piątek, 25 października 2013

~Rozdział 91~

Utonęłam w męskich objęciach, po chwili kołysząc się z boku na bok.
-Gdzie ty byłaś?! - wydarł się swoim charakterystycznym, skrzeczącym głosikiem.
-Wzięła sobie urlop. - Piter urwał temat.
-Tak się stęskniłem! Kiedy odwalamy melanż?! - wyszczerzył się.
-Uuu, no nie za szybko. - Nowakowski zaśmiał się pod nosem.
-Ja też potrafię mówić, jasne? - przewróciłam oczami. - Możemy coś odwalić... - roześmiałam się, spoglądając na resztę uradowanych skoczków. Co prawda siatkarze spojrzeli na mnie nieco innym wzrokiem, typu "upadłaś na łeb dziewczyno?!", ale puściłam to swojej uwadze. Przywitałam się z resztą i przysiadłam się do stołu, przy którym siedzieli już siatkarze.
-Wróciłaś do nas? - zapytał nieśmiało Igła. Nie wiedząc co odpowiedzieć spuściłam wzrok.
-Powiedz, że tak. - posmutniał Jarosz.
-Co dzisiaj smacznego serwują? - wyminęłam uśmiechając się wymuszenie.
-Gołąbki. - uciął Winiarski.
-Co z Bartmanem? - ponownie zapytał Krzysiu.
-Jest w szpitalu. - odparł krótko Kubiak. - Jakieś uszkodzenia kręgosłupa, będzie potrzebna operacja... - dokończył.
-A tak poza tym... To co słychać? - Kurek trącił mnie łokciem i podał miskę z gołąbkami.
-Nie wiem od czego zacząć. - prychnęłam.
-Powiedz po prostu, że tęskniłaś i to mi wystarczy. - wzdrygnął ramionami.
-Cholernie tęskniłam! - pogładziłam jego ramię.
-My też. - dodał mrugając okiem, lecz Igła wraz z Kubim nie podzielali nastroju reszty drużyny. Siedzieli cicho, w skupieniu zajadali się przysmakiem. Byłam świadoma tego, że niekoniecznie dla wszystkich jestem tutaj mile widzianym gościem, bo popsułam wszystko, zaraz po tym zmywając się bez słowa. Źle zrobiłam.
-Chciałabym was przeprosić. - wypaliłam w końcu.
-Za co? - parsknął Winiarski.
-Za to, że zniknęłam, rozbiłam wam drużynę, pojawiłam się i zniknęłam równie szybko. Przepraszam... - rozejrzałam się po ich zdezorientowanych twarzach.
-Spooooooko. - wyrwał Zatorski, a w tym samym momencie do stołówki wszedł trener Andrea. Od razu skierował spojrzenie w moją stronę, a na jego ustach pojawił się nikły uśmiech. Cieszył się? Tak wtedy wywnioskowałam. W mgnieniu oka pojawił się przy naszym stoliku. Przywitał mnie serdecznym uściskiem.
-Wypowiedzenie mogę podrzeć w każdej chwili! - ukazał rząd swoich zębów.
-Ale ja i tak nie wiem, czy ona będzie mogła długo zabawić na tym stanowisku. - udzielił się Piter z buzią zapchaną ziemniakami.
-Bo...? - zdziwili się wszyscy, a przerażony środkowy szeroko otworzył oczy.
-Jestem w ciąży. - poinformowałam ich, a zawartość prawie wszystkich jam ustnych już miała wylecieć na środek stołu.
-No nieźle. - skwitował Bartek. - Będę wujkiem... Tak staro się czuję.
-Będziesz mogła pracować do tego momentu, do którego będziesz mogła, naprawdę! - namawiał trener.
-Spróbuj. - chlipnął Winiar. Spojrzałam na Kubiaka, który niewinnie grzebał widelcem w gołąbkach, opierając się o łokieć.
-Dam ci trochę czasu na zastanowienie... - Anastasi położył dłoń na mym ramieniu, a ja posłałam krótki uśmiech. Po chwili odszedł w kierunku swojego stołu, lecz po chwili znów gwałtownie odwrócił się i krzyknął: A tak w ogóle, no to gratulacje!
Podziękowałam i znów usiadłam przy stole.
-Witamy na pokładzie... - powiedział Ignaczak, wstając od stołu. Jego czynność powtórzył także Michał i obydwoje zniknęli za drzwiami stołówki. Mój zapał natychmiast się ostudził.
-Co ich ugryzło... - prychnął Kuraś.
-Ja chyba wiem. - westchnęłam głęboko.
-Ej, nie myślisz chyba, że to przez ciebie. - zdziwił się Możdżonek.
-A przez kogo? - pisnęłam. - Zjawiłam się nagle po tym wszystkim, jakby nigdy nic... Rozumiem ich, nie miejcie im tego za złe... I może jednak lepiej będzie, gdy wyjadę.
-Dzika i tak nie ma w drużynie, to co on może mieć tutaj do gadania. - oburzył się Kurek.
-Nie pierdol, dobre? - udzielił się Zagumny. - Słyszałem jak gadał z Gardinim, chcą przywrócić tamtych dwóch, bo nie dajemy sobie niby rady, co jest według mnie istną porażką...
-Proszę, żeby wróciło wszystko do normy... - wtrącił Zati.
-Dokładnie, jak się zawaliło, to wszystko na raz... - Bartek rozłożył się na krześle, zakładając ręce za kark. Od tamtego momentu wszelkie rozmowy urwały się, a ja ciągle miałam mętlik w głowie. Nie wierzyłam, że jeszcze kiedykolwiek będzie tak jak przedtem. Gdy skończyliśmy posiłek, chłopcy niedługo potem mieli stawić się na trening. Na chwilę ukryli się w pokojach, co zrobiłam także ja, lecz nie było mi dane zaznać dłuższego odpoczynku.
-Chodź, dzisiaj obębnisz swój pierwszy dzień w pracy... Koniec tego urlopy kochanieńka! - oznajmił Winiar, wchodząc do pomieszczenia.
-Cię proszę... - prychnęłam z dezaprobatą.
-Wskakuj w ciuszek i zaraz widzimy się na hali. - rzucił koszulką w moją stronę i zniknął na korytarzu. Po wcześniejszym wyzwaniu siatkarza w myślach, chwyciłam ją i rozłożyłam. Moim zdaniem weszłoby w nią kilkanaście Możdżonków, a przecież to że jestem w ciąży nie oznacza, że aż tak przytyłam!
Po kilkunastu minutach ruszyłam w kierunku sali, z której już dochodziły odgłosy odbijanej piłki i podeszw szurających po parkiecie.
-Agata! - krzyknął Jarząbek od razu biegnąc w moją stronę. - Pomóż mi, pomóż mi, pomóż mi, proszę. - prawie błagał na kolanach.
-Ale w czym? - zapytałam rozbawiona jego zachowaniem.
-Zobacz, związek znowu jakichś protokołów sobie zażyczył... - przed moimi oczyma pojawił się plik spiętych ze sobą kartek.
-Serio laba się skończyła. - ułożyłam usta na kształt podkowy. - A ja jeszcze do końca się nie zdecydowałam...
-Co się nie zdecydowałaś, chodź! - chwycił mnie pod łokieć i zaprowadził do stolika. Od razu wręczył długopis i rozdzielił stosy kartek na dwie kupki.
-I tak dałem ci tych, którzy najmniej grają... - wyszczerzył się. - Będzie mniej do pisania...
-Dzięki, łaskawco. - przewróciłam oczami i zabrałam się do pracy. Próbowałam się skupić, lecz z boiska cały czas dochodził do mnie donośny głos trenera, który co chwila ganił Kubiaka. W sumie nie rozumiałam go, chłopak dopiero co dowiedział się, że wraca do kadry.
-Oskar... - zaczęłam.
-Noo... - wymruczał nie przestając pisać.
-Jak wygląda atmosfera w zespole? - zapytałam. On uniósł wzrok wzdychając głęboko.
-Było ciężko, bardzo ciężko. - odpowiedział. - Autentycznie straciliśmy już nadzieję, że cokolwiek da nam się ugrać, nikt ze sobą nie gadał, wszyscy chodzili spięci... Teraz zauważyłem, że kiedy wróciłaś razem z Dzikiem oni rozpromienili. Chociaż trochę, bo Krzysiu zaczał się minimalnie uśmiechać, a to dobry znak. Jeszcze niech tylko Zibi wróci do zdrowia, to już całkiem będzie najlepiej!
-A związek nie robił problemów, że w środku sezonu wywala się zawodników? - dopytywałam.
-Związek nie wiedział. - urwał statystyk, a ja uniosłam brwi w oznace zdziwienia. - Dlatego też nie będzie problemu z powrotem chłopaków. - ponownie się uśmiechnął.
-Będzie tak jak dawniej? - zadałam kolejne pytanie, ale nieco ciszej.
-Aga... Ja nie wiem o co poszło i ja nie chcę wnikać, ale każdy wie, że tak jak kiedyś nie będzie już nigdy. Dlatego trzeba być jak najlepszej myśli oraz starać się, by było jeszcze lepiej niż w przeszłości!
-Mądrze. - uznałam radośnie.
-Czasem mi się zdarzy. - odrzekł skromnie i obydwoje powróciliśmy do pracy, a nazwisko "Kubiak" obijało mi się od uszy coraz rzadziej. Uniosłam wzrok i wyjaśniło się dlaczego tak się nie czepiali. Siedział na ławie... Ale taka życia, no!

-Zróbmy jakieś przywitanie, dawno nie mieliśmy okazji, żeby się rozerwać. - jęczał Piotrek, siedząc na skraju mojego łóżka.
-Trenujecie, żadnego melanżu! - warknęłam.
-Oj, no jedno piwko na zakwasy! - chlipnął.
-Jedno! - pogroziłam palcem. - A dla mnie soczek... - dodałam.
-Pomarańczowy? - uniósł brew.
-Pomarańczowy. - potwierdziłam, podkładając sobie poduszkę pod kark i wygodnie rozkładając się na materacu. Po kilkunastu minutach zbiegło się do mnie całe stado siatkarzy plus Żylątko. Już zapomniałam jak to kiedyś bywało...
-Boże, jak dobrze, że sześćdziesiątka szóstka znowu czynna... - stwierdził Kurek.
-Taa... - westchnął Winiar, otwierając puszkę z chmielowym trunkiem.
-A gdzie Kubi? - Ziomek rozejrzał się po pokoju.
-Nie było go w pokoju. - Nowakowski obojętnie wzruszył ramionami.
-Gdzie on polazł... - Winiar przewrócił oczami.
-Dajcie mu spokój. - wcięłam się.
-Kto to Kubi? - wtrącił zdezorientowany skoczek. - Kubisztal? Tak?
-Nie, Kubiak Michał... - zaśmiał się Piter.
-Kurde. - zasmucił się Żyła i wziął łyka piwa.
-To co, toaścik może jakiś? Za Agatkę naszą kochaną! - wydarł się Zatorski.
-Za Agatkę! - zawtórowali wszyscy.
-Dzięki. - odparłam nieśmiało i zanurzyłam usta w butelce z pomarańczowym sokiem.
Wieczór niesamowicie mi się dłużył. Może to dlatego, że ciągle rozmyślałam o Michale, co on teraz przeżywa, gdzie jest, co robi... Nie dawało mi to spokoju, miałam ochotę wyjść z tego pokoju i jak najszybciej go odnaleźć, jednak coś mi nie pozwalało; coś mówiło mi, żebym nie wnikała, zostawiła go samego, aby samodzielnie poukładał sobie wszystkie wnioski i zdarzenia. Nie chciałam na siłę go do siebie przekonywać, bo wiem, jak ciężko jest mu pogodzić się ze zdradą. Na jego miejscu zachowywałabym się tak samo, a może nawet nie chciałabym siebie znać. Wyrządziłam mu straszliwą krzywdę, a takie postępowanie nie zasługuje na wybaczenie i chyba czas się z tym pogodzić...
-Agata, grasz z nami? - głos Łukasza wyrwał mnie z przemyśleń.
-Ale nie na rozbieraneegoo. - jęknął Zati.
-Ty będziesz pierwszy do ściągania gaci, młodzieniaszku. - prychnął Kurek.
-To niefajnie zabrzmiało Bartek, nie mów tak. - dodał zniesmaczony Michał.
-So homo! - wydarł się Żyła. - Wchodzę w to!
-No nieźle... - skwitował Guma, sięgając po talię kart.
-Ja pasuję, pójdę się przewietrzyć. - poinformowałam i wcześniej chwytając czarną ramoneskę wyszłam na zewnątrz. Od razu spotkałam się z ciepłym wiatrem. Skierowałam się w stronę lasku. Bo przecież "yolo". Dreptałam wydeptaną już ścieżką i wspominałam te słoneczne, ciepłe dni, poranne bieganie, wymyślone dziki... Było naprawdę niezwykle. W końcu dotarłam do miejsca, gdzie związałam się z Michałem. Trawa nieco już zarosła, jednak widok pozostał niezmienny. Oczy naszły mi łzami, kiedy usiadłam na tym pamiętnym pieńku. Obwiniałam się, że zdołałam to tak zaprzepaścić. Wspomnienia stały się jeszcze bardziej dokładnie, a ja rozklejałam się coraz bardziej.
-Ja wiem, że lepiej byłoby nie czuć nic, albo cofnąć czas... - usłyszałam zza swoich pleców.

_________________________________________________________________

A, taki tam, adekwatny cytacik. :3 
Wiem, że znowu krótko, ale i tak jestem z siebie dumna, że pomimo tego mojego braku weny zmotywowałam się i coś naskrobałam! ;o 
Nieubłaganie zbliżamy się do końca... Już się zastanawiam jak to będzie, a po głowie chodzi mi kilka pomysłów. Jakoś damy radę! ;-)

P.S. Przespałam się już z myślą, że Antiga zostanie naszym trenerem, trochę ochłonęłam, ale ciągle nie wyobrażam sobie, że nie będzie już naszego Andreii. Tak bardzo mi żal... :c A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

Pozdrawiam, Sissi. ♥


niedziela, 13 października 2013

~Rozdział 90~

Już dziewięćdziesiąt epizodów za nami!? Ale... Ale jak to? Przecież ja... Dopiero zaczynałam pisać tego bloga. :c
Miałam jechać na mecz Polska-Turcja, jednak wyszło jak wyszło, wyskoczyła mi mega poważna sprawa i nie pojechałam... Byłam mega zła, dlatego nic mi nie szło. Znaczy nie tylko dlatego. Natłok nauki, prywatne problemy, jakieś śmieszne zawirowania, które komplikowały wszystko...Z góry przepraszam za jakieś tam moje wyskoki, ale jestem meeeega smutna, wściekła i rozżalona. :c Taka życia, co się poradzi. :c
Zapraszam! :*

~***~

-Herbatka, dwie łyżeczki cukru. - Michał podał mi gorący napój, z którego ulatywała para, a na jego twarzy widniał lekki, ledwo wykrywalny uśmieszek.
-Miała być kawa... - zmarszczyłam czoło zdziwiona.
-Żartujesz sobie? - parsknął. - To jakbym miał podać ci teraz alkohol, a potem odpalić szluga...
Podziękowałam skinieniem głowy i rozczuliłam się nad faktem, że pamiętał, że czuwał, że się martwił. 
Pod salą Zbyszka przesiedzieliśmy sporo czasu, dalej nie zamieniając ze sobą słowa.
-Ej, wiecie co, ludzie posiadają takie coś jak struny głosowe, dzięki temu można mówić. Serio, warto spróbować. - wtrącił Piotrek.
-Już zapomniałem jak bardzo upierdliwy potrafisz być. - warknął Kubiak.
-Ooo, no wiesz co, uraziłeś mnie. - posmutniał środkowy. - Agata, powiedz mu coś!
-Piotrek, to nie czas i miejsce na takie pierdoły. - fuknęłam.
-Nie unoś się tylko... - wciął się Michał, ostrzegając poważnie. Z sali, w której znajdował się Zbyszek wyszedł lekarz, a wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi.
-Aał, skurcz, skurcz. - pisnął Nowakowski, z powrotem siadając na krześle i trzymając się łydki.
-Państwo z rodziny? - mężczyzna spojrzał na nas znad okularów.
-Kuzyn. - wyrwał Kubiak bez zastanowienia.
-Pacjent posiada poważne uszkodzenia kręgosłupa, zrobimy jeszcze kilka badań, a następnie będzie on skazany na kilkumiesięczną rehabilitację... - przewracał karteczki w notesie.
-Można go odwiedzić? - zapytałam.
-Na chwilkę, dosłownie... - ponownie obmierzył nas wzrokiem. Podziękowaliśmy i weszliśmy do sali. Siatkarz leżał w usztywniającym kołnierzu nie mogąc się poruszyć, dlatego też zmierzył nas jedynie spojrzeniem.
-Jeszcze się nie zjedliście? - jak zwykle tryskał humorem... Boki zrywać.
-Jak się czujesz? - zapytał Michał omijając odpowiedź i siadając na taborecie obok łóżka.
-Boli. - urwał brunet. - Ale to nieważne, będzie ze mną dobrze. - zdobył się na lekkie uniesienie kącików ust.
-Przywieźć ci coś? - wypaliłam.
-Jak narazie niczego nie potrzebuję. - mrugnął okiem.
-Może chcesz coś z mieszkania... - wtrącił Michał.
-Nie. - urwał brunet. Po chwili dołączył do nas Piotrek, ale nie nabawił za długo, bo lekarz zabrał Bartmana na kolejne badania. Pożegnaliśmy się z nim i wsiedliśmy z powrotem do auta.
-Gdzie mam cię odwieźć? - zapytał Kubiak.
-Do domciu. - wciął Nowakowski.
-Nie ciebie pytałem, kretynie... - syknął przyjmujący. Gdzie miał mnie odwieść? Matka przecież myśli, że jestem w Anglii...
-Do jakiegoś pierwszego lepszego hotelu... - obojętnie wzruszyłam ramionami.
-Hotelu? - pisnął przyjmujący. - Oszalałaś.
-Nie, zawieź mnie do hotelu. - zmierzyłam go wzrokiem.
-Agata, to nie czas na żarty...
-Proszę... Zawieź mnie do hotelu. - syknęłam prawie przez zaciśnięte zęby.
-Ej, a mnie się nikt nie zapyta?! - dodał obrażony Piotrek.
-Chłopaki są w Spale? - zapytał Kubiak.
-Chyba... - zamyślił się środkowy.
-Zobaczymy. - szepnął Kubi i wcześniej nakazując mi zapiąć pasy ruszył z parkingowego miejsca. Jechał ostrożnie, ale wcale nie za wolno. Wiedziałam, że wcale nie dowiezie mnie do tego hotelu, ale już nie miałam siły się z nim kłócić. Co będzie, to będzie, najwyżej padnę ofiarą całej reprezentacji.
Nawet nie wiem kiedy zmógł mnie sen, a jak się obudziłam, na zewnątrz było już jasno.
-Nieźle sobie pospałaś... - zaśmiał się Michał.
-Gdzie jesteśmy? - ominęłam jego zaczepkę.
-Za pół godziny powinniśmy być na miejscu...
-Jak zwykle musiałeś zrobić po swojemu.
-Miałem zostawić cię w jakimś obleśnym hotelu przy drodze? - spojrzał na mnie litosnym spojrzeniem.
-Tak. - ucięłam krótko.
-Jego bym mógł - wskazał na tylnie siedzenie. - Ciebie niekoniecznie...
-Ale nie liczysz się z tym, że nie jestem gotowa na spotkanie z tymi wszystkimi chłopakami... Tym bardziej, że nie należę już do sztabu.
-Przyjedziesz tam prywatnie, wynajmę ci pokój, wyśpisz się, przywrócisz do porządku, a potem coś wymyślimy.
-Ja wymyślę. - zaakcentowałam.
-Nie kłóć się ze mną, bo i tak nie wygrasz. - prychnął.
-Jaki pewny siebie. - pokręciłam głową.
-Zawsze. - zawadiacko mrugnął okiem w stronę lusterka, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. Byłam mu za to wdzięczna. Za to, że potrafił sprawić, iż na mojej twarzy od dłuższego czasu pojawił się szczery uśmiech.
Gdy dojechaliśmy na miejsce serce zaczęło mi mocniej bić. Tymbardziej, kiedy zobaczyłam Oskara palącego przed wejściem do ośrodka. Tak jakby rozpromieniał na nasz widok. Zdeptał papierosa i odchrząknął siarczyście.
-Co was tu sprowadza? - zapytał radośnie.
-Trzeba przenocować Agatę... - skinął na mnie. Jarząbek zgromił mnie od stóp do głów, szczególnie wpatrując się w mój wydatny już brzuch.
-Jasne, coś się znajdzie. - zaprosił nas do środka.
-A co z Piotrkiem? - zapytałam.
-Aaa, no tak! - Michał uderzył się w czoło i wrócił się po jeszcze śpiącego kolegę z drużyny. Ja razem z Oskarem weszłam do środka i podeszłam do recepcji. Kobieta pracująca tam od razu mnie rozpoznała i położyła przede mną kluczyk z numerkiem 66. Uśmiechnęłam się promiennie, a Jarząbek przyjacielsko poklepał moje ramię.
-Śmiało. - szepnął, a ja przytaknęłam wzdychając głęboko. Ruszyłam do windy, po czym nacisnęłam przycisk. Odczekałam chwilę, aż przyjedzie z góry. Kiedy ten moment nastał, z windy wysypało się kilka siatkarzy.
-Agata?! - pisnął Winiarski razem z Jarskim.
-A nie widać..? - mruknął Zagumny.
-Co ty tu robisz, jak tu trafiłaś, z kim, co, y, w ogóle o co biega? - Zatorski mierzył wszyskich zdezorientowanym wzrokiem.
-Tak. - skwitował Winiar.
-Ahaaaaa - Paweł pokiwał głową wyszczerzony i padł mi w objęcia. - Tak bardzo tęskniłem!
-Ja też. - chlipnął Ziomek i dołączył do grupowego uścisku. Byłam pozytywnie zaskoczona przyjęciem mnie, wyobrażałam to sobie całkiem inaczej.
-Wracasz do nas na stałe? - zapytał Winiar.
-Wątpię. - odrzekłam.
-E tam, wróóć! - Zati machnął ręką.
-Nawet nie wiecie jak bardzo bym chciała... - posłałam lekki uśmiech.
-Dla chcącego nic trudnego. - Łukasz trącił mnie łokciem.
-Ty jeszcze tutaj? Śmigaj spać! - zganił mnie Kubiak, a ja posłusznie wsiadłam do windy i pojechałam na właściwe piętro. Włożyłam kluczyk do zamka, przekręciłam delikatnie i do końca nacisnęłam klamkę. Drzwi uchyliły się, a ja znowu spojrzałam na to dokładnie pościelone łóżko i balkon z widokiem na spalski las. Momentalnie urodziło się we mnie tysiące wspomnień. Usiadłam na brzegu materaca i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Chciałam się rozpłakać, lecz równocześnie roześmiać się w głos. Targało mną mnóstwo skrajnych emocji.
-Prześpij się teraz, potem załatwiłem nam obiad na stołówce... - w progu pokoju pojawił się Michał.
-Dzięki. - padłam na łóżko od razu zamykając oczy.
-Będę w siedemdziesiątce jedynce... - powiadomił jeszcze i słyszałam jak zamknął drzwi. Odetchnęłam głęboko i odpłynęłam.

Mój błogi sen przerwało mi pukanie do drzwi. Żeby tylko pukanie... To było walenie, jakby się paliło.
-Obiaaaaaaaad! - krzyknął Piter, a ja zerwałam się na równe nogi. - Nie ma spania, ja już po treningu, a ty co!
-Piotruś, nie wydzieraj się. - mruknęłam.
-No chodź na obiadek. - posmutniał.
-Nie można było tak od razu? - westchnęłam podążając za siatkarzem. Zeszliśmy na dół, wchodząc do stołówki.
-Agataaaa! - usłyszałam głośny wrzask, a zanim zdążyłam zauważyć kogo to głos, wylądowałam w jego objęciach.

_______________________________________________________________________

Jak za pewne zauważyliście, akcja znowu będzie kręcić się wokół całej reprezentacji i właśnie sobie wyobrażam jak bardzo się cieszycie. : ) 
Oto piosenka, która dzisiaj od samego poranka brzęczy sobie w moich głośniczkach i to przy niej powstał ten rozdział. 
Pozdrawiam, Sissi♥