niedziela, 26 maja 2013

~Rozdział 74~

-Wam też tak piasek w zębach strzyka? - odezwał się Piotrek, gdy po całym dniu plażingu wróciliśmy do hotelu. Godnie uczciliśmy ten ostatni dzień w Wenezueli, a jutro powrót do Spalskiej rzeczywistości i do tej całej wietrznej Polski...
-Ja się dziwię, że Zator nie narzeka... - zaśmiał się Zbyszek, mierzwiąc włosy kolegi z drużyny. Rozczuliłam się nad tym obrazkiem...
-Nie narzekam, bo boję się, żeby żadne ziarenko mi z ust nie wyleciało. - warknął libero.
-Racja. Szanuj ziarenka, szanuj... - przytaknął Igła. - Przecież ziarnko, do ziarnka...
-Tak, wiemy... - westchnęli wszyscy i weszli do chłodnego holu hotelu. Odebraliśmy od recepcjonistki wcześniej zostawione tutaj klucze i skierowaliśmy się w stronę naszego piętra. Jakoś tak nieswojo się czułam, nie mogłam rozluźnić się w towarzystwie Michała. Ciągle przywoływałam słowa Zbyszka.
-Wchodzisz, czy będziesz przyglądała się tym listewkom do końca życia? - z transu wybudził mnie rozbawiony Misiek.
-One są niczym dzieło sztuki, a Ty tego nie rozumiesz... - pokręciłam głową i weszłam do środka, od razu rzucając się na łóżko. Odczułam już pierwsze skutki słonecznego poparzenia. Syknęłam tylko, a Misiek na sam ten dźwięk także wyraźnie się skrzywił.
-Może skoczę po maślankę? - zapytał. Jest taki opiekuńczy... 
-Wątpię, żeby w Wenezueli mieli maślankę. - uśmiechnęłam się znikomo. 

-Czemu? - zdziwił się. - Za minutę jestem! - ucałował mój policzek i wybiegł z pokoju, zostawiając w nim tylko woń perfum. Serce coraz głośniej kłóciło się z rozumem. Nie umiałam poradzić sobie z ich głosami. Czułam się brudna i skażona, ale przecież to wszystko stało się wtedy, kiedy nie byłam z Michałem. Nie mogę się tak tłumaczyć... Nie mogę. Sumienie brało górę. 

Zapukałam do pokoju Zbyszka, Igły i Ziomka.
-Włazić! - odezwał się ten ostatni. Wszyscy trzej porozkładani na łóżkach, jakby przebyli maraton, a przecież cały dzień smażyli się na piachu!
-Co jest? - zapytał znudzony atakujący.
-Mam do Ciebie interes... - zaczęłam, opierając się o zimną ścianę.
-Nie mam kasy. - urwał.
-Nie o to chodzi...
-Skoro nie o to, to mów. - uniósł się na łokciach.
-Na osobności. - zmierzyłam Krzysia i Łukasza.
-My nie wyjdziemy, to nasz pokój! - burknął libero.
-No Bartman, chodź! - jęknęłam.
-A narzeczony wie? - zaśmiał się Żygadło. Właśnie... Znów nie wie. Nie odpowiedziałam tylko od razu skierowałam się na korytarz. Kiedy Zibi zamknął za sobą drzwi pokoju, zaprowadziłam go w najbardziej neutralne miejsce, jakim było patio na dachu hotelu.
-Co się stało? - zapytał kolejny raz, siadając na rozłożonym leżaku.
-Jeszcze pytasz? - prychnęłam z dezaprobatą. - Co to miało znaczyć, to na plaży?
-Ale co? - zmarszczył czoło.
-Zbyszek, nie udawaj większego idioty niż jesteś...
-O co Ci chodzi!
-Wszystko miało zostać między nami, tak? A Ty co odpierdalasz?!
-Daj spokój... - zaśmiał się luzacko. - Zwykłe szczeniackie zaczepki...
-Nie bawią mnie takie zaczepki! Myślałam, że mogę Ci zaufać, ale będąc w Twojej obecności coraz bardziej się obawiam...
-Czego się obawiasz? Najpierw poszłaś ze mną do łóżka, a teraz nagle ruszyło Cię sumienie? W co Ty dziewczyno pogrywasz? Powiedziałem, że zachowam to dla siebie, to zachowam... Ale tylko ze względu na Miśka, nie chcę psuć jego szczęścia. - syknął.
-To w ogóle nie powinno się zdarzyć... - szepnęłam, połykając łzy.
-A jednak. - westchnął. - Nie martw się, wszystko pod kontrolą. - mrugnął okiem. Choć wysłuchałam jego obietnic i tak całkowicie nie potrafiłam mu uwierzyć. Co jeśli pod wpływem emocji i chwili wypali coś, czego potem nie da rady odkręcić? Często nie potrafi trzymać języka za zębami i właśnie tego najbardziej się boję. - Ja już w sumie zapomniałem. - dodał wzruszając ramionami.
-Skończ. - bąknęłam, odwracając się na pięcie i zmierzając w kierunku niższego piętra. Zbyszek ruszył za mną.
-A gdzie masz Miśka? - zagaił po chwili.
-Wyskoczył na chwilę do sklepu... - odparłam obojętnie, nerwowo wycierając mokre policzki.
-Pilnuj go. - trącił mnie łokciem i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Będę i obiecuję nie stracić do końca życia. 

* * *

Dzień wylotu do Polski. Dawno już nie obudziłam się w objęciach Michała, dlatego ta chwila była tak wyjątkowa, że nie chciałam jej przerywać, jednak budzik zrobił to za mnie.
-Pobudka... - poklepałam przedramię narzeczonego.
-Włączyłem drzemkę. - odrzekł zachrypniętym głosem i jeszcze bardziej wtulił się w moje ciało. Uśmiechnęłam się sama do siebie i po wcześniejszym głębokim westchnięciu także zamknęłam oczy. Czułam jego równomierny i ciepły oddech, który rozchodził się po moim karku.
-Wiesz co... - ożywił się. Jakby dostał nagle jakiegoś ognistego kopa.
-Nie, ale zapewne zaraz mi powiesz. - szczelniej okryłam się kołdrą, nawet na niego nie patrząc.
-Kiedy po Wenezueli dostaniemy wolne, koniecznie musisz poznać moich rodziców. - przewiesił swoje ciało nade mną, opierając się na łokciach. Jego uśmiechniętą twarz, od tej mojej, wyraźnie zaspanej, dzieliły milimetry.
-Po Wenezueli dostaniemy wolne? - zapytałam, pomijając drugą część zdania.
-Tydzień! - krzyknął uradowany Dzik. - Nie słyszałaś o tym?
-Pracowity człowiek, nigdy nie słyszy nowinek o wolnym. - odparłam, wyłączając budzik w telefonie siatkarza. Przeciągnęłam się siarczyście we wszystkie strony. 
-To jak, pojedziemy do nich? - znów poczułam jego ciężar na swoim brzuchu.
-Jeśli wcześniej mnie nie udusisz... - wysapałam, próbując zrzucić go z mojego tułowia.
-Po drodze możemy zahaczyć też o Bełchatów, z przyjemnością poznam swoich przyszłych teściów. A potem o Żory, musisz zobaczyć moje mieszkanie. W sumie, w przyszłości także Twoje. Będzie tak genialnie. - nie zdawał sobie sprawy, jakie znaczące teraz rzeczy mówił. 
-Widzę, że już wszystko masz dokładnie obmyślone. - roześmiałam się. Przytaknął kiwając głową. 
-Zrobimy im niespodziankę. Ucieszą się. - klasnął w dłonie. 
-Moja mama na pewno. - westchnęłam głęboko i wyciągnęłam z walizki świeżą bieliznę, po czym skierowałam się do łazienki. Weszłam do kabiny, obmywając swoje ciało ciepłą wodą. Następnie nabalsamowałam swoją skórę, która była wyraźnie zaczerwieniona. 
-Patrz jak ja wyglądam. - jęknęłam, wychodząc z pomieszczenia opatulona jedynie ręcznikiem.
-Seksownie. - poruszał brwiami.
-Jak cegła! - warknęłam. - Tylko plecy są białe!
-A o to chodzi. - zmieszał się. - Zawsze mogło być gorzej... - poruszył ramieniem. - W sumie prezentujesz się okazale, prawie jak barwy narodowe. Możesz spokojnie zastąpić flagę...
-Wiesz jak wesprzeć. - mruknęłam wracając do łazienki. Jak najdelikatniej nasunęłam na siebie ubrania i wysoko związałam włosy. Dzisiaj zrezygnowałam z makijażu, bo i tak nic nie pomogłoby na tą czerwoną twarz. Podczas gdy prysznic zajmował Kubi, ja dokończyłam swoje pakowanie. 
-Wstały gołąbeczki? - do pokoju wparował Bartek.
-Najwyraźniej. - odrzekłam, próbując zachować spokój. 
-Ktoś tu wstał lewą nogą. - rozłożył się łóżku. 
-Ktoś tu nie rozróżnia pokojów. 
-Rozróżnia, rozróżnia, spokojnie. - parsknął, unosząc się na rękach podpartych z tyłu. - U nas nie jest tak czysto. - rozejrzał się po wnętrzu. - Co planujecie w tej tygodniowej przerwie?
-Misiek gadał coś o podróżach po Polsce w celach zapoznawczych. - usiadłam obok niego.
-A... Najpierw Bałtyk, potem mazurskie jeziora, a potem górolskie góry? 
-Najpierw jego rodzice, potem moi, a na koniec gniazdko w Żorach. - poklepałam jego ramię. Był tak blisko! 
-O, romantycznie. - uznał. - Ja tam cały tydzień będę leżał na tarasie u rodziców... - rozmarzył się.
-I przytyję dwa kilo. - wtrąciłam.
-Będę się ograniczał, więc co najwyżej jeden wpadnie. - z powrotem położył się na materacu. 
Przed podróżą poszliśmy jeszcze na śniadanie. Wszyscy byli widocznie spaleni, a każdy gwałtowny ruch skutkował niesamowitym pieczeniem. Rekordzistą jednak został Winiar, jemu zaczęła już złazić skóra. 
-Jak dzieci, które pierwszy raz poszły na plażę... - westchnął Krzysiu z politowaniem. 

* * *

Pożegnaliśmy już wenezuelskie ziemie, lecąc w stronę domu, w którym podobno jest najlepiej. Siedziałam pomiędzy Gumą, a Pitem, bo ten drugi nie chciał zamienić się na bilety razem z Kruszyną, dlatego mnie i narzeczonego dzieliły cztery rzędy siedzeń. Istny horror! 
-Wziąłem sobie na pamiątkę jeden ręcznik z logiem hotelu. Całkiem porządny, nie? - środkowy wyjął z podręcznego bagażu biały przedmiot i ze skupieniem analizował każdy jego splot. 
-No ładny, ładny... - potwierdziłam, tonąc w oczach jednego z panów "stewardów". 
-Agata! - zawołał Michał. Obejrzałam się w tył, a on zgromił mnie karcącym wzrokiem. - Nie myśl sobie, że nie widzę.
-Dosyć rygorystycznie, nie powiem, że nie. - wciął Paweł, namiętnie przeglądając obrazki w reklamie linii lotniczych. 
-Tylko zerknęłam przecież. - przewróciłam ślepiami i oparłam się o siedzenie. Zgodnie z zaleceniem niebieskookiego wszyscy zapięliśmy pasy i oczekiwaliśmy lądowania w Paryżu, skąd mieliśmy już trafić bezpośrednio do ojczyzny. 

* * * 

I znów kluczyk z numerem sześćdziesiątym szóstym. Stęskniłam się za tym błyszczącym breloczkiem i za tym, że znów musiałam walczyć z zamkiem, i za tym, że drzwi od szafki znów odskakiwały, i za tym, że idealnie biała pościel znów pachniała świeżością. Spała stała się moim domem, może nawet ważniejszym od tego w Bełchatowie. Dlaczego? Może dlatego, że tutaj mam osobę, którą kocham ponad wszystko i chcę związać z nią swoją przyszłość? Chyba tak. Ale mam też najlepszą pracę na świecie, która oprócz zawodowej satysfakcji daje mi mega przyjemność. Choć zawitaliśmy tutaj tylko na ten jeden, organizacyjny dzień ja i tak chodziłam z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-Rozpromieniałaś. - stwierdził Dzik, który spotkał mnie na korytarzu. 
-A owszem. - wyszczerzyłam się. - Tęskniłam za tym. - objęłam go w pasie i stanęłam na palcach, aby tylko dosięgnąć jego ust. 
-Lubię jak się uśmiechasz. - oznajmił i mocniej objął. 
-Dosyć tych czułości, guru Andrea wzywa. - mruknął znudzony Igła. Powędrowaliśmy za nim, trzymając się za ręce. Wszystko uleciało mojej pamięci, a zostały w niej tylko te najprzyjemniejsze chwile, które zapoczątkowały swoje istnienie właśnie tu, w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Spale. 
Trener wyjawił nam powód tego tygodniowego urlopu. Jego żona miała poważny wypadek, a on pilnie musi wrócić do Włoch. Chciał załatwić nam zastępstwo, ale nikt nie chciał ujarzmić tej grupy, więc pozostało mu tylko takie wyjście. Nie wiedzieliśmy czy mamy się cieszyć, czy nie. Postanowiliśmy, że emocje zachowamy dla siebie. Odbyliśmy ostatni trening, który i tak nie miał takiej mocy jak poprzednie. Chłopcy poćwiczyli zagrywkę i odbiór sposobem dolnym. Na tym się skończyło. Uznajliśmy, że wyjedziemy ze Spały jeszcze tego samego dnia, Michał nie mógł doczekać się spotkania ze swoimi rodzicami. Było nieco po dziewiętnastej. Pierwszy raz od naszej znajomości wsiadłam do Infinity FX, który te dwa miesiące spędził na spalkim parkingu.
-Pierwszy nasz cel to...? - zapytałam, przeglądając wszystkie jego zgromadzone w schowku płytki. 
-Na północ. - przekręcił kluczyk w stacyjce, a nasze uszy wypieścił cudowny warkot silnika. 

________________________________________________________________________

Brak humorystycznych akcentów, bo przecież nie zawsze jest kolorowo... Chyba idealnie wpasowałam się w swój obecny nastrój, a niby Dzień Matki, prawda? ; ) 

Wątpię, żebym wyrobiła się z historią do setki, ale Wy się chyba nie obrazicie, co nie? ;> + nieco przyspieszyłam akcję. 
+ Tak jak kiedyś nie trawiłam zdrobnienia "Kubi" i "Kruszyna", to teraz rozczulam się nad każdym użyciem tego słowa. ♥ 

Pyt. 4/15

Przed czym uciekała Agata wraz z siatkarską ekipą, podczas podróży do "Biedronki" ?

Na odpowiedzi czekam w komentarzach. ♥ (osoba, która wcześniej usunęła swój komentarz, nie będzie brana pod uwagę. Biorą udział tylko zarejestrowane osoby, chyba że podpiszą się w anonimowych).
Za pierwszy komentarz - 3 pkt.
Za drugi - 2 pkt.
Za trzeci - 1 pkt.
Także więc, kto pierwszy ten lepszy! : ) A, no i pamiętajcie, odpowiedzi na wszytkie pytania zawarte są w rozdziałach. ;>

Pozdrawiam, Sissi. ♥


poniedziałek, 20 maja 2013

~Rozdział 73~

Plaża, na której piasek połyskiwał odbitym słońcem, fale morskie, które obijały się o brzeg z wielkim hukiem oraz... Zator. Tak właśnie...
-Nie przyznajemy się do niego. - mruknął Bartman, jak najszybciej uciekając od kolegi z drużyny.
-Kto do cholery zakłada skarpetki do sandałów?! - wydarł się Ignaczak.
-Pawełek. - wtrącił Bartek.
-Co Pawełek, co Pawełek! - burknął chłopak.
-Może mu zimno, ale Ty i tak powiesz, że nie ma gustu. - wtrącił Winiarski.
-Bo nie ma! - wrzasnęli wszyscy.
-W tym momencie właśnie powinienem się obrazić, dlatego trzy, dwa, jeden, foch! - zrobił wielce zniesmaczoną naszym zachowaniem minę i pognał kilkanaście metrów przed nas. Rozłożył swój miniaturowy, fioletowy ręcznik i usiadł na nim od razu wyciągając olejek do opalania.
-Wiedziałam, że czegoś zapomniałam. - skrzywiłam się. - Bez olejka zaraz się spalę...
-Spoko, spoko, wspaniałomyślny Zbyszek też zabrał. - pomachał mi żółtą tubką przed oczyma. Wszyscy powtórzyliśmy czynność Pawła i także porozkładaliśmy się na gorącym piasku. - To chcesz ten krem? - zapytał atakujący, a ja przytaknęłam kiwając głową. Odebrałam od niego przedmiot i podałam go Michałowi. On niepewnie zerknął na moje PRAWIE roznegliżowane ciało, na krem, znów na mnie i kolejny raz na krem.
-Ale... - zająkał się.
-Nie umiesz nasmarować pleców swojej narzeczonej? - powiedział Krzysiu, pełnym politowania głosem.
-Ja bym nie umiał. - prychnął przyjmujący i wylał na mój grzbiet połowę zawartości opakowania. Na plaży rozległ się jeden głośny dźwięk, obijanej ręki o twarde czoło. - Spoko, spoko, wszystko pod kontrolą! - zawiadomił i plasnął swoimi dłońmi o moje ciało.
-Stary! Co Ty myślisz, że ten krem to złotówkę kosztował?! - wydarł się atakujący. - Nawet nie wiesz ile reklam Okocima (to żadna kryptoreklama! Chociaż, powinni mi płacić, a co. Taki wpływowy blog jak ten? No proszę Was! Ale okej, wracam do historii, bo Zbysław koniecznie chciałby dokończyć swoją rolę. Proszzz...) musiałbym nakręcić?!
-Misiek to tylko po pstryknięciu palcem tyle zarabia... - wtrącił Michał W.
-Ja nie pensją Michała bym się teraz martwiła, ale tym, że wyglądam jak jedna wielka kula śnieżna. - bąknęłam, wycierając cieknące mazidło.
-A teraz tamten Alvaro powie, że nawet taką Cię kocha. - dodał śmiertelnie znudzony Piter. - Żenua!
-No a co miałbym powiedzieć? Idź się dziecko drogie umyj, bo wyglądasz jak odchody albinosa?!
-O żesz w mordeczkę, przegiąłeś. - zawył Zagumny.
-Z deczka trochę chyba tak... - wciął Zatorski, wytrzepując piasek, który naniosła mu cała reprezentacja. - A tak poza tym, to możecie nie człapać mi tutaj tymi swoimi wielkimi girami, bo niedługo to mnie wykrywaczem metali będą odszukiwać!
-Kto by Cię szukał... - westchnął Bartman. - Ale nie odwracajmy surykatki brzuchem, wiesz Agata, on Cię nazwał odchodami albinosa, ja na Twoim miejscu bym się obraził...
-Wiedziałem, że z Ciebie jest spoko przyjaciel, serio. - Kubiak poklepał jego ramię, na pozór przyjacielsko, lecz tak naprawdę uderzał coraz mocniej, a na umięśnionym bicepsie siatkarza został siny ślad.
-Zachowałam spokój, bo nie chcę Cię publicznie poniżać, tak jak Ty to właśnie zrobiłeś. - fuknęłam w stronę narzeczonego.
-Czyli ma się rozumieć, że policzycie się w hotelu? - zapytał Igła.
-A potem seks na zgodę? - drążył Kurek.
-Zero seksu! - bąknęłam, zmazując z siebie ostatki kremu. Po drodze depcząc fioletowy ręcznik Pawła, powędrowałam do zimnego oceanu. Najpierw zanurzyłam jedną nogę, potem następną i stałam tak dłuższą chwilę, wpatrując się w horyzont.
-Przymarzłaś? - usłyszałam zza swoich pleców. Nie odpowiedziałam, bo przecież byłam obrażona! - Aha, to teraz nie będziemy się do siebie odzywać, chociaż dopiero drugi dzień jesteśmy narzeczeństwem, okej, dobra, ja to rozumiem. Albo nie, nie rozumiem jednego. Przecież wiesz, że powiedziałem to w żartach, lecz Ty odebrałaś to na poważnie, jakbyś mnie i tych tłumoków nie znała! No Agata, proszę Cię, powiedz coś, bo uschnę...
-Miałam zamiar coś powiedzieć, jak przestaniesz ględzić, ale nie widać końca Twojego monologu.
-I teraz wszystko zwal na mnie... Wszystko ja!
-Kto mnie nazwał gównem albatrosa?!
-Albinosa... - poprawił mnie.
-Cham i tyle. - zacisnęłam wargi.
-Coś jeszcze chcesz mi zarzucić? Proszę, dzień wyrzucania Michałowi największych, bezczelnych rzeczy jakie kiedykolwiek zrobił. - podparł się pod boki.
-Czemu dzisiaj tak dużo gadasz? - westchnęłam bezradnie.
-A Ty coś dzisiaj jesteś dziwna, masz okazję mi dowalić, a Ty z tego nie korzystasz. - uniósł brew.
-Wkurza mnie to, że rozrzucasz skarpetki po całym pokoju...
-Przyjąłem, lecimy dalej...
-Głośno chrapiesz, rozwalasz się na całym łóżku, Twój zarost mnie drapie...
-Przepraszam, że przerwę, ale z reguły mój zarost nie umie drapać... - skrzywił się, a ja trzepnęłam jego ramię.
-Żartowniś... - przewróciłam oczami. - Uważasz, że potrafisz śpiewać, ale poważnie, chłopie, pod prysznicem wyjesz jak dinozaur w okresie godowym!
-Jakoś przeboleję. - otarł wyimaginowaną łzę.
-I już nigdy nie posmarujesz mnie żadnym kremem!
-Wszystko?
-Tak. - urwałam. Na pewno wszystko? Może jeszcze jednak coś się znajdzie? Powiem mu na przykład, że kolor jego języka mi nie odpowiada albo długość palców u nogi... Jeśli mam okazję, to muszę korzystać!
-Żeśmy sobie podogryzali, to teraz pora na kąpiel. - uśmiechnął się szyderczo i...
-No Panie Kubiak, natychmiast mnie proszę odstawić na ziemię! - krzyczałam jak opętana. Dostałam lęku wysokości, hello!
-Silnijeszy w stadzie ma zawsze władzę! - usłyszałam z brzegu, a ja wyciągnęłam w jego stronę jakże przesympatycznego środkowego palca. Dziwne, że go jeszcze nie nazwałam... Co myślicie o imieniu Harold?
-Dostałem z Twojego kolana w brzuch, ale widzisz, dalej Cię niosę, to się nazywa poświęcenie z miłości, pani Werner... - odparł, brnąc w coraz głębszą wodę. - Mógłbym Cię teraz puścić i zostawić na pożarcie krwiożerczym rekinom.
-Zwisam na wysokości Twojego tyłka, Kubiak, więc ja też się poświęcam... Jak Ty to nazywasz? Z miłości? - parsknęłam. - I weź te ręce z moich pośladków!
-My to jednak jesteśmy idealni, co? - zaśmiał się, podrzucając mnie sobie na ramieniu. - Obydwoje poświęcamy się dla swojego związku...
-Zwisając na wysokości swoich zakrystii?! - wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. - Ty jak coś palniesz, to łokcie opadają...
-Werner!
-Kubiak! - przekrzykiwaliśmy się nawzajem, aż w końcu obydwoje wylądowaliśmy w lodowatej wodzie. Od niskiej temperatury zabrakło mi powietrza, a będąc cały czas w objęciach Michała myślałam, że się uduszę i tyle będzie z naszego poświęcenia. A może on tak specjalnie?! Najpierw wyzywa od kup, a potem chce utopić!
-Kretyn, idiota, pacan jakich mało! - wrzeszczałam, gdy tylko wydostałam się na powierzchnię. - Mogłam się utopić, bezmyślny tłumoku!
Siatkarz stał jak wryty, wysłuchując moich obelg i narzekań. Nie zważał nawet na krople spadające z jego rzęs, które zaraz podrażniały oko.
-Wiesz, że nie chciałem... - wydukał w końcu.
-Nigdy nic nie chcesz! - chlapnęłam go wodą. Prymitywnie, ale oznaka złości jest. I to jakiej! Szatańskiej!
-Może Ci zaśpiewam, w ramach przeprosin? - jęknął.
-Ty lepiej już nic nie śpiewaj, nie mów, nie nuć, nie graj, nie rób nic! - uniosłam dłonie.
-To może... Przytulas? - rozłożył swoje ramiona, w które niejedna chciałaby się rzucić. Gdyby nie ta kropla, która tak seksownie wyznaczała sobie potoczek, który wędrował poprzez idealnie wyrzeźbiony tors, to w życiu bym go nie objęła! Krople jednak działają cuda... - Ale nie gniewaj się już na mnie... - poprosił, czule całując czubek mojej mokrej głowy.
-Spróbuję. - uniosłam wzrok, a on wyszczerzył się niemiłosiernie. - A! No i nie lubię jak się tak szczerzysz, bo potem nie mogę się na niczym skupić.
-Spróbuję, ale ostrzegam, że nie będzie to łatwe. - powtórzył, znowu się szeroko uśmiechając i schylając się do mojego poziomu, delikatnie muskając moje usta. Wtedy nie przeszkadzał mi nawet ten zimny ocean. Jeśli tak miałyby wyglądać wszystkie pocałunki, to ja mogłabym stać w tej wodzie, aż do śmierci z wychłodzenia. To jest dopiero poświęcenie!

-Już Wam się znudziła kąpiel? - ziewnął znudzony Ignaczak, wylegując się na kolorowym ręczniku.
-Chłodna woda... - ucięłam, wykręcając mokrą koszulkę.
-Ogłaszam wszem i wobec, że miss mokrego podkoszulka zostaje Agata. - Zbyszek klasnął w dłonie. - Szkoda tylko, że ta zbędna rzecz pod spodem, potocznie nazywana cyckonoszem wszystko zasłania...
-Zibi... - syknął Michał, zarzucając na mnie swój ręcznik.
-Jedno słowo z ust Dzika, brzmiące "Zibi" i kolana miękną nawet najgorszemu przestępcy! - wtrącił Kurek.
-Dajcie już spokój. - jęknęłam, siadając na piasku, który momentalnie przykleił się do mojego wilgotnego ciała. Michał usiadł tuż za mną obejmując ramionami. Przedtem chce utopić, a teraz?! Wbić w ziemię i zakopać?!
-Ktoś tu chyba jest zazdrosny... - zagaił Bartman.
-Widzę, że ktoś tu dawno w ryj nie dostał. - warknął przyjmujący.
-Michał! - trąciłam go. Miałam dość głupich zaczepek Zbyszka, a naiwny Michał dał się na to wszystko nabierać.
-Za takie teksty, już dawno powinien krwawić!
-Stary, wyluzuj, pożartować nie wolno? - prychnął z dezaprobatą.
-Panowie, miało być śmiesznie, miło i spokojnie. - wtrącił Krzysiek. - Wszyscy zapominamy i korzystamy z uroków plażowania, nie wiadomo kiedy jeszcze nadaży się taka okazja. - nasunął okulary przeciwsłoneczne na swój nos i wystawił twarz do słońca, głęboko wzdychając.
-Już brązowiejesz. - oznajmił Michał, porównując odkrytą skórę na moim udzie, z tą, która zasłonięta była jego spodenkami.
-Szczęściara, mnie nic nie łapie! - bąknął Zatorski.
-To może zdejmij tę koszulkę? - zaproponowałąm uprzejmie.
-Jest czarna, powinna bardziej przyciągać słońce!
-Masz rację, jeszcze trochę tak posiedzisz, to przebijesz nie jednego Kubańczyka. - udzielił się Bartek.
-No, a jak! - zawtórował mu Pawełek i zadowolony kontynuował swoje kąpiele słoneczne, a my z Michałem kreśliliśmy po piasku bliżej nam nieokreślone wzorki. Obydwoje w ciszy. Chyba wszystko już sobie powiedzieliśmy... Oprócz tych dwóch, najważniejszych słów.
-Kocham Cię. - usłyszałam cichy szept, który spowodował przyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Jednak wiedział, czego zabrakło lub czyta mi w myślach. - I chcę żebyś wiedziała, że będę lał każdego, który odwróci za Tobą głowę. - przytulił mnie mocno, całując w kark.
I wtedy coś pękło. Jak bańka. A z niej wypłynęły wyrzuty sumienia.

____________________________________________________________________

Poniedziałek, godz. 23:24, a ja dodaję rozdział. Dziwne? A jednak! :D
Nawet mamie powiedziałam, że nie idę się myć, bo mam wenę i nie mogę jej z siebie zmyć. :c
Dlatego pozostawiam Was z opinią, a teraz następne konkursowe pytanie! 

Kim był Ferdek?

Na odpowiedzi czekam w komentarzach. ♥ (osoba, która wcześniej usunęła swój komentarz, nie będzie brana pod uwagę. Biorą udział tylko zarejestrowane osoby, chyba że podpiszą się w anonimowych).
Za pierwszy komentarz - 3 pkt.
Za drugi - 2 pkt.
Za trzeci - 1 pkt.
Także więc, kto pierwszy ten lepszy! : ) A, no i pamiętajcie, odpowiedzi na wszytkie pytania zawarte są w rozdziałach. ;>

Pozdrawiam, Sissi. ♥


niedziela, 5 maja 2013

~Rozdział 72~

-Zużyłaś całą ciepłą wodę. - rozżalony Michał wyszedł z łazienki, przepasany jedynie ręcznikiem. Nie patrz tam Agatko... No nie patrz, oczy Ci się spalą! Cholera...
-Przepraszam. - wydukałam i powróciłam do namiętnego czytania mojego kryminału.
-Za przepraszam, ciepła woda nie powróci! - burknął.
-Myłeś się po meczu, po co masz to robić jeszcze raz?!
-Pierwsza narzeczeńska kłótnia? Ja nie wiem, co w tych czasach się dzieje. - do pokoju wparował Piotrek, susząc swoje krótkie włosy. - Tak poza tym, to przecież musicie wziąć ślub. Wrócimy do Spały, to Wam takie weselicho odstawimy, że głowa mała! - próbował przekrzyczeć suszarkę.
-Wyłącz to! - wrzasnął Misiek.
-Co?! - zapytał Nowakowski.
-Wyłącz to!
-Co mówisz? - zapytał jeszcze raz, ale już po wyłączeniu suszarki.
-Już nic. - przyjmujący machnął ręką, a Pit wcześniej wzruszając ramionami z powrotem włączył urządzenie.
-Musisz tutaj suszyć swoje kłaki!? - zdarłam sobie gardło.
-Nie wiem czego Wy wszyscy ode mnie chcecie, nie widzisz, że suszę włosy?! - warknął.
-Załamka. - pacnęłam się książką w czoło.
-Idę pohałasować gdzie indziej, jak tak bardzo Wam to przeszkadza. - prychnął i z impetem wyszedł z pomieszczenia, na co ja odetchnęłam z ulgą. Już miałam ochotę wsadzić mu tą suszarkę w d... ucho.
Było około dwudziestej pierwszej, a my już padaliśmy ze zmęczenia.
-Zamknąłeś drzwi? - zapytałam, wtulając się w Miśka.
-Zamknąłem... Chyba... No tak, zamykałem. - zaciął się.
-Wolę sprawdzić. - wygramoliłam się spod objęć narzeczonego i ruszyłam w stronę drzwi. Nawet nie zdążyłam chwycić klamki, a już dostałam nieźle w czoło.
-O żesz kurka wodna, przepraszam, nie chciałem, nic Ci nie jest?! - Igłą rzucił mi się na ratunek.
-Wstrząs mózgu z przemieszczeniem, plus martwica wyrostka robaczkowego, nic jej nie będzie. - Kurek machnął swoją olbrzymią łapą na mój widok. Lekarz się znalazł! Od siedmiu boleści! Kto w tym towarzystwie jest służbą ratunkową! No chyba ja!
-Wyrostek robaczkowy wycięli mi osiem lat temu. - masowałam swoją obolałą głowę.
-Mówię, że martwica. - wzruszył ramionami, siadając obok Michała.
-Może skoczę po lód, co? - opiekuńczy Krzysio pomógł mi wstać. - Zmniejszy guza. - skrzywił się.
-Poproszę. - zdobyłam się na niezbyt szczery uśmiech, a libero z prędkością światła pognał do hotelowej kuchni.
-Chodź, przytulę. - Dziku rozłożył ręce, a ja ze smutną miną rzuciłam się na niego. - Do wesela się zagoi. - zaśmiał się.
-Przypudrujesz i będzie git. - udzielił się Bartek.
-Żebym Ciebie zaraz kurna nie przypudrowała! - zamachnęłam ręką, a ten zdążył uniknąć ciosu.
-Jestem! - krzyknął nieźle zmachany Ignaczak. - Nie mieli lodu, dostałem groszek. - unósł kącik ust, przykładając zimną puszkę do mojego czoła.
-Dali Ci groszek, tak za nic? - zdziwił się przyjmujący.
-A za co mieli dać? - prychnął Krzysiek.
-Wyczuwam korupcję. Śmierdzi mi nią na milę. - Bartek spojrzał na kolegę z drużyny świdrującym wzrokiem.
-Dla Agatki wszystko. - libero wyszczerzył się, co zrobiłam także ja.
-Jakbym nie był po kąpieli i miał na sobie chociaż szlafrok, to też bym poczłapał po ten groszek. - parsknął Kubi.
-Jasne. - zaśmiali się siatkarze. - Francuski piesek... Co Ty myślisz, że jak przyjęła Twoje oświadczyny, to już nie musisz się starać?! Chłopie, to dopiero początek!
-Możesz zmienić stronę, taj jest już ciepła. - wspomniałam.
-A, już, już. - Ignaczak przekręcił puszką.
-Ale co to znaczy, dopiero początek? - przeraził się Michał.
-Oj stary... - Igła westchnął głęboko. - Co Ci będę mówił, sam się przekonasz.
-Możecie nie obgadywać mnie, kiedy siedzę tuż obok?! - wtrąciłam.
-Spoko, jak sobie życzysz. - wciął się Bartek. - Poobgadujemy Cię, jak będziesz gdzieś dalej.
-Dzięki, od razu mi lżej. - przewróciłam oczami, przejmując groszek od Krzyśka. Sama sobie będę zmieniać strony, niezależna w końcu jestem! - A po co w ogóle tutaj przyleźliście?
-Zbyszek śpiewa pod prysznicem. - chlipnął Ignaczak. Taką odpowiedź mogłam znieść. Sama znam ten ból. Trauma na całe życie.
-A Ty, Siurak? - dźgnęłam jego klatkę piersiową.
-Po pierwsze nie Siurak kaleko, po drugie dotrzymuję towarzystwa Krzysiowi.
-Bo wiecie, my się już szykowaliśmy do spania... - zaczął Misiek.
-Do spania. Jasne... - zaśmiali się cicho, charakterystycznie poruszając brwiami.
-Normalni ludzie śpią. - zmarszczyłam sine czoło. Wyglądało jak jedna wielka śliwka. Albo bakłażan!
-Ech... - Igła pokręcił głową. - Obok macie Zatorskiego, nie zdemoralizujcie dzieciaka. - poklepał plecy Kubiaka i porywając Kurka, wyszedł z pokoju.
-Teraz Ty zamykasz drzwi, ja się ich boję. - jęknęłam kładąc się na łóżku. Michał posłusznie wykonał moje polecenie i dla bezpieczeństwa przekręcił zamek dwa razy. Nawet siłacz Piterson nie będzie w stanie otworzyć naszych wrót piekeł! (złowieszczy śmiech).

Szósta rano, siódma rano, siódma dwanaście i budzik Michała, który wybudzi każdego umarlaka.
-Zmień tę melodyjkę, proszę Cię. Mam wrażenie, że za chwilę rozjedzie mnie pociąg. - jęknęłam, przecierając twarz dłońmi.
-Dlatego szybko wstaję. - odparł, całując mój policzek. - Łe, nie ma już śladu po tym nieproszonym gościu. - przyjrzał się mi dokładnie.
-Naprawdę? - uradowałam się.
-No... prawie. - uśmiechnął się szeroko i zwiał z łóżka. Już wiedziałam co oznacza to "prawie". Guz na pewno jest jeszcze większy niż wczoraj. Może go nazwę? Będzie wspomnieniem dla guza Beńka.
-Mogę pierwszy? - skinął głową w stronę łazienki, a ja przytaknęłam. W tym czasie kiedy on brał prysznic, ja ogarnęłam pokój. Naszykowałam sobie ciuszki i cierpliwie czekałam, aż Kubi wyjdzie z łazienki. Kiedy w końcu się go doczekałam, sama weszłam do pomieszczeniai i nie mogłam przestać napawać się zapachem jego szamponu. Pachniał tak nieziemsko!

-Wiesz co Agata?! - krzyknął Kuraś, gdy dotarliśmy na stołówkę. - Najpierw wszedł Twój guz, a dopiero potem Ty!
-To jest Benek! - odpyskowałam.
-Nazwałaś guza? - skrzywił się Zati. - Czad! Nazwę wszystkie swoje włosy, co Wy na to?!
-Matko. - jęknęli wszyscy.
-Ten będzie Stefan, ten Henryk, tamten Jerzy, a ten tutaj to Abelard.
-Nie zapomnij o tych na klacie! - udzielił się Winiarski.
-Tam nie będzie problemu z zapamiętaniem. Jeden włosik na krzyż i wszystko gra. - odparł Zibi, a wszyscy jednocześnie wybuchnęli śmiechem.
-Zero szacunku dla mnie, Stefana, Henryka, Jerzego, Abelarda, Władysława, Mieczysława i Zygmunta, i Franciszka, i Klemensa i... - nie dokończył.
-Zapowietrzysz się, oddychaj. - przypomniał Piter, powoli przeżuwając jajecznicę.
-Coś cicho było w nocy. - Igła szturchnął mój bok.
-Nie uważam tak, Misiek chrapał. - odrzekłam z buzią pełną zapiekanki.
-Panowie, dzisiaj macie dzień wolny, muszę załatwić kilka swoich spraw... - do naszego stołu podszedł trener Anastasi.
-Słyszeliście Stefan, Henryk, Abelard, Mietek, Franek?! Dzień wolny! - krzyknął rozradowany Pawełek.
-Coś się stało? - zapytałam. Trener nie odpowiedział, wrócił do swojego stolika.
-Co się wtryniasz, ważne, że mamy wolne. - zganił mnie libero.
-Przybity jest jakiś... - posmutniałam.
-Idziemy na plażę, muszę przypiec swoje ciałko. - zasugerował Bartman.
-Nie mam ze sobą stroju. - skrzywiłam się.
-Nic nie szkodzi. - uniósł brew, a Misiek uderzył jego ramię i wymownie się na niego spojrzał. - Przecież nie wszyscy muszą tam iść...
-Ale ja chcę. - poklepałam udo Dzika i mrugnęłam okiem. - Benek też się zgadza.
-Henio, Zygi, Franek i ... - Pawłowi znów nie było dane dokończyć, bo cała reprezentacja przeszkodziła mu wstaniem od stołu. - Też się zgadzają... - chlipnął po cichu i także wstał, kierując się w stronę pokoju.
Ubrałam koszulkę na grubych ramiączkach i pożyczone od Michała krótkie spodenki, które tak ścisnęłam sznurkami w biodrach , że powstały spore falbanki. Przecież nie musiałam się kąpać, a jeśli nawet, raz się żyje, w ubraniach też wskoczę.
-Ile lasek będzie mi zazdrościć... - rozmarzyłam się, przyglądając się Michałowi, ze skupieniem wiążącego swoje szorty.
-Czego? - zapytał, nie odrywając się od teraźniejszej czynności.
-Ciebie. - ucięłam. - I reszty siatkarzy, w końcu nie każda ma okazję przejść się z nimi na plażę. - zaśmiałam się, co zrobił także on.
-Nie rozumiem tej całej rewelacji wokół nas. Po prostu wykonujemy swoją robotę, a że robimy to dobrze, to już zasługa trenera. - poruszył ramionami.
-Zapomniałeś o tym, że jesteście przystojni, inteligetni, zabawni, wysportowani i po prostu idealni. - teatralnie westchnęłam.
-Nie schlebiaj mi tak. - mruknął, podchodząc do mnie. - Dla mnie to Ty jesteś idealna. - uniósł mój podbródek, delikatnie muskając moje usta. - Kocham Cię i nic tego nie zmieni. Nawet Benek. - jeszcze raz wpił mi się w wargi.
-Benuś jest zazdrosny. - powiedziałam między pocałunkami.
-Sorry, jestem hetero. - skrzywił się, lecz po chwili namysłu pocałował moje czoło. Zaśmiałam się i trąciłam jego bok. - Idziemy? - wyciągnął dłoń w moim kierunku, a ja bez wahania chwyciłam ją i splotłam swoje palce razem z jego.
-Matko z ojcem, już myślałem, że Dziku Cię zdradza i trzyma Zatora za rękę, a to Ty! - przeraził się Winiar.
-No już nie przesadzajmy, aż tak brzydka to nie jest. - wtrącił Bartek.
-Dzięki Bartuś, umiesz dowartościować. - cmoknęłam w jego kierunku.
-Do usług. - mrugnął ślepiami.
-Ekipa zebrana?! Wszyscy są?! To ruszamy! - kierownik Ignaczak był w swoim żywiole. Poprowadził całą grupę w stronę plaży, a ja nie puszczałam ręki Michała ani na chwilę.
-Z tymi spodenkami wtapiasz się w tłum, ciągle myślę, że jesteś Zatim. - obok nas znalazł się Winiarski.
-Potraktuję to jako komplement. - roześmiałam się.
-Nie daj się zwieść, to istna obelga! - wtrącił Zbyszek.
-Przyjmę to na klatę! - odparłam.
-Moja krew! - Piter poklepał moje ramię.

_________________________________________________________________

Biję rekordy! Nieco ponad godzina i rozdział jest! :D

No to Sissi rusza na podbój Lloret de mar! ♥ 
Pozdrawiam, Sissi. ♥

P.S. Pod tym rozdziałem pytania niestety nie będzie. :c