niedziela, 31 marca 2013

KOCHANI!

Przepraszam, że wcześniej nie złożyłam Wam życzeń, ale nie miałam okazji, gdyż myślałam, że w ten wolny od szkoły czas naskrobię rozdział, ale mój plan zakończył się porażką. :c


Mamy adekwantego do sytuacji Miśka. : ) 
Z okazji świąt Wielkiej Nocy życzę Wam moi kochani czytelnicy duuużo, dużo zdrowia, bo przecież ono jest najważniejsze, spełnienia najskrytszych marzeń, abyście w poniedziałkowy ranek obudzili się bez śniegu w łóżku, mega pysznych pyszności na stole i rodzinnej atmosfery przez cały rok. ♥ 
Pit, chcesz coś dodać?

Wstydzę się...

Trudno, musicie zadowolić się życzeniami ode mnie.  : )) 

A! I jeszcze mam jedno podziękowanie. 
JUŻ DAWNO PYKNĘŁO NAM 100 TYS. WYŚWIETLEŃ! JESTEŚCIE MEGA! ; *** Dziękuję. ♥♥♥ 

Idźcie cieszyć się sernikiem dalej, bo ja też idę. :D
Do przeczytania! ;*
Pozdrawiam, Sissi. ♥ 

środa, 27 marca 2013

~Rozdział 65~

Cześć rodacy!
Z góry chciałabym powiadomić, że zgodnie z jedną prośbą, w tym rozdziale bedzie więcej akcji "Aga+Misiek". Nie martwcie się, Piter i jego filozofie także będą miały swoją połowę ułamka sekundy i gdzieś tam się przewiną. :) No to co, zapraszam. (bębny i fanfary. A co, jak szaleć to szaleć).
Uwaga, trochę dramatyczny.

~~~*~~~

Gdy dojechaliśmy do hotelu, wszyscy wylecieli z niego jak małpy z zoo. Dosłownie. Winiar prawie stracił
wszystkie zęby, które chciały być jak ta jedynka i brać z niej przykład.
-Przyjdziesz do nas? - zapytał Michał, otwierając przede mną drzwi budynku.
-Ohoho, jaki dżentelmen. - prychnął Zbyszek, za co dostał kopa w pośladki.
-Późno już, pójdę się położyć... - ucałowałam jego policzek i splotłam swoją dłoń razem z jego.
-Nie chcesz zobaczyć jak Zibi ośmiesza się rozwiązując testy IQ? - uśmiechnął się szeroko.
-Oszczędzę sobie tego widoku. - westchnęłam.
-Zatorski trenował dzień i noc, a Ty tak bezczelnie do nas nie przyjdziesz... - pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Przepraszam. - posmutniałam.
-To może ja wpadnę do Ciebie, co będziesz tak sama siedziała. - zaproponował siatkarz.
-Misiek, jest jedenasta w nocy... - westchnęłam wciskająć guzik przywołujący windę.
-No i... - przedłużył ostatnią samogłoskę, znacząco kiwając brwiami.
-Michaał. - jęknęłam, gdy ten już palił się do zrzucenia ze mnie ciuchów. Mało brakowało, a zrobilibyśmy to w windzie. Od tego pomysłu odwiódł nas Piter.
-Nie przeszkadzajcie sobie, mnie tu nie ma. - mruknął i odsunął się w drugi kąt klaustrofobicznego pomieszczenia. Jego nigdy nigdzie nie ma. Przypadek? Nie sądzę...
-Co Ty, zdemoralizowalibyśmy Cię. - powiedziałam poprawiając koszulkę.
-Jestem bardziej zdemoralizowany od Was. - fuknął środkowy.
-Przeklnij. - rzucił Misiek.
-Co? - zdziwiliśmy się oboje.
-No przeklnij.
-Nie będę przeklinał!
-Czyli wcale zdemoralizowany nie jesteś. - uznał przyjmujący i wyprowadził mnie z windy.
-Jak nie, jak tak! - wrzasnął Nowakowski.
-Dobra, nie będę się z Tobą kłócił...
-Dlaczego? Taki grzeczny jesteś? - prychnął. Michał tylko zmierzył go pełnym pogardy wzrokiem, a siatkarz od razu spotulniał. Jak koteczek...  Gdyby tylko Piter wiedział, że porównałam go do kotka...
-A ty gdzie? - fuknęłam, gdy zobaczyłam, że ogromny osobnik, o wdzięcznej ksywie "Dzik" podąża za mną i właśnie chce wtargnąć na terytorium swojej samicy. Stop, stop, stop... To siatkarze, czy program przyrodniczy, bo się pogubiłam? Siatkarze? Zmieniam repertuar.
-No... tam? - Michał niewinnie wskazał palcem wnętrze mojego pokoju.
-Tam? Cywilom wstęp wzbroniony, przebywanie na tym terenie grozi śmiercią. - westchnęłam głęboko.
-Zaryzykuję. - wzdrygnął ramionami i przepchał mnie do środka.
-Zacznę krzyczeć, przyjdzie Guma i Cię stąd zabierze.
-Guma mi nie straszny. - przekręcił zamek w drzwiach.
-Ale ja naprawdę nie mam już na nic siły. - jęknęłam bezsilnie. Kubiak tylko spojrzał na mnie skruszonym wzrokiem, co zrobiłam także ja.
-To może spacer? - rzucił.
-Spacer?
-Spacer. - uniósł brew.
-Ale że zakładamy buciki, nakładamy kurtałkę i wychodzimy?
-Po co Ci kurtka, jest w miarę ciepło. - siatkarz pociągnął mnie za dłoń.
-A jak zmarznę? - zapytałam cienkim głosem.
-Zgodnie z romansidłami zdejmę z siebie bluzę i narzucę na Twe ramiona, niewiasto. - wywrócił oczyma.
-Ooo, soł romentik. - rozmarzyłam się. Wyszliśmy z pokoju, a ja zamknęłam za nami wrota. Na korytarzu natknęliśmy się na trenera. Nie obyło się bez wywodów na temat porannego wstawania i jutrzejszego treningu, ale ja wtrąciłam, że to z przyczyn zdrowotnych. Dotlenienie mózgu nikomu nie zaszkodziło. Chyba że Nowakowskiemu, on krztusi się nawet powietrzem. Wyszliśmy z hotelu i od razu spotkaliśmy się z dosyć nieprzyjemnym chłodem.
-E! - usłyszeliśmy głośny gwizd zza swoich pleców. - A Wy gdzie!?
-Po świeże bułeczki na kolację. - odparł Michał.
-Ja chcę z sezamem! - przed szeregi wyrwał się Zatorski.
-Będą z sezamem. - wymamrotał Kubi i obydwoje skierowaliśmy się w stronę... nie wiem w sumie, szliśmy przed siebie.
-Wiesz, że ostatnio na wspólnym spacerze byliśmy jeszcze w Spale, wtedy co wyznałeś mi to uczucie, którym mnie dażysz? - powiedziałam przerysowanym tonem.
-To nie było dosyć dawno... - zamyślił się.
-Miesiąc temu. - odparłam.
-No. Co miesiąc takie wypady możemy sobie urządzać, czemu nie. - zaśmiał się.
-Ja Ci tutaj sugeruję, że chciałabym częściej miewać takie spontaniczne niespodzianki, a ty co?! Zero czułości... z kim ja się zadaję.
-I tak mnie kochasz... - posłał cwaniacki uśmiech.
-Coraz bardziej zaczynam w to wątpić... - a co, niech się pomartwi.
-Przepraszam, SMS. - powiedział Michał i wyciągnął komórkę z kieszeni. - Gdzie Ty kurna się szlajasz, biegiem do hotelu, masz klucz od pokoju frajerze... - zacytował.
-Zbysiaczek?
Misiek skinął głową.
-Czyli koniec romantycznej przechadzki? - posmutniałam.
-Przepraaszam Cię. - chlipnął. Co miałam poradzić, przecież przyjaciel i jego wygodna dupa musiała znaleźć się w pokoju. Dziewczyna i spacer może poczekać, co nie? Czemu nie.
-Wiesz co - zaczęłam po chwili. - Duże masz mieszkanie w Jastrzębiu? - zapytałam prosto z mostu, a Kubiaka na chwileńkę zatkało.
-Siedemdziesiąt dwa metry kwadratowe, jakoś się mieszczę. - poruszył ramieniem. - Czemu pytasz?
-A, tak tylko. - machnęłam ręką.
-Jasne. Ty nie pytasz tak tylko. - zatrzymał się na chwilę, podchwytliwie na mnie spoglądając. - Chcesz się do mnie wprowadzić, przyznaj się. - wskazał na mnie palcem.
-Ja? Do Ciebie? Proszę Cię, jakbym własnego lokum nie miała... - wywróciłam ślepiami.
-Nie kłam. - dźgnął mnie palcem w żebra.
-Z ciekawości zapytałam, no... - zaśmiałam się odpychając atak. - Masz jakąś pokojówkę, czy to tam takie puste wszystko stoi?
-Puste wszystko stoi. - uciął. - Chcesz to zmienić i trochę odkurzyć?
-Świnia! - burknęłam.
-Dopytujesz się o wszystko, jakbyś myślała, że co tydzień sprowadzam tam tysiące lasek.
-Skąd mam wiedzieć, że tak nie jest?
-Bo mam treningi, mecze, nie mam czasu na jednorazowe przygody...
-Poważne wyznanie. - pokiwałam z uznaniem głową. - Skąd mam wiedzieć, że ja też nie jestem jednorazową przygodą? A może jest Ci tak na rękę, masz na kim wyładować swój popęd seksualny.
-Popęd seksualny?! Skąd w Twojej głowie się to wzięło? - pisnął.
-Sama nie wiem. - mruknęłam pod nosem. Mogłam ująć to bardziej potocznie... ale nie, Werner musi być mądra.
-Czemu wszystkie nasze prywatne rozmowy muszą prowadzić do jakiejś kłótni?
-Może nie jesteśmy przyzwyczajeni do przebywania sam na sam? Wieczorami spotykamy się tylko z dobrze znanego Ci powodu, a ja nie chcę żeby tak było. Nie jestem tylko dupą do pieprzenia, ja też mam uczucia i chcę drugiej osoby, która byłaby w stanie mnie kochać.
-Przecież Cię kocham. - powiedział, jakby bał się tego zwrotu.
-To dlaczego mi tego nie okazujesz? Wstydzisz się mnie?
-Agata. - Michał przetarł twarz dłońmi. - Jak zwykle szukasz dziury w całym. Z mojego siedemdziesięcio metrowego mieszkania, przeszliśmy do braku zrozumienia.
-Zwal całą winę na mnie, proszę... - stanęłam z założonymi rękoma na piersiach.
-Na nikogo nie zwalam winy! Ile razy mam Ci powtarzać, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, że Cię kocham, że nie wyobrażam sobie dalszego życia bez Ciebie? - wyliczał.
-A może jak najwięcej? - przełknęłam ślinę, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Proszę bardzo. Kocham Cię, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. - klęknął przede mną. - Nie chcę się z Tobą kłócić, bo dobrze wiesz, że tego nie potrafię.
-Wstań. - otarłam policzek, po którym spłynęła łza.
-Nie.
-Wstawaj... Zbyszek czeka na klucz.
-Nie obchodzi mnie Zbyszek, liczysz się tylko Ty i chcę żebyś w końcu przyjęła to do wiadomości...
-Ale ja tego nie odczuwam. Wydaje mi się, że jesteśmy ze sobą jakby z przyzwyczajenia, między nami nic nie iskrzy jak wtedy, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy. Boję się, że to się wypaliło...
-Naprawdę tak uważasz? - zapytał po cichu wstając z ziemi. Mimowolnie przytaknęłam głową. - Przez to, że nie potrafię tak prosto wyrażać swoich uczuć?
-Michał, nie drąż tematu, ja sama nie wiem co mam o tym myśleć...
-Dobrze wiesz co masz myśleć. - świdrował mnie swoim spojrzeniem. - Rozstajemy się?
-Ale... - zaczęłam, lecz Michał nie dał mi szans na dokończenie.
-Proste pytanie, rozstajemy się?
Ogromna gula stanęła w moim gardle, uniemożliwiając powiedzenie czegokolwiek.
-Dobra, szanuję Twoją decyzję. - spuścił głowę. - Wracajmy już...
Czułam się jak kat, jak morderca, jak skazany. Mogłam nie zaczynać tej bezsensownej wymiany zdań, która skończyła się tak, jak się skończyła. Jedno głupie zdanie za dużo, a wszystko przepadło. Podążałam za Michałem, a cała podróż minęła nam w ciszy. Weszliśmy do hotelu, byłam zmarznięta i wyczerpana psychicznie, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Od razu weszłam do pokoju i zamknęłam się w nim rzucając się na łóżko i wlewając swoje żale w poduszkę. Nie docierało do mnie to, co przed chwilą się stało. Czy ja naprawdę rozstałam się z mężczyzną, którego kocham? Rozstałam się, bo robiłam mu wyrzuty za to, że nie jest wylewny w swoich uczuciach? Nic już nie miało sensu, wszystko zaprzepaściłam.

Na drugi dzień nie miałam ochoty zwlekać się z łóżka. Chłopcy dobijali się do mnie jak tylko mogli i najchętniej wleźli by oknem, ale akurat padało. Pogoda idealnie dopasowała się do mojego nastroju.
-Agata, wyjdź. - Zbyszek walił w moje drzwi.
-Odwal się! - burknęłam rzucając poduszką w stronę wejścia.
-Nie rób scen, wyłaź! - wrzasnął stanowczo.
-Dajcie mi wszyscy święty kurwa spokój!
-Uuu, usłyszałem przekleństwo? Aga pochłonięta zostanie w ciemne czeluści piekieł samego Belzebuba... - udzielił się Krzysiu.
-Igła, nie czas na takie pierdoły, idź na śniadanie. - zganił go Bartman.
-Ty też idź!
-Nigdzie nie idę, dopóki nie pogadamy.
-Nie mamy o czym gadać.
-Oj mamy...
-Jęczydupa też nie chce nigdzie iść. - raport z pokoju nr 252 doniósł Piter.
-No i obydwoje się zagłodzą i będzie przynajmniej spokój!
-Śniadanie czeka, masę idź nadrabiaj! - warknęłam.
-Nie syp mi tutaj żartami, bo to poważne sprawy są! O co poszło?
-O Twoją francuską dupę, która domagała się klucza!
-Zbyszku, czuj się winny... - odezwał się środkowy.
-Wpuść mnie, pogadajmy bez świadków.
Nie daje za wygraną, musiałam otworzyć.
-Ty Cichy zostań, sprawy dorosłych... - uprzedził Zibi.
-Cham. - siatkarz zacisnął wargi i odwrócił się na pięcie zmierzając w kierunku stołówki. Brunet zakluczył drzwi i cicho podszedł do mojego łóżka. Obadał, czy oddycham i usiadł na materacu obok.
-Co się stało?
-Nic. - pociągnęłam zakatarzonym nosem.
-Poważnie pytam, mam dość już waszych podchodów, dzieci... - westchnął głęboko.
-Rozstaliśmy się. - ucięłam.
-Bo?
-Bo tak.
-Popierdoliło Was?! - pisnął. - O co poszło?
Wzruszyłam ramionami.
-Coś Ci Kubiak powiedział, coś Cię zdenerwowało, zdradził Cię, obraził, pobił, zgwałcił... - wymieniał.
-Właśnie o to chodzi, że powiedział, że mnie kocha.
-Co? - Bartman jakby się zaśmiał. Tak bezdźwięcznie...
-Bo ja wszystko zepsułam, zamiast obrócić wszystko w żart, to ja potraktowałam wszystko zbyt serio i powiedziałam kilka słów za dużo, a potem on wyznał mi miłość, a ja powiedziałam, że myślę, że uczucie między mną, a nim już dawno wygasło, bo nasz związek polega tylko na seksie, więc żadnych dowodów miłości tam nie ma, a on zapytał, czy się rozstajemy, ja nic nie odpowiedziałam, a on pomyślał, że tak, no i się rozstaliśmy. - wypowiadałam te słowa z prędkością światła, większości sama nie rozumiałam.
-Czekaj, czekaj... zarzuciłaś mu, że on Cię nie kocha?
-W pewnym sensie. - odwróciłam się twarzą do niego.
-Wiesz jaki jest Misiek, on nie umie ekspresyjnie wyrażać swoich uczuć. - oparł się wygodnie o ścianę. - Z nim trzeba delikatnie.
-Wydawało mi się, że tyle to ja już wiem...
-A jednak. - poruszał wskazującym palcem, jakby on myślał za mózg. - Jego męskie ego zostało urażone, usłyszawszy, że Cię nie kocha, choć jest zupełnie inaczej! Potem on nie umiał naprostować słów, które być może wcześniej wypowiedział, więc Ty brnęłaś w tę zabawę dalej, a on gubił się jeszcze bardziej, więc przystopował i zapytał o rozstanie. Nie myślicie! Nie rozstaje się po jednej kłótni! A przecież seks jest najlepszym dowodem miłości, więc nie wiem w czym problem, panno Werner. - Bartman psycholog?
-W tym, że jestem kobietą i chcę czasem usłyszeć, że ładnie pachnę, czy pięknie wyglądam... spacerem, czy kolacją także nie pogardzę.
-Kobieto! A kiedy on ma Ci to mówić, czy zabierać Cię na kolację?! Gdzie Ty żyjesz?! To jest sezon reprezentacyjny, Twój chłopak jest siatkarzem, Twój chłopak gra mecze, trenuje i ciężko haruje, żeby potem kupić Ci coś ładnego! On nie ma czasu biegać z Tobą na spacerki albo na kolacyjki!
-Jakby się postarał, to by mógł!
-Nie dasz nic sobie powiedzieć? - bąknął.
-Przecież cały czas nawijasz. I całą winę zwaliłeś na mnie.
-A Ty zabierasz go na kolację albo oglądasz z nim mecz przy piwie i chipsach?
-Nooo.... - zacięłam się.
-A właśnie. - prychnął. - Robi Ci za to awantury? Nie słyszałem. On wie, że jesteś zabiegana, zalatana i zapracowana, więc woli posiedzieć z kolegami.
-Wcale nie ratujesz sytuacji... - fuknęłam.
-Trudna kobieta jednak jesteś... - pokręcił głową z rezygnacją. - Pójdziesz do niego, ładnie się przeprosicie, buzi buzi i te sprawy, potem seks na zgodę i będzie wszystko okej.
-I znowu o tym seksie!
-Ale co Ci w tym przeszkadza!
-Nie będę gadała z Tobą na ten temat!
-A jak nie ze mną, to z kim? Z Zatorskim? Z Pitem? A może z naszym trenerem?
-Przyciągnę sobie Winiara, wygadam się, a on i tak mnie nie będzie słuchał...
-No to widzisz, a ja samowolnie przyszedłem posłuchać Twoich żali...
-Wchrzaniłeś się sam, nie miałam innego wyjścia!
-Ratuję związek dwóch najlepiej do siebie pasujących ludzi, nie możesz mnie posądzać!
-Idź lepiej Zatiego na stołówce ratuj, może biedny się tam dławi właśnie...
-Chciałem dobrze, żeby potem nie wyszło, że jestem nieczuły na dramat innych!
-A wyszło jak zawsze, smacznego życzę i proszę poinformować pozostałych członków wycieczki, że dzisiaj szpital nieczynny. I jutro też nie... do odwołania.
-Przyślę Ci Kubiaka, poszlochacie razem.
-Spróbuj tylko! - poduszka w tamtym momencie okazała się wyśmienitym pociskiem. Szkoda, że nie potrafi zabijać...
-A zrobić Ci kanapkę na stołówce? - zapytał na odchodnym.
-Nie.
-I tak Ci zrobię. - stwierdził i wyszedł z pomieszczenia.

__________________________________________________

Cieszymy się, że długi weekend? Cieszymy, no jak się nie cieszymy, jak cieszymy! :D 
Pozdrawiam, Sissi. ♥

sobota, 23 marca 2013

~Rozdział 64~

Wśród dalszych rozmyślaniach Bartka na temat Przedpełskiego, strasznych przygodach i dinozaurach minęło nam śniadanie. Następnie chłopcy ruszyli na poranny rozruch, potem kilka porad taktycznych w pokoju trenerów, bo tamten był największy. W sumie cieszę się, że to wszystko nie odbyło się u mnie! Dzięki Boże, że nade mną czuwasz. Potem lekki, bardzo lekki obiad, ostatnie przygotowania i na halę gromić makaroniarzy. Żeby było śmiesznie kierowca autokaru puszczał nam włoskie piosenki, a my już chcieliśmy uciec przez wyjście ewakuacyjne. Zati był blisko, ale my już nie się nie wtrącaliśmy, dzisiaj zdążyliśmy już być świadkami jego furii.
-Kuurde, nie wziąłem mojej szczęśliwej opaski. - jęczał Winiarski, grzebiąc namiętnie w swojej meczowej torbie ze znaczkiem "Adidasa" na kieszeni. Żadna kryptoreklama!
-O nie, i co teraz?! - Piter aż zapowietrzył się od swojego szybkiego wdechu oznaczającego przerażenie. Tak się przeraził, że zaczął kasłać.
-Wody? - zaproponował Bartek.
-Nie, nie, już okej. - środkowy odkaszlnął i poprawił swoje rozwichrzone włosy. Po lekkim przylizaniu było okej... brakowało tylko palców zwilżonych śliną i wygładzenia grzyweczki, która i tak była lekko postawiona... podobało mi się, muszę powiedzieć Miśkowi, aby też sobie taką zrobił. Albo ja mu zrobię. W nocy. Kiedy będzie smacznie sobie chrapał, to ja skutecznie zajmę się jego grzywunią. Coż za niecne plany... zła ja. Jak zwykle. Zdecydowanie za często jestem zła. Widzicie jaki oni mają na mnie wpływ?!
-Nad czym myślisz? - z obmyślania nad moją misją wyrwał mnie głos Miśka.
-O tym i o tamtym... w sumie nad tamtym też mi się zdarzy... - świdrowałam autokar swoim wzrokiem.
-Znowu o mnie? - uniósł brew.
-O Tobie?! Z jakiej racji... - prychnęłam z dezaprobatą.
-Bo mnie kochasz, jestem przystojny, inteligentny, błyskotliwy, z poczuciem humoru, nie umiesz odstąpić mnie na krok... - wymieniał.
-O, patrzcie jaki skromny. - zaśmiałam się pod nosem.
-A co, może nie? - cwaniacko uniósł kącik ust. Wydał się wtedy taki.. seksowny. Ogar, odetchnij, powróć do normalnego stanu duchowego.
-Nie jesteś skromny, czy przystojny, błyskotliwy i te tamte inne duperele? - Michał dźgnął mnie palcem w żebra. Bolało. A ja żeby pokazać to jak bardzo bolało wydarłam się na cały autokar, a siatkarze podskoczyli w miejscu.
-Ej, skowroneczki ćwierkające nad rankiem, mam pytanie... oczekuję pozytywnej odpowiedzi, bo ona mnie podbuduje... - Zbyszek to jednak lubi szpary... pomiędzy krzesłami zboczki jedne! Ale i tak wiem, że Wasza wyobraźnia zadziałała...
-No... - westchnął Kubiak.
-Wygramy z opalonymi makaroniarzami?
-Głupio pytasz! - wypaliłam. - Się nie obejrzycie, a już będzie 3:0 !
-Dzięki, czuję się silniejszy... - wyszczerzył się. - Możecie powrócić do tam czegoś co robiliście przedtem. - skrzywił się nieco i rzucił na swoje siedzenie powracając do słuchania muzyki.
-Chcesz jeszcze pogadać o tym, jak wspaniały jestem? - zaśmiał się Dzik, po czym dostał ode mnie pełnego pasji i zaangażowania kuksańca w ramię. - To bolało. - posmutniał, głaszcząc obolałe miejsce.
-Przepraszam, wiesz, że chciałam mocniej... - mrugnęłam okiem.
I w takiej oto atmosferze dojechaliśmy do naszego miejsca docelowego. Nie zrobiła na nas większego wrażenia, przecież już tutaj byliśmy. Te hałasy panujące wewnątrz, te krzyki po nawet nie wiem jakiemu, muzyka wyrwana z afrykańskich obrzędów... aż chce się żyć! Tak, naprawdę... pewnie. Weszliśmy do środka, a chłopcy od razu ruszyli do szatni. Ja wybrałam się ze sztabem przygotować krótką odprawę dla siatkarzy. Trener analizował jeszcze taktykę gry, a ja siedziałam i sprawdzałam zawartość apteczki. Zajęcie wymarzone, nie ma co.
-Co z tego, że kuchnia włoska jest jedną z najlepszych na świecie, pokażemy im kto rządzi na tym boisku! - Igła pełen zapału wyszedł z szatni.
-Tylko spokojnie, żeby znowu nie było żadnych przepychanek. - wspomniał Łysy Terrorysta.
-Oj dawno i nieprawda... - prychnął Kubiak, zawijając swoje palce plastrami.
-Wtedy to się działo. - rozmarzył się Bartman. - Myślałem, że się wszyscy pozjadają!
-Grzecznie proszę, spokojnie panowie. - poklepałam obydwóch siatkarzy po ramieniu. Wiedziałam, że to oni najbardziej zdolni są do rozpętania trzeciej wojny światowej.
-My jesteśmy spokojni jak te baranki pasące się na łące... - oznajmił atakujący. Wyśmiałam go, bo co mi pozostało. On jako baranek pasący się na łące...  NIE, NIE, NIE, wyrzućmy ten obraz z głowy! Teraz!
Wyrzucony? Okej, jedziemy z tym koksem.
Chłopcy wszamali jeszcze po batoniku na pokrzepienie i osłodzenie zapału do gry. Pełni entuzjazmu wkroczyli na halę, a tam... (dramatyczna pauza) pustki. Okazało się, że dotychczasowe krzyki spowodowane były meczem pomiędzy Argentyną i Francją, który niedawno się skończył.
-Przynajmniej nikt nam nie będzie przeszkadzał... - wywnioskował Nowakowski. No tak, po co ludzie na trybunach jeśli cały czas można grać w ciszy, bez jakiegokolwiek dopingu, prawda? Na hali było słychać każde słowo wypowiedziane przez trenerów, więc zero prywatności i choć odrobiny tajności. Do głowy wpadł mi nawet pomysł, żeby puścić muzykę z telefonu, ale zrezygnowałam, nie będę przecież się ośmieszać. Pokrzyczałabym sobie przy wygranej akcji, ale sama?
-Panowie, co z Wami!? - krzyczał trener Andrea. Nie zważał na to, że wszystko słyszy także szkoleniowiec reprezentacji Włoch, ale chyba nie skupiał się na tym, ażeby akurat usłyszeć jakie problemy mają Polacy. sam dyskutował ze swoimi zawodnikami. Anastasi trochę żywiej... o wiele.
-To wszystko przez to, że nie mamy dopingu. - posmutniał Cichy.
-Nie przypominam kto przed chwilą cieszył się, że można będzie się skoncentrować. - westchnęłam odbierając butelki od chłopaków. Oni po odprawie ponownie ruszyli na boisko, choć i tak pierwszy set padł łupem mieszkańców półwyspu w kształcie buta. Tak samo jak drugi, ale w trzecim Polacy godnie się podnieśli i go wygrali. W czwartym secie toczyła się ostra i zażarta walka, punkt za punkt... ups, Pit nabawił się kontuzji.
-Przecież oni beze mnie przegrają! - burczał, kiedy ja owijałam jego staw skokowy żelowym opatrunkiem.
-Miejmy nadzieję, że jakoś dadzą radę. - przewróciłam ślepiami. Nie jestem w stanie powiedzieć kiedy będzie mógł powrócić do treningów, okaże się w Spale po konsultacji z doktorem Sokalem. No i rzeczywiście, biało-czerwoni zeszli z boiska z opuszczonymi głowami. Chciałoby się zaśpiewać "nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało!", ale to przyśpiewka zarezerwowana dla piłkarzy. Złotopolscy nie przejęli się tym zbytnio, wiedzą, że porażki zdarzają się nawet najlepszym, lecz to co zdarzyło się po ich megaprzedługim prysznicu przechodzi wszelkie pojęcie, że tak można zachowywać się po przegranym meczu...
-Lejęęęę! - już po otwarciu drzwi dobiegł mnie dziwny krzyk. Przeraźliwy, ale radosny... Zaczynam się bać. - Agata, nie uwierzysz! - z szatni wybiegł Igła w samym ręczniku i pokładał się ze śmiechu.
-Ej, nie mów jej! - wrzasnął zdenerwowany Bartman. - To męskie sprawy!
-Oho. - prychnęłam.
-Co mam nie mówić i tak powiem! - Krzyś otarł łzę z policzka. Zbysiu tylko fuknął i wrócił z powrotem do przebieralni. - Zator... - zaczął, lecz po chwili znowu wybuchnął śmiechem.
-Jak coś z Zatorem, to chyba nie chcę tego słyszeć... - zmarszczyłam brwi.
-Zati opuścił mydło pod prysznicem! - z szatni dało się usłyszeć jeszcze końcowe salwy śmiechu. - A Kurek je podniósł!
-I? - uniosłam brew. Ignaczakowi nagle zrzedła mina.
-Jak to "i"? - przeraził się. - Mydło, faceci, prysznic... - gestykulował. - Toż to dwuznaczne!
-Jakby jeden drugiemu... - nie dokończyłam, bo libero natychmiast mi przerwał.
-Panno Werner. - skarcił mnie. - Trochę przyzwoitości.
-Jakby jeden drugiemu umył plecy, to by było dwuznaczne!
-Wy kobiety to nic nie rozumiecie... - Krzysiek głęboko westchnął i kręcąc głową wrócił do chłopaków. Nie zrozumiałam przesłania, przepraszam... Chociaż... Przetwarzam dane... MYDŁO I FACECI W JEDNEJ ŁAZIENCE?!
-A rozuumieeem! - wybuchnęłam gromkim śmiechem, lecz siatkarzy już nie śmieszyły te żarty... sama cieszyłam się jak głupia, a ich spojrzenia były nie do opisania.
-Nie ma to jak opóźniony zapłon... - skwitował Winiar i wszyscy ponownie zabunkrowali się w szatni. Trenerzy oraz sztab medyczny, do którego ja także się zaliczam, ale aktualnie zajęta byłam... no właśnie, czym? Ja w ogóle nic nie robię w tej pracy! Nie żeby mi to nie pasowało, ale źle się z tym czuję. Wszyscy zapieprzają, masują dniami i nocami, a ja jęczę jak mam zawinąć komuś palca. Rozleniwiłam się z tymi siatkarzami... Wszyscy dźwigali olbrzymie torby ze sprzętem, a ja człapałam za nimi ze skrzyneczką pierwszej pomocy w ręce. Wsiedliśmy już do autokaru, a siatkarze powoli się schodzili. Ciągle towarzyszyła im taka adrenalina, że nie potrafili zamknąć swoich jadaczek. Cały czas gadali, rozmawiali, darli się przez cały autokar.
-Wziąłem sobie ulotkę na pamiątkę. - poinformował nas Igła.
-Bez tej wiadomości moje życie nie miałoby sensu... - stwierdził Bartek.
-Wiem, dlatego Wam to mówię. - prychnął libero po czym usadowił się na swoim miejscu. - Poczytam, dowiem się czegoś przydatnego... Bo przecież umiem hiszpański... - skrzywił się po chwili.
-To poczytane. - zaśmiał się Bartman przeciskający się pomiędzy siedzeniami, aby dotrzeć do trenerów. Wszyscy mieli dobre humory, tylko nie Kubiak. On był jakoś nie w sosie...
-Co jest? - przeczesałam jego włosy ręką. On wzruszył ramionami. - Martwisz się przegraną? Przecież i tak prowadzicie w grupie...
-Misiek żałuje, że nikomu nie przywalił pod siatką! - udzielił się Winiarski. Wyjrzałam zza siedzenia, a z dalekiego końca autokaru pomachał mi wyszczerzony przyjmujący.
-Miałem taką okazję, a jej nie wykorzystałem... - westchnął.
-Dziku wcielony agresor... - zaśmiał się Zbyszko z Bogdańca od siedmiu boleści... (głośne i głębokie westchnięcie).
-Ty, Kubi! - wydarł się Piter, aż zdarł sobie gardełko. Michał wychylił się zza siedzenia.
-Co? - kiwnął głową.
-Kiedy idziemy na shopping? - zapytał.
-Jaki shopping? - parsknęłam śmiechem. - Galerianki?
-Pogadamy później! - machnął do niego ręką.
-Jak rozkażesz... - pochylił się uderzając jednocześnie głową w siedzenie przed nim. - Ał. - potarł czoło.
-Jaki shopping? - powtórzyłam pytanie.
-On potrzebuje nowych butów. - odrzekł.
-Piter butów? - pisnęłam. - Przecież on sznurówek nie umie sobie załatwić, a co dopiero buty!
-Buty będą  od razu ze sznurówkami, więc nie będzie więcej problemu.
-Buty ze sznurówkami, ale burżuazja. - westchnęłam wywracając gałkami ocznymi.
-Kto bogatemu zabroni. - zaśmiał się Michał.

__________________________________________________________________________

Misiaczki, wiem, że rozdział miał być już wczoraj, wiem, że czekaliście, wiem, że sknociłam. :c 
W nagrodę postaram się dodać też coś na innym blogu... ;-) 
Jak tam minęła sobota? Cieszycie się z wyników dzisiejszych meczów? Ja cieszę się z wygranej Skry, ale przegrana Jastrzębskiego mnie dołuje. :c A dzisiaj sama zaspałam na swój mecz. ♥ Brawo ja! 
Pozdrawiam, Sissi. ♥ 

piątek, 15 marca 2013

~Rozdział 63~

-Tęsknię za Piotrkiem... - Nowakowski zmierzając ku windzie, otarł wyimaginowaną łzę spod powieki.
-Czekaj, czekaj... analizuję dane. - zamyślił się Zati. - Piotrek to Ty, skoro jesteś Piotrkiem i jesteś tutaj razem ze sobą, to jak możesz za sobą tęsknić?! Da się w ogóle tęsknić za sobą?!
-Debilu, za Żyłą tęskni... - Igła przestrzelił potylicę Pawełka.
-Lubisz dać sobie w żyłę?! - przeraził się libero.
-Załamka. - pacnęłam się w czoło, czym prędzej wsiadając do windy.
-Za Żylątkiem tęsknię, skoczkiem, narciarzem, ćpunem! - burknął Nowakowski.
Gdy dojechaliśmy na miejsce otrzegłam wszystkich, że jeżeli jeszcze raz spotkam kogoś grzebiącego w moich gaciaskach, to własnoręcznie uduszę, zgwałcę, poćwiartuję, posypię solą, usmażę i dam psu do zjedzenia. Zapewniam, że podziałało. Miny wszystkich były nie do opisania! Ledwo pohamowałam śmiech. Miałam teraz chwilę dla siebie, a potem zmykać na siłownię. Postanowiłam, że dzisiaj sama trochę przypakuje, bo moje bicepsy wyglądające jak żabie udka nie prezentują się najlepiej wśród tych mięśniaków. Ale nie mówię też, że są ostatnie, nie, nie, nie. Położyłam się na trochę, ażeby mój brzuszek miał czas na uregulowanie posiłku, a potem przebrałam się w bardziej sportowe rzeczy, włosy związałam w wysokiego kucyka i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi.
-A Ty co? - zapytał Kurek widząc mnie w takim stroju.
-Idę się trochę zmęczyć. - odparłam obojętnie. Bartek tylko zmierzył mnie wzrokiem i razem kroczyliśmy do samej piwnicy hotelu. Tam nie był jeszcze nikogo, lecz nie musieliśmy długo na nich czekać. Pierwszy pojawił się Ziomek razem z Krzysiem.
-O, Agata. - u wszystkich widoczna była taka sama reakcja. Jakby myśleli, że ja tutaj siedzę i nic nie robię. Bo w sumie tak jest... ale od teraz to się zmieni! Przynajmniej co drugi trening poćwiczę sobie z nimi.
-Agata?! - pisnął przerażony Pit.
-Jeezu, jakbyście ducha zobaczyli. - przewróciłam ślepiami.
-Skoro Ty jesteś tutaj... - środkowy namiętnie nad czymś myślał. - Ja muszę jeszcze skorzystać z toalety! - oznajmił i wybiegł z siłowni jak poparzony.
-Ostatnio ma małe problemy z pęcherzem. - poinformował mnie Dziku, widząc moją zdziwioną minę.
-Przyznać się, kto podrzucił mu moje moczopędne tabletki! - warknął Żygadło.
-Te z żurawiną mu nie smakowały. - Krzysiek machnął ręką. Chłopcy zaczęli swoją, krótką rozgrzewkę, lecz niedługo i tak przyszedł trener Andrea, wraz ze swoim zastępcą i trenerem od przygotowania fizycznego. Każdy siatkarz rozpoczął swój osobisty trening, wszyscy wykonywali inne ćwiczenie, przez co ja sama nie miałam na czym wypracowywać tężyzny fizycznej.
-Masz ławkę. - zauważył spostrzegawczy Bartek.
-No co Ty. - zmarszczyłam brew.
-Masz ławkę, masz wszystko. - odparł, odkręcając butelkę wody. - Myślisz, że przychodząc na siłkę musisz mieć swoją sztangę, swoją bieżnię, czy cokolwiek ty tam sobie jeszcze marzysz. A tu niee... - w tym momencie zrobił przerwę na łyk wody. - Tak naprawdę do ćwiczeń wykorzystujemy wszystko. Patrz, możesz na przykład poćwiczyć mięśnie nóg, naskakując na nią. Albo porobić śmieszne brzuszki.
-Łaaa... - moje usta aż otworzyły się z wrażenia.
-Wiem, że jestem wspaniałomyślny... - przeczesał swoje włosy i wrócił do podnoszenia sztangi. Rzeczywiście, Zati do ćwiczeń wykorzystał krzesło i robił na nim pompki. Że też wcześniej na to nie wpadłam... zgodnie z moimi wcześniejszymi planami rozpoczęłam swój trening, co spotkało się z pretensjami u trenera Anastasiego i u Miśka. U niego to była totalna furia, kiedy zobaczył mnie ćwiczącą, przecież mam chorą nogę. A ja, twardo robiłam swoje. I w ten sposób chyba jeszcze bardziej ją nadwyrężyłam. Zmachana usiadłam na ławce, na której wcześniej skakałam i popryskałam ją schładzającym spray'em.
-Ej, bo dla mnie nie starczy! - obruszył się Zibi.
-Spoko, spoko. - uniosłam kciuk do góry. Już sobie wtedy odpuściłam, zdecydowanie wolę patrzeć jak inni się męczą. Przynajmniej wtedy, kiedy sama jestem kontuzjowana.
-Mówiłem, żebyś nie ćwiczyła, mówiłem! - Michał natychmiast zjawił się obok mnie. - A teraz będziesz cierpieć, lekarz mówił, że masz się nie przemęczać!
-Wyluzuj. - dotknęłam ręką jego policzka. Był jakiś taki... rozpalony? Gorący...
-Jak mam wyluzować, jak się mnie nie słuchasz! - przemierzwił moje włosy.
-Wyglądacie bardziej jak rodzeństwo, a nie jak para... - stwierdził Piotrek. - Nawet jesteście do siebie podobni, ja nie wiem Kubiak, jak Ty się...
-Zamknij się. - syknął Michał.
-A co? - zapytałam.
-A co Ty taka ciekawska? - Igła spojrzał na mnie spode łba.
-A nic. - wystawiłam język. - Jak zwykle wszyscy wszystko wiedzą, ale ja nie! Magneto, o co chodzi, Ty nigdy nie kłamiesz...
-Nie kłamię? Kto Ci tak powiedział... - prychnął.
-A kłamiesz?
-No pewnie! Nawet mu brewka nie tyknie! - wtrącił Guma.
-Uuu, to powiem narzeczonej. - zaśmiałam się cicho.
-Ostatnio jak zapomniał o rocznicy, to tłumaczył się bardzo ważnym meczem o wszystko, a potem się wydało, że po prostu zabalowaliśmy w Spale. - Krzysiu wspominał to wszystko z uśmiechem na ustach.
-Czego ja się dowiaduję... - pokręciłam z niedowierzaniem głową. - Marcin taki niegrzeczny...
-Jak się bawić, to się bawić, drzwi wyje... - kapitan drużyny zaciął się.
-Wywalić Magneto, wywalić... - dokończył za niego uczynny kolega-Krzyś.
-Ćwiczyć tam! - wydarł się trener od tężyzny fizycznej.
-U, spadamy chłopaki. - przejął się Marcin i wszyscy czym prędzej wrócili do swoich ćwiczeń, a ja mogłąm skupić się na... baardzo ważnych rzeczach, które przecież są tak ważne, jak... kurde, nudziłam się no! Oparta o łokieć przyglądałam się zmaganiom Piotrka ze sztangą, Zatiemu i skakance, Zibiemu i...
-Zbyszek, odłóż w końcu tego Redbull'a! - warknęłam, a on w popłochu rzucił bidonem o ziemię wracając do pracy nad swoimi bicepsami, tricepsami i innymi cepsami.
Ćwiczyli ciężko i wytrwale, bo przecież aby osiągnąć sukces trzeba na niego zapracować. Makaroniarze sami się nie pokonają.
-Jeść, jeść, jeść, spać. - mamrotał Piter wychodząc z siłowni.
-Ty byś tylko jadł i spał. Skupiłbyś się na innych wartościach jak miłość, przyjaźń... podróże na przykład. - wymieniał Kurek.
-Po co podróżować jak można się wyspać? - mruknął środkowy wchodząc do windy. - Kocham mamę i to powinno wystarczyć. Wszyscy tylko westchnęli sobie cichutko pod nosem i poczłapali do swoich pokoi. Ja napadłam od razu na prysznic, musiałam zmyć z siebie ten pot, to zmęczenie, ten wysiłek... Potem chwila dla mnie i na kolację. Te dni zdecydowanie za szybko mijają.
-Dlaczego bułki nie są przekrojone? - zasmucił się Zatorski spoglądając na okrągłe pieczywo.
-A co, mamusia kroić nie nauczyła? - powiedział Bartek dosyć piskliwym głosem.
-Nauczyła. - odparł mu libero. - Ale ja płacę, to wymagam.
-Bierz nóż i pomykaj! - zasugerował Bartman.
-Przychodzę po treningu, zmęczony, ledwo trzymam się na nogach i jeszcze mam bułki kroić? - przeraził się.
-No rzeczywiście, bo to tyle pracy... - westchnął Igła.
-A co, może to takie "hop-siup" ? - skakał na krześle. - Co Ty myślisz, że co ja jestem!
-Zati, spokojnie... - Pit próbował go uciszyć.
-Co spokojnie?! Bułka to bułka, ma być cholera przekrojona! - wydzierał się na cały ośrodek.
-Paweł... - szepnął Nowakowski, lecz w hałasie krzyków Zatiego nie było go słychać.
-Przyjeżdżam na jakieś zadupie, żeby grać mecze, żeby potem wygrywać puchary, a tu co?! Nieprzekrojone bułki! Co to ma być! W dupach im się poprzewracało!
-Paweł. - odkszalnął środkowy.
-Co Paweł, co Paweł! Bułkę macie mi przekroić, a nie Paweł!
-Ona jest przekrojona... - Piotrek uniósł jedną połówkę pieczywa.
-Aha. - zmieszał się młody siatkarz. - Przekrojona mówisz... - ściszył głos. - Smacznego. - głośno przełknął ślinę i delikatnie zaczął smarować wierzch swojej bułki.
-Jaka furia w ogóle. - przestraszył się Kubiak.
-Daj chłopakowi spokój, zmęczony jest... - szepnęłam. Od tamtej pory na stołówce nie odezwał się już nikt. No, może poza hardcorem Igłą, który zaczął już swoim: "A wiecie, że...", ale gdy spotkał się z karcącym wzrokiem Bartmana zamilkł. Miejmy nadzieję, że nie na wieki...

Na następny dzień rano... wywnioskowałam to po jasnym oświetleniu na zewnątrz, ale mogę się mylić, w końcu Kurek i jego "o kuuurna, już wieczór" to nie jest dobra wskazówka co do pory dnia. 

-Gdzie Siurak? - zapytał Bartman, przychodząc do naszego stołu i odkładając talerz pełny parówek.
-Śpi. - uciął Piotrek. - Mówię Wam, śpię sobie, śpię, a tu nagle "o kuurna, już wieczór". A ja takie "LOL" no i śpię dalej. Zasnąłbym gdyby nie mój niedowład, który już pożerał me ręce... - tutaj, żeby dodać trochę dramatyzmu zrobił krótką pauzę. - No a potem zadzwonił budzik, ale Bartek nie wstał.
-Ty, może on umarł? - rzucił Winiar.
-Jak się nie odzywałeś, to było dobrze. - zganił go Krzysiek. - O której się położyliście?
-No normalnie, tak jak zawsze - odparł Piter. - O trzeciej.
-Jest ósma. - stwierdził Winiarski spoglądając na zegarek.
-Co Ty, na serio? - libero wywrócił oczami.
-Chcę pomóc, ej! - obruszył się przyjmujący.
-Tak? To siedź cicho, mamy ważną misję.
-Może coś mu się śniło po prostu... - powiedziałam, a wszyscy zgromili mnie wzrokiem.
-Ale Bartek nigdy nie mówił przez sen... - zamyślił się Cichy. - No może raz, jak śniło mu się, że jest zjadany przez dinozaury z twarzą prezesa Przedpełskiego...
-Patologia. - skwitował Marcin. Wszyscy tylko skinęli głowami i dokończyli swój posiłek, bez Bartka u boku. Biedny, może teraz właśnie ma jakiś bliski kontakt z dinozaurami, a my tutaj obżeramy się parówkami...
-Czemu mnie nikt nie obudził?! - usłyszeliśmy wrzask już na wejściu.
-Bartek! - Piter entuzjastycznie krzyknął witając kolegę. - Myśleliśmy, że umarłeś!
-Co? - zdziwił się siatkarz. - Znowu śnił mi się Przedpełski... - westchnął głęboko i odszedł do szwedzkiego stołu, z którego nabrał sobie góry jedzenia.

_____________________________________________________________
___________________________________________
_________________________

Taki jakiś, pisany na szybko, bo rodzice koniecznie chcą coś sprawdzić w internecie. -.-' 
Cóż. 
To co, ja Was zostawiam z Piterem i resztą bandy, a sama zmykam na tv. ;-) 
Pozdrawiam, Sissi. ♥

środa, 6 marca 2013

~Rozdział 62~

-Mnie tu nie widzicie, mnie tu nie ma, ja znikam, wnikam w ścianę i się rozpływam! - krzyczał pewien osobnik z czarną kominiarką na twarzy wśród sterty porozrzucanych ubrań, bielizny i pozostałych rzeczy, które bez apelacyjnie nie powinny ujrzeć światła dziennego.
-Co to jest?! -wskazałam na ten cały bałagan i co chwila spoglądałam na Michała i włamywacza od siedmiu boleści.
-Pit, to nie tak miało wyglądać... - westchnął załamany Misiek.
-Jaki Pit?! Nie znam Pita, a tak poza tym to przecież mnie tu nie ma, jak zwykle coś ćpaliście i macie omamy, co nie? No, mówiłem. Ale ja jestem gdzie indziej, to jak mogłem mówić, skoro mnie tu nie ma i nie mogę z Wami gadać! Zmywam się, bo powinienem być gdzie indziej, niż jestem teraz, ale wcale nie tu, bo przecież jestem tam... nara. - aż się zapowietrzył od tego ględzenia, motania i plątania. Jak strzała wyleciał z pokoju, zostawiając po sobie tylko burdel i zapach. Czyżby nie brał prysznica po porannym rozruchu? Chyba trzeba dać im lekcje higieny. I jak on ma sobie dziewczynę znaleźć skoro śmierdzi jak spocony dinozaur?!
-Co tu robił Pit?! - rozwścieczona spojrzałam na siatkarza. Miałam ochotę przywalić mu w ten uśmiechnięty, przystojny łeb. Łepek no. Taka zła to ja nie byłam! Dobra, macie mnie. Byłam.
-Jaki Pit? - udawał zaskoczonego. Serioo...?
-Ten nieudany włamywacz, co stał tutaj przed chwilą i mówił z prędkością światła!
-Co? Ja nikogo nie widziałem... - wyparł się wszystkiego i już miał wychodzić, ale ja w porę chwyciłam skrawek jego koszulki.
-Gadaj o co tutaj chodzi, albo załatwię Ci taki trening u Andrei, że zakwasów nie pozbędziesz się przez miesiąc i nawet Olo Ci nie pomoże! Więc jak? Gadasz, czy mam iść do trenera? - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Zła ja..
-No bo... - Michał zaciął się, widząc mój żądny krwi wyraz twarzy. - Bo on...
-Noo...
-Bo my i oni, i on... i ja. - jąkał się. - A my wszyscy... Igle skończyła się bielizna! - wypalił w końcu, a ja uniosłam brwi w oznace zdumienia.
-Co?! - pisnęłam.
-Tak właśnie... no nie dosłyszałaś? Nie będę się pięć razy powtarzał.
-Jak to Igle skończyła się bielizna?!
-Czyli jednak dosłyszałaś! To co kłamiesz! - fuknął, zakładając ręce na torsie.
-No kolana opadają... - jęknęłam. - Czemu nikt z Was nie mógł mi pożyczyć, tylko wysłaliście Nowakowskiego, żeby szperał po moich rzeczach!
-Czemu my mamy mu pożyczać? - bąknął.
-Bo jesteście facetami, a ja wyobraź sobie, tyłek mam trzy razy zgrabniejszy niż Wasz!
-Skromność przez Ciebie przemawia kochanie... - uniósł nieco kąciki ust.
-Idź, bo jak Cię palnę...! - uniosłam rękę, lecz Kubiak wybiegł w popłochu zostawiając mnie samą w tym przygniatającym syfie. Westchnęłam sobie cichutko i przystąpiłam do działania, z których oderwał mnie na chwilę Zatorski.
-Przysłali mnie żebym Ci pomógł, to przybywam z odsieczą, bo miałem być taki chamski jak oni? Myślę sobie "co mi tam. Przyjdę i pomogę kobiecie w potrzebie, tym bardziej, że ma chore odnóże". No i jestem. - czemu oni wszyscy dzisiaj nie mogą zamknąć swoich jadaczek?!
-Poradzę sobie. - wymamrotałam. Ale docieniałam chęci, doceniałam...
-Jak tak, to okej. - poruszył ramieniem i tak szybko jak w tym pokoju się pojawił, tak szybko znikł. Pozbierałam swoje odzienie i po dokładnym przeliczeniu, nie brakowało mi niczego. Zamknęłam walizkę i ukryłam ją w szafie. Wiem, doskonała kryjówka, nikt nigdy jej nie znajdzie. Ale w sumie... sądząc po IQ niektórych, naprawdę mogą jej nie znaleźć. Okej, dobra, już z nich schodzę.
-Agata, ja tylko chcę Ci powiedzieć, że cokolwiek Ci te matoły naopowiadały to nieprawda! - do pokoju wparował Krzyś.
-Kurczę, a myślałam, że powymieniamy się majtkami. - skrzywiłam się.
-Powiedzieli Ci, że noszę damską bieliznę?! - przeraził się.
-Dokładnie to powiedzieli, że skończyły Ci się czyste galotki...
-Barany, zabiję ich. - warczał pod nosem trzaskając drzwiami. Skoro sam Krzysiek nie wiedział, że skończyła mu się czysta bielizna, to tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że coś kombinują, mózgowcy jedni.
-Był tu Kubiak?! - kolejny wparował do mojego lokum jak do siebie. Mówię Wam, że dostałam pokój w TESCO.
-No był, z kilkanaście minut temu... - odparłam, składając już ostatnią bluzkę.
-Podejrzanie się zachowywał?!
-Bardzo. - zmarszczyłam brwi.
-Kurde, wiedziałem. - uderzył pięścią we framugę drzwi.
-Co się stało?! - przestraszyłam się.
-Ukradł mi soczewki... - Bartman zasmucił się.
-Oj pożyczył tylko... - machnęłam ręką.
-Tak, odda mi te zużyte! - burknął.
-Przestań, jednej soczewki przyjacielowi żałujesz?
-Dwóch chyba! Jedno oko ma?!
-Nie drzyj się! Mam dosyć Waszych pomysłów, odpałów, kłótni i pretensji!
-Nie lubisz nas? - zasmucił się atakujący.
-Nie!
-Aha, dobra, okej... - pokiwał głową i wyszedł z pokoju, po cichu domykając drzwi. W końcu chwila spokoju i wyciszenia...

Cały ranek leżałam sobie w łóżeczku, nie zważając na nic, nikt także nie zważał na mnie. Tego było mi trzeba! W sumie... aż mnie to zdziwiło. Gdy nadeszła pora obiadowa wzięłam jakąś pierwszą lepszą bluzkę i zeszłam do stołówki. Tam cisza jak makiem zasiał. Nawet Igła szamał w spokoju, nie mamrocząc sobie pod nosem. Pomijając Zatiego, który podśpiewywał jakieś szanty. Gdy wzięłam swoją porcję gotowanej na parze ryby powolnym i niepewnym krokiem kroczyłam w stronę chłopaków. Oni wszyscy wbili we mnie wzrok, mieląc to, co aktualnie mieli w buziach. Wiecie jak to wyglądało... patrzą się i mielą. Jakby dawali mi do zrozumienia, że za chwilę może stać się ze mną to samo.
-Czemu taka cisza? - zapytałam, po cichutku siadając na krześle i jak najdelikatniej tylko mogłam, dosunęłam je do stołu.
-A co? - zapytał Pit.
-No pytam się... - uniosłam brew.
-Tak narzekałaś na hałas, to teraz cisza Ci nie pasuje? - burknął Zbyszek.
-A o to chodzi. - zaśmiałam się pod nosem. - Braliście to na serio? - prześwidrowałam wszystkich wzrokiem, a oni ciągle patrzyli i mielili, i patrzyli... i ja się ich bałam! Kanibale jedne, kurde!
-Tak. - w końcu wyrwało się Kubiakowi.
-Panoowie... - westchnęłam, oczekując jakiejś otuchy, czy coś... ale nic!
-Najpierw fikasz, a potem oczekujesz przebaczenia... - warknął Bartman.
-Fikasz... czemu kojarzy mi się to z królikiem? - nagle ni stąd, ni zowąd wtrącił Nowakowski.
-Króliki skaczą? Czy fikają? Czy co one robią? - zamyślił się Zator.
-Stop, stop, stop, mieliśmy opieprzać Agę, a nie rozmyślać nad tym, jak poruszają się króliki! - oburzył się Kurek.
-Nosz kurczę, to tak mi się tylko wyrwało... - jęknęłam. Widziałam, że Piter już mięknie, już miał powiedzieć mi coś miłego, ale oczywiście boss Zbigniew B. musiał wciąć swoje przemówienie.
-Wiemy, że czasem jesteśmy zbyt dziecinni...
-Wcale nie. - oburzył się Igła. - Jestem dorosłym, dojrzałym mężczyzną z dwójką dzieci, nie mogę być dziecinny! Ale kolejkę to im kupiłem fajną... - rozmarzył się.
-Wiemy też, że czasem możesz mieć nas dość, ale taką pracę sobie wybrałaś kochana...
-Ej, ej, ej! Nie wybrałam, tylko zostałam zmuszona do jej wybrania! - oparłam się o krzesło zakładając ręce na piersiach.
-I teraz nawet to nam wypominasz? - zasmucił się Bartek.
-Oj nie wypominam... - przewróciłam gałkami ocznymi.
-Podumowując... - atakujący westchnął głęboko rozglądając się po pomieszczeniu. - Musisz zaakceptować nas takimi jakimi jesteśmy, tak jak Guma zaakceptował Twoje śpiewy pod prysznicem...
-Nie śpiewam pod prysznicem! - fuknęłam.
-Nie wcale. - mruknął Zagumny. - Kto w Spale śpiewał "Hey, I just meet you, and this is crazy, but here's my number, so call me maybe" ? - zanucił.
-Paweł umie śpiewać. - Krzysiowi aż usta otworzyły się ze zdziwienia.
-Dobra, dobra, dobra! - machałam rękoma. - Jak już wywlekamy takie swoje brudy, to ja też mam coś do Was.
-Znowu?! - pisnął Dzik.
-O co chodzi z Pitem w kominiarce na łbie w moim pokoju? - przygryzłam wargę.
-No jak to co... - Zibi zaśmiał się głupio.
-No o co...
-No nie wiesz?
-No wyobraź sobie, że nie!
-No jak to...
-Mów!
-Ale co?
-No i weź się tu z Wami dogadaj! - uderzyłam pięścią w stół, a trenerzy aż zawyli.
-Znowu się czepiasz, jak rzep psiego ogona! - dodał obrażony Piter. - Nie mam łba, tylko głowę!
-Głupi łeb, baranie... - wymamrotał ZB9.
-Słyszałem! - chlipnął środkowy.
-Skoro któremuś z Was zachciało się być kobietą, to powiedzcie mi to, pożyczę Wam jakieś figi...
-Co to figi? - zapytał Zatorski.
-Owoc. - odparł pewny siebie Możdżon.
-Ty jak coś palniesz Magneto... - załamali się wszyscy, chowając dłonie w twarz... sorry, sorry, twarz w dłonie.
-Figi to takie gacie z wcięciem... - odpowiedział mu Kurek.
-Wolę bokserki. - skrzywił się młody libero.
-Ale może któryś z Was myślał nad zmianą płci, hm? - spoglądałam na nich, a oni nerwowo na siebie. - A potem taka męska siła w reprezentacji kobiet. Roznieślibyśmy wszystko.
-W sumie... - zaczał Piotrek. - Kiedyś się zastanawiałem jak to jest być dziewczyną... Ale doszedłem do wniosku, że to ciężki kawałek gruzu. - zakończył głośnym odetchnięciem.
-Jakieś okresy, ginekologi, ciąże, menopauzy, sprzątanie, gotowanie... - wyliczał zniesmaczony Ignaczak.
-I łamliwe paznokcie... - dodał Piter. - To mnie najbardziej przeraziło i wywnioskowałem, że lepiej mi w ciele Piotrusia.
-No widzicie jak my mamy ciężko!? - prawie krzyknęłam. A co, trzeba trzymać postawę!
-Ale nie musicie pracować w kopalniach, rąbać drewna, pilnować, aby żona nie dowiedziała się o kochance... - Krzysiek to mistrz w wyliczaniu.
-No i polować na dziki... polowania na dziki najbardziej mnie przeraziły, dlatego wywnioskowałem, że... kurna, wkopałem się. - Cichy pacnął się w czoło.
-Kto w tych czasach poluje na dziki? - zapytał Zator. Jakże mądre pytanie... trzeba to uwiecznić, bo nie zdarza się mu to za często.
-Ktoś poluje, dlatego nasz Misiek tak często bunkruje się w szatni. - zaśmiał się Winiar.
-Dobra, dobra. - mamrotał Kubiak.
-No więc sztama? - rozejrzałam się po wszystkich.
-Sztama. - powiedzieli wszyscy chórem.
-No ale powiedzcie po co Pituś buszował po moich majtaskach... - jęknęłam bezsilna.
-Jego zapytaj! - wszystkie palce skierowały się na Miśka.
-Co?! Jak mnie?! Czemu mnie?! Ja nic nie wiem... - wyparł się wszystkiego poraz kolejny.
-No powiedz jej w końcu co kombinujesz... - powiedział Zbyszek z cwaniackim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
-Nic nie kombinuję, spokojny chłopak jestem! - bąknął.
-Jasne, jaasne... - zachichotali wszyscy.
-No o co kaman... - posmutniałam i jakże zaleciało angielszczyzną...
-Nie ciśnij nas jak pęcherz, dowiesz się w swoim czasie... - mruknął Winiarski.
-Wszyscy wiedzą, ale oczywiście ja nie! - wzięłam kawałek już dosyć chłodnej ryby do ust.
-Uważaj na ości, jedna już prawie stanęła mi w gardle, a ja przeżyłem zawał mózgu. - ostrzegł mnie Zati.
-Zawał czego?! - Zbyszek wybuchł śmiechem.
-Mózgu... - odparł zdziwiony Paweł.
-To nie może być to, przecież Ty go nie masz!
-Ohoho, taki pewien? Chcesz sprawdzić?
-No dawaj... - Bartman skinął głową.
-Oki doki, pływające foki. - libero podał mu dłoń przez stół.
-Spoko loko i Maroko. - odparł mu na to atakujący i także uścisnął dłoń kolegi z drużyny.
-Dzisiaj robimy sobie test na IQ...
-Phi! - parsknął siatkarz. - Prościzna...
-Zobaczymy, zobaczymy... - poruszał charakterystycznie brwiami.
-Bój niczym wojna trojańska... - wtrącił Krzysiek.
-Zapewniam, że będzie gorzej... - szepnął Nowakowski. - Zati to mistrz IQ. Rozwiązuje te testy jak rebusy dla zerówiaków.
-Rebusy dla zerówiaków wcale nie są takie proste... - obruszył się Igła.
-Serio... - jęknął Pit. - Nawet ja je rozwiązuję!
-Rozwiązujesz rebusy dla zerówki? - zapytał zdziwiony Dziku.
-Oj czasem. - środkowy machnął ręką. - Z bratem...
-Ale Ty nie masz brata, Piotrek... - zauważył spostrzegawczy Ignaczak.
-Nie? - przestraszył się siatkarz. - Musiało mi się śnić...
-Chodźmy stąd, stołówki zdecydowanie źle na nas działają... - westchnęłam i odsunęłam się od stołu.

________________________________________________________________

Następny. ;-)
Enjoy! ♥
Pozdrawiam, Sissi. ♥

sobota, 2 marca 2013

~Rozdział 61~

Mecz zakończył się naszą wygraną trzy do zera. Kubiak cały czas ubolewał nad tym, że nie może znaleźć swojej soczewki. Ględził, że nie zamierza kupować nowych, bo zbankrutuje, więc podbierze jedną parę Zbyszkowi, gdyż on ma za dużo kasy i dwie soczewki go nie zbawią. Nie wiem, nie wtrącam się, nie wnikam...
-Za ten pogrom to możemy się raczej pożegnać z transparentem przed wejściem do hotelu... - posmutniał Krzysiu.
-Wolisz wygrać mecz i zdobyć medal, czy cieszyć się z polskiego "kurwa mać"? - burknął Bartman.
-Krzysiowi chodzi o to, że za wygraną oni nas znienawidzą, a my nienawidzimy jak się nas nienawidzi... - wtrącił Piter.
-Grajcie swoje, róbcie swoje i wygrywajcie, a nie się reputacją przejmujecie! - prychnęłam.
-Ooo, doktor Agata dobrze mówi, polać jej! - krzyknął Zibi.
-Zbyszek... - obok nas ni stąd ni zowąd zjawił się fizjoterapeuta-Olek.
-O, przepraszam. Zapomniałem, że mamy jeszcze jakichś Polaków w sztabie. - wywrócił ślepiami i wszedł do autokaru, co uczyniliśmy także my. Zanim jeszcze odjechaliśmy, chłopcy rozdali kilka... naście autografów. W końcu odjechaliśmy w stronę hotelu. Jako że argentyńskie noce są bardzo zimne, w autobusie także nie grzeszono ogrzewaniem. Miałam na sobie swoją bluzę i Michała, choć i tak prawie trzęsłam się z zimna.
-Przytuliłbyś dziewczynę, zimno jej, zamarznie... - w szczelinie pomiędzy siedzeniami jak zwykle pojawiła się twarz Bartmana.
-A co robię!? - burknął Kubiak, od razu próbując się go pozbyć.
-Widocznie nie bije od Ciebie wystarczające ciepło, aby ogrzać Was dwoje... - westchnął. - Zabrałem Pitowi kocyk, macie... - rzucił w nas kawałkiem polarowego materiału. - Korzystajcie dopóki nie jest świadomy, że nie ma przy sobie ulubionego koca. Wiecie co może się stać, jeśli wszystko się wyda... - uśmiechnął się cwaniacko i powrócił na swoje miejsce.
-GDZIE JEST MÓJ KOCYK?! - usłyszeliśmy wszyscy głośny wrzask przypominający dziecko, które właśnie ktoś zarzynał... nie za bardzo drastyczne określenie? Nie? Okej, jedziemy dalej.
Razem z Michałem w pośpiechu zaczęliśmy odplątywać się z niebieskiego materiału.
-Jest tutaj... - odparł Zbyszek, a Misiek już miał zamiar oddać kocyk właścicielowi rzucając nim, ale pech chciał, że do całkowitego uwolnienia pozostała mi jeszcze noga. Zanim zdążyłam się oswobodzić, Michał mocno szarpnął kocem.
-AŁAAA! - pisnęłam kurczowo łapiąc się za nogę. - Wyrwałeś mi ją!
-Boże, co, jak to, co zrobiłem?! - siatkarz zaczął panikować, a momentalnie wokół nas utworzyło się spore zbiorowisko gapiów. - Co Ci jest?!
-Boli... - chlipnęłam, próbując rozmasować kończynę, lecz na nic się to zdało.
-Oddawać mi kocyk, a nie! - burknął Nowakowski zabierając swoją własność i wracając na miejsce.
-Gdzie Cię boli? - przy siedzeniu natychmiast znalazł się Łysy Terrorysta. - Tutaj? - wskazał na miejsce na moim udzie. Przytaknęłam. - Jak dotykam to też? - kolejny raz przytaknęłam. - Uuu... słabiutko. Będziesz jej odszkodowanie wypłacał, Kubiak. - mężczyzna ułożył usta w dziubek, zamyślając się głęboko. - Powinniśmy jechać z tym do szpitala.
-No kuurna, bo pociągnął za kocyk!? - oburzył się Kurek.
-Mój kocyk! - dodał Pit.
-Tylko niech pan nie mówi, że naderwałam ścięgno w udzie... - powiedziałam prawie błagalnym tonem.
-Jak sobie życzysz... - wzruszył ramieniem i poszedł do kierowcy, prawdopodobnie po to, aby polecić mu nowinkę o zmianie trasy.
-Dzięki. - syknął Zibi. - Zamiast wracać do hotelu, zjeść coś i położyć się spać, to będę się szlajał po szpitalach!
-Zamknij mordę, bo Ci przywalę! - wydarł się Michał.
-Uuu, pójdę po popcorn. - Kuraś zatarł rękoma.
-Jak bardzo boli? - rozczulił się Dzik, poprawiając mi rozwichrzone włosy.
-Bardzo. - odrzekłam smutnym tonem.
-Pomasować?
-Nie, lepiej jej już nie dotykaj. - poklepałam go po policzku. Każdy wstrząs spowodowany dziurą w drodze odczuwałam pięciokrotnie. Po kilkunastu minutach dotarliśmy pod argentyński szpital.
-Nie wiem dlaczego dałam się tutaj zaciągnąć. - westchnęłam próbując wysiąść z autobusu, jednak ułatwił mi to Misiek. Wziął mnie na ręce.
-Ooo, prawie jak młoda para... - zaśmiał się Winiarski.
-A co. - Dzik mrugnął do mnie okiem i wniósł do budynku.
-Nie lubię szpitali. - mruknął Zati. - Tak biało, sterylnie i śmierdzi dentystą... - skrzywił się.
-Nie wiem jak Twój, ale mój dentysta akurat nie śmierdzi. - wciął się Kurek.
-Jak się chodzi na kasę chorych to i nawet dentysta śmierdzi. - skwitował Bartman i poczłapał za nami w kierunku rejestracji. Co jak co, ale w Argentynie to po angielsku za chorobę dogadać się nie można. Wkroczył Piter i jego gestykulacja, ale to też nie zdało egzaminu.
-Czas puścić znaki dymne... - westchnął Winiar, już po kolejnej próbie wyjaśnienia całej sprawy.
-Mówię Wam, że nic mi nie będzie, będę się oszczędzać, a Wy nie, bo to koniec świata i mi amputują nogę! - burknęłam, opierając się o ramię Kubiaka.
-Amputują Ci nogę?! - przeraził się młody libero.
-Tak, nawet dwie. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Michał, obiecaj, że nawet bez nóg będziesz ją kochał, bo mnie popamiętasz! - Paweł pogroził koledze palcem.
-Nie no co Ty, wyniosę ją na środek ulicy i zostawię, bo przecież nie ma nóg, to jak mam ją kochać...
-Wyobraziliście sobie teraz taką turlającą się Agę? - zaśmiał się Piter.
-Nie no dzięki... - chlipnęłam. - Nabijają się z kaleki... wracamy? Położyłabym się...
-A co z nogą? - zapytał Olo.
-Posmaruję maścią, a przecież mam już tragarza... - poklepałam ramię Miśka.
-Aha, to przyjechaliśmy tutaj tylko po to, żeby wywnioskować, że niepotrzebnie tu przyjeżdżaliśmy? Z Wami to zawsze idzie się dogadać... - warknął ZB9 i wyszedł ze szpitala. My także poszliśmy w jego ślady. Poszliśmy... ja zostałam zaniesiona do tego autokaru, ale to jak najbardziej mi odpowiada. Księżniczka-Aga... jak to pięknie brzmi.
Po ponownej jakże uroczej przejażdżce autokarem dotarliśmy do hotelu. Jakie było zdziwienie pań recepcjonistek, gdy ujrzały mnie w objęciach Dzika. Zazdrosne? Ha! On jest mój! Jak i cała reszta, więc wara!
-Tutaj mogę Cię już odstawić? - zapytał Misiek, sadzając mnie na łóżku.
-Już? - posmutniałam.
-Chcesz mnie kobieto kręgosłupa pozbawić? - wygiął się do tyłu.
-Liczyłam na pomoc w łazience, ale skoro nie chcesz... - oparłam się na łokciach, oglądając swoje paznokcie z wielkim zaciekawieniem.
-W sumie lekka jesteś... - uśmiechnął się szeroko.
-Sam mówiłeś, że boli Cię kregosłup, nie chcę Cię narażać. - westchnęłam głęboko. - Kto potem będzie tak pięknie odbierał piłki i gubił soczewki na boisku, hmm?
-Ale kto inny tak o Ciebie zadba, jak nie ja? - jeszcze raz mnie podniósł i zaniósł do łazienki.
-Pidżama... - powiedziałam, oplatając dłońmi jego szyję.
-Po co. - przymknął drzwi nogą.
-Wyobraź sobie, kochasiu - zaakcentowałam. - Że po kąpieli trzeba się w coś przyodziać...
-Dla mnie idealnie jest wtedy, gdy nie masz nic na sobie. - podwinął moją koszulkę.
-Krępuję się. - zaśmiałam się głupio.
-Swojego "kochasia" się wstydzisz? - szepnął do mojego ucha, całując moją szyję.
-Michaał, pamiętaj, że mam chorą nogę! - po całym ciele przeszły mnie dreszcze.
-No wiem, ale przecież nic z nią nie robię...
-Misiaczkuuu, sprawa jest! - do pokoju wtargnął Igła. - W łazience sie siedzicie, zboczuchy jedne? Aga ubieraj się, Kubiak nakładaj spodnie i wypad! - wyjrzał przez szklane okienko w drzwiach.
-Dobrze Krzysiu, że jesteś, nie mogłam się od niego uwolnić! - narzuciłam na siebie koszulkę.
-Co jest? - zapytał Michał, wychodząc z pomieszczenia.
-Męska rzecz. - siatkarz chwycił swojego kolegę pod ramię i obydwoje wyszli z pokoju. Już widzę tę męską sprawę. Świętują zwycięstwo za pewne... ale korzystając z okazji spokojnie się umyję...
Po kilkunastu minutach byłam już świeża, czysta i pachnąca. Mogłam położyć się w łóżeczku i oddać się Morfeuszowi, lecz przed tym odpowiednio zajęłam się moją nogą. Spray schładzający, żel na opuchnięcia i noga jak nowa! No prawie...
***
-Żyjesz? Jak noga? Boli? Może jednak pojedziemy do tego szpitala? - nade mną znalazł się Kubiak i od rana zasypywał mnie pytaniami, a ja ledwo kontaktowałam ze światem. 
-Żyję... noga też chyba na miejscu. - wymamrotałam przewracając się na drugi bok. 
-Ale pojedziemy do szpitala, co Ty na to? Andrea już się zgodził, nawet transport nam załatwił... - usiadł obok mnie. 
-Co Ci tak zależy! Nie boli mnie! 
-Byłbym spokojnieszy, gdyby jednak obejrzał to jakiś specjalista... - odkrył kołdrę.
-Nie zapominaj, że też jestem specjalistą... - z powrotem się nakryłam.
-Nie ma gadania, ubieraj się i jedziemy! 
-Zrobisz wszystko, aby tylko nie iść na trening? - spojrzałam się na niego podejrzliwie.
-Zrobię wszystko, żebyś była zdrowa... - odparł. - Za dziesięć minut wracam. - pogroził mi palcem i wyszedł z pokoju. Ja jednak nie miałam ochoty nigdzie się ruszać, więc najzwyczajniej w świecie kolejny raz zasnęłam.
-Nikt mnie nie traktuje poważnie! - warknął Kubiak, wchodząc jak mniemam po dziesięciu minutach. - Wsadzaj się w te spodnie i jedziemy! 
-Jezuuu... - jęknęłam i powoli zwlokłam się z łóżka. Michał pilnował mnie i śledził każdy ruch. W końcu byłam gotowa do wyjścia. Do szpitala dotarliśmy reprezentacyjnym autokarem. Przez całą drogę nie zamieniłam z Miśkiem ani słowa. Po chwili byliśmy już na miejscu. Dokulałam do gabinetu lekarskiego, w czym pomagał mi Michał.
-Wejść z Tobą? - zapytał, a ja przytaknęłam kiwając głową. Zapukałam, a tam odezwał się donośny męski głos. Przywitaliśmy się i usiedliśmy na krześle. W przeciwieństwie do reszty pracowników tego szpitala, akurat ten doktor mówił po angielsku. Ja narzekam, ale ciekawe, czy polscy lekarze dysponują angielskim... Położyłam się na kozetce, a czarnoskóry lekarz wykonał bliżej nieokreślone mi badanie. Dzik przyglądał się wszystkiemu w skupieniu i zdumieniu. Diagnoza była jednoznaczna... naderwane ścięgno. Po co była ta podróż... Przepisał mi maść, którą od razu wykupiliśmy. 
-No i teraz jestem spokojniejszy... - Michał objął mnie w pasie i pocałował w czubek głowy. 
-Będę mogła się wyspać? - zapytałam.
-Się okaże. - wyszczerzył się niemiłosiernie, po czym skierowaliśmy się z powrotem do hotelu. Chłopcy byli już na porannym rozruchu, więc Miśkowi nie opłacało się do nich dołączać. Otworzyłam drzwi od swojego pokoju i zamurowało mnie.
-Michał! - wydarłam się na cały budynek. On przerażony przybiegł do mnie i podrapał się po karku. - Co to ma być?! 

__________________________________________________________________________

Przepraszam, że tak późno i za to, że tak zaniedbuję te blogi, ale to nie ode mnie zależy... :C 
Jak nie jakieś treningi, to nauka, wyjazdy... potrzebuję długiego wypoczynku! : o
Pozdrawiam, Sissi. ♥