, naprawdę nie przejmuj się moimi rodzicami. - przycupnął obok mnie. - Ich opinia o niczym nie zaważy...
-Wolę mieć świadomość, że ludzie mnie lubią, niż wyłącznie tolerują, bo jestem narzeczoną ich syna. - prychnęłam.
-Jeśli Guma Cię polubił, to już wszyscy to zrobią. - pocałował kącik moich ust i rozłożył się wygodnie, klepiąc miejsce obok gdzie miałam się położyć. Rzeczywiście było trochę ciasno, ale nie w takich warunkach się spało. Mocno wtuliłam się w tors siatkarza i rozmarzyłam się, obmyślając plan na nasze wesele. Musi być idealne!

Przez całą noc świdrowałam łóżko nie mogąc zasnąć. Parę razy oberwało mi się od Michała, że nie może w spokoju spać. Około siódmej postanowiłam, że na serio zajmę się śniadaniem. Pospiesznie naciągnęłam na siebie dżinsy i po cichu zeszłam na dół, gdzie usłyszałam dźwięki porannego radia.
-Kim Pani jest?! - usłyszałam głośne pretensje, ze strony kobiety.
-Dzień dobry... - speszyłam się. - Jestem Agata Werner i...
-Co Pani tutaj robi?! - powtórzyła pytanie.
-Maamo, to dziewczyna Miśka. - Błażej ziewnął siarczyście, wchodząc właśnie do pomieszczenia.
-Jaka dziewczyna? - zmarszczyła czoło. Wyglądała jakby bardziej przypominała sobie swojego rodzonego syna, aniżeli jego dziewczynę...
-Agata Werner. - przedstawiłam się kolejny raz i wyciągnęłam dłoń w jej stronę, a ona spojrzała na nią i po chwili zastanowienia także uścisnęła.
-Pierścionek? Ładny... - uśmiechnęła się znacząco. - Ile już jesteście razem?
Pierwsze zagięcie.
-Pół roku. - skłamałam. Nieźle Werner, nieźle...
-I już zaręczeni? Ciekawe czemu Misiu mnie o tym nie poinformował... - pokręciła głową.
-Zabiegani są... - wypaliłam.
-Zabiegani... - westchnęła odwracając się w stronę kuchenki, dokańczając przyrządzanie.
-Może Pani pomogę? - podrapałam się po karku.
-Możesz wstawić wodę na herbatę. - skinęła głową na czajnik.
-Jasne. - mruknęłam pod nosem, wysyłając porozumiewawcze spojrzenie Błażejowi. On mrugnął znacząco, jakby mówił, że tak jest zawsze...
-Czemu się tak śpieszycie? - zapytała przerywając ciszę między nami, którą przerywało jedynie brzęczące sobie radyjko.
-Gdzie śpieszymy? - zdziwiłam się.
-Przed ołtarz. Młodzi jesteście, macie czas, całe życie przed Wami. - fuknęła, stawiając na stole talerz z wędliną.
-Kochają się. - wtrącił jej syn.
-Jesteście pewni, że to nie jest zwykłe zauroczenie na chwilę? - stanęła z rękoma opartymi na biodrach.
-Tak. - urwałam stanowczo.
-Taak? - swoim wzrokiem zajrzała głęboko w moją duszę, a ja nie na żarty się wystraszyłam.
-Mamo, daj już spokój. - jęknął Błażej. - Zawołam Michała.
-Gdzie się poznaliście? - kontynuowała wywiad.
-Jestem lekarzem, pracuję w sztabie medycznym siatkarzy i właśnie tam się zakolegowaliśmy... - odparłam.
-Lekarzem... - powtórzyła. Niezwykle mnie tym drażniła.
-Mam pracę, nie będę żyła na jego rachunek. - parsknęłam.
-A dzieci? - uniosła jeden kącik ust. - Chcę mieć wnuki, ale jeszcze nie teraz.
-A my chcemy mieć dzieci, ale też jeszcze nie teraz, proszę się nie martwić, nie zatrzymam go na uwięzi. - zalałam herbatę wrzątkiem.
-Cześć mamo. - usłyszałam zza swoich pleców. Michał wraz ze swoją mamą rzucili się sobie w objęcia.
-Nie przejmuj się, chce dla niego jak najlepiej. - Błażej sztruchnął mnie ramieniem.
-A czy ja nie? - burknęłam.
-Wyluzuj. - parsknął śmiechem.

________________________________________________________________________

Przepraszam, że tak późno, ale najpierw ta wycieczka, po której do teraz nie mogę się ogarnąć, a mama jeszcze kazała mi posprzątać. .__. 
Chcę wakacji! *-*
A do LŚ jedynie 4 dni. ♥ 
Pozdrawiam, Sissi. ♥