wtorek, 30 kwietnia 2013

~Rozdział 71~

Paweł zaprowadził nas do przytulnej knajpki, w której przesiedzieliśmy do późnej godziny nocnej. Prawie zasypiający na siedząco Piotrek zarządził, że mamy się już zbierać, bo on nie zamierza jutro chodzić z podkrążonymi oczami, gdyż prezentować na boisku się trzeba. Posłusznie wróciliśmy do pokoju, a ja wciąż nie mogłam uwierzyć, że zostanę panią Kubiak, Werner-Kubiak, albo poprostu Werner? Nie, nie, nie, jak to tak. Jeszcze to przemyślę.

Wenezuelski poranek, part dwa, godzina ósma. Przegapiłam dzisiejsze śniadanie, które było wyjątkowo wcześnie z powodu meczu, który odbywał się nieco po czternastej. Istny siatkarski hardcore. Ziewnęłam szeroko i po wstaniu z cieplutkiego łóżka zorientowałam się, że wcale nie przebywam u siebie, a obok nie stoją porozwalane łoża Igły i Ziomka, tylko ładnie złożone łóżka Michała i Zbyszka. Z dworu dobiegały mnie radosne głosy siatkarzy, więc od razu skierowałam się na balkon. Naśladując aktorów z reklam rozciągnęłam swoje mięśnie jak najbardziej tylko mogłam i podeszłam do barierek.
-Wyłaź stamtąd! - krzyknął zdenerwowany Kubiak.
-Dzień dobry. - przywitałam się w przeciwieństwie do mojego narzeczonego.
-Przeziębisz się!
-Chłopie, jest trzydzieści stopni na plusie, jak ma się przeziębić? - Igła stanął w mojej obronie.
-Stoi roznegliżowana i zaraz będzie smarkać! - burknął.
-O, jaki opiekuńczy tatuś. - rozczulił się Nowakowski.
-Idę do Ciebie. - Michał pogroził mi palcem i zaraz zniknął z pola mojego widzenia.
-Dobrze Ci radzę, uciekaj. - polecił Zibi.
-Co on mi może zrobić? - parsknęłam. - On się pewnie bardziej martwi o pierścionek. Wydał tyle kasy, a zaraz jego wybranka padnie zziębnięta, bez palców, bo odpadły jej na skutek odmrożenia i kto będzie następny? Nikt, bo też nie będzie pozwalał wychodzić na balkon. Paranoja!
-Jeśli od rana masz tak gadane, to ja podziękuję. - wtrącił Igła.
-Misiek za bardzo mnie... - nie dokończyłam, bo poczułam mocny uścisk w pasie. - Ała, to boli wariacie! - trzepnęłam jego ramię. Zamiast porządnej reprymendy, dostałam soczystego całusa. Tak mogę zaczynać każdy dzień, a za taką karę, będę wychodzić w pidżamie na balkon codziennie.
-Czemu nie obudziłeś mnie na śniadanie? - zaplotłam ręce na jego karku.
-Tak słodko ślinka ciekła Ci z pyszczka... No nie miałem serca Cię wybudzać. - zaśmiał się.
-Czyli wolisz, żebym utopiła się we własnej ślinie, niż zjadła najważniejszy posiłek dnia?
-I tak nic specjalnego nie serwowali. - poruszył ramionami.
-Co nie zmienia faktu, że nabijasz się z moich nocnych ślinotoków! - fuknęłam.
-Kocham nawet Twoje ślinotoki. - jeszcze raz musnął moje wargi. - Ubieraj się, czekamy na dole.
-Ale na co? - zdziwiłam się.
-Musimy odbyć odprawę ze sztabem, prawda? - mrugnął okiem i zniknął za drzwiami. Fuck, odprawa! Kompletnie o niej zapomniałam! Kto normalny robi odprawy o ósmej rano bez śniadania w dodatku, bo o czternastej cholerny mecz?!
W pośpiechu wybiegłam z pokoju wparowując do siebie. Wzięłam minutowy prysznic, uczesałam się, narzuciłam reprezentacyjne ciuszki i zgarnęłam wszystkie papiery ze stolika, wciskając je w teczkę.
-Jestem! - wysapałam, zaczesując kosmyki włosów, które wydostały się spod gumki za ucho. - No to tak...
-Zapomniałaś o nas? - ziewnął Zatorski.
-Ja o Was? - wyparłam się.
-Nigdy nie spóźniasz się na odprawy... - oznajmił Kurek.
-To przez zmianę czasu! - bąknęłam i razem ze statystykami rozdałam siatkarzom papiery z dzisiejszym planem działania. Najpierw rozruch na sali, potem krótki odpoczynek i mecz. Trenerzy zabrali głos w sprawie taktyki, a ja siedziałam obok i segregowałam leki na rozrzedzenie krwi. Cichy razem z Bartmanem naśmiewali się z nazwisk swoich wenezuelskich przeciwników, przez co Andrea nie miał siły przebicia, w hałasie jaki wywoływał śmiech graczy.
-Zamknij japę, Pietrek! - wrzasnął Igła.
-Eee, co Pietrek, co Pietrek, Zbychu też rży! - burknął środkowy.
-Zamknąć się i tyle... - skwitował Zagumny, a wszyscy posłusznie przymknęli swoje buziaczki. Trener mógł dokończyć swój monolog, choć i tak nikt go specjalnie nie słuchał. Gdy zadał pytanie "zrozumiano?" wszyscy przytaknęli kiwając głowami. Chwyciliśmy torby i wsiedliśmy do autokaru.
-Zapodać Wam nowy hicior?! - krzyknął rozradowany Winiar.
-Nie, błagam, bądź łaskaw nie narażać mych uszu na koszmar. - jęczał Zatorski.
-Dj Winiar i jego nowy nabytek! - zaśmiał się złowieszczo i załączył cały sprzęt. Z głośnika poleciała piosenka, którą za chwilę nucili wszyscy. Wesoły autobus? Coś w tym rodzaju, lecz ja pierwszy raz byłam świadkiem takiego zjawiska, żeby nawet Możdżon mamrotał sobie pod nosem.
-No muszę Ci Misiek przyznać, to jedyna piosenka, która mnie chwyciła... - uznał Krzysiu.
-Wyrabia się chłopak! - roześmiał się Zbyszek. - Tę piosenkę mógł śpiewać Dziku, jak jego serduszko uległo fragmentacji...
-Dobra, dobra, skończmy ten temat. - mruknął Michał.
-Agatka od razu byłaby wniebowzięta i wróciłaby jak na skrzydłach!
-No, pewnie... - przewróciłam oczami, a Misiek widząc moją reakcję żartobliwie przemierzwił moje włosy.
Droga wśród rytmów disco minęła nam bardzo szybko, a wyluzowani siatkarze nie mieli żadnych obaw przed dzisiejszym meczem, no bo nie oszukujmy się, reprezentacja Wenezueli, a Polski to różnica...
-Aga, ogarnij swojego ogiera, bo zaczynam się go bać. - jęknął Bartek, który wybiegł z szatni z jedną skarpetką na stopie.
-Co takiego zrobił? - zapytałam znudzona.
-Powiedział, że jeśli przegramy umyje wszystkim plecy...
-Przecież nie przegracie. - skrzywiłam się.
-Nutka niepewności zawsze zostaje! A co jeśli dzisiaj to właśnie ten dzień, kiedy oddam swe nagie ciało w opalone ręce Miśka?!
-Majaczysz Kuraś...
-Co majaczysz! Powiedziałabyś mu coś!
-Nie wygłupiaj się Kubiak, zajmij się swoimi plecami... - mrugnęłam okiem. - Ewentualnie moimi, ale tę sferę jeszcze przemyślę... - zawadiacko przygryzłam wargę i zamknęłam za sobą drzwi. Za nimi usłyszałam tylko głośne i samcze wycie, które jakby mówiło "o stary, niedługo zaliczysz". Fajnie, naprawdę.
-Ale ta "sfera" - zaakcentował Bartman, gdy wyszedł z pomieszczenia - To poza terytorium mojego pokoju. Hotelu. Kraju... w ogóle ludzie nie róbcie tego, to jest szatańskie!
-Ale pokojówkę to na boku ładnie obracać, co? - fuknął Piotrek.
-Pietrek! Skąd Ty takie wulgarne słowa znasz?! - trzepnęłam jego ramię.
-To wszystko Zator. On jest sprawcą mego stoczenia się na dno, zrobił ze mnie wrak, który już nigdy nie będzie złotym okrętem, płynącym po największych wodach świata, po którym przechadzają się piękni ludzie... - westchnął głęboko.
-I kto tu majaczy. - burknął Bartek, zapinając biało-czerwoną bluzę po samą brodę.
-Ale nie mów tego mamie, co? - Nowakowski zrobił minę zbitego psa.
-Nie znam Twojej mamy. - zmarszczyłam brwi.
-Taka podpucha. - trącił mnie łokciem i ruszył w kierunku sali. Rzeczywiście, dałam się nabrać, hoho.


-Jezu, jeszcze nigdy tak nie cieszyłem się z wygranej! - pisnął Kurek.
-Oj już nie udawaj, że nie chciałbyś, żeby taki Michałek umył Ci plecy... - Winiar poruszał brwiami.
-Nie, nie udaję. - Bartek spojrzał się na kolegę z boiska wzrokiem typu "are you fucking kidding me, koleś?!" - Agata. Agatę to rozumiem, delikatne, kobiece rączki...
-Spierdzielaj Siurak. - syknął Kubiak.
-Easy, men! - zaszprechał przyjmujący.
-Dajcie sobie na luz, panoowie, w przedszkolu jesteście? - wciął się Krzysiek. - Mój syn jest od Was dojrzalszy...
-Wy tego nie rozumiecie. Samiec jeden walczy o swoją samicę jeden, z samcem dwa. Samiec dwa okazuje swoje zainteresowanie samicą jeden, lecz samica jeden w żaden możliwy sposób nie jest przychylna związkowi z samcem dwa, gdyż samiec jeden już dawno pozyskał samicę jeden. Jednym słowem samiec jeden jest zazdrosny o samicę jeden. - powiedział Zati na jednym wydechu.
-Nie prościej byłoby palnąć, że Kubiak jest o mnie zazdrosny...?
-Nie, to za prymitywne! - krzyknął Paweł.
-A, rozumiem. - uniosłam ręce na znak bezbronności.
-Idźcie się myć, bo capicie! - warknął trener Anastasi. Jakie wyjście mieli siatkarze? Żadnego.
-Agatko, chodź umyj mi plecy! - zaświergotał Bartek z szatni.
-Kijem bym Cię nie dotknęła! - krzyknęłam.
-Pocisk! - zaśmiali się wszyscy i od tamtej pory żarty już tak bardzo nie trzymały się naszych Złotopolskich.
Wróciliśmy do hotelu, lecz po drodze oczywiście nie zabrakło naszego nowego hitu. Było około dziewiętnastej, co oznaczało, że cały dzień spędziliśmy na hali.
-Co robisz? - zapytałam, wychodząc z pokojowej łazienki i widząc Michała pakującego moje szpargały.
-Robimy małe przemeblowanie. - wyszczerzył się, zapinając walizkę.
-Uwaga! - wrzasnął Bartman, otwierając drzwi z mocnego kopa. - Łóżko!
-Co Wy kombinujecie? - załamałam się.
-Zibi powiedział, że nie ma zamiaru spać z parą w pokoju, dlatego przenosi się na Twoje miejsce, a Ciebie zapraszam do pokoju dwieście osiemnaście. - chwycił moją dłoń.
-Ale mi tu dobrze! - jęknęłam spoglądając na zdezorientowanego libero i rozgrywającego.
-Nam też było z Agą dobrze... - chlipnął Ziomek. - Znaczy nie w tym sensie co myślisz, bo znając Ciebie pomyślałeś sobie nie wiadomo co i dostanę po mordzie... - zreflektował się.
-Tobie Ziomeczek ufam. - zaśmiał się Michał. - Zapraszam... - zwrócił się do mnie, a ja poczłapałam za nim. W pokoju zostało jedno spore łóżko, a w szafie do dyspozycji miałam dwie półki, co było istnym szaleństwem. Nie było innej opcji, jak nie zgoda na taką decyzję, więc potulnie wkroczyłam pod prysznic. U nich była jakaś cieplejsza woda... może wymyślam. Nie wiem, ale było mi ciepło. Wyszłam z kabiny, narzuciłam pidżamę i stanęłam przed lustrem wyciskając pastę na szczoteczkę.
-Hm? - mruknęłam zdziwiona, gdy zauważyłam Michała opierającego się o framugę drzwi.
-Mam piękną narzeczoną. - uśmiechnął się od ucha do ucha.
-A ja spostrzegawczego narzeczonego. - wybełkotałam z ustami pełnymi piany. Michał podszedł do mnie i mocno obejmując od tyłu oparł podbródek o moje ramię.
-Naprawdę jesteś najpiękniejsza. - pocałował mój policzek. Przepłukałam buzię letnią wodą i pogładziłam jego brodę. Zakochałam się w obrazku, który teraz widniał przede mną. Nasze lustrzane odbicie ukazywało jak bardzo do siebie pasujemy.
-Ładnie ze sobą wyglądamy. - stwierdziłam szeroko się uśmiechając, co zrobił także Misiek.
-Dziwisz się? Niedługo będziemy utrzymywać się na szczytach rankingów najśliczniejszych znanych par. - muskał moją szyję.
-Nie jesteśmy celebrytami. - obróciłam się w jego stronę.
-I niezmiernie się z tego cieszę. - zaczesał kosmyk włosów za moje ucho, a następnie subtelnie pocałował moje wargi.
-Kocham Cię. - przeczesałam dłonią jego i tak już rozwichrzone włosy.
-Ja Ciebie też. - ostatni raz pocałował czubek mojej głowy i wygonił mnie z łazienki. O, i tyle z romantycznego wieczoru. Niechętnie zostawiłam go samego.

___________________________________________________________

Jakie plany na majówkę? ;-) 
Ja mam mnóstwo, a co z tego wyjdzie? Sama się przekonam...

OD JUTRA BIEGAM! 

Dam Wam znać, czy wypaliło. :D

Pytanie nr 2

Jak brzmiało hasło do komputera Bartka (po zmianie). 

Na odpowiedzi czekam w komentarzach. ♥ (osoba, która wcześniej usunęła swój komentarz, nie będzie brana pod uwagę. Biorą udział tylko zarejestrowane osoby, chyba że podpiszą się w anonimowych).
Za pierwszy komentarz - 3 pkt.
Za drugi - 2 pkt.
Za trzeci - 1 pkt.
Także więc, kto pierwszy ten lepszy! : ) A, no i pamiętajcie, odpowiedzi na wszytkie pytania zawarte są w rozdziałach. ;>

Pozdrawiam, Sissi. ♥

P.S. Nowinki transferowe mnie przerażają! :c 

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

~Rozdział 70~

-Wyluzuj, stary - Bartman klepnął przyjaciela po plecach, gdy tylko zeszli do recepcji. - Wszystko pod kontrolą.
-Jasne. - syknął przyjmujący odpychając jego dłoń. Pełna wyrzutu spojrzałam się na Zbyszka, a ten zawadiacko mrugnął okiem. Miałam ochotę go udusić, poćwiartować, posypać solą, spalić, a prochy utopić w oceanie.
-Kierunek, knajpa! - zarządził Ignaczak, a wszyscy posłusznie poczłapali za nim. Krążyliśmy wokół i krążyliśmy, dokrążyć się nie mogąc. - Gdzie Ty byłaś w tym butiku, jak tu dziura większa od Spały?
-No.. tam gdzieś. - wskazałam ręką w pierwszym lepszym kierunku.
-Precyzyjniej proszę...
-Nie wiem, no! - burknęłam.
-Powiedz lepiej, że byłaś pod pierszym lepszym spożywczym, mili panowie poczęstowali Cię niebiańskim trunkiem i reszty nie pamiętasz. - udzielił się Łukasz.
-A do hotelu dowiózł mnie radiowóz. Kurde, przejrzałeś mnie. - przewróciłam oczami.
-Co Ziomek detektyw! - przeraził się Nowakowski. - Ty mi nawet nie próbuj dowiedzieć się czegoś o mnie! - pogroził rozgrywającemu palcem.
-Detektywi nie mogą zdradzać efektów swojej pracy przypadkowym śmiertelnikom!
-Czyli nie możesz powiedzieć mi na przykład, że odkryłeś, iż nie mam dziewczyny, chociaż ja to wiem, ale Ty i tak mi tego nie powiesz, bo jesteś detektywem, tak?
-Coś w tym rodzaju. - Żygadło skinął głową.
-Bez sensu. - mruknął środkowy.
-Bez sensu, ale działa.
-Bez sensu, ale bez sensu. - skwitował Piotrek, a wszyscy pacnęli się w czoło.
-Wywnioskowałem, że nie mniej niż dwa kilometry od nas nie ma żadnych fajnych miejsc, dlatego pakujemy się w autobus i śmigamy na... Ulicę ze śmieszną nazwą. - wskazał na rozkład jazdy, znajdujący się na pobliskim przystanku.
-Skąd wiesz, że tam coś będzie?
-Widzisz tamtych ludzi? - wskazał na grupkę młodzieży. - Wyglądają jakby jechali na imprezę, czyli zapakujemy się razem z nimi. - stwierdził.
-A nie możemy po prostu grzecznie wrócić do ośrodka, umyć się i położyć spać? - jęknęłam.
-Jedzie coś! - wrzasnął Zatorski. - A co z biletami?!
-Mniejsza, jesteśmy z Polski! - prychnął Bartman. Kiedy autobus podjechał na przystanek wylał się z niego tłum innych ludzi. Wszyscy ze strachem w oczach mierzyli wysokich siatkarzy, ale oni już się do tego przyzwyczaili. Razem z Kubiakiem, Zibim i Pitem rozsiedliśmy się na czwórce, a reszta siatkarzy... stała.
-Fajnie jechać autobusem, nie wiedząc dokąd. - uznał Cichy. - To takie ekscytujące! To jak seks bez zabezpieczenia!
-Żeby on jeszcze wiedział o czym mówi... - westchnął Kubiak. Gdy autobus ruszył stojąca reprezentacja była bliska wywrotki, ale lecący tłum przytrzymał Zatorski jako rasowa tama. Na następnym przystanku wsiadła schorowana, starsza pani, więc widząc, że żaden Polski gwiazdor nie ma zamiaru się ruszyć, grzecznie ustąpiłam pani miejsca. Ona jednak wybrała inne siedzenie, a ja zostałam na lodzie.
-Zati, spierdzielaj, ja tam siedziałam. - mruknęłam.
-Wstałaś.
-W szczytnym celu, ale teraz postanowiłam wrócić. - westchnęłam głęboko.
-Trzeba było wcześniej pomyśleć zanim coś zrobiłaś! - burknął.
-Zator, bo jak Cię... - zamachnęłam się ręką, ale cała trójka poklepała swoje uda, dając mi znak, że mogę się na nich wygodnie rozsiąść. - Pogięło Was. - parsknęłam.
-My tutaj z sercem do Ciebie, a Ty co... - posmutniał Piter.
-Tobie Piter starczy niedowładów, Zatora połamię, a Zbyszek... Nie, dzięki. - pewnie złapałam się czarnej poręczy.
-No czemu nie ja? - załamał się atakujący.
-Zbereźnie wykorzystasz to wszystko przeciwko mnie. - syknęłam.
-Dobra chodź, bo będziesz marudzić. - Kubiak przywołał mnie ręką.
-Łaskawca za dychę. - prychnął Bartman.
-Postoję. - urwałam kierując wzrok na krajobrazy za szybą.
-Uwierz, nie wymacam Cię. - reszta siatkarzy zachichotała pod nosem.
-Nie o to chodzi... - zmarszczyłam brwi.
-Ostatnia szansa, siadasz? - z zawadiackim uśmiechem pogładził swoje kolana.
-Jak Ty nie chcesz, to ja mogę. - udzielił się Winiarski.
-Czy ja coś takiego powiedziałam? - pisnęłam i z niemałym problemem omijając olbrzymie stopy pozostałej elity usiadłam na nogach Michała.
-Bolało? - zapytał rozbawiony.
-No patrz, żyję. - przewróciłam oczami. Nieswojo się czułam, będąc w uścisku Kubiaka i tylko modliłam się, aby ta przejażdżka minęła jak najszybciej. Każdy wybój na drodze, czy każda dziura skutecznie mnie onieśmielała, a Paweł razem z Piotrkiem bezczelnie szeptali coś sobie do ucha, co chwila wybuchając śmiechem.
-Miło było się pośmiać. - mruknęłam.
-Też uważasz, że Kosa ma odstające uszy?
Uważnie przyjrzałam się Grześkowi. W sumie nigdy nie zwracałam na to uwagi... Szczerze, to w ogóle nie zwracam na niego uwagi! O Boże, jestem wyrodnym sztabem medycznym!
-Grzesiu, a z Tobą wszystko w porządku? - zapytałam troskliwie.
-Tak? - uniósł brew. - A czemu pytasz?
-No nie boli Cię nic, żadne zakwasy, nadwyrężone mięśnie...?
-Przypomniałaś sobie o mnie? - zacisnął wargi w cienką kreskę, mrużąc oczy. Ja wtedy włączyłam swój uśmiech numer dwieście pięć i pół.
-Ja bym o Tobie zapomniała?! Po prostu jesteś tak bezproblemowym mężczyzną, że nie było potrzeby poświęcać Ci więcej uwagi...
-Wiesz jak wybrnąć. - zaśmiał się i wystawił zaciśniętą pięść w celu przybicia ze mną "żółwika". Na szczęście podróż minęła nam bez zbędnych, nieprzyjemnych przygód. W spokoju wysiedliśmy z autobusu i tak naprawdę... nie wiedzieliśmy gdzie obecnie się znajdujemy.
-Tam widzę jakieś migające neony. - Krzysiu robiący właśnie za przewodnika wskazał na wysokie billboard'y, które świeciły na każdy możliwy kolor świata.
-Myślicie, że tam jest impreza? - zapytał Kurek. - Może wyrwę jakąś egzotyczną pannę. - teatralnie przeczesał swoje włosy.
-Z Twoim szczęściem do kobiet, bałbym się jakiejkolwiek szukać. - skwitował Zbyszek i spotkał się z wiwatującym i zgadzającym się z nim tłumem. Takiego poparcia jak teraz, nie miał jeszcze nigdy!
Szliśmy sobie i szliśmy... dla odmiany też człapaliśmy. Podążałam z ekipą, lecz nawet nie wiem kiedy znalazłam się na jej końcu. Poproszę teraz o werble... i fanfary. Szłam sobie nie sama!
-Może zboczymy ze szlaku? - poczułam czyjąś dłoń, splecioną razem z moją. I właśnie wtedy zachciało się moim śliniankom pracować, a skóra zaprosiła do siebie dreszcze. Fajnie, co?
-A jeśli się zgubimy? - zapytałam przerażona.
-Mi nie ufasz? - posłał szelmowski uśmiech i obydwoje skierowaliśmy się zupełnie odrębną uliczkę. Byłam totalnie sparaliżowana, mój mózg nie był w stanie racjonalnie przyswajać informacji.
-Pozwól mi, że ja zacznę - westchnął głęboko stając przede mną i chwytając moją rękę. - Nie potrafię już więcej udawać, że jesteś dla mnie obojętna. - jego błękitno stalowe oczy połyskiwały w blasku pełni księżyca. Skoro pełnia, to w dzisiejszą noc paradują wilkołaki, prawda? Stop! Powrót! - Próbowałem, wmawiałem sobie, że nic dla mnie nie znaczysz, ale to nieprawda. - pogładził kciukiem zewnętrzną stronę mojej ręki, a w moich oczach momentalnie nagromadziły się łzy. - Nie umiem funkcjonować jeśli jesteś obok, a ja nie mogę Cię pocałować. Wszyscy próbowali mi pomagać wziąć się w garść, ale ja nie chciałem pomocy... Chciałem znów móc złapać Cię za rękę, przytulić i poczuć bicie serca, które bije tylko dla mnie.
-Przestaniesz? - rozkleiłam się, rzucając się mu na szyję. - Wystarczyło powiedzieć, że mnie kochasz.
-Kocham Cię. - wyszeptał w moje włosy, a ja chyba znów poczułam się szczęśliwa. - Nie mogłem pogodzić się z tym, że straciłem Cię tak łatwo...
-Nie, to nie Twoja wina. - wytarłam mokre policzki. - Zrozumiałam wszystko, chciałam czuć się jeszcze bardziej kochaną i potrzebną niż byłam. - zdobyłam się na lekki uśmiech. - Ale przecież wiem, że z siatkówką nie wygram! - trąciłam jego ramię, a Michał zaśmiał się obejmując mnie w pasie.
-Mam dla Ciebie coś jeszcze... - powiedział.
-Brzmi kusząco. - odparłam, a siatkarz pociągnął mnie w głąb ciemnej uliczki. Po chwili zza rogu wyłonił się piękny krajobraz piaszczystej plaży i szumiącego morza, w moich płucach zabrakło powietrza.
-Idą, idą, idą, idą! - krzyczał ktoś z dołu, a zbiegowisko na dole w jednej sekundzie rozproszyło się we wszystkie strony.
-To od początku było zaplanowane! - dźgnęłam bok chłopaka, ten jednak nic nie odpowiedział, tylko ostrożnie sprowadził mnie z dosyć stromego wzgórza. Ściągnęłam trampki, by móc poczuć ten jeszcze ciepły piasek pod stopami i rozkoszowałam się morską bryzą.
-Zamknij oczy. - polecił, zasłaniając mi przed ślepiami cały świat.
-Dlaczego? - zdziwiłam się.
-No zamknij... - wyszczerzył się, a ja posłusznie wykonałam jego polecenie. Złapał mnie za rękę i poprowadził przed siebie. Wszystko fajnie, wszystko pięknie, gdyby Agata nie wyłożyła się na środku przez ogromny dół, przed którym wybranek mnie nie ostrzegł.
-A było tak romantycznie! - wydarł się któryś z siatkarzy, stojący na wzniesieniu. Zero prywatności, nawet w taką okazję.
-Jesteśmy. - oznajmił, a ja w końcu mogłam otworzyć oczy. Niewidomi to mają jednak przechlapane...
-Mówiłem, że zaniemówi! - odezwał się Bartman. Miał rację, zaniemówiłam. Michał wprowadził mnie w sam środek ogromnego serca ułożonego z kamieni. Kiedyś myślałam, że to kicz sam w sobie, ale kiedy sama doświadczam takiego przeżycia, mogę śmiało powiedzieć, że jest to najromantyczniejsza rzecz na świecie. Po chwili zapłonęły jeszcze trzy wysokie pochodnie.
-Zator, wyjdź z kadru! - wydarł się Igła.
-Oni muszą tu być? - bąknęłam spoglądając na cały rządek "schowanych" siatkarzy.
-Nie zwracaj na nich uwagi. - zasugerował, a po chwili z kieszeni ciemnych dżinsów wyjął czerwone pudełeczko. Z trzęsącymi się rękoma otworzył je i klęknął na jedno kolano. - Wyjdziesz za mnie? - zapytał drżącym głosem, lecz po sekundzie jego twarz rozpromieniała.
-Kto ma chusteczkę? - chlipnął Zatorski. - Oczy mi się spociły...
Hamując łzy przytaknęłam kiwając głową. Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Michał nasunął na mnie pierścionek, który błyszczał odbitym światłem. Kolejny raz rzuciłam się na szyję siatkarza i czułam, że wszystko się układa.
-Iii, jedziemy z koksem! - wrzasnął Zbyszek, a ze wszystkich telefonów rozbrzmiała piosenka, która była jedną z moich ulubionych. No, prawie ze wszystkich. Piter pomylił repertuar i z jego komórki poleciało istne disco, lecz natychmiast się zreflektował, a przez to wszyscy musieli zacząć od nowa.
Utonęłam w ramionach Michała, przyklejając policzek do jego torsu, a on oparł swój podbródek o czubek mojej głowy. Kołysaliśmy się w rytm piosenki, a ja mimowolnie się uśmiechałam. Utwierdziłam się w przekonaniu, że tylko z nim chcę przeżywać te wszystkie złe chwile, które nas spotkają. To z nim chcę związać swoją przyszłość, to z nim chcę siedzieć przed kominkiem i wspominać tamte chwile. On jest tym jedynym na całe życie i nikt, ani nic tego nie zmieni.
-Oddaję. - moim oczom ukazał się pierścionek po babci, którego tak długo szukałam.
-Skąd to masz? - zmarszczyłam brwi odbierając od niego własność.
-Zapomniałem, że jeśli chcesz kupić pierścionek musisz wiedzieć jaki rozmiar palca ma Twoja wybranka. - zaśmiał się, co zrobiłam także ja. - A ninja Piotrek jako że wylosował najkrótszą zapałkę musiał go zdobyć. - wyjaśnił.
-Czekaj, czekaj - zamyśliłam się. - Zaczyna mi się rozjaśniać. O to chodziło z najkrótszą, bałaganem w pokoju i ciągłymy Waszymi przechadzkami?! - uderzyłam go w ramię.
-Nawet nie wiesz jakiego pietra miałem. - westchnął.
-Kombinatorzy! - parsknęłam. - Skuteczniej mogliście wyprawiać te podróże, Winiar z Cichym już miękli.
-Dowiedziałem się, dlatego załatwiłem im trzy dni bez masażu po treningu. - poruszał brwiami.
-Jesteś straszny... - pokręciłam głową.
-Starczy Wam tych pioseneczek, bateria mi się rozładowuje! - burknął Kurek.
-I cały romantyzm szlag trafił. - westchnął Nowakowski. - Ja jeszcze się zgłoszę po tę zgrzewkę piwa za grzebanie w jej majtkach. - pogroził Michałowi palcem.
-Jaka zgrzewka, panoowie - jęknął. - Po dwa piwa miało być!
-I tak idziemy Ci na rękę, że nie wzięliśmy pięciu zgrzewek na łeb. - do dyskusji dołączył się Krzyś. - No i szczęścia młodej parze. - ucałował moją dłoń, a Kubiaka poklepał przyjacielsko po plecach. - Teraz już tylko gorzej. - szepnął do jego ucha.
-Słyszałam. - warknęłam.
-Tylko teraz nie konsumujcie swojego związku za bardzo. Wiesz Misiu, mecze, wygrane, miękkie nogi, medale, puchary. - zachichotał.
-Dopilnuję. - mrugnęłam okiem.
-Jasne. - prychnął.
-Chodźcie szamać. - skończył Zatorski, a wszyscy posłusznie kroczyli za naszym młodym libero.

__________________________________________________

Testy za pasem, a Sissi co? A Sissi zaległe rozdziały dodaje. Mam nadzieję, że będziecie jutro trzymać kciuki! Historia i matma to przedmioty szatana. .__.  Ale jeśli nie nauczyłam się przez całe 3 lata, to nie nauczę się teraz. I z takim hasłem przewodnim jutro wstanę. ♥ : ) 
A tymczasem, moi drodzy... :> Sprawa konkursu. Spotkałam się z przychylnymi opiniami, dlatego wszystko dojdzie do skutku. : ) Nagrody też będą. ♥ Zaszalałam, ale to jakie one będą okaże się jeszcze dzisiaj, na pewno poinformuję. ♥ 
A teraz pytanie nr 1. / 15

Najbardziej znienawidzona potrawa przez Piotrka to____

Na odpowiedzi czekam w komentarzach. ♥ (osoba, która wcześniej usunęła swój komentarz, nie będzie brana pod uwagę. Biorą udział tylko zarejestrowane osoby, chyba że podpiszą się w anonimowych). 
Za pierwszy komentarz - 3 pkt.
Za drugi - 2 pkt.
Za trzeci - 1 pkt.
Także więc, kto pierwszy ten lepszy! : ) A, no i pamiętajcie, odpowiedzi na wszytkie pytania zawarte są w rozdziałach. ;> 

Pozdrawiam, Sissi. ♥

P.S. Jak bardzo cieszycie się ze zdobycia złota przez Resoviaków?! :D 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

~Rozdział 69~

Prawda, że liczba 69 , jest tylko liczbą naturalną następującą po 68 i poprzedzającą 70? :))

~*~

I w ten właśnie sposób zostałam zmuszona do pójścia na denną dyskotekę. Ale nie zamierzałam odpuścić, o nie.
-Ty - chwyciłam Winiarskiego pod rękę, gdy wszyscy wracaliśmy ze stołówki. - Wiesz co oni znowu knują?
-Nic. - urwał.
-To nie jest żadne potajemne swatanie mnie z Kubiakiem? - uniosłam brew i przeszyłam go wzrokiem na wylot.
-Ty i Kubiak musicie załatwić to sami, co my jesteśmy, swatki? - prychnął.
-A - puściłam jego łokieć. - Prawidłowo. - poklepałam jego ramię z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Myślisz, że wszystko za Was będziemy załatwiać?!
-Dobrze, zrozumiałam!
-No. - poprawił swoje rozwichrzone włosy i kontynuował podróż w stronę pokoi. Coś nerwowo podszedł do sprawy, ale jeśli powiedział, że w tle nie szykuje się żaden spisek to jestem w stanie uwierzyć. Jemu. Za resztę nie dałabym sobie paznokcia uciąć, a świat od razu nabrał barw, jeśli wiem, że idę tam się bawić, a nie znosić przeprosiny Michała.
-Masz coś ładnego? - zapytał Krzysiek, gdy tylko przekroczyłam próg pokoju.
-Kurde, tego nie wzięłam pod uwagę. - przygryzłam wargę rozmyślając w co się ubrać.
-Nie mów mi tylko, że wybierzesz się w reprezentacyjnej koszulce. - Ziomek spojrzał na mnie pełnym politowania wzrokiem.
-Nie no - przełknęłam ślinę. - Coś innego wzięłam.
Ta, jasne. Bo brałam sukienki na turniej w Wenezueli.
-Musisz ładnie wyglądać! - krzyknął libero.
-Bo przy nas wyjdziesz jak ostatni lump. - skwitował Żygadło, a ja miałam ochotę przyłożyć mu w twarz.
-Dzięki, takie komplementy zawsze dodają mi skrzydeł. - posłałam wymuszony uśmiech i zamknęłam się w łazience. Pomyślałam, że na początek zrobię sobie makijaż, a ubiór nasunie mi się w trakcie. No i tak też było.
-Mamy dla Ciebie propozycję. - Igła walił w drzwi pięścią.
-Słucham. - otworzyłam drzwi na ościerz.
-Umiesz przewiązać się tą koszulą? - pod nos podłożył mi zwykłą koszulę w błękitną kratę.
-Nie? - skrzywiłam się znacząco.
-To było pytanie retoryczne, bo my umiemy. - powiedział od razu zabierając się za rozpinanie guzików u mojej polówki.
-Hola, hola! Panie Ignaczak! - wrzasnęłam od razu się zakrywając.
-Co Ty myślisz, że ja kobiety w staniku nie widziałem? - westchnął głęboko.
-Ale... - spojrzałam na Łukasza oczekując pomocy. Ten zrozumiał to inaczej.
-Ja wyjdę. - uciął krótko i niczym struś pędziwiatr zwiał z pomieszczenia.
-No jak ja mam się przed Tobą rozebrać... - jęknęłam bezsilna.
-Wujek Krzysiu nie zrobi Ci krzywdy. - wyszczerzył się niemiłosiernie, ale ja nie byłam w nastroju do tego typu żartów. - Jakkolwiek by to zabrzmiało! - wybrnął od razu.
-A mogę spróbować sama? - wyrwałam koszulę z jego rąk i z powrotem zakluczyłam się w łazience. - Będzie mnie tu rozbierał... - mruknęłam pod nosem zciągając z siebie biało-czerwoną koszulkę. Po kilkunastu próbach estetycznego zawiązania swojej "kiecki" straciłam jakąkolwiek nadzieję.
-Jak to zroobić? - chlipnęłam.
-Chciałem pomóc, ale Ty mnie odrzuciłaś... - odparł Krzysiek. - Albo wiesz co, mam inny pomysł...
-Noo... - westchnęłam znudzona.
-Poczekaj minutę. - po czym usłyszałam tylko trzask drzwi. Nie wiedziałam co knuje, dlatego usiadłam na sedesie, studiując etykietkę szamponu nadającego włosom blasku, który należał do Łukasza.
-Otwórz. - Igła po chwili zapukał do drzwi, a ja posłusznie wykonałam jego polecenie. - Sprawa załatwiona. - ukazał rząd swoich zębów i przyciągnął do siebie Kubiaka. - Skoro nie pozwalasz mi, to chociaż jemu.
Razem z Michałem unieśliśmy swoje brwi na znak zdziwienia. Pierwsza moja myśl to "Ignaczak, nie żyjesz pachołku jeden".
-Co mam zrobić? - zapytał przyjmujący.
-Pamiętasz ten kurs wiązania koszul u pani Wioletki?
-Wioletki? - parsknęłam śmiechem.
-No pamiętam... - zmierzył mnie wzrokiem.
-Masz szansę się wykazać. - zamaszystym ruchem rąk pokazał na moją osobę, która przysłonięta była tylko błękitnym materiałem.
-Pojebało Cię chyba. - powiedzieliśmy jednocześnie, a Krzysiek wywrócił ślepiami.
-Chcesz żeby Twoja dziewczyna wyglądała korzystnie, czy nie?!
-Nie jestem jego dziewczyną. - wtrąciłam, a mało brakowało, żeby Igła rzucił się na mnie z pięściami.
-To ja wymknę się po cichu, a Ty przystępuj do działania. - libero klepnął plecy Michała, a ten o mało się nie przewrócił.
-Jakiego działania? - Misiek parsknął tylko spoglądając na nieźle już wymiętą koszulę, która bardziej przypominała falbanki.
-Bez sensu jest to wszystko. - cisnęłam ubraniem o podłogę i ponownie zamknęłam się w łazience.
-Co mam powiedzieć Igle? - ujrzałam kontury jego głowy w pożółkłej szybce.
-Że nigdzie nie idę. - burknęłam z powrotem narzucając na siebie polówkę.
-Będą smutni...
-Gówno mnie to obchodzi. - wyszłam z łazienki z wielkim hukiem, po drodze jeszcze depcząc koszulę.
-W poprzednim wydaniu wyglądałaś lepiej. - zaśmiał się cicho.
-Nie było poprzedniego wydania. - zmarszczyłam czoło.
-No właśnie. - wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju, co poskutkowało napadem Igły i Ziomka.
-No i jak efekty?! - siatkarze aż dostali wypieków na twarzy.
-Co to ma być? - zniesmaczony rozgrywający pokazał na mnie palcem.
-Koszulka, szorty, trampki, piszczele, uda, kolana... - wymieniałam po kolei.
-Mówiłem, że będzie wyglądała jak lump! - fuknął Ziomek.
-Jestem otwarta na wszelką krytykę - rozłożyłam bezradnie ręce. - I tak nigdzie nie idę.
-Idziesz! - warknął Ignaczak.
-Nie!
-Agata, kurwa, bo jak Cię... - libero zamachnął się, ale w porę opamiętał. - Człowiek chce dobrze, to nie, wolą na siebie burczeć.
-Czyli jednak chcecie mnie wyswatać na tej potańcówce! Ha! - pogroziłam im palcem. - A z Winiarem to sobie jeszcze pogadam. - dodałam po cichu i rzuciłam się na łóżko, podkładając ręce pod kark. - Tu mi wygodnie, wolę sobie odpocząć i Wam też polecam. - mrugnęłam okiem.
-Nie mam do niej siły. - jęknął Krzysiek.
-Trudny z Ciebie osobnik. - wtrącił Żygadło i usiadł obok mnie.
-Co mam poradzić... - westchnęłam głęboko.
-A dotknął Cię chociaż? - wciął się Igła.
-Kto?
-Michał.
-Nie.
-O Booże. - przewrócił ślepiami już nie wiem który raz dzisiaj. - A może wysunął chociaż rękę, musnął leciutko?
-Igłaa! - schowałam twarz w dłoniach.
-No dobra, dobra. - usiadł po mojej drugiej stronie. - A mieliście kontakt wzrokowy?
-Idę na spacer. - burknęłam i z niemałymi problemami wygrzebania się z łóżka wybiegłam z pokoju.
-Bluzę weź! - krzyknął za mną libero, ale zła ja, nie posłuchałam. Wsunęłam komórkę do kieszeni spodenek i zbiegłam po schodach na dół.
-A Ty gdzie? - usłyszałam głos Bartmana, który właśnie trącił mnie barkiem.
-O, sorry, nie widziałam Cię. - uśmiechnęłam się lekko. - Idę się przejść... - poruszyłam ramionami.
-Gdzie? - zapytał króko.
-No nie wiem, znajdę może jakiś park, promenadę...
-Grasuje tutaj dużo zboczeńców, morderców i takich nieprzyjemnych typków, nie idź nigdzie sama...
-Podobno wyglądam jak lump, to mnie nie wezmą.
-To chociaż Pita Ci podeślę!
-Leży z niedowładem, niech się wyleczy. - machnęłam ręką. - Idę, bo zaraz zrobi się ciemno.
-No właśnie! - krzyknął siatkarz i chwycił mój nadgarstek. - Nigdzie nie będziesz leźć, siedź na dupie.
-Ale sami chcieliśmy wyciągnąć mnie na dyskotekę. - wyrwałam się z jego uścisku.
-Podobno plany się zmieniły. - odparł. - A jak tak bardzo chcesz iść na ten spacer, to pójdziemy wszyscy razem.
-Ale ja chciałam...
-Trudno, jesteś małą, bezbronną i niewinną kobietką, sama w wielkim mieście, zagubiona.
-Dodaj jeszcze, że wyglądam jak lump! - przypomniałam.
-Nie, całkiem przyzwoicie. - zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Dzięki. - chociaż jeden potrafi podnieść moją samoocenę. Chociaż jeden!
-Do usług. - zasalutował i znów chwycił mnie pod ramię po czym wróciliśmy na nasze piętro.
-Musimy wracać do pokoju? - posmutniałam.
-Igła śmierdzi? Wiedziałem... Czemu w ogóle masz z nim pokój?
-W recepcji musieli się pomylić. - wzruszyłam ramionami. - I na szczęście nie poczułam, żeby śmierdział...
-To chodź do mnie, pogramy w... - zaciął się na chwilę. - Statki.
-Statki... - zamyśliłam się. - Brzmi kusząco. - zmrużyłam oczy.  - Statki to coś, co do mnie przemawia.
-Cieszę się. - skinął głową.
-A Michał? - zatrzymałam się tuż przed drzwiami ich pokoju.
-Nie ma go, siedzi u Winiara i gra w karty. - pociągnął moją dłoń.
-Na pewno? - ostrożnie wyjrzałam zza drzwi. Wydawało się, że jest pusto.
-Nikogo tu nie ma, tylko my, kartka, długopis i statki. - uśmiechnął się szeroko. Podał mi kartkę w kratkę i długopis z pogryzioną nakrętką. Chyba ktoś bardzo wczuł się w granie w te statki.
-Masz mnie. - mruknęłam, gdy Zbyszek zatopił ostatni mój okręt.
-Dziwne, Ty trafiłaś tylko jedną tratwę. - zaśmiał się.
-No i dobra! - bąknęłam. - Następnym razem będzie lepiej.
-Jasne. - parsknął.
-Śmiesz wątpić? - spojrzałam na atakującego spod byka. Ten posłał jeden z tych swoich szelmowskich uśmiechów i pokiwał twierdząco głową. - No to runda szósta, tym razem na pewno uda mi się zwyciężyć!
-Niepoprawna optymistka. - skwitował rozrysowując swoje statki.
-Żeby tylko ten optymizm udzielił mi się nie tylko w statkach... - westchnęłam spoglądając na Zibiego. Skupienie namalowane na jego twarzy bardzo mnie rozśmieszyło.
-Z czego się cieszysz? - także się zaśmiał.
-Wiesz co - zaczęłam. - Powiem Ci coś. Ale tak po przyjacielsku.
-Mhm... - dociekliwie na mnie spojrzał.
-Przystojny jesteś. - ucięłam, a Zbyszek oblał się rumieńcem jak nastolatek.
-Zawstydzasz mnie. - spuścił głowę.
-Przestań, nie jedna Ci to pewnie mówiła. - przeniosłam wzrok na kartkę.
-Ano prawda, niejedna. - wlepił we mnie wzrok. Zauważyłam, że perfidnie studiował mnie spojrzeniem. - Ja też Ci coś powiem. Po przyjacielsku. - dodał.
-Co? - wybuchnęłam głupim chichotem sama nie wiedząc czemu. Jego ręka znalazła się na moim udzie i jadąc coraz to wyżej wprawiała mnie w osłupienie.
-Michał nie wie co stracił. - szepnął i dynamicznie wpił się w moje wargi. Całował mocno i zdecydowanie, a ja nie potrafiłam oprzeć się jego naciskowi. Pod wpływem chwili i emocji jednym ruchem zciągnęłam z niego koszulkę, a moim oczom ukazał się idealnie wyrzeźbiony tors.
-Korzystasz z okazji? - zapytałam między pocałunkami.
-Przecież jesteś wolna. - odrzekł, zajmując się rozporkiem moich szortów.
-Chcesz stanąć pomiędzy mną, a nim? - zadałam kolejne pytanie, zrzucając spodenki z moich bioder.
-A kochasz go? - znalazł się nade mną opierając się na rękach.
-Nie wiem. - przyciągnęłam jego twarz do swojej i poraz kolejny namiętnie pocałowałam.

-Wiesz co jest najgorsze? - zaczęłam, kreśląc na jego klatce piersiowej przeróżne wzorki. - Że nie mam poczucia winy.
-A dlaczego miałabyś mieć? - delikatnie smyrał mnie po ramieniu.
-Bo to trochę tak, jakbyśmy byli w separacji. - uniosłam głowę, aby na niego zerknąć.
-W jakiej znowu separacji... - westchnął głęboko. - Zakończyliście swój związek, nie jesteście już razem.
-Dobra, wiesz co - zerwałam się, gromadząc prześcieradło, aby mieć się czym okryć. - Było miło, ale to nie ma sensu.
-Co nie ma sensu? - oparł się na łokciach.
-Nie jestem pewna swoich uczuć, nie wiem gdzie mam je ulokować, a pierwszy raz mam okazję trafnego wyboru. Nie chcę tego zaprzepaścić. - wstałam, zbierając swoje ciuchy. - Mam nadzieję, że to co się tutaj wydarzyło pozostanie na zawsze między nami.
-Jasne. - zamyślony przypatrywał się jak zbieram swoje rzeczy. Poszłam do łazienki i ubrałam to, co aktualnie miałam w ręku.
-Powtórzymy to? - zapytał całkiem poważnie, ale ja wstydziłam się odpowiedzieć. Podobało mi się, lecz z drugiej strony... Nie, nie było drugiej strony.
-Możliwe. - urwałam i wcześniej jeszcze mrugając okiem wyszłam z pokoju jak najbardziej niezauważalnie.
-Gdzie Cię wywiało?! - zapytał Ignaczak, pełny wyrzutu.
-Pochodziłam sobie niedaleko hotelu... - odparłam i usiadłam na fotelu. Czułam te ich przeszywające spojrzenia.
-A bluzka tył na przód to sama się ubrała? - napomknął Ziomek. Fucking shit!
-Byłam w jakiś butiku i przymierzałam sukienkę. - odpowiedziałam, a siódme poty zalały moje ciało.
-Na dyskotekę? - zaśmiał się Krzyś.
-Na dyskotekę. - powtórzyłam.
-Jednak zrezygnowaliśmy, mamy inne plany.
-Taaak? - przyjęłam bliżej mi nieokreśloną pozę na fotelu.
-Pójdziemy pozwiedzać, może wstąpimy do jakiejś knajpki. Mijałaś coś po drodze?
-Wiesz co, nie wiem, nie rozglądałam się zbytnio...
Sama nie wiedziałam, że kłamanie może wychodzić mi tak prosto.
-No dobra, pójdziemy na żywioł... Idę ogarnąć chłopaków i zaraz wychodzimy.
-A teraz co założysz? - zapytał rozbawiony Łukasz.
-Zastanawiałam się nad T-Shirtem, dżinsami i swetrem, ale myślisz, że nie za wyzywająco? - przybrałam minę myśliciela.
-Myślę, że będzie w sam raz!
-Skoro Ty tak mówisz, to musi tak być. - roześmialiśmy się, a ja podeszłam do walizki w celu wyciągnięcia z niej kilku przyzwoitych ubrań. Tak jak wcześniej mówiłam, padło na kolorowy T-Shirt, zwykłe, jasne rurki i czarny sweter. Do tego trampki i byłam gotowa.
-Już się zbierają. - do pokoju wparował libero. - Zbyszek tylko coś nie kontaktuje, spał chyba... - wzruszył ramionami.
-Musi odespać... - wtrącił Ziomek.
-Co? - wrzasnęłam, a obydwoje dziwnie się na mnie spojrzeli.
-Podróż. - odparł spokojnie rozgrywający.
-Ja już chyba zejdę na dół. - chwyciłam swoją skórzaną torebkę i wyszłam z pokoju.
-Ciebie też wyciągneli? - jęknął Zatorski, wywlekając swoje ciało ze swojego lokum.
-No. - mruknęłam.
-Za grosz we mnie asertywności. - chlipnął zamykając drzwi.
-Przybij, we mnie też. - wystawiłam dłoń w jego kierunku i obydwoje przybiliśmy piątki.
-Jak już tak zdemolowałeś ten pokój, to mógłbyś posprzątać. - burknął Kubiak wychodząc z pokoju. Zbyszek wymamrotał coś pod nosem, ale nie zrozumiałam co dokładnie. - Agata? - zwrócił się do mnie zdziwiony.
-Raczej... - zmarszczyłam brwi.
-Zbyszek! - krzyknął i wrócił do pokoju trzaskając drzwiami.

_______________________________________________________________________

Dobra! 
Nie wiem na którym blogu aktualnie powinien znajdować się rozdział, ale padło na ten, bo tutaj fajniej mi się pisało. :D Zamiast się uczyć, to ja pisałam i pisałam i pisałam,, a potem się okaże, że nie zdam. :c
And, and, and!!! WAŻNE WAŻNE WAŻNE WAŻNE !!!
Ostatnio wpadłam na pewien pomysł. : ) 
Planuję pod każdym nowym dodanym rozdziałem zadać jedno pytanie dotyczące "Siatkarskich Snów", czyli taki mały quiz. Kto dokładnie czytał, będzie wiedział o co chodzi, bo pytania będą łatwe. ;) Przewidziane są też nagrody, ale ten aspekt to muszę jeszcze dopracować. :D 
Co Wy na to? Jest szansa, że to wypali? Powiedzcie mi co o tym sądzicie. ; ) 
Pozdrawiam, nienauczona Sissi. ♥

sobota, 13 kwietnia 2013

~Rozdział 68~

-Pit?! Piiiteeeeer! - wrzeszczeli wszyscy, przy okazji zwracając na siebie uwagę innych ludzi.
-Mówię Wam, na pewno siedzi przy jakimś stoisku z pamiątkami! - burknął Zbyszek.
-Albo Żyły szuka... - mruknął Żygadło, głośno ziewając.
-Z tym drugim to się mogę zgodzić, bo Cichy nie kupuje pamiątek tylko skarpetki. - udzielił się Ignaczak. - Których i tak nie zmienia, co możemy wywnioskować po wcale nie pięknym bukiecie zapachów w autokarze... - namiętnie przyglądał się swoim paznokciom.
-Będziecie go teraz obgadywać, czy łaskawie znajdziecie jednego z najlepszych i najcichszych środkowych na świecie? - trąciłam ramię libero.
-Racja, bez niego jakoś tu... głośno. - skrzywił się Kurek.
-No panowie, ogień! - klasnęłam w dłonie, ale po siatkarzach nie zauważyłam zapału do tego, aby odnaleźć swojego kolegi. - Ogień! - powtórzyłam i zamachnęłam rękoma w kierunku poszukiwań. - No proszę Was. - jęknęłam bezsilnie.
-Sam się znajdzie... - Zibi wzruszył ramionami. - Żeby to raz się gdzieś zawieruszył...
-Gdybym miała taką drużynę jak Wy, to załamałabym się psychicznie... - wymamrotałam i usiadłam na walizce z medykamentem.
-O, biegnie. - zauważył Kubiak, a wszystkie oczy zwróciły się na ledwo stawiającego kroki Piotrka.
-Sorry, sorry, mały niedowład. - uśmiechnął się wymuszenie i rozmasował prawe udo. - Krzyczałem za Wami, ale Wy oczywiście nic nie słyszeliście...
-Skoro mówisz do nas ultradźwiękami, to jak mamy Cię słyszeć. - obruszył się Igła.
-No i foch. - fuknął Nowakowski i poszedł w stronę Kuby Jarosza i Kosoka.
-Brawo, naprawdę brawo. - przewróciłam oczami.
-No powiedz mi tylko, czy Ty go słyszałaś! - wtrącił Dzik.
-Nie, boo... - zacięłam się czując przenikliwe spojrzenie każdego ze Złotopolskich. - Byłam skupiona na słuchaniu własnych myśli. - urwałam i zrobiłam zdezorientowaną minę, co powórzyli także chłopcy. - Ważne, że wszyscy są cali i zdrowi. - rozpromieniałam, a trener widząc, że zguba do nas dotarła zaprosił nas w dalszą podróż w poszukiwaniu środka transportu, który zawiezie nas do hotelu. Wszyscy zastanawialiśmy się, czy tam też przywita nas szyld z napisem ogłaszającym jak bardzo nasz język znany jest w świecie...
Po naszą drużynę przyjechały trzy oddzielne, krótkie busy.
-Ja do niebieskiego! - krzyknął Zati, od razu pakując swój tyłek do samochodu. Za nim losowo wsiadali siatkarze, a ja wylądowałam razem z resztą sztabu. Modliłam się tylko, aby podróż nie była długa, bo miałam już dość słuchania o spiętych mięśniach Winiarskiego, lub problemach z kolanami Zbyszka. Fizjoterapeuci to mają jednak przechlapane.
Po nieco ponad pół godzinie dotarliśmy na miejsce. Nie było szyldu, nie było biało-czerwonej obsługi, więc od razu zaminusowali. Weszliśmy do bardzo obszernej recepcji i ustawiliśmy się w kolejce po klucze do pokoi. Jak zwykle były dwuosobowe, jak zwykle dostałam pokój sama, jak zwykle niedaleko Zagumnego. Przypadek? Teraz sądzę, że nie. Razem z moimi tobołami wgramoliłam się na pierwsze piętro hotelu i po długiej przechadzce wzdłuż ciemnego korytarza zauważyłam swoje lokum. Włożyłam kluczyk do zamka, lecz ten nie chciał się przekręcić, gdyż jak się potem okazało drzwi był otwarte. Z hukiem wtargnęłam do środka rozrzucając swoje rzeczy na około.
-Krzysiek?! - pisnęłam, a moje serce podskoczyło do gardła. Nie dlatego, że stał nagi, czy coś, po prostu należę do tych bardziej strachliwych osób i boję się ludzi, którzy ni stąd ni zowąd pokazują się przed moimi oczyma.
-Wiesz, że zawszę chętnię Cię przyjmę, ale żeby robić za przechowalnię bagaży? - jego mina zrzedła, gdy spojrzał na moje walizki..
-Jaka przechowalnia? Jak to przyjmiesz? Przecież to mój pokój! - nerwowo zerknęłam na numerek widniejący na breloczku.
-Tutaj bym się spierał... - przyniósł swój klucz. - Razem z Ziomkiem tutaj kołkujemy.
-Nie, nie, nie... jak to z Ziomkiem? - wychyliłam się zza ściany i ujrzałam Łukasza, leżącego na łóżku i jego kończyny, które porozrzucane były na wszystkie strony. Numerki na naszych kluczykach były identyczne.
-To jakiś żart, idę to wyjaśnić. - burknęłam i cisnęłam torebką o podłogę.
-Tak bardzo nie chcesz z nami mieszkać? - zaśmiał się Igła. Zatrzymałam się na chwilę. W sumie... przecież z nim nie może być tak źle, skoro sam Ziomek się nie skarży.
-Niech Wam będzie. - wróciłam i zabrałam się za rozpakowywanie walizek.
-Krzysiu - zaczęłam po dłuższym zastanowieniu. - Jak zamieszkamy ty we trójkę, skoro są tutaj tylko dwa łóżka? - posmutniałam.
-Złączymy i będzie git malina. - mrugnął okiem. Trzy dni mogę przeboleć. Powróciłam do rozpakowywania ciuchów.
-Krzysiu - zaczęłam po raz drugi. - A mógłbyś zrobić mi trochę miejsca w szafie?
-Się robi! - zasalutował i dołączył do mnie. Jego robienie miejsca polegało na wrzuceniu wszystkich ubrań na jedną półkę, bez uprzedniego składania. A potem trener ma pretensje, że polówki są pogniecione. Ja mu wszystko powiem...
-Obudziłbyś się, zrobił miejsce dla naszej pani doktor! - libero zrzucił nogi rozgrywającego z materaca.
-Jeszcze pięc minut. - jęknął Łukasz i odwrócił się na drugi bok.
-Daj mu spokój, musi odespać podróż. - upomniałam siatkarza.
-To on niech odsypia, a ja muszę z Tobą pogadać. - Krzysiek pociągnął mnie za nadgarstek i wyprowadził z pokoju. Obydwoje skierowaliśmy się w stronę parteru i znajdującym się na nim patio. Przeczuwałam co będzie tematem naszej rozmowy, ale zawsze była ta cząstka nadzieji.
-W końcu mam okazję, czas i chęć z Tobą poważnie porozmawiać, panno Werner. - powiedział poważnym tonem, zupełnie jak nie on.
-Zaczynam się bać. - głośno przełknęłam ślinę.
-O co poszło między Tobą, a tamtym chorym na mózg Kubiakiem?
Wywróciłam oczami, tak jak myślałam, tematem przewodnim będzie "ja+Kubiak=najgłupsze stworzenia na ziemi".
-A jak odpowiem, że znudziliśmy się sobą i nie jesteśmy gotowi na poważny związek, to dasz mi spokój? - westchnęłam, a Krzysiek ze stoickim spokojem pokręcił głową. - No to co mam Ci powiedzieć...
-Najlepiej prawdę. - uciął.
-Nie pamiętam, to było tak dawno!
-Trzy dni temu...
-Zrobiłam mu awanturę, no. - spuściłam głowę.
-Mów dalej... - założył nogę na nogę, jak rasowy psycholog.
-Chciałam być bardziej kochana, doceniana i zauważalna...
-Mhm... - mruknął.
-Byłam zazdrosna, że poświęca mi tak mało czasu, a przychodzi tylko... - zacięłam się, bo uświadomiłam sobie, że rozmawiam z Igłą.
-Po co? - uniósł charakterystycznie brew.
-Poo... żelki. - skinęłam głową.
-Po żelki. - parsknął. - Wymyśliłaś...
-A on od razu wywnioskował, że nie jest mnie wart no i samo poszło. - poruszyłam ramieniem.
-Samo poszło. - powtórzył. - Nie rusza Cię to, że samo poszło?
-Następny. - mruknęłam pod nosem. - Już wystarczająco nasłuchałam się Waszych opinii, morałów i uwag. Jak tak bardzo go Wam szkoda, to sami się z nim zeswatajcie!
-Ciągle się żrecie, nic nie można Wam powiedzieć. Tamten tak samo.
-Dziwisz się? Jakby ktoś wtrącał się do Twojego związku z Iwoną, to jakbyś zareagował? Na wszystko przystawał? Może my z Michałem potrzebujemy odpocząć od siebie, zobaczyć, czy tak będzie nam lepiej. A może to znak, że nie pasujemy do siebie i lepiej rozstać się teraz, niż po ślubie o ile taki kiedykolwiek będzie! Nie chcę już o tym gadać, wszyscy po kolei wpieprzacie się w nie swoje sprawy! Jesteśmy dorośli i doskonale poradzimy sobie sami!
-No właśnie nie poradzicie, bo nie potraficie zamienić ze sobą słowa!
Zamilkłam. Wszystko wraca z prędkością światła i prześwietla mnie na wylot, powodując, że wewnątrz wszystko pęka i rozpada się na kawałki. Popłakałam się jak nastolatka.
-Nie musicie mi wszyscy przypominać jak bardzo go kocham, a wszystko zaprzepaściłam. - wyszeptałam, spoglądając na Krzyśka załzawionymi oczami.
-Każdy to widzi i chcemy Wam pomóc... - podszedł do mnie i mocno przytulił.
-Ale to my musimy to naprawić, nie Wy. - odparłam, także go obejmując.
-Obiecujesz, że ze sobą pogadacie? - zapytał po cichu, ale ja nie wykonałam żadnego ruchu. - Obiecaj...
Przytaknęłam tylko głową.
-Ale nie umawiajcie nas ze sobą na ławce w parku... Sama to zaaranżuje. - posłałam lekki uśmiech.
-Jeśli on Cię nie wyprzedzi. - mrugnął okiem.
-Nie waż się nikomu mówić o tej rozmowie! - pogroziłam mu palcem, ale on się tylko zaśmiał.
-Sztama? - wystawił rękę w moją stronę.
-Sztama. - uścisnęłam ją.
-Masz chusteczkę, bo dosyć niekorzytnie Ci w tuszu na policzkach. - wyjął opakowanie z kieszeni.
-Przygotowałeś się widzę. - wzięłam od niego biały papier i wytarłam twarz przyprowadzając się do porządku.
-Szamerujemy na obiad? - zarzucił rękę na moje ramiona.
-Ja wrócę jeszcze do pokoju, muszę się... no wiesz. - zachichotałam głupio wskazując na twarz.
-Kobiety. - pokręcił głową i skierował się w stronę stołówki. Ja szybko wbiegłam na piętro.
-Przepraszam. - wypaliłam uderzając w klatkę piersiową Michała, tuż za rogiem korytarza.
-Chyba będę żył. - wzruszył ramionami i próbował mnie wyminąć, ale ja akurat musiałam postawić krok w tę samę stronę.
-Ty w lewo, a ja w prawo. - zarządziłam.
-No miałaś iść w prawo! - bąknął Kubiak, gdy znów się zderzyliśmy.
-Poszłam! - krzyknęłam.
-Skoro Ty idziesz w prawo, to ja też. - uznał i bezurazowo się ominęliśmy. Wtedy zauważyłam Bartmana, który wszystkiemu się przyglądał.
-Jesteście pierdolnięci. - skwitował i ruszył za przyjacielem. Ja puszczając tę uwagę mimo uszu powędrowałam do pokoju, po czym przyprowadziłam swój wygląd do w miarę normalnego stanu. Posłałam kilka bezsensownych min w stronę lustra i zeszłam do stołówki, a tam gwar i hałas. Nie pomogła nawet obecność Pita.
-Grillowany kurczak, zielona sałata, czarne oliwki, sos winegret i grzanki czosnkowe raz. - wyrecytował kelner stawiając przede mną talerz z obiadem. Z szerokimi oczami wpatrywałam się w posiłek.
-Mogę tu zostać na zawsze. - oznajmiłam wbijając widelec w sałatę.
-A ja jestem innego zdania. - wtrącił Piter, który zniesmaczony był swoimi pulpecikami.
-A skąd on w ogóle wiedział, co będę chciała zjeść? - zapytałam, pochłaniając wszytko z prędkością światła.
-Ktoś z nas zna Cię na tyle dobrze, że wiedział, co zamówić. - odpowiedział Winiarski. Przestałam aktualnie przeżuwać to co miałam w ustach. Spojrzałam na Kubiaka, a on też wpatrywał się we mnie przerażony, jakby miał nadzieję, że nigdy się o tym nie dowiem.
-To żeśmy sobie pogadali. - wymamrotał Igła wbijając widelec w swoje puree.
-Dzięki. - wykrztusiłam tylko, połykając jedzenie.
-Nie ma sprawy. - odparł Misiek od razu rzucając się na swoje danie.
-Jak dzieci... - westchnął Zbyszek.
-A ten, Agata! - Cichy o czymś sobie przypomniał. - Dzisiaj wieczorem idziemy na miasto...
-Na miasto? Na balety? - zaśmiałam się cicho.
-Ta. - urwał Bartman. - I musisz iść z nami.
-Nic nie muszę...
-To akurat musisz. - zacisnął wargi.
-Kto idzie? - zapytałam obojętnie.
-Wszyscy! - krzyknął Zatorski.
-Co na to trener?
-Nie martw się o to, wszystko jest pod kontrolą!
-Z Wami nigdy nic nie jest pod kontrolą. - westchnęłam.
-Ona nas obraża. - zasmucił się Bartek.
-Idziesz z nami i kropka! - wrzasnął stanowczy atakujący, a ja nie miałam już nic do gadania.
-A ja muszę? - odezwał się niewinny Dziku.
-Nie, no co Ty. - wszyscy zaśmiali się pod nosem.
-Czemu on może zostać, a ja nie?! - oburzyłam się.
-Młoda, nie odzywaj się. - zasugerował Ignaczak.

________________________________________________________________

Kapitalny mecz Resovii i Zaksy! ♥ 
Mam nadzieję, że jutro także nie zabraknie tych emocji. ;-))

Pozdrawiam, Sissi. ♥ 

sobota, 6 kwietnia 2013

~Rozdział 67~

-Dobra, starczy Ci! - burknął Nowakowski odbierając mi swój termos.
-Jesteś aniołem. - posłałam mu całusa w powietrzu, aby podziękować za wybawienie.
-Wiem. - uciął krótko i sam żłopał argentyńską herbatę. Westchnęłam tylko i pogrążając się w dalszych pragnieniach o niebiańskim, kawowym smaku zsunęłam się po kanapie i oparłam głowę o zakończenie oparcia.
-Soorry. - ktoś zahaczył się o moje kończyny. Natychmiast je schowałam, nie chciałam potem płacić odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu. - Nie przeszkadzaj sobie. - Kubiak zestresowany usiadł na kanapie stojącej na przeciwko mnie. Po chwili namysłu powróciłam do pozycji, która przed chwilą tak bardzo mi odpowiadała.
-Masz. - usłyszałam i poczułam jak ktoś z impetem siada obok mnie. Z niechęcią otworzyłam oczy i zobaczyłam biały kubek z logo "StarBucks'a".
-Kolejny anioł! - pisnęłam z radości i odebrałam przedmiot od Zibiego. Od razu zanurzyłam w nim usta. Co jak co, ale kawie to żaden napój równać się nie może!
-A mi nie przyniosłeś, dzięki, zapamiętam, będziesz coś chciał! - burczał Krzysiek.
-Chcesz łyka? - wystawiłam rękę.
-Chcę. - mruknął i upił trochę kofeiny.
-Ona ma teraz Twoje DNA na kubku! - przeraził się Piotrek. - Może to niepostrzeżenie wykorzystać i ani się obejrzysz, a zostaniesz tatą kolejnych latorośli!
-Przekichane... - westchnął Zagumny.
-Kurczę, myślałam, że nikt mnie nie przejrzy. - załamałam się. Ej! Kto by nie chciał mieć dzieci poprzez zapłodnienie śliną, co?
-A widzisz! Mama zawsze mi mówiła, że mam zadatki na detektywa. - dumny z siebie środkowy schował termos do torby i jednym szybkim ruchem ją zapiął. Wtedy na lotnisku rozbrzmiał dosyć łamany angielski jednej ze spikerek.
-Co ona pierdzieli? - skrzywił się Kuraś.
-Nie rozumiem po takiemu. - prychnął Winiar.
-Bo Ty ograniczasz się jedynie do polskiego. - odparł Igła.
-Ooo, z angielskim też sobie radzę! Trochę tu dark na przykład. - zaśmiał się, co zrobiła także reszta ekipy.
-Samolot spóźni się godzinę, we Francji wielkie ulewy. - Jarząbek głęboko westchnął.
-Coo... - jęknęłam jeszcze bardziej zsuwając się po siedzeniu. Misiek także to zrobił i trącił mnie stopą. Złowrogo się na niego spojrzałam, a on unikał mojego wzroku. Zamiast niedługo wylatywać, będziemy tu siedzieć kolejną godzinę bez jakiegokolwiek sensu.

-No w końcu! - krzyknął Bartman podnosząc swój podręczny bagaż. Samolot stawił się na torze, a wszyscy ruszyliśmy do odprawy. Utworzyła się spora kolejka pasażerów. Żeby uniknąć niepotrzebnych stresów, ściągnęłam całą biżuterię, którą miałam na sobie. Chwyciłam za palec, aby zsunąć pierścionek po babci, ale go nie było. Zdziwiłam się, ale potem pomyślałam, że może schowałam go gdzieś na dno walizki. Dziwne, że wcześniej nie zauważyłam, że nie mam go na ręce. Pan ochroniarz (dosyć przystojny, co chciałabym zauważyć) dokładnie przeczesał mój ubiór. Czy ja naprawdę wyglądałam na pakistańczyka z brodą, turbanem i ulotką wypisaną arabskimi ślaczkami? (precz z stereotypami!) . Ale co tam, przystojnemu pozwalam.
-Może pani przejść. - uśmiechnął się szelmowsko i szarmancko przeprowadził przez barierkę. Odwdzięczyłam się szerokim uśmiechem i odebrałam podręczną torbę. Przypadkowo (oczywiście, że przypadkowo! Hello!) zerknęłam na Michała, a ten kipiący ze złości wpatrywał się w bruneta. Mocno zaciskał zęby przez co na jego skroniach utworzyły się małe górki, widoczne nawet z kilku metrów. Nie wiecie jak mnie to uskrzydliło! Cała w skrowronkach ruszyłam do korytarza prowadzącego na pokład samolotu. Zerknęłam na bilet, miejsce 18B, klasa biznes, pełen komfort, chociaż... myśl o tym, że kolejny lot odbędzie się w towarzystwie sporych gabarytów mężczyzny nie napawał mnie już takim optymizmem jak przed chwilą. Drugie miejsce obok mnie zajął Łukasz, a za mną Piter z Gumą i Jarskim. Szczęściarze...
-Co czytasz? - zapytałam rozgrywającego, który raz po raz przewracał kartki czasopisma.
-Nie czytam, oglądam obrazki. - wyszczerzył się. No tak, gazeta była po hiszpańsku, a akurat hiszpańskiego nasz Ziomek nie umiał. Skinęłam tylko głową i wyjęłam słuchawki od Ipoda. Rozejrzałam się jeszcze po wnętrzu, lecz nie spostrzegłam kilku siatkarzy.
-Gdzie Dziku i Zbyszek? - zmarszczyłam brwi.
-Stali za mną w kolejce, coś ich musiało zatrzymać. - odpowiedział obojętnie Żygadło.
-Może mieli broń! - wrzasnął Nowakowski.
-Gdyby ją mieli, wszyscy dawno leżelibyśmy trupem z kulkami we łbie. - parsknął Jarosz.
-Myślisz...? - zamyśliłam się. Oni + broń = ratuj się kto może.
-Trenera też nie ma. - zauważył Paweł.
-I nasz lis jest w to zamieszany? - przeraził się środkowy.
-To nieźle. - zaśmiał się Kurek siedzący prawie na drugim końcu samolotu.
-Chodź ktoś ze mną zobaczyć co się dzieje... - prześwidrowałam wszystkich błagającym wzrokiem. Nie spotkałam się niestety z przychylnością wśród nich.
-Piotruś? - zatrzepotałam rzęskami.
-Wiesz, że Twoim rzęsom nie potrafię się oprzeć. - wymamrotał, a już po chwili z powrotem zmierzaliśmy w kierunku gmachu lotniska. Spostrzegłam Michała i Bartmana siarczyście kłócących się z ochroną.
-Uuu, musiało być grubo. - zaśmiał się Pit.
-Ciekawe o co poszło... - zmrużyłam ślepia. Z takiej odległości moje widzenie nie było już najlepsze.
-Może o - siatkarz nie dokończył, bo zagłuszyło go głośne "kurwa" z ust Zbyszka.
-Oho. - bąknęłam. - Co mówiłeś, nie dosłyszałam...
-Mówiłem, że poszło o
-A Wy czemu nie na miejscach? - zapytał trener Gardini, który ni stąd ni zowąd, pojawił się przed moimi oczyma.
-Martwiliśmy się o naszych kolegów. - wybrnęłam.
-Mają jakiś konflikt, podobno posiadają niedozwolone na pokładzie samolotu przedmioty. - poruszył ramionami.
-Mówiłem, że mieli broń! - wrzasnął Piter, a głowy kłócących się siatkarzy odwróciły się w naszą stronę.
-Proszę mi to oddać. - poprosił Kubiak, wystawiając rękę do przystojnego bruneta. - To bardzo, ale to bardzo ważne.
On niechętnie oddał mu sporą paczkę. Michał serdecznie podziękował i razem ze Zbyszkiem przebiegli przez barierki.
-Do Wenezueli! - krzyknął atakujący i pognaliśmy za nim. Z powrotem usiadłam na swoje miejsce.
-O, zguby się znalazły. - prychnął Bartek.
-Tęskniłeś? - rozczulił się Dzik.
-Pewnie. - wzdrygnął się Kurek. - Za Wami zawsze!
-Uwaga! - wydarł się Bartman i rzucił czymś przez całą długość samolotu, co potem okazało się żelkami. - Oddaję!
Wystawiłam rękę zza siedzenia i pokazałam uniesiony kciuk. Dług spłacony!

Kilkugodzinny lot nie służył nam za dobrze, a w szczególności Bartkowi. Biedak przesiedział w toalecie prawie całą podróż. Prawie, bo w międzyczasie korzystał z niej Nowakowski. Ta herbata była chyba moczopędna.
-Aga, masz coś na wymioty? - jęknął Kurek. Wyglądał jak wymięty, pogryziony, przemielony i wypluty na stertę gruzu śmieć. Bez obrazy!
Uprzednio westchnąwszy zajrzałam do swojej magicznej torebki, która zawiera wszystko i grzebiąc w niej chwilę znalazłam saszetkę z najpotrzebniejszymi lekami.
-Mam tylko proszek na przeczyszczenie. - uśmiechnęłam się krzywo.
-Tyle grzebania i nic nie znalazłaś!? - skwitował.
-Co mam Ci poradzić, Piter wyjadł wszystko po imprezie z narciarzami. - przewróciłam oczami.
-Frajer. - burknął przyjmujący.
-Pij dużo, bo się odwodnisz! - zasugerowałam.
-No. - mruknął i wrócił na swoje miejsce. Te "dużo" wziął sobie do serca, wyżłopał całą półlitrową butelkę wody na raz.
Kiedy już zbliżaliśmy się do lądowania, zaskoczyła nas burza, przez co krążyliśmy nad wenezuelskim lotniskiem bez celu przez nieco ponad godzinę. W tym czasie Bartuś okupował toaletę bez przerwy.
-Trenerze, jakie plany na dziś? - zapytał Winiarski.
-Kolacja, krótka odprawa i odpoczynek. - wymieniał czytając swoją książkę.
-Spełnienie moich najskrytszych marzeń... - westchnął Kubiak.
-Taaak? - wychyliłam się zza siedzeń, unosząc jedną brew.
-Tak. - także to zrobił.
-Myślałam, że Maserati Gran Turismo i wyjazd na Majorkę, bo ładnie wygląda na zdjęciach.
-To... - zamyślił się chwilę. - Też. - powrócił do poprzedniej miny.
-Dasz mi się kiedyś przejechać? - wtrącił Zbysiu.
-Nie, bo zepsujesz. - burknął.
-Mogę zaopatrzyć go w kilka maskotek i ładny odświeżacz powietrza, wieszając wszystko za przednim lusterkiem. - mrugnęłam okiem.
-Chcesz zrobić z niego samochód geja?! - udzielił się Zibi.
-Przejrzałeś mnie. - pstryknęłam palcami i z powrotem rzuciłam się na siedzenie.
-Strasznie przewidywalna jesteś. - wciął Piter.
-Dzięki. - chlipnęłam.
Nasza z pozoru niekończąca się podróż pomału dobiegała końca.
-No przechodź. - westchnął Misiek, chcąc już wyjść z tego nieszczęsnego środka lokomocji.
-Jak tak Ci zależy, to proszę... - ustąpiłam.
-No idź! - machnął ręką w kierunku wyjścia.
-Dzięki Ci, łaskawco. - przewróciłam ślepiami i wyminęłam siatkarza, przechodząc pomiędzy siedzeniami. Wszyscy wyszliśmy z samolotu, mogąc cieszyć się bezszkodowym lotem. No nie wszyscy... ale większość.
-Podobno ma na nas czekać kilka busów. - oznajmił trener, wykonując jeszcze jakieś telefony.
-Aga, weź tę torbę! - krzyknął Olo, podając mi czarną walizkę.
-Co tam jest? - posmutniałam. Oprócz swojego bagażu, mam jeszcze dźwigać kolejny.
-Wolisz nie wiedzieć. - zaśmiał się.
-Czemu nie może wieźć tego Bartman?! - burczałam zdenerwowana.
-Muszę się oszczędzać. - odparł sam zainteresowany.
-Jasne. - parsknęłam i targnęłam ciężką jak cholera walizkę.
-Dobra, dawaj to, bo wyglądasz jak żul z taczką pełną szklanych butelek po mamrotach.
Czuły Zbyszek, zawsze umie skomplementować kobietę.
-Zapytaj się Pita, czy ma jeszcze tę herbatę. - powiedziałam do idącego obok mnie Jarskiego.
-Zapytaj się Pita, czy ma herbatę. - atakujący podał dalej i w ten sposób wiadomość rozeszła się do całej reprezentacji. - Pita nie ma. - dotarła do mnie wiadomość zwrotna.
-Wypił wszystko?!
-Ale go nie ma...
-Co nie ma? Herbaty nie ma?
-Piotrka nie ma! - wrzasnął.
-Co?! - krzyknęłam.

____________________________________________________________

A już jutro finał naszej PlusLigi! ;) Na pewno szykują się niezapomniane emocje! Za kim jesteście? Ja neutralna. : D
Pozdrawiam, Sissi. ♥


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

~Rozdział 66~

CZEŚĆ ŻUCZKI!
Wielki powrót! :D Wasz odzew był niesamowity!
Uwierzyliście, że zawieszam blogi? Misiaczki! Nigdy bym tego nie zrobiła! (No może poza faktem, rozklapciałego komputera). Już wyjaśniam całe zajście:
W poprzedniej notce, na samym dole wpisu jest mała podpowiedź, czyli (chyba) brązowa linia. Zaznaczcie ją ruchem myszki na niebiesko. :)))))))))))
Wszystko jasne? NO!
I żadnego bloga nie zawieszam, Pit dalej będzie filozofował, Juleczka płakała z powodu Aleczka, a Lideczka świrowała z Winiarem. :)
Zapraszam na nowy epizod! :**
P.S. Czemu wszystkie, ważne info rozprzestrzeniam tutaj? Przyjmijmy, że "Siatkarskie Sny" to guru wszystkich moich dzieł. :D

~~~***~~~

Niby złość, niby nienawiść, niby skrucha, niby smutek... ale w dołku ściskało mnie tak, że nie byłam w stanie nie myśleć o soczystym pomidorku, który idealnie prezentuje się na pełnoziarnistej kromeczce chleba... NIE! Nie będę miękka, powiedziałam, że nigdzie nie idę, to nie pójdę. Mam chyba jeszcze żelki... A nie, jednak nie mam. Boże, Agata, wytrzymaj chociaż do obiadu, kilka godzin głodóweczki przecież Cię nie zabije, a tylko wzmocni Twoją silną wolę, czyż nie?
-Mmm, jak tutaj pachnie tą jajecznicą! - usłyszałam z korytarza. Jajecznica? To Twój wróg! To dodatkowe kalorie, które wcale nie są Ci potrzebne! Liczysz się tylko Ty i stwierdzenie o tym, że nigdzie się nie ruszasz.
-Czuję boczuś...  - ktoś niesamowicie rozczulił się nad niczego winnym kawałkiem mięcha. Chyba Winiar, największy grubas w kadrze.
-Wsuniemy taką dobrą kanapeczkę z masełkiem i szyneczką... - z ich ust dało wychwycić się nucenie, jakby to co teraz mówili było świętością. Bo było! Nie Agata, nie było! Jedzenie i śniadanie to zło!
-Aga nie idzie? Ominie ją taka dobra uczta...
-Smacznego! - burknęłam.
-A dziękujemy, dziękujemy.
Już chciałam krzyknąć "zróbcie mi górę kanapek", ale byłam twarda. Trzymałam się, choć mózg domagał się okruszka pieczywa. Tłumaczyłam się także denerwującymi pytaniami o mnie i o Kubiaka, nie chciałam ich i dlatego przesiedzenie w pokoju całego dnia albo przynajmniej połowy wydawało mi się odpowiednie.
-Na deser rozdają po tabliczce czekolady! - wydarł się rozradowany Igła. Czekolada? Nie dam rady, muszę tam zejść.
-Udało Wam się, barany jedne. - syknęłam i zakluczyłam za sobą drzwi.
-Co nam się udało? - zdziwił się libero.
-Kuurde, myśleliśmy, że będzie więcej dla nas. - zasmucił się Piter.
-Czekolada mnie przekonała. - ucięłam i poczłapałam w stronę stołówki. Gdy na nią weszłam byli tam tylko siatkarze, zero jakichkolwiek innych śmiertelników. Wzięłam swoją porcję śniadania plus zbożową kawę, a kiedy odwróciłam się w stronę stołu, jedyne wolne miejsce znajdowało się pomiędzy Zbyszkiem, a Dzikiem. Przypadek? Nie sądzę.
-Patrzcie, patrzcie. - zawył Bartman. - Zgłodniała księżniczka?
-Przyszłam tu tylko dla czekolady! - pogroziłam mu palcem i postawiłam przed sobą talerz z jajecznicą. I właśnie w tym momencie pogubiłam się w swoich zeznaniach.
-Tylko dla czekolady? To dlaczego będziesz wpierniczać jajecznicę? - zapytał atakujący.
-Stwarzam pozory. - urwałam. - A z resztą co Ci do tego, masz swój talerz i w niego wsadzaj nochala!
Sięgnęłam po solniczkę, lecz ta znajdowała się za daleko, bym mogła ją objąć swoimi rękoma.
-Podam Ci. - mruknął Michał i podał mi mały słoiczek.
-Dzięki. - odrzekłam zawstydzona.Wszyscy przyglądali nam się z zaciekawieniem, a najbardziej rozwścieczył mnie widok Ignaczaka, który wpatrywał się we mnie jak w obrazek, mieląc przy tym swoje zapiekanki. Wyobrażacie sobie owcę przeżuwającą trawę? Tak wyglądał. Przerażające.
-No... także tego. - westchnął Kurek.
-Dokładnie. - poparł go Winiarski.
-Ej - zaczął Zati. "Ej" jako najlepszy początek pogawędki nie wróży nic dobrego. Zwłaszcza z ust Zatorskiego, ewentualnie Pitera. - A jak leniwce trzymają się tych swoich gałęzi, to one nie spadają? - zmarszczył brwi. Mówiłam?! Mówiłam?!
-Spadają. - uciął Możdżon. - Nie wiesz, że właśnie takie upadki są najczęstszą przyczyną śmierci?
-O, biedne. - posmutniał młody libero.
-No, biedne, biedne. - westchnęli wszyscy jednocześnie.
-Musimy gadać o leniwcach? - wciął się Dzik. - Nie możemy o czymś innym?
-No to zapodaj temat. - polecił Bartman.
-Rozmnażanie dzików! - wrzasnął Nowakowski, a wszyscy litościwie na niego zerknęli. - Nie? Dlaczego... - opuścił głowę.
-Nie wiem co może być ciekawego w romnażaniu dzików. - prychnęłam.
-Oj jeszcze tylu rzeczy nie wiesz... - Kubiak pokręcił głową. No powiem Wam szczerze, że poczułam się niezręcznie. Zdawałam biologię, a krępuję się rozmawiając na TE tematy.
-One składają jaja? - zapytał Zatorski. Całkiem serio...
-Tak. - urwał Krzysiu. - A potem z jaj wykluwają się dwunożne potwory, które z czasem przekształcają się w dziki.
-Kłamiesz. - zaśmiał się Paweł.
-Co Ty. - mruknął libero.
-Przecież te kończyny nie mogą im od tak wyrosnąć! Muszą urodzić się z czterema!
-Sorry, pomyliłem je z kotami. - wywrócił oczami, a wszyscy przysłuchiwali się tej wymianie zdań z politowaniem. W jakim towarzystwie ja się obracam?!
-Mam pomysł, zjedzmy w spokoju, a potem rozejdźmy się do swoich obowiązków, hm? - prześwidrowałam wszystkich wzrokiem.
-Nudy. - ziewnął Piotrek. Od tamtej pory nikt już nie zamienił słowa o leniwcach, dzikach, rozmnażaniu, jajkach, czy jajecznicy. Odebrałam tylko swój kakaowy przysmak i wróciłam do pokoju. Mój plan o dzisiejszym odpoczynku poszedł się... nie wypalił, bo dzisiaj czekała mnie trudna przeprawa z pakowaniem całego medykamentu, przecież jutro już stąd wyjeżdżamy. Przesiedziałam w pokoju fizjoterapeutów cały Boży dzień i pakowałam coraz to cięższe sprzęty, stołki i inne wynalazki.
-Nie uwierzycie... - do "gabinetu" wpadł zdenerwowany trener Andrea. - Przesunęli nam turniej w Wenezueli!
-Na kiedy? - zapytał znudzony Aleksander Bielecki.
-Na pojutrze! - krzyknął Anastasi. - Nie wrócimy do Spały!
-Jak to? - przeraziłam się. Brakowało mi czystych ubrań, skończył mi się krem nawilżający i nie mam żelków!
-Musimy przebukować bilety i lecieć od razu do Wenezueli. - trener był cały rozdygotany, kompletnie wybity z tropu. - Aga, pójdziesz powiedzieć to chłopakom, ja muszę zadzwonić do związku. - rzucił na odchodnym i wyszedł z pokoju równie szybko, co się tutaj zjawił.
-Jak zwykle ja. - wymamrotałam.
-Młodszy ma zawsze przerypane. - skwitował Olo, a ja poszłam zawiadomić siatkarzy o zmianie planów. Najpierw poszłam w stronę ich pokoi, lecz jak się potem okazało mieli akurat trening na siłowni. Zeszłam na dół, a tam już na wejściu odstraszył mnie odór ich męskich, spoconych ciał.
-Mam dla Was przykre wieści panowie... - oparłam się o framugę drzwi.
-Jesteśmy przygotowani na wszystko. - powiedział Zibi, podnoszący właśnie sztangę.
-Nie wracamy do Spały.
-Bo? - Kubiak uniósł brew.
-Wprowadzili stan wojenny! - udzielił się Piotrek.
-Nie? - skrzywiłam się. - Nagle zmienili termin turnieju w Wenezueli i zamiast za tydzień, jest pojutrze... Anastasi właśnie wszystko załatwia, jutro lecimy na południe. - poruszyłam ramieniem.
-Pogięło ich?! Nie można z dnia na dzień zmieniać terminu rozgrywek... - prychnął Zbyszek.
-Mnie to mówisz? - przewróciłam oczami.
-Ale ja tęsknię za Żyłą! - udzielił się chlipiący Piotruś.
-Kurde, Misiek! - wrzasnął Bartek. - A ty jeszcze nie... - nie dokończył, bo siatkarz od razu go uciszył.
-Spoko. - przełknął ślinę.
-Co jeszcze nie? - zaciekawiłam się.
-Nie... - przyjmujący zaciął się. - Nie pomógł kupić Piotrkowi butów. - wyszczerzył się niemiłosiernie. Z resztą, co mnie to interesi, niech robią co sobie chcą. Ważne, żeby stawili się jutro na lotnisku.
-Miłego męczeństwa, ja idę dalej pakować medyczne manatki. - westchnęłam i zasunęłam za sobą drzwi pomieszczenia. Wróciłam do pokoju Ola i przystąpiłam do składania stołu do masażu. Trochę mi to zajęło, a jak się potem okazało źle go złożyłam... nie tykam się już takich obowiązków!
Chłopcy po treningu na siłowni mieli czas wolny. Mogli zrobić sobie zakupy na podróż, odpocząć, spakować się. Wszystko spoko, ale wszyscy tajemniczo zniknęli, został tylko Zatorek.
-Gdzie wszyscy? - zapytałam mijając go na korytarzu.
-W mieście. - odparł krótko.
-Tak długo? - zdziwiłam się.
-Jakoś tak. - poruszył ramieniem.
-A Ty dlaczego nie poszedłeś?
-Bo wszystko mam.
-Dlaczego odpowiadasz tak zwięźle i szybko?
-A czemu Ty zadajesz tyle bezsensownych pytań?
-Sorry, już nie będę. - przewróciłam ślepiami i z pełnym gracji krokiem wyminęłam siatkarza. Powędrowałam sobie w stronę wyjścia z hotelu, miałam ochotę na spacer, a przy okazji kupię sobie żelki na drogę. Dokładnie nie wiedziałam gdzie mam iść, moje podróże ograniczały się do hotelu i hali, a w centrum nigdy nie byłam, tym bardziej sama. Dam radę, w końcu jestem duża. Zaszłam do pierwszego, lepszego supermarketu, wzięłam neonowy, pomarańczowy koszyk i ruszyłam na dział ze słodyczami.
-Winiar? - pisnęłam zszokowana.
-Agata? - odsunął się przerażony.
-Sam jesteś?
-A Ty?
-No ja tak.
-Ja... - zaciął się. - Też.
-O, co za spotkanie. - do naszej dwójki dołączył Ziomek. - Też po prowiant? - rozejrzał się po półce z batonikami.
-No patrz, jednak nie byłem sam... całe życie w błędzie. - westchnął.
-Wiecie gdzie reszta bandy?
-W... - Misiek już miał wskazać kierunek ich pobytu, ale Łukasz musiał się wtranżolić.
-Gdzieś się szwędają, nie wiemy... - uciął.
-To jakaś tajemnica? - zmierzyłam ich wzrokiem. - Możecie wprost powiedzieć, że siedzą w jakimś klubie ze striptizem, przecież nikomu nie powiem...
-A myślałem, że się nie wyda. - chlipnął przyjmujący.
-Jak dzieci. - pokręciłam głową wrzucając do koszyczka dwie paczki kolorowych żelków. - Wrócicie Wy do tego hotelu dzisiaj, czy nie?
-No wrócimy, co mamy nie wrócić. - zaśmiał się Żygadło i wszyscy razem ruszyliśmy do kasy. Ja po drodze chwyciłam jeszcze butelkę owocowej wody. Zapłaciliśmy odpowiednią sumę za nasze zakupione artykuły i wyszliśmy ze sklepu uradowani i szczęśliwi, a w tamtym momencie na naszej drodze pojawił się tłum wielkoludów.
-O, Agata. - wydukał Igła.
-Cześć, Krzysiu. - uśmiechnęłam się szeroko. - Skąd wracacie? - uniosłam brew. Wszyscy tylko spojrzeli po sobie, a na moich plecach czułam chłodny powiew wiatru. Odwróciłam się zdziwiona i zastałam Winiara udającego dwuznaczną czynność. - Misiek, czy Ty właśnie udawałeś, że tańczysz na rurze? - skrzywiłam się.
-A tańczyłeś na rurze, a ja myślałem, że wspinasz się na drzewo! - załapał Piter. - Tańczyłeś na rurze? Co?! - pisnął.
-Bywało się tam i tu - Bartman probował wybrnąć. - Ale byliśmy też tam, bo przecież tam też nie mogło nas zabraknąć. A tamtędy się przechadzaliśmy, zwiedzaliśmy... i tak nam minęło, a teraz wracamy.
-Do rzeczy... - westchnęłam. - Gdzie wywiało całą drużynę i dlaczego zostawiliście biednego Pawełka samego?
-Wracajmy już do hotelu, nasz ukochany Andrea będzie się martwił. - Kurek chwycił mnie pod ramię i wszyscy wpólnie ruszyliśmy w stronę naszego miejsca pobytu. Jak zwykle nie dało się z nich nic wyciągnąć, a na dodatek Zibi podebrał mi żelki, obiecując, że odkupi. Ta jasne, mogę się już pożegnać ze słodką żelatynką. Wróciliśmy do ośrodka, a ja od razu poszłam spać. Byłam śpiąca, a przecież dzisiaj nic nie zrobiłam, nawet się nie spakowałam. Wcześniej wskoczyłam pod gorący prysznic, a dopiero potem pod cieplutką kołderkę.
-Dobranooc! - usłyszałam zza ściany. Nie, proszę, tylko nie impreza u Kurka i Pita...
***
Pobudeczka o szóstej czternaście i lecimy z tym miałem! Koksem... sorry. Poszłam pod prysznic, ubrałam się, umalowałam, uczesałam, a następnie wyciągnęłam walizkę z szafy i wpakowałam do niej kosmetyczkę i kilka ubrań leżących bezwładnie na półce i żyjących własnym, nieokiełznanym życiem. W zasadzie, to by było na tyle. Ściągnęłam brudną pościel z kołdry i poduszki, którą potem starannie złożyłam. Postanowiłam, że zajrzę do chłopaków i zapytam się o której zbiórka. Zapukałam do pokoju obok, który należał do Kurków i Nowakowskich, lecz nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, więc zapukałam kolejny raz. Znowu nic. Chwyciłam klamkę i weszłam do środka. 
-Prosiłem Cię, abyś wchodziła? - usłyszałam pretensje Bartka, który stał przepasany jedynie ręcznikiem.
-Ale nie słyszałam też, abym nie wchodziła!
-Czego pni doktor chciała? - wrzucił fioletową koszulkę do torby. 
-O której wyjeżdżamy?
-O ósmej w recepcji. - odparł.
-Dziękuję za informację. - skinęłam głową, co zrobił także siatkarz. - A gdzie Pit?
-Pindrzy się.
-Rozumiem... - oznajmiłam i wyszłam z pomieszczenia. Niektórzy siatkarze już dawno biegali między pokojami szukając swoich zagubionych rzeczy.
-Reklamówki, reklamówki, reklamówki! - wrzeszczał Paweł trzaskając wszystkimi drzwiami wokół. Ja nie miałam już nic do roboty, więc pomogłam biednemu siatkarzowi w znalezieniu bagaży. Coś tam wskurałam, a Zatorski był mi dozgonnie wdzięczny. Mam nadzieję, kiedyś skorzystam!
O ósmej wszyscy zebraliśmy się w holu. Kurek z Pitem dołączyli ostatni lecąc po schodach na łeb, na szyję.
-Pokaż nowe buty. - trąciłam środkowego łokciem.
-Buty? - zdziwił się. - Przecież nie byliśmy po buty. - odparł, a wtedy spotkał się z gromiącym spojrzeniem Winiara, stojącego obok. - My rzecz jasna tańczyliśmy na rurze! - wypalił, a ja kompletnie się załamałam.
-Podobno tańczenie na rurze, pozwala ekstremalnie wyćwiczyć mięśnie brzucha, żeby potem wszystkie podziwiały jego kaloryfer! - wciął się Bartek.
-Ja wiem, wszystko rozumiem, nie musicie mi się tłumaczyć. - wzruszyłam obojętnie ramionami i powędrowałam do fizjoterapeutów. Po wyjaśnieniu co i jak przez trenera ruszyliśmy na lotnisko. Bilety udało się zabukować bez mniejszych problemów, związek się postarał. Pierwszy raz, odkąd pracuję z reprezentacją siedzę na tyłach z Igłą i Możdżonem, cóż za zaszczyt, ale nie wiem, czy to dobrze, za dużo się tam dzieje, a ja w podróży wolę mieć spokój, dlatego przeniosłam się do Pawła. Nadawał jak szalony, ale słuchawki i Ipod załatwił sprawę. Po niecałej godzinie w końcu dotarliśmy na lotnisko. Cudem wygrzebałam torbę z luku, ale domyślny pan Kubiak przejął mój bagaż.
-To, że nie jesteśmy razem, to nie znaczy, że nie możemy ze sobą rozmawiać. - powiedział wlepiając we mnie wzrok.
-Przecież rozmawiamy. - odrzekłam jakby nigdy nic. On tylko nabrał powietrza, bo już coś chciał powiedzieć, ale zrezygnował. Szybko wypuścił je z ust i odwrócił się chwytając rączkę walizki prowadząc ją w stronę gmachu lotniska. Poczłapałam za nim poprawiając swoją torebkę na ramieniu. Na samolot musieliśmy czekać półtorej godziny. Wykorzystałam ten czas na kupno kawy, która w ogóle nie smakowała jak kawa, a Zbyszka wysłałam po żelki dla mnie. Jednym słowem wszyscy byli wyczerpani, wydmuchani i zmęczeni.
-Włosi wygrali z Argentyną. - oznajmił trener Gardini. - Jesteśmy na drugim miejscu w grupie.
-To nie jest źle. - stwierdził Winiarski.
-Jest źle! Jeśli USA wygra z Rosjanami, będziemy grać z Ruskimi! - wtrącił Bartman.
-Uuu, czyli rzeczywiście jest źle. - zmartwił się.
-Nie bój żaby, damy radę. - udzielił się Kuraś. - My nie damy?!
-Z Ruskimi będzie ciężko... - westchnął Igła, rozkładając się na białych kanapach.
-Chyba że Stany z nimi wygrają, to już lepiej. - udzielił się Ziomek.
-Ja chcę kawy... - jęknęłam zsuwając się po skórzanym siedzonku.
-Kawy? - Zbyszek rozejrzał się wokół. - A co, tamta Ci nie smakowała? - zaśmiał się cwaniacko.
-Za mało kawy w kawie, za dużo wody i mleka. - burknęłam.
-A może herbatki? - przed moim nosem pojawił się jaskrawo niebieski termos.
-Skąd to masz? - moje oczy zabłysnęły.
-Uprzejme panie na stołówce cichaczem mi podrzuciły... - Cichy ukazał rząd swoich zębów.
-Dawaj! - odebrałam od niego przedmiot i natychmiast zanurzyłam usta w gorącym napoju. Chociaż tyle...

________________________________________________________

Oglądaliście dzisiaj mecz Polska - ZSRR z 1976 r. ? Ja oglądałam i jestem pod wrażeniem, choć jednocześnie odetchnęłam z ulgą, że dzisiaj mecze wyglądają zupełni inaczej. ;)
Pozdrawiam, Sissi. ♥ 


KOCHANI, part. 2.

Nie wiem, czy robię dobrze, czy źle. Nie wiem, czy po tym wszystkim jeszcze będziecie chcieli mnie znać, czytać moje wypociny, komentować i chwalić. To, co niebawem powiem ciąży mi na sercu już wiele, wiele tygodni, a teraz w końcu dojrzałam do tej decyzji. Pomyślicie sobie "a, dzisiaj prima aprillis, na pewno robi sobie jaja". Nie kochani... To, że ogłaszam to 1 kwietnia, to zwykły zbieg okoliczności. Muszę to w końcu z siebie wyrzucić, inaczej nie dam rady... zawieszam wszystkie blogi. Do odwołania, ale nie wiem kiedy to nastąpi... Jeszcze raz bardzo Was przepraszam i mam nadzieję, że jeśli kiedyś powrócę nadal będziecie chcieli podnosić mnie na duchu i przekonywać, że umiem pisać śmieszne rzeczy i nie tylko. Dzięki tym blogom poznałam wiele osób takich jak ja, którzy kochają siatkówkę ponad życie, marzą o karierze w tym zawodzie, albo pojechaniu na zwykły mecz. Ja jestem taka sama. :) Cieszę się, że przez ten cały czas było Was tyle przy mnie, czekaliście na każdy następny rozdział z niecierpliwością i pytaliście kiedy coś dodam. Nieraz było to uciążliwe, ale potem zdawałam sobie sprawę, że jeśli chcę być lubiana i ceniona, muszę sprostać oczekiwaniom. Mam nadzieję, że ja sprostałam... ;) Jeszcze raz dziękuję za wszystko!
Kocham Was! ♥
Ostatni raz, jak do tej pory, napiszę:
Pozdrawiam, Sissi. ♥

;**************************************************














prima aprilis misiaczki! :*