wtorek, 31 grudnia 2013

~Rozdział 94~

Przenieśmy się trochę w czasie, teleportacja do dwóch miesięcy w przód.

-No choodź do wujka Piotrusia, chodź... - Nowakowski wystawił ręce, w zamiarze przechwycenia słodkiego stworzenia.
-Piotrek, ale on może wcale nie chce iść do ciebie! - prychnął Zatorski.
-Chce. Widzisz jak bardzo? - mrugnął okiem i wziął istotę na ręce.
-Matko z ojcem, co to jest?! - wchodzący do ośrodka Andrea, złapał się za głowę.
-Trenerze, miłoby panu było, jakby na pana widok ktoś tak zareagował? - skrzywił się Winiarski.
-Jak to słodko merda ogonkiem... - dodał rozanielony Zati.
-Zabierzcie to stąd, zanim recepcjonistki zobaczą... - ponaglał Andrea. - No już!
-Winiar, bierz to do pokoju! - Piotrek podał przyjmującemu psa i uciekł z miejsca zdarzenia.
-Brać to do pokoju?! Żeby mi szczał po kątach?!
-Wyprowadź to, przywiąż do słupa, daj kartkę, że właściciel poszukiwany, no nie wiem... - gorączkował się Anastasi.
-Kipi z trenera okrucieństwo. - Michał zmrużył oczy i mocniej przytulił zwierzę. - Podrzucę Agacie, ona to taka Matka Teresa, wszystkim i wszystkimi się zajmie... - dumny ze swojego pomysłu Winiarski poczłapał w stronę pokoju doktorówny Werner.

-Wypindalaj mi z tym psem! - wydarłam się.
-No, ale... - nie dokończył.
-Wypindalaj!
-Ale spójrz na jego błagające oczka... One mówią "Agatko, jestem taki kochany, weź mnie, weź mnie, będę grzeczny, nigdy cię nie osiusiam..."
-Michał, noo... - westchnęłam głęboko.
-Agaatkaa... - pomrugał swoimi niebieskimi oczętami.
-Mogę go przechować, ale zero spacerów! - pogroziłam palcem.
-Dobra, po treningu przyślę do ciebie Nowakowskiego... - siatkarz cmoknął w powietrzu i szybko wybiegł z mojego lokum. Oni umieją się ustawić, a ja robię za Matkę Teresę, która wszystkim i wszystkimi się zajmie, tego się nie ceni.
*15 min. później*
-Kurde, psie... - jęknęłam, gdy znalazłam go za firanką, gryzącego sobie moje kapcie w najlepsze. - Jak ty się w ogóle nazywasz... Skąd oni cię wzięli, biedactwo, dlaczego nie uciekłeś, teraz jesteś skazany na ich tortury... - wyrwałam mu obuwie z pyszczka. Dobrze, że nie było to jakieś duże bydle, tylko malutki kundelek.
-Agatek, kupiliśmy mu karmę. - do pokoju wszedł Ignaczak. - Ale tu zajeżdża szczochem. - zatkał sobie nos.
-Nic nie mów. - syknęłam, siłując się ze zwierzęciem.
-Nie wiemy co lubi, więc kupiliśmy drób w galaretce, wieprzowinę w galaretce z dodatkiem marchewki i wołowinę w galaretce. - libero dokładnie czytał każdą etykietkę. - Dla małych psów, chyba go nie rozsadzi, nie?
-Szkoda. - warknęłam, kiedy zobaczyłam, że pod psem tworzy się kolejna mokra plama na podłodze.
-Ojj! - Krzysiu machnął ręką. - Ucz się fachu, za miesiąc będziesz miała takiego małego człowieczka, którego będziesz musiała przewijać...
-Ale ten mały człowieczek raczej nie będzie mi się opróżniał na podłogę, hę? - przewróciłam ślepiami.
-Różnie to bywa... - wzruszył ramionami. - Zostawiam ci to żarcie i zmykam trenować. Siema! - postawił puszki na telewizorze i także zwiał z pokoju zostawiając niedomknięte drzwi i to był błąd jego życia. Pies, jak pershing wyleciał na korytarz, zostawiając po sobie tylko odór.
-No nieźle... - powiedziałam sobie cicho i nie mając już siły oparłam się o ścianę. To nie na moje nerwy, niech sobie go szukają, nie moja własność...
Po kilku minutach stworzenie jednak do mnie wróciło.
-Aga, miałaś się nim zajmować... - burknął Winiarski.
-Czemu ty? - zapytał Kubi, przeżuwając pełnowartościowego batonika.
-Jestem wybrańcem. - parsknęłam.
-Oho... - pokiwał głową z uznaniem.
-Skąd go w ogóle macie?
-Jakiś typek wyrzucił go z samochodu... No to co, Piter złote serce go przygarnął.
-Aaha, i oddał go mi, ta? - pokręciłam głową.
-Cii... - położył psa na ziemi, a ten zaczął łasić się do nogi Dzika. - Nazwijmy go Hubert. - udzielił się.
-Hubert, co?  - zmarszczyłam czoło.
-Nie mów, że nie ładnie. - posmutniał. - A tak poza tym, to pasuje do niego. - podniósł go, pokazując na jego pyszczek. Rzeczywiście, jakby miał wypisane na nim "Jestem Hubert, wszystkie suczki moje".
-Okej, może być Hubert, ale robimy akcję poszukiwawczą!
-No, jasne, jasne... - poparli mnie.
-Mogę pogadać z Jarząbkiem i wydrukujemy kilka ogłoszeń, porozklejamy je na słupach, może ktoś będzie chciał Huberta.
-Trochę urozmaicenia w tej Spale... - westchnął Winiarski i razem z drugim Michałem znowu wrócili na trening. Andrea zabije najpierw Huberta, a potem po kolei każdego z siatkarzy. A sami nie będą wiedzieli za co.

-Jarząbek, kochany... - weszłam do pokoju statystyka. - Wydrukujesz kilka ogłoszeń? Pilne...
-Ogłoszeń? Co się stało? - zaciekawił się.
-Nowakowski wspaniałomyślnie przygarnął Huberta, to znaczy się psa, no i chcemy znaleźć dla niego właściciela...
-Mhm, no nie ma sprawy...
Wspólnymi siłami zredagowaliśmy kilka zdań, które wyrażały potrzebę znalezienia właściciela dla zwierzaka. Oskar wydrukował pliczek kartek, które wieczorem wylądowały poprzyczepiane na drzewach. Kubiak wciągnął się w opiekę nad psem i jak najszybsze znalezienie dla niego odpowiedniej osoby.
-Powinienem dać swoje zdjęcie, wtedy na pewno ktoś by się zgłosił... - uznał nieskromnie Kubi.
-Ehe... - przytaknęłam.
-Nie wzięłabyś psa, od PRAWIE światowej sławy siatkarza? - teatralnie zaczesał włosy.
-Może... - obojętnie wzdrygnęłam ramionami. On podszedł do mnie od tyłu, rękoma z bioder przechodząc na mój niemałych rozmiarów brzuch. Zastygłam, potrafiąc tylko przełknąć ślinę.
-Co... - nie dokończyłam.
-Daj mi się nacieszyć tą chwilą. - uciszył mnie, zanurzając nos w moje włosy. Niepewnym ruchem dotknęłam jego ciepłych dłoni, które co chwila przechodził lekki dreszcz.
-Kopnęło... - oznajmiłam z uśmiechem na twarzy. Poczułam jak on też się uśmiecha. Jeszcze chwilę staliśmy tak objęci, dopóki do pokoju z impetem nie wparował Piotrek.
-Mam następnego! - uradowany środkowy pokazał nam brązowego jamnika.
-Nie. - posmutniałam. Kubiak jeszcze pocałował mnie w czubek głowy i jakby nigdy nic wyszedł z pokoju po drodze zabierając i psa, i siatkarza. Właśnie przeanalizowałam całą tę sytuację i poczułam się, jak kiedyś. Kiedy bez obaw mogłam się do niego przytulić i poczuć ciepły pocałunek na wargach, ale jednocześnie zdawało mi się, że jestem we śnie. Że to wszystko, co niedawno się zdarzyło to jedna wielka ściema. Milion myśli przeciskało się w mojej głowie, a ja nie mogłam wybrać tej jednej, racjonalnej. Nie wierzę w to, że jeden mężczyzna może tak skutecznie zawrócić w damskim mózgu. To niedorzeczne, z tym trzeba się rozprawić!

"Nie wiem jak ci to powiedzieć..."
Nie, nie mogę tak zacząć, bo ja doskonale wiem co mam powiedzieć.
"Misiek, to dla mnie bardzo trudne, ale..."
Misiek? Cholera... Kto przed poważną rozmową, zaczyna zdanie, od MISIEK?!
"Michał, musimy poważnie porozmawiać."
Tak, idealnie! Reszta pójdzie sama. W końcu ustalam ten scenariusz od długiego czasu.
Stanęłam przed drzwiami do jego pokoju i zapukałam. Byłam z siebie dumna, że tak mało czasu mi to zajęło. Michał otworzył mi, wycierając swoje mokre włosy, po potreningowym prysznicu.
-Michał, musimy poważnie porozmawiać... - wyrecytowałam.
-Kocham cię, Agata. - wyparował, jednocześnie puszczając ręcznik, przepasany na jego biodrach.
-Jezusie. - zasłoniłam panicznie oczy.
-Nie Jezusie, tylko Michał. - wciągnął mnie do środka. Chwycił szybko pierwsze lepsze szorty i założył je. Obrazu jego nagości nie mogłam wyrzucić z głowy.
-Na czym skończyliśmy... - zamyśliłam się.
-Na tym, że cię kocham. - uniósł jeden kącik ust.
-Aha, to dobrze, bo... bo ja ciebie też. - kiwnęłam głową.
-To tyle? - zaśmiał się.
-Nie wiem, chyba tak. - poruszyłam ramionami.
-Mogę cię pocałować? - zapytał nieśmiało. Przytaknęłam. Zbliżył się delikatnie i musnął moje wargi. Na moich policzkach zostały jeszcze krople wody po jego kąpieli.
-Zachowujemy się jak dzieci. - prychnęłam.
-Nie szkodzi. - jeszcze raz zanurzyłam się we wspólnym pocałunku, tym razem już bardziej zdecydowanym, pełnym uczuć i pragnienia. - Stęskniłem się... - szepnął.
-Ja też. - pogładziłam jego policzek. Wszystko poszło zbyt łatwo. Nie że narzekam, ale inaczej wszystko to sobie wyobrażałam... W sumie, Agata, zamknij się i ciesz się chwilą.


_____________________________________________________________________

Mam nadzieję, że długość tego rozdziału i taką długą przerwę wynagrodzi szczęśliwe zakończenie. :) 
Planowałam coś dłuższego, ale po drodze napatoczył się mój brat i "wyprasuj mi koszulę", plus mama "poodkurzaj w domu", plus przyjaciółka "przyjdź do mnie wcześniej, pomożesz mi ze stołem i gastro", plus koledzy "chodź z nami do lidla, kupimy popitkę", plus jeszcze raz brat "to Ty piszesz tego bloga jeszcze?!" . Ten szerzący się fejm, rozumiecie... :c haha :D 
Nic innego mi nie pozostaje, niż życzyć Wam kochani moi szczęśliwego Nowego Roku, spędzonego w miłej atmosferze, aby 2014 był jeszcze lepszy niż 2013, żebyście wykorzystali i czerpali z niego jak najwięcej się da! Wszystkiego najnajnajnaj, od Sissi.♥ KOCHAM WAS! :*:*:* 
Jak spędzacie najbardziej hucznie obchodzone imieniny w roku? ;-)

Ostatni raz w 2013r...
Pozdrawiam, Sissi.♥ 






niedziela, 1 grudnia 2013

~Rozdział 93~

Targało mną setki emocji na raz, jeśli tylko można wyrazić sto emocji w jednym czasie. Nie jestem do tego przekonana, ale sądzę, że ja potrafiłam. Chciałam płakać, wrzeszczeć, wyć... ale jednocześnie śmiać się z komizmu całej tej sytuacji, bo do końca nie wiedziałam o co w niej chodzi. I chyba nikt nie wiedział, a każdy wtrąca swoje dwa grosze. Czy pięć groszy? Nie ważne, wiem tylko tyle, że mam tego wszystkiego dosyć i chcę zakończyć całą tę emocjonalną batalię raz na zawsze... Choć i tak wiemy, że to się nie skończy od razu. Przepłaczę jeszcze kilkanaście nocy z rzędu, ale w końcu ulży... Prawda? Prawda! I nikt mi nie jest w stanie wmówić, że nie.
Kończąc swój myślowy monolog zacisnęłam pięść z pierścionkiem w środku i wyszłam z pokoju z wielkim impetem.
-Oho... - wydukał Winiarski.
-Lepiej zejdź jej z drogi, bo panie sprzątaczki nie będą mogły doskrobać tego dywanu... - Piotrek zaśmiał się cicho, ale spotykając się z moim gromiącym jak burza spojrzeniem, natychmiast ucichł. Stawiałam nogę za nogą, nabierając prędkości. W końcu dotarłam pod ten właściwy pokój.
-Jej się normalnie z uszu dymi. - zauważył spostrzegawczy Igła.
-Nic mi się nie dymi! - wybuchnęłam, jednocześnie wparowując do pomieszczenia.
-Uważaj, bo jeszcze zaczną na ciebie Etna wołać... - parsknął Michał.
-Te, Kubiak! - wystawiłam palec w jego kierunku. Wzięłam głęboki wdech i... Mroczki pojawiły się przed moimi oczyma. - Kubiak... - wydałam z siebie cichy jęk, uderzając plecami o białą ścianę.
-Co ci jest? - zdębiał.
-Skurcz... - zsunęłam się na ziemię. - Ratuj... Boże... - oddychałam szybko, a Michał uniósł lewą brew jednocześnie otwierając usta. Zabrałko kreskówkowego biegania wokół własnej osi.
-Jak to skurcz... Jaki skurcz?!
Krzyknęłam siarczyście przeklinając, a w pokoju siedemdziesiąt jeden pojawiła się prawie cała reprezentacja.
-Ruszcie się no do cholery! - Kurek rozsunął swoich kolegów próbując załadować mnie na swoje ramiona. Nie pozwoliłam na to. Czułam jak mój brzuch prawie eksplodował.
-Oddychaj, oddychaj... - zdezorientowanego Winiarskiego tylko na tyle było stać.
-Oddycham kuźwa! - wydarłam się.
-Jakby nie oddychała, to chyba by już umarła, nie sądzisz? - wtrącił Zatorski.
-Zamknijcie się, tylko dzwońcie po karetkę... - wysapałam.
-Kto ma telefon przy sobie?! - zapytał Krzysiek.
-Gdzie on był, jeszcze niedawno pisałem SMSa do Zbyszka... - Kubiak przewracał wszystkie ubrania i przedmioty w poszukiwaniu komórki.
-Trzymasz go w ręku, agencie. - mruknął Michał W.
-Aa. - przyjmujący uderzył się w czoło, natychmiast wybierając numer na pogotowie, które pojawiło się niedługo po tym. Zwieźli mnie na noszach, a do samochodu razem ze mną wszedł Dziku. Ściskałam mocno jego rękę, nie zważając na to, czy go to boli, czy też nie, choć raczej bolało, bo pomału robił się siny na twarzy.
-Co sądzisz o tym, że teraz pościskasz trochę pana ratownika? Moją rękę chyba amputują... - posmutniał siatkarz.
-Nie wiedziałam, że z ciebie aż taki mięczak. - wypowiedziałam.
-Oj od razu mięczak. - prychnął. - Podobno mam wrócić do kadry, muszę się oszczędzać...
-Nie chcę teraz słyszeć o żadnej kadrze, ja chyba rodzę!
-Wydawało się, że teraz swoim wrzaskiem zagłuszyłaś sygnał syreny, ale już nic nie mówię, możesz ściskać... - westchnął głęboko.
Po kilkunastu minutach dotarliśmy do szpitala, gdzie znajdowali się już siatkarze na czele z trenerem. Zabrano mnie na badania, od razu wykluczając poród. To wszystko wywołane było zbyt nasilonymi emocjami. O proszę, ciekawe kogo to wina!
-Nie wiesz ile nam strachu napędziłaś... - do sali wszedł Michał wraz z Igłą.
-Na pewno nie więcej niż sobie... - zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. Byłam wykończona. - Musicie poczekać jeszcze cztery miesiące.
-Ojj tak, będziemy czekać! - zaśmiał się Kubiak.
-Dobra, to ja was zostawię.. Czy coś. - Krzysiu po cichu wymknął się ze szpitalnej sali. Zostaliśmy tylko we dwoje, a wokół roznosił się dźwięk kuzdrzących się pań pielęgniarek koło łóżka obok.
-Myślałaś nad imieniem...? - zapytał nieśmiało.
-Jeśli chłopiec to Hubert...
-Dziewczynka Zosia? - uśmiechnął się promiennie. Przytaknęłam.
-Michał... - zaczęłam poraz kolejny.
-Poczekam cztery miesiące.

Oczami Michała

"Chcę być ojcem. Chcę zajmować się tobą i dzieckiem, kogokolwiek ono będzie, wiem, że gadam bzdury i nie bierz tego do siebie, po prostu będę się czuł lepiej... Kiedy jechaliśmy w tej karetce... Dotarło do mnie, że nie chciałem cię tracić. Nawet nie wiesz co działo się w mojej głowie. Tęsknię za tobą Agata, cholernie za tobą tęsknię.
Już miałem to z siebie wydusić, nawet nabrałem powietrza do płuc, ale nie potrafiłem. Coś we mnie siedziało, coś co z jednej strony mówiło "zrobiła ci za duże świństwo, aby teraz wyznawać jej miłość", lecz z drugiej chciałem mieć to już za sobą i znów żyć jak dawniej...

Oczami Agaty

W moich oczach pojawiły się łzy. Przywołałam Michała ruchem ręki, aby móc się do niego przytulić. Od dawna mi tego brakowało.
-Hola, hola, hola! - do pomieszczenia wparował Nowakowski i uraczył mnie powitalnym całusem w czoło. -Załatwiliśmy szybkie wypisanko. - oznajmił uradowany.
-Ale mi tu w miarę dobrze... - wzruszyłam ramionami.
-Z nami będzie ci lepiej. - Piotrek pomógł mi wstać i zapinając moją torbę zarzucił ją sobie na plecy.
-Ale chciałabym się jeszcze przebrać, bo wyjście w takiej pidżamce na zewnątrz nie do końca mi się widzi... - poinformowałam odbierając torebkę od Piotrka i ruszając do łazienki. Tam przyprowadziłam się do porządku i dołączyłam do siatkarzy, którzy już siedzieli z moim wypisem, z którym następnie poszliśmy do odpowiedniego okienka. Przed szpitalem czekał już autokar, który odwiózł nas z powrotem do ośrodka. W sumie to... Dobrze było wrócić. Na porodówkę i widok tych białych ścian przyjdzie jeszcze czas... Tymczasem dostałam zakaz denerwowania się, więc siatkarze skakali wokół mnie, żeby tylko nic nie zdołało mnie wyprowadzić z równowagi. Zamiast trenera, to ja stałam się najświetszą osobą w ośrodku. Nie powiem, że mi to przeszkadzało, ale no jakąś hierarchię trzeba zachować.
-Idź już na trening... - warknęłam na Kubiaka.
-Ale na pewno wszystko masz, nie chcesz już niczego? Ja mogę szybko skoczyć...
-Idź, na, ten, trening... - westchnęłam głęboko.
-Ale nie denerwuj się, pójdę... Idę, już. Ale jakbyś czegoś potrzebowała, to... - nie dokończył.
-Zwiewaj stąd, nóg od tych skurczów mi nie pourywało! A ty zaraz przyczynisz się do tego, że dostanę następnych...
-Nie! - przejął się. - Już znikam! Nie ma mnie, uciekam!
-Miłego! - dodałam jeszcze zanim drzwi zamknęły się prawie bezdźwięcznie. Gdy usłyszałam ciszę (o ile takową można usłyszeć) uśmiechnęłam się lekko. Zsunęłam się po pościeli wbijając wzrok w sufit. Ponownie odetchnęłam i rozpoczęłam delikatne gładzenie swojego brzucha. To tam rozwija się nowy człowiek, któremu muszę zapewnić wspaniałe życie. Już nie będę liczyć się tylko ja. Za niedługo całe życie poświęcę temu jednemu dzieciaczkowi. Z jednej strony przerażające, ale z drugiej napawające huraoptymizmem. W głowie wciąż powtarzałam sobie, że będzie dobrze, niezależnie od tego, czy będę wychowywać je sama, czy nie. Dam radę, bo Wernerówny są silne!
Gdy powoli odpływałam w otchłanie Morfeusza, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

Oczami Michała

Zapukałem. Yolo, jak to mówi Zatorski. Wydłużyłem maksymalnie swoją szyję i wyjrzałem zza rogu. Chyba ją obudziłem... 

-Śpisz? - zapytałem głupio.
-Nie. - ucięła krótko.
-Niczego nie potrzebujesz? - wyszczerzyłem się.
-Michał, nie! - przewróciła oczami. - Co ty tu w ogóle robisz? Wracaj na trening...
-Andrea kazał mi do ciebie zajrzeć.
-Ehe... - spojrzała na mnie spod byka.
-No doobra, powiedziałem, że źle się czujesz...
-On mnie zabije, że pozbawiam go trenujących zawodników.
-Rozumie. - machnąłem ręką. - No to... Idę. - zaciąłem się.
-Okej. - poruszyła ramieniem.
-Wszystko w porządku? - upewniłem się jeszcze.
-Jak najlepszym. - uśmiechnęła się promiennie. Spokojniejszy wyszedłem z pokoju, jednocześnie jeszcze  bardziej wkurzony na siebie za to, że przeprosiny znów nie mogły przejść przez moje gardło. Dlaczego to musi być aż tak trudne... Zmierzając korytarzem z powrotem na halę obwiniałem się za każde wcześniej wypowiedziane słowa. Miałem ochotę teraz usiąść i upić się do upadłego. Wtedy może wszystko byłoby łatwiejsze...

Oczami Agaty, nazajutrz.

-Dzień dobry. - przywitałam się z siatkarzami radośnie. Odpowiedzieli mi jednogłośnie.

-Nałóż sobie dużo warzyw. - rozkazał Dziku.
-Jakoś nie mam ochoty... - skrzywiłam się. - Napiłabym się kawy...
-Żadnej kawy! Co najwyżej soczek, podam ci. - od razu wstał od stołu, podchodząc do okienka. Sięgnął po pomarańczowy napój i nalał go do szklanki.
-Nie lubię pomarańczowego. - posmutniałam.
-Ale ma dużo witaminy C. - podał mi szklane naczynie. - Siadaj, wezmę ci coś dobrego. - skinął głową w stronę stołu. Westchnęłam głęboko i usiadłam koło Nowakowskiego.
-Dostał hopla na punkcie tego dziecka. - mruknął Kurek.
-Też byś dostał. - odparł Igła.
-Najpierw kariera, ewentualnie potem mogę pomyśleć nad dzieckiem...
-Nie, nie, nie, najpierw trzeba znaleźć sobie dziewczynę. - zgasił go Winiarski.
-Ej! Wszystkie mnie chcą! - oburzył się Kurek.
-Chyba same czternastki... - mruknął Zagumny.
-Nie musiałeś o tym wspominać. - chlipnął przyjmujący i zajął się grzebaniem widelcem w posiłku. Po chwili przed moimi oczyma pojawił sie talerz z kolorowymi warzywami.
-Smacznego. - urwał, siadając na swoim miejscu.
-Mam się tym najeść? - zdziwiłam się. Michał przytaknął.
-Szamaj. - nakazał, a ja niepewnie chwyciłam widelec w palce.
-Skąd ty możesz wiedzieć co jest dla niej najlepsze? - prychnął Kuraś.
-Ty się młodzieniaszku nie martw, ma od tego swoich ludzi. - Winiarski wraz z Ignaczakiem teatralnie przeczesali swoje włosy.
-To nie Bartman powinien brać lekcje? - zaśmiał się cicho. Wszystkim sztućce powypadały z rąk, a mnie zamroczyło. Czułam się jak przerzucona w otchłań.
-Zajebie cię. Wszyscy cię zajebiemy. - syknął Krzysiek. Kubiak zdenerwowany odskoczył od stołu, z hukiem opuszczając stołówkę. Wszyscy pod nosem przeklinali Kurka, a ja ciągle nie mogłam przyswoić tej informacji.
-Ej, no co, taka prawda, tak...? - siatkarz próbował stawać w swojej obronie.
-Żadna prawda. - warknęłam. - Gówno wiesz o tej prawdzie. - próbowałam hamować łzy.
-Agata, nie warto... - Winiarski chwycił moją dłoń.
-Myślałam, że przestaliście traktować mnie jak sukę, ale najwyraźniej się pomyliłam...
-Aga, nikt nie traktuje cię jak sukę. - Michał ratował sytuację.
-Nikt? - spojrzałam na niego. - Wasza reprezentacja nazywa się "nikt"? - parsknęłam. - Ale chociaż on miał tyle jaj, żeby mi to wyrzucić.
-Kurwa, co ty gadasz... - przyjmujący niedowierzał.
-Co by się nie działo, to dziecko jest Michała. I w dupie mam to co o tym myślicie. - wbiłam wzrok w Bartosza.
-Zniszczysz mu życie. - stwierdził.
-Nie... Tym nie da zniszczyć się życia. Ale widocznie ty jesteś za mało dojrzały, aby to zrozumieć... - gwałtownie wstałam od stołu, a za mną od razu pognał Winiarski z Ignaczakiem.
-Nie denerwuj się tylko, on nie wie co gada. - uspokajał mnie libero.
-Wie. I to bardzo dobrze. - nie zatrzymywałam swojego pędu. - Ale nie chcę dać mu za wygraną, nie jestem tutaj dla niego. - otarłam mokre policzki.
-Mądra dziewczynka. - dodał Winiarski i już przestali mnie gonić. Sama, jak huragan wpadłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Nawet nie chciało mi się płakać. Nie przez takiego chama...

_________________________________________________________________________

Ten rozdział miałam dodać już tydzień temu. Ale na dniach cała koncepcja mi się zmieniła i w ten oto sposób przez tydzień znów nie mogłam się zmusić, żeby wcielić ją w życie. Aż w końcu przyszła taka niedziela, która od razu tchnęła we mnie wenę! :D 
1. grudnia. No nieźle. Wam też się zdaje, że ten czas tak nieubłagalnie zapieprza? :c Niedawno kończyły się wakacje i szliśmy do szkoły. A zaraz święta! ;o Meega. 

Taka tam, piosenka na dziś! :D 

Dajemy sobie buzi choć nie wiemy co to znaczy
Rodzi się uczucie, coś jakby połknąłem haczyk
Dziś rozumiem co to było, to znowu się zdarzyło
Piętnaście lat później to się nazywa ...(ciii)

Pozdrawiam, Sissi. ♥


Kilka słów ma większą wartość niż diamenty, które są wieczne...