niedziela, 25 listopada 2012

~Rozdział 34~

-Poszedł? - pisnął Piotrek, bojąc się nawet opuścić głowę w dół.
-Gdyby poszedł, to już byśmy tutaj nie ślęczeli! - burknął Bartman.
-Nie wspominam przez kogo tutaj wylądowaliśmy... - dodał Piotrek.
-Będziecie mi wypominać?! Przynajmniej będą jakieś wspomnienia. - prychnął Ignaczak.
-Taa, wspomnienia. Będę miał co opowiadać dzieciom. - Bartek wywrócił oczami. - Mój tyłek... - jęknął podnosząc się.
-Nie wstawaj, bo runiemy w dół! - wrzasnął na niego Krzysiek.
-A da się runąć w górę? - zamyślił się Nowakowski.
-Pit... proszę Cię, nie czas na rozmyślanie. - zganił go Bartman.
-A co mam robić? Piszczeć jak Kurek, bo go dupa boli? Na dole jest dzik, a my siedzimy na śmiesznym drzewie! - rozpoczął swój monolog, a wszyscy patrzyli się na niego ze zdziwieniem.
-Jeśli będziemy siedzieć tak bezczynnie, to zejdzie nam do jutra... - westchnęłam.
-To co chcesz zrobić? Zejść na dół i nakrzyczeć na to cholerne zwierzę? - wzdrygnął się Kuraś.
-A jak szedł ten wierszyk? Dzik jest dziki, dzik jest zły, dzik ma bardzo ostre kły... dobra i tak nic nie wywnioskowałem. Miałem nadzieję, że kryje się w nim jakaś wskazówka co do ucieczki... - westchnął Piotrek.
-A jak będziemy krzyczeć? - zapytałam.
-To albo jeszcze bardziej się wkur... - Zibi nie dokończył.
-Zdenerwuje Zbyszku... - Igła poklepał go po ramieniu.
-To albo jeszcze bardziej się zdenerwuje, albo ucieknie. Chcesz spróbować?
-A dziki umieją się wspinać? - parsknęłam. Chłopcy wzruszyli ramionami. - A nie ma gdzieś tutaj leśniczego, czy kogoś tam? - rozejrzałam się w około.
-Chcesz go zawołać? Śmiało. - odrzekł Bartek.
-POMOCY! - krzyczałam na całe gardło. Tylko echo obijało się o drzewa powoli cichnąc.
-Umrę na drzewie, z posiadaniem dzika pod sobą. - Zbyszek schował twarz w dłoniach.
-Trochę przypał... - Piotrek wzruszył ramionami.
-Dobra, ja mam dość. Chrzanić to, że odgryzie mi nogę, przejdę na wcześniejszą emeryturę! - krzyknął Krzysiek i powoli spuścił się na gałęzi.
-Boże, on go zje. - zakryłam usta dłonią.
-Krzysiu dzika, czy dzik Krzysia? - zapytał znudzony Kurek.
-Raczej Krzysiu dzika, bo widać jaki jest wkurzony... - pokiwał głową Bartman.
-Dobra młodzieży... sytuacja opanowana! - Ignaczak przywołał nas ręką.
-Jak to opanowana? - zdziwiłam się.
-Fałszywy alarm, to nie żaden dzik, tylko Reksiu. - zaśmiał się, głaszcząc zwierzę.
-Reksiu?! - chłopcy od razu wybuchnęli niepohamowaną radością.
-Jaki znowu Reksiu do cholery?! - zapytałam z wyrzutem.
-Pies, który zawsze przychodził do nas, do ośrodka. - odparł Kubiak, pomagając zeskoczyć mi z drzewa.
-Pies?! - wybuchłam, lecz potem nie mogłam przestać się śmiać. - To czemu nie szczekał?!
-Bo nie umie... - Pit ukucnął obok Reksia.
-Pies nie umiejący szczekać? - zdziwiłam się, witając się z psem.
-Kiedyś podobno miał poważny wypadek i coś stało się z jego przełykiem, czy coooś tam. - odrzekł Zibi.
-Ale nam stracha napędziłeś kundelku. - mówił Piotrek, zwracając się do psa.
-To po to siedziałem godzinę na drzewie, żeby potem okazało się, że to pies? Świat jest bezlitosny... - Bartek pokiwał głową.
-To co, teraz szybko do "Biedronki", bo nam zamkną i do ośrodka. - oznajmił Zibi. Wszyscy przytaknęliśmy i ruszyliśmy w stronę świecącego się centrum. Reksio też szedł z nami, a potem zaprowadziliśmy go do ośrodka, lecz tam już nie miał wstępu. Zbyszek cały obładowany paczkami z paluszkami, ja z żelkami, a reszta ze zgrzewkami picia. Obstawa na miesiąc. Wróciliśmy do pokoi, a potem szybko zeszliśmy na kolację.
-I mówię Wam, taka przygoda... - emocjonował się Piotrek.
-Aż wstyd opowiadać. - Kurek machnął ręką.
-No bać się dzika, który potem okazał się psem, to rzeczywiście wstyd. - zaśmiał się Łukasz.
-A kto uratował Was od śmierci na drzewie? No kto? - Krzysiu dumnie wypiął pierś do przodu.
-Krzysiuuu... - wszyscy mruknęli znudzeni.
-Ale mnie teraz pośladki bolą... - żalił się Bartek.
-Nie wnikam dlaczego. - Winiarski uniósł ręce, w oznace poddania się.
-Nie chciał byś znać szczegółów... - Zbyszek charakterystycznie poruszał brwiami.
-Chłopcy, pogrążacie się. - westchnęłam, spoglądając na minę Winiarskiego.
-Bartek, nie ukrywajmy tego dłużej! - Zbyszek wstał od stołu, a cała stołówka przerwała swój posiłek spoglądając na niego. No oprócz Piotrka-hardcora, który akurat przeżuwał i biedaczek zakrztusił się. Jego koledzy siedzący obok walili go po plecach ile sił w siatkarskich rękach.
-Koniec przedstawienia, dziękujemy. - Bartek powtórzył czynność kolegi i ukłonił się w stronę pań kucharek. One jak zwykle zmierzyły nas wzrokiem i wróciły do pogawędek.
-Wy to macie narąbane. - zaśmiał się Igła. - Te kucharki niedługo na zawał zejdą. Albo pójdą do psychiatryka.
-To może chociaż pierogi będą dogotowane... - wtrącił się Zatorski.
-Zati... a Ty nie jesz? - spytałam.
-Nie dostałem kolacji! - założył ręce na klatce piersiowej, a cały nasz stół wybuchł głośnym śmiechem. - Ha ha ha. Fajnie śmiać się z głodującego kolegi?
-To masz, mogę Ci trochę odstąpić. - powiedział prawie płaczący ze śmiechu Dziku i przymierzył się do oddania koledze połowy swojej porcji.
-Nie potrzebuję dokarmiania...
-To nie. - wzruszył ramionami i otarł łzy z policzków.
-Boże, jak śmiesznie! - Bartman prawie leżał na podłodze, a Winiarowi niewiele brakowało, żeby dotknąć twarzą talerza z wędliną.
-Masz za te swoje żarty. - powiedział Kurek.
-Zrozumiałem... - prychnął młody libero.
-Ale przynajmniej masz herbatkę, to się nie smuć. - dodał Piotrek, a wszyscy jeszcze raz wywołali salwę śmiechu.
-Ja na Twoim miejscu poszłabym się wykłócać. - wzruszyłam ramionami, a Zbyszek razem z Igłą specjalnie wychwalali posiłek i oblizywali się, żeby zrobić Pawłowi na złość.
-Wykłócać? Z Felą? Już mam siniaka na tyłku przez to krzesło, więc dzięki bardzo! - parsknął.
-Ta ryba smakuje wybornie, prawda Krzysztofie? - rzekł Zibi.
-Owszem Zbigniewie, podzielam Twą opinię. - przytaknął Igła.
-Jesteście niemożliwi. - zaśmiałam się, a Paweł posłodził herbatę i wypił ją do samego końca za jednym razem.
-Od dziś przechodzę na dietę. - mruknął i odstawiając brudną szklankę do okienka wyszedł ze stołówki.

__________________________________________________________

Podoba się Wam nowy wygląd bloga? ;-) Zachciało mi się jakiejś odmiany... :D 
Niedługo wyjazd do Spały dobiegnie końca, więc szykuję kilka zwrotów akcji, morderstw, zabójstw... niee no, ale kilka komplikacji będzie. Spokojnie, Piotruś nikogo nie zabije. :D
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za tak wielką liczbę wejść! ♥♥♥

sobota, 24 listopada 2012

~Rozdział 33~

-Przepraszam Was, ale ja nie zamierzam mieszkać w jednym domu z kolesiem, który wygląda jak owłosiony paszczur! - oburzył się Winiarski, gdy spojrzał na postać, stworzoną przez Kurka.
-On jest owłosiony, bo ma dużo męskich hormonów w sobie, a że paszczur, to nie moja wina. - wzruszył ramionami przyjmujący.
-Wygląda, jakby jego matka przy porodzie usiadła. - skrzywił się libero.
-No a Twój nie lepszy! - wrzasnął Kuraś. - Jego nos wygląda jak rakieta. A oczy jak u chińczyka. Do tego gruby.
-Zejdź z niego. - zasmucił się Krzysiu. - Nie on wybierał swój wygląd.
-John też nie, a jeździcie po nim, jak po lodzie. - bąknął Bartek.
-Dobrze, że nikt się mojej Madzi nie czepia. - uśmiechnął się Pit.
-Bo powiem Ci szczerze, że Ci wyszła... - Winiar pokiwał z uznaniem głową.
-Totalnie... - dodał Bartek. - Będzie idealna dla John'a!
-Za ładna. - zaśmiał się Igła.
-Już się boję, jak będzie wyglądał Wasz dom. - westchnęłam przypatrując się wyczynaniom chłopaków.
-Ty się lepiej zastanawiaj jak będzie wyglądał Wasz dom, Kubiakowie. - mruknął Krzysiu. Razem z Michałem spojrzeliśmy na siebie zdziwieni.
-Jeszcze 2 dni w Spale, mają czas. - wtrącił Piter. - A że tak zapytam... mogę być ojcem chrzestnym małych Dzików? - wyszczerzył się. Kolejny zszokowany wzrok.
-Skończcie. - burknął Zbyszek. - Skupcie się lepiej na grze, bo majaczycie.
Po wielu kłotniach, o wzór podłogi, czy obrazek na ścianie simsowy dom był gotowy, ale chłopcy uznali, że nie chce im się już w to grać, bo to dziewczęce i dziecinne. Nie wspominam kto tworzył postacie z każdymi szczegółami...
-Co robicie? - zapytał Zagumny, wchodząc do pokoju. Tak, Zagumny.
-No właściwie to nic... - Krzysiek wzruszył ramionami.
-Akurat jak przyszedłem, to Wy nic nie robicie... - bąknął. - A tak to zawsze śmiechy, chichy, krzyki.
-Tyle czasu w Spale, to pomysły się kończą. - rzekł Bartek.
-Mam ochotę wybrać się do centrum... i zrobić taką porządną rozróbę! - zamyślił się Piotrek, a wszyscy go wyśmiali. - Dzięki, zawsze mogłem na Was liczyć.
-Spacer rozumiem, ale tej rozróby to już nie. - powiedział cały czas śmiejący się Igła.
-Wieecie, rozwalić przystanek, podpalić śmietnik... pobić kogoś.
W pokoju rozległ się jeszcze większy śmiech.
-I foch. - dodał środkowy.
-Co do Piotrusia jako wandala nie jestem do końca przekonany, ale do centrum możemy się wybrać. - przytaknął Kubiak.
-Taki grupowy wypad? Czemu nie. - poparł Zbyszek. - A, i od razu skoczymy do "Biedronki", nie mam już paluszków.
-Już?! - krzyknął Dziku. -Jeszcze dzisiaj rano widziałem ich dwie paczki!
-Dzisiaj rano, a teraz mamy wieczór. - wyszczerzył się atakujący.
-Kiedy ty to wżerasz?!
-Kiedy Ty nie patrzysz. - zaśmiał się Bartek.
-Panowie, mamy problem! - do pokoju wparował Zatorski. Zasapany i padnięty.
-Co się stało? - spytał przerażony Ignaczak.
-Przez Wasze głupie wyzwanie możemy umrzeć z głodu. - wyjęczał.
-Czyli zapas paluszków jak najbardziej mi się przyda. - wymamrotał Bartman.
-Fela nakapowała trenerowi, że nie smakują nam obiady. - rzekł przestraszony Paweł i padł na łóżko.
-Co to znaczy? - odparł Pit łamiącym głosem. Brakowało jeszcze dramatycznej muzyczki i łez w jego oczach.
-To znaczy, że już nie będziemy mogli jeść na tej stołówce!
-Ale... ale jak to?! - wrzasnął Nowakowski.
-Powiedziała, że jeśli nie chcemy jeść i nic nam nie smakuje, one nie zamierzają się męczyć i nie będą już dla nas gotować.
-Nie chcę umierać tak młodo. - zasmucił się Piotrek.
-Dam Ci paluszka... - Zbyszek poklepał go po plecach.
-Dziękuję, że mogę na Ciebie liczyć...
-Do usług. - mrugnął oczami.
-Brak spalskiego żarcia... oznacza... brak tej samej polskiej reprezentacji. - Winiar zacisnął wargi.
-Skąd będziemy mieć siłę na ataki, na wstawanie z podłogi, na brzuszki, pompki, podciąganie? - Bartek szeroko otworzył oczy.
-Z paluszków Zbyszka! - Kubiak teatralnie zamachnął się rękoma, wskazując na kolegę.
-Nie wiem, czy dla wszystkich starczy... i tak już jednego oddaję Piotrkowi. - powiedział Zibi.
-To podzielimy jednego na kawałki... - Kurek wywrócił oczami. - To będzie moc za piętnastu.
-Ja tam zjem całego, to w podstawowym składzie powinienem wychodzić do końca życia - zaśmiał się Cichy.
-Ale tak serio... wiecie ile kasy pójdzie na żarcie na mieście? - oburzył się Dzik.
-No... - westchnęli wszyscy.
-Dooobra, żartowałem. - zaśmiał się Zatorski. Wszyscy rzucili w niego czym popadnie, poduszką, pilotem, plastikowym kubkiem, a nawet była próba rzutu telewizorem.
-Kolejny powód na to, żeby zakneblować tego chłopaka! - powiedział Igła.
-Tak straszyć człowieka... - Pit pokiwał z niedowierzaniem głową.
-Dokładnie... palpitacja serca i zawał jak amen w pacierzu. - dodał ZB9.
-Czyli co, spacerek na ochłonięcie? - zaproponowałam, a wszyscy się zgodzili. Wróciłam do pokoju, żeby narzucić na siebie coś cieplejszego i spotkaliśmy się na dole.
-A reszta co? - zapytałam, gdy zobaczyłam tylko Zbyszka, Dzika, Pita, Igłę i Bartka, czyli ekipę podstawową.
-Nie chce im się. - Michał wzruszył ramionami i objął mnie w pasie.
-Mi też nie, ale dla paluszków wszystko. - Zbyszek się uśmiechnął. Następnie wyszliśmy już z ośrodka.
-Igła, ale centrum jest tam. - wskazałam właściwy kierunek drogi, kiedy zobaczyłam, że libero chce iść przez las.
-Tędy też przejdziemy. To dla zdrowia. - przywołał nas ręką. Nie wiele myśląc ruszyliśmy za naszym przewodnikiem.
-Nie wiem czemu, ale mam przeczucie, że tędy jednak nie przejdziemy. - wtrącił Piotrek.
-Młody, który raz jesteś w Spale? - parsknął Ignaczak.
-Czwarty rok.
-No, to nie dyskutuj. - Krzysiek uderzył go lekko w tył głowy. Szliśmy, szliśmy i szliśmy, a wędrówka nie miała końca.
-Ściemnia się... - mruknął Bartman.
-A my cały czas w lesie... - westchnął Pit z ironią w głosie.
-Spokojnie, jeszcze trochę. - rzekł Igła.
Ciekawe co Igłą miał na myśli, mówiąc "jeszcze trochę".
-Widzicie, koniec lasu, ta ścieżka prowadzi pod samiutką "Biedronkę".
-Jak pod samiuteńką, do daję Ci dychacza. - parsknął Zbyszek, ledwo idąc.
-Czy tam coś się rusza? - pokazałam palcem na bięgnące "coś".
-Dzik. - Krzysiek wzruszył ramionami.
-Co? - zapytał Michał.
-Tam, dzik. - Igła wskazał głową.
-Aaa... - zaśmiał się siatkarz.
-On chyba biegnie w naszą stronę... - szepnął przerażony Piotrek.
-Wydaje Ci się. - parsknął libero.
-Chyba nie. Zbliża się! - krzyczałam, a ze mną wszyscy oprócz wojownika Krzysia.
-Na drzewo! Na drzewo! - instruował Zbyszek
-Kurna, gdzie Ty widzisz tutaj drzewa?! - burzył się Michał.
-Tam! - wskazał Piotrek, a Kubiak chwycił mnie za dłoń i pobiegliśmy wgłąb polany, gdzie stały pojedyncze krzewy. Krzysiek też się opamiętał i począł uciekać.
-Ja nie chcę umierać! - krzyczał Pit biegnąc.
-Biegnij, a nie! - Bartman biegł na czele. Nie dziwne w sumie... Gdy znaleźliśmy się już niedaleko młych drzewek, weszliśmy na nie i spoglądaliśmy w dół, czy groźny dzik nie chce nas zjeść.
-Gałąź mnie uwiera. - marudził Nowakowski.
-Wolisz uwieranie gałęzi, czy bycie przeżutym przez dzika?! - złajał go Zbyszek.
-Zdecydowanie gałąź. - Piter pokiwał głową.

_________________________________________________________

Jest następny! :D 
Jak Wam minęła sobota? ;-) Bo mi bardzo szybko, ale na szczęście mamy jeszcze niedzielę. :D
Pozdrawiam, Sissi. ♥

piątek, 23 listopada 2012

~Rozdział 32~

-Pierogi z mięsem. - skrzywił się Kurek, gdy usiadł przy stole. - Najgorsze co może być...
-To może Ty pójdziesz do pani Feli i poskarżysz się na obiad? - wtrącił Zatorski.
-O nie, nie, niee... mam jeszcze całe życie przed sobą. - przeciął małego pierożka na pół. - Maatko, za jakie grzechy muszę to jeść.
-Jak nie chcesz to mi oddaj. - Bartman podstawił swój talerz.
-Nie będę Cię dokarmiać! Już wolę sam zjeść. - nabił ciasto na widelec i zbliżył do ust. Wszyscy wpatrywali się w niego jak w obrazek. - Czy to takie fascynujące? - z powrotem odłożył kęs na talerz.
-Chcę zobaczyć jak wypluwasz pieroga na stół! - krzyknął Zbyszek.
-Zibi... - westchnęłam.
Bartek podjął kolejną próbę zjedzenia kawałka pieroga.
-Raz kozie śmierć. - wziął głęboki oddech i razem z nim włożył widelec do ust. Z mocno zaciśniętymi powiekami przeżuwał posiłek.
-Wypluj, wypluj, wypluj. - mówił Bartman pod nosem.
Z widocznym zmuszeniem się i z odrazą przyjmujący połknął pieroga.
-Masakra. - odsunął od siebie talerz.
-A mi tam smakuje. - Piotrek wzruszył ramionami.
-Co Ci nie smakuje, zacznijmy od tego. - Winiar zmierzył go wzrokiem.
-Marcepan. - środkowy wyszczerzył się. - Czekoladki z marcepanem to zło.
-Ooo, popieram. - pokiwałam głową.
-Zawsze dostawałem czekoladki z marcepanem od mojego wujka Staszka pod choinkę. Nienawidziłem go za to, ale miał fajny samochód. - zamyślił się Winiarski. - Fajny samochód przebił wszystko.
-Ja też mam wujka z fajnym autem. - rzekł Piter z pełną buzią.
-Co? - Zbyszek niedosłyszał.
-Mówię, że mam wujka z fajnym autem. - Nowakowski powtórzył.
-Co ty gadasz!? - atakujący zbliżył się do niego, nasłuchując co mówi.
-MAM WUJKA Z FAJNYM SAMOCHODEM! - wydarł się Piotrek. Nawet panie kucharki zaprzestały swojej rozmowy i spojrzały się na nas z wyrzutem.
-Co się panie patrzą, osła Wam podprowadziliśmy?! - parsknął Ignaczak.
-Osła? - zaśmiałam się.
-A jakie dźwięki wydają osły? - zapytał Kuraś.
-I-ha-ha? - zaprezentował Ziomek. Jego głos + i-ha-ha = zgon.
-I-ha-ha to robi koń. - Igła spojrzał się na kolegę z pokoju spod byka.
-A osioł? - Bartek powtórzył swe pytanie.
-Io, Io? - Winiar przybrał minę myśliciela.
-O, Misiek ma rację! - zauważył Zbychu.
-Może zoologiem powinienem zostać? - uśmiechnął się.
-I naśladowałbyś odgłosy zwierząt. Nie głupie. - skinął głową Bartek.
-No. Może chociaż w tym byłbyś dobry. - mruknął Krzysiek, a zaraz po tym dostał "mukę" w ramię od Winiarskiego. Gdy już skończyliśmy pochłaniać swój obiad, nastał czas na wykonanie zadania Zatiego.
-No stary, podaj numer do swojej mamy, to zadzwonimy z kondolencjami. - Bartman poklepał młodego libero po plecach i wyjął komórkę w celu zapisania numeru.
-Nie straszcie mnie. - Paweł zrobił smutną minę. - Prędzej padnę na zawał, niż tam dojdę.
-Zawał lepiej brzmi, niż morderstwo popełnione przez kucharkę ze spalskiego ośrodka. - zaśmiał się Zbyszek.
-Bo powiedział, że zupa była za słona. - dodał Piter, śmiejąc się.
-Idę. - rzekł Zatorski i ruszył w stronę okienka pań wydających pożywienie.
-Popieprzyło go. - Bartek pokiwał z niedowierzaniem głową.
-Przepraszam! - krzyknął Paweł podnosząc dłoń do góry, aby kucharki go zauważyły. - Mogę prosić?
Jedna z pań kucharek podeszła do niego, lecz nie Fela-postrach kadry.
-W czym mogę służyć? - zapytała donośnym głosem.
-Chciałbym zgłosić, że te pierogi były nie do końca dogotowane. - oparł się o blat.
-Dobrze, dziękujemy za opinię, każda uwaga jest dla nas ważna. - kobieta uśmiechnęła się.
-Ale... ale jak to? - zdziwił się.
-Co ale jak to? - kobieta uniosła brwi.
-Co się dzieje? - pani Fela podeszła do okienka. Stamtąd słyszałam przełkniętą ślinę Zatorskiego.
-Bo ten młody człowiek mówi, że pierogi były niedogotowane. - oznajmiła.
-Niedogotowane? - Fela z wielkim grymasem na twarzy otworzyła drzwi od kuchni i wyszła w jego stronę.
-Ale jak najbardziej jadalne, tylko tak mówię... - Zati sztucznie się wyszczerzył.
-Nie ma bezpodstawnych uwag. - kobieta wolno do niego podchodziła.
-Kurczę, bo zrobi mu jeszcze krzywdę. - szturchnęłam Zbyszka i Kubiaka łokciem.
-Cii, oglądaj. - uciszył mnie Michał.
-To takie tam moje widzimisię. - Paweł cofając się wpadł na krzesło stojące za nim i upadł na ziemię. Najczarniejszy scenariusz przerzedł mi przez myśl, czyli te filmowe padnięcie na podłogę, złapanie za koszulkę i uderzanie głową o zimne i twarde kafelki. Tak nie można, prawda?
-Nic panu nie jest? - zapytała Felicja.
-Nie. - chłopak odparł krótko i czym prędzej wstał. Mniej więcej wyglądało to jak takie wahadełko. Stoi Zati, leży Zati, stoi Zati. - To ja lepiej pójdę. - ukłonił się lekko i wybiegł ze stołówki w popłochu. Reszta tylko odprowadziła go wzrokiem.
-Brygada, zmywamy się, bo zaraz nam się oberwie. - szepnął Ignaczak, a wszyscy w błyskawicznym tempie, ulotnili się z sali.
-Nigdy więcej takich głupich wyzwań! - krzyknęłam naciskając przycisk od windy.
-No, a dyskwalifikacja? - powiedział Dziku, a Zbyszek posłał mu gniewne spojrzenie.
-Dajcie mi jeszcze trochę czasu, to powiem Wam to cholerne słowo dziesięć razy bez wzięcia oddechu. - zapewnił.
-Ty lepiej nic nie obiecuj. - poklepałam go po plecach i wszyscy wsiedliśmy do windy. Wszyscy, poza Piotrkiem i Winiarskim niestety. Są za grubi!
-To co, chwila dla brzuszka, a potem u Agaty? - zapytał Zbyszek.
-Ta jasne! U mnie już byliście! - oburzyłam się.
-Żarcik. - wyszczerzył się atakujący i przeczochrał moje włosy. - Można u nas. Nie Misiek?
-Jak posprzątasz. - uśmiechnął się.
-Da radę. Do potem młodzieży!
Po tych słowach wszyscy skierowali się do swoich pokoi. Zdjęłam buty i rzuciłam się na łóżko. Muszę korzystać z ich obecności dopóki mogę, bo jeszcze tylko 3 dni. Po części mam ich już dość, no ale potem będę żałować. Włączyłam swojego Ipoda, włożyłam słuchawki do uszu i odpłynęłam. W sensie nie zasnęłam, ale miałam moment wyłączenia. No wiecie o co chodzi!
-No Zbyyyyszeeeeeek! - usłyszałam z korytarza. Tak, usłyszałam. Nawet wtedy kiedy miałam słuchawki na uszach. - Nie lubię Cię! Zbyszeeeeeeeeek, no!
Szybko otworzyłam drzwi od pokoju, a do niego wpadł Zibi. Dosłownie wpadł.
-Ty to masz wyczucie. - pomasował swoje plecy.
-Kto ma tutaj wyczucie ten ma. - parsknęłam. - CoWy się tak drzecie?!
-Agata! Powiedz mu coś! - krzyczał zasapany Winiarski.
-Mówię Ci coś. - zwróciłam się do atakującego, a on tylko pokiwał głową uśmiechając się.
-Dzięki. - przyjmujący wywrócił oczami. - Oddawaj mi to! - rzucił się na bruneta.
-Agata! Łap! - siatkarz rzucił we mnie czymś niebieskim. Nie wiedziałam co to, ale kiedy złapałam, od razu wypuściłam z rąk.
-Co to jest?! - wytarłam ręce o koszulkę.
-Czyste i pachnące. - Michał chwycił swoje bokserki i podstawił mi je pod nos. Gdybym miała odrobinę dłuższy kręgosłup, z pewnością dotknęłabym w tamtej chwili podłogi.
-Czemu biegasz z jego bokserkami w łapie?! - zaśmiałam się.
-A widziałaś w co one są? - Zbyszek wybuchł jeszcze większym śmiechem.
-No nie zdążyłam. - podparłam się pod boki.
-W owieczki, latające na dywanach i chmurkach. Czujesz to? Ciężka ćpalnia. - prychnął ciemnowłosy.
-I jaki był cel w tym, że szlajasz się po korytarzu z jego majtkami?
-Przynajmniej było śmiesznie. - siatkarz wzruszył ramionami.
-Wy to już macie całkowicie zrytą czaszkę. - lekko uderzyłam Zibiego w tył głowy.
-Może trochę. - uśmiechnął się.
-Zibi? Czemu Winiarski biega po korytarzu z bokserkami w dłoni? - zapytał stojący w progu doktor Sokal. Nie mogłam wytrzymać, żeby się nie zaśmiać.
-Może lubi? - Zbyszek odpowiedział pytaniem na pytanie z wielkim wyrzutem.
-Współczuję... - westchnął spoglądając na mnie, a po moim policzku spływały łzy ze śmiechu. - Myślałem, że chociaż przy kobiecie będzie spokojniej.
-E tam, Agata rozumie. - atakujący zarzucił swoją rękę na moje ramię.
-Tak, rozumiem. - poparłam go. - A poza tym zdążyłam się przyzwyczaić. - zrzuciłam z siebie kończynę Bartmana.
-Kradzieju majtek i Kubiakowa chodźcie już! - zawołał nas Winiar.
-Agata Kubiak? Wolę Werner. - skrzywił się ZB9.
-A Werner-Kubiak? - zamyśliłam się.
-Werner. - dźgnął mnie palcem w żebra i weszliśmy do pokoju obok.
-Słyszałem o całym zajściu. Trzeba było wcześniej powiedzieć, to pożyczyłbym Ci jakieś gacie. - Dziku poklepał przyjaciela po plecach. - Nie musiałbyś wtedy biegać po hotelu z bielizną Winiara.
-A jeśli chcesz bardziej skąpą, to idź do Agaty. - wtrącił Igła.
-Spoko, wziąłem zapas. - mrugnął okiem.
-Oglądamy coś? - zapytał Kurek wchodząc do pokoju z laptopem.
-A musimy coś oglądać? - zapytał Piter. - Masz jakieś gry?
-Simsy. - wyszczerzył się Kuraś.
-Genialnie! Odpalaj. - środkowy zatarł ręce. Po kilku minutach siatkarze zaczęli tworzyć swoją rodzinę. Po stworzeniu jednego osobnika, wiem, że nie będzie to całkiem normalna rodzinka.

___________________________________________________________

No i mamy weekend! Wymarzony, wyczekany, upragniony! Mam zamiar nareszcie odpocząć, a Wy? ;-)
Pozdrawiam, Sissi. ♥
I obiecaj, że już mnie nie opuścisz...

czwartek, 22 listopada 2012

~Rozdział 31~

-Ała! - krzyknęłam na cały ośrodek, gdy dostałam piłką w czoło. Dość porządnie. Tak porządnie, że aż zabolało! - Kto jest taki mądry?!
Wszystkie palce siatkarzy skierowały się na Kurasia.
-To za to nakapowanie! - wytknął język i założył ręce na klatce piersiowej
-Bo trzeba nauczyć się wymierzyć kroki! - powtórzyłam jego czynność.
-Tak, wiemy, że macie ładne języki. - westchnął Winiar kozłując piłką.
-Nie tylko ładne. - Bartek charakterystycznie poruszał brwiami. - Są też zwinne. Chce ktoś wypróbować? - rozejrzał się po sali.
-No jaaasne, nie będę się przylizywał z chłopakiem! - parsknął Zbyszek.
-Majaczycie. Idźcie lepiej grać. - wywróciłam oczami i wróciłam na miejsce koło trenera. Po wielu błaganiach na kolanach i prośbach chłopaków, aby trening już się zakończył, trener i tak był nieugięty, i ćwiczyli pełne 4 godziny. Padnięci, zmęczeni i spoceni wywlekli się sali.
-Te zimne kafelki wyglądają tak kusząco... - jęknął Winiarski spoglądająć na podłogę w holu.
-Czy ja wiem... - skrzywił się Nowakowski. - Tyle tu zarazków i bakterii...
-Kij z zarazkami, ważne, że zimne. - swoje trzy grosze dołożył Bartman.
-Mi tam kafelki zastąpi zimny prysznic. Jak chcecie się tu kłaść, to ja nie wnikam - środkowy wzruszył ramionami i wcisnął guzik, który przywoływał windę. Na pierwszy ogień weszło parę osób. W końcu byłam to ja! Pierwszy raz od samego początku weszłam do windy bez przepychanek i wciskania się na siłę. Po prostu weszłam i stanęłam. Reszta grzecznie czekała na drugą turę, bo nie mieli siły włazić po schodach. Gdy dojechaliśmy na właściwe piętro, weszłam do swojego pokoju i od razu włączyłam telewizor. Tak dawno go nie oglądałam. Położyłam się na łóżku i z butelką soku w dłoni wpatrywałam się w relację z meczu chłopaków.
-Włączcie na dwójkę! - ktoś krzyknął na korytarzu. Ci to mają zapłon.
-Oglądasz nas?! - do pokoju wparował Zatorski. - O, oglądasz. To nie przeszkadzam. - wyszczerzył się i wyszedł.
-Jesteśmy na dwójce. - zaraz po Pawle, odwiedził mnie Bartman.
-Naprawdę? - wywróciłam oczami.
-Dawaj na dwójkę! - dołączył do nas Dziku.
-Co za samouwielbienie! Oglądam Was od samego początku i nawet ja się przewinęłam, muszę się pochwalić. - dumnie wypięłam pierś do przodu. Zbyszek uśmiechając się machnął ręką.
-Ty to tam nie ważne. - po tych słowach dostał ode mnie pustą butelką po soku. Michał rzucił się na łóżko, kładąc się obok mnie. Rozłożył się na brzuchu i głęboko westchnął. Położyłam swoją dłoń na jego plecach i lekko go głaskałam.
-Ooo, widzę, że ktoś mnie w końcu wyręczy. - zaśmiał się atakujący. - Tylko uważaj, zaraz zacznie mruczeć.
-Oj tam, ooj tam. - mruknął Misiek.
-Wiecie, że wyliczyłem... - Pit, który wszedł do pokoju nie dokończył.
-Ty wyliczyłeś?! - zdziwił się Zbyszek. Nowakowski posłał mu spojrzenie typu "Are you fucking kidding me?" i kontynuował.
-4 z matmy robi swoje. - poruszał brwiami.
-A, no bo ty humanista. - parsknął Kubiak.
-4 chyba w podstawówce. - zaśmiał się Zibi.
-Bo nigdzie indziej się nie dostał. - obydwaj wybuchnęli śmiechem, a ja zmierzyłam ich wzrokiem.
-Z moich danych wynika, że w Spale przesiedzimy jeszcze tylko 3 dni, 15 godzin, 44 minuty i 22, 21, 20, 19 sekund. - środkowy uniósł ramiona.
-Jeszcze tylko 3 dni? - przeraziłam się.
-Aż 3 dni. - Bartman usiadł na łóżku obok. - To oznacza... Nowakowski oblicz ile to godzin treningów.
-3 razy 4? 12 godzin treningu. - skrzywił się.
-A że tak zmienię temat. Ja nie pisałam się na mieszkanie w jakimś domu towarowym! - oburzyłam się i uderzyłam Michała w tyłek.
-Nie rozumiem. - zdziwił się Pit.
-Jeśli wchodzi się do czyjegoś pokoju to wypada zapukać. - sztucznie się uśmiechnęłam.
-Aaa, to oo to chodzi. - załapał Piter. No jak ja się z nim rozstanę?!
-Czyli Ciebie też się to tyczy! Kiedyś wparowałaś do mnie, a ja byłem w niezręcznej sytuacji. - ZB9 uniósł jeden kącik ust
-To znaczy? - Michał uniósł się na łokciach i spojrzał na mnie.
-Eee tam... - machnęłam ręką. - Dawno i nieprawda.
-Ehe. - wzdrygnął się brunet. - Nakryła mnie nago!
-Jasne! Byłeś w ręczniku!
-No właśnie!
-Prawie jakbym był goły!
-Prawie robi wielką różnicę!
Nawzajem się przekrzykiwaliśmy.
-Czuję się niezręcznie. - Piotrek odchrząknął.
-No ja też. - Kubiak uniósł jedną brew.
-Oglądacie dwójkę? - kolejny...
-Igła. - schowałam twarz w poduszkę.
-Co? - zdziwiony usiadł na podłodze i wpatrywał się w ekran telewizora. - Patrzcie, patrzcie! To ja obroniłem! - Krzysiek rzucał się po całym pokoju.
-Czy Wy tak zawsze? - zapytałam przerażona. Michał tylko pokiwał głową przytakując. - To fajnie.
Po chwili do mojego lokum wparowała cała reprezentacja. No prawie, Rucek jak zwykle grał w Minecrafta, Zagumny miał maraton "Rozmów w toku", bo jak on to ujął "nie lubi na siebie patrzeć" i Możdżonek powiedział, że woli porozmawiać z żoną, niż jak zwykle przesiadywać u kogoś w pokoju i grać w karty. Jedyni porządni.
-Zgłaszam zażalenie, na materiale byłem tylko 3 razy. - powiedział Winiarski.
-Raz 5 minut, drugi raz 5 minut i trzeci 15. - Kurek wywrócił oczami.
-I dlatego nie widziałem tam siebie. - zasmucił się Zbyszek.
-Bo Winiar zawsze zasłaniał cały kadr! - wszyscy się oburzyli.
-Moja wina, że kamera mnie kocha? - przyjmujący cwaniacko się uśmiechnął.
-Chyba te Twoje "hypnotajzing" spojrzenie. To ono przyciąga całą uwagę. - wtrąciłam się.
-Nie caałą. Całokształt też ma znaczenie. - wyszczerzył się.
-Skromny Michał. -westchnął Żygadło.
-Nie żeby coś, ale ja mnie widziano tylko raz i nie narzekam. - wywróciłam oczami.
-Bo jemu sodówka do głowy uderzyła. - odparł Bartek i poklepał Winiara po plecach.
-Jasne, jasne. - strącił jego rękę. - Chyba Tobie.
-Uuu, zaczyna się. Idę po popcorn! - krzyknął Piter, a wszyscy jak zwykle zmierzyli go wzrokiem. - No doobra, zostanę jak tak nalegacie... - wywrócił oczami. Wtedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Wszyscy zdziwieni spojrzeli się na mnie, a ja ruszyłam, aby otworzyć. W progu stanął doktor Sokal.
-Witam. I jak tam, papiery gotowe? - uśmiechnął się.
-Gotowe. Zapraszam. - zaprosiłam go do środka, a on tylko zrobił krok w przód i zamknął za sobą drzwi.
-Dzień dobry panie doktorze. - zasalutował Ignaczak. - Jak zdrówko?
-Nie narzekam Krzysiu. A Twoje?
-Trzymam się, doktorówna Werner w pogotowiu. - zaśmiał się, a ja podałam panu Sokalowi teczkę.
-No to się cieszę. Oglądaliście ten materiał o Was?
-Oglądaliśmy. - każdy wyszczerzył się w jego stronę.
-No to ja nie przeszkadzam, widzimy się na obiedzie - skinął głową i wyszedł na korytarz trzaskając drzwiami.
-Ile razy mam mówić żeby nie trzaskać!? - wydarł się Guma, a wszyscy skulili się w popłochu. No co jak co, ale Zagumnego nie można się nie bać.
-Co to było? - zdziwił się Igła po chwili.
-Co? - zapytałam.
-No taki dźwięk... taki specyficzny.
-Może to mi w brzuchu zaburczało - wyszczerzył się Pit. - No coo, od śniadania nic nie jadłem.
-Urzekła mnie Twoja historia. - mruknął Kuraś. - Ktoś znowu puka? - spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
-Najwyraźniej. - zeszłam z łóżka, po drodze potykając się o leżącego Bartmana.
-Hej! - usłyszałam piskliwy głosik. Ten piskliwy głosik, który ranił moje uszy każdego dnia, który denerwował mnie codziennie i wprowadzał w szał. Miałam ochotę paść na ziemię i zabunkrować się, a mogłąm tylko zamknąć jej drzwi przed nosem, lecz dobre wychowanie mi na to nie pozwalało... choć chrzanić dobre wychowanie!
-Czego? - rzekłam prawie nie otwierając ust.
-Chciałam Wam powiedzieć, że jesteście za głośno. Słychać Was nawet u góry, a my mamy teraz ważne spotkanie organizacyjne. - stanęła podpierając się o boki.
-To nie jesteście w Tomaszowie i nie gracie sparingu? - zdziwiłam się.
-Już wróciliśmy i chcielibyśmy załatwić kilka spraw w ciszy, możemy?
-Magiczne słowo! - usłyszałam zza pleców. Głupia Barbie nie wiedziała o co chodzi, więc tylko uniosła brwi i wróciła do siebie. Brakowało tylko takiego tupnięcia nogą.
-Mam jej dość. - powiedziałam i usiadłam Kubiakowi na kolanach, a on pocałował mnie w ramię.
-Ale widzieliście, co za baba. O ciszę przyszła prosić. - parsknął Ignaczak. - Nas. O ciszę. Dobre sobie.
-"Mamy bardzo ważne spotkanie organizacyjne, a Wy jesteście za głośno. Proszę Was o ciszę!" - ZB9 przedrzeźniał ją i muszę przyznać, że całkiem nieźle mu szło.
-Idziemy w końcu na ten obiad? - jęknął Nowakowski. - Z głodu zemrę tutaj.
-Nie możemy do tego dopuścić! - przeraził się Kurek.
-No. To zawijamy żagiel i lecim na Szczecin. - Piotrek zamaszystym ruchem wygonił nas z pokoju.
-Podwijam kiecę i lecę. - Krzysiek poruszał brwiami.
-Zawijam kiecę i lecę. - Bartman uderzył go w czoło.
-Ale ja podwijam. - uniósł jedną brew i wyszczerzył się. - Jak można zawijać kiecę?!
-Tak jak podwijać. - Bartek wzruszył ramionami.
-Ale patrzcie. Niby zawijać i podwijać, dwa różne słowa, a znaczenie to samo. - zamyślił się libero.
-Rozmyślanie zostaw Piotrusiowi. - poklepałam go po plecach.
-Właśnie! Bo już do niczego tutaj nie będę potrzebny. - środkowy teatralnie otarł łzę spod oka.
-Pomijając blokowanie, to i tak za wiele nie robisz. - zaśmiał się Kurek.
-No wiesz! - oburzył się Pit. - Serwuję, blokuję, czasem zdarzy mi się atakować. Rozmyślam, obliczam, rozśmieszam. Widzisz? Beze mnie zginiecie. - zmrużył oczy.
-Grozisz nam? - Zbyszek założył ręce na torsie.
-Ja? Jakbym śmiał. - Nowakowski się wszystkiego wyparł. Po tej jakże burzliwej wymianie zdań wkroczyliśmy na stołówkę. Do okienka z wydawanym posiłkiem otworzyła się ogromna kolejka, a biedny Pit stał na szarym końcu.

_______________________________________________________________________

Dodaję rozdział tutaj, a na "I obiecaj, że już mnie nie opuścisz..." dodam jutro. ;-) Oczywiście tutaj też postaram się coś naskrobać.
Tymczasem spadam dalej romansować z książkami, a Wam pozostawiam opinię co do epizodu. ;-)
Pozdrawiam, Sissi. ♥
P.S. - Oglądaliście Skrę Bełchatów vs. Dynamo Moskwa? :D 

wtorek, 20 listopada 2012

~Rozdział 30~

-Ej mała, nie śpimy - Kubiak delikatnie poprawił mi włosy i pocałował w skroń.
-Co? Ja nie śpię... - zaprzeczyłam przecierając oczy.
-A ja jestem Giba. - mruknął Zbyszek.
-No to gratulacje. - ziewnęłam. - Dobra, może ja rzeczywiście pójdę już spać. Jutro trudny dzień nas czeka. - zamachnęłam łokciem.
-No! Dla Zatiego trzeba trumnę strugać. - zaśmiał się Ignaczak.
-Ojj! Pani Fela nie jest taka zła. - machnął ręką. - Gorzej z trenerem, bo jak się dowie, że Kurek niedysponowany, to już nie będzie chciał nas trenować.
-Dokładnie. Pomyśli, że coś tutaj ćpamy. - poparł Bartman.
-Matka wie, że ćpiesz? - Pit + hehe = Miłość.
-Jeden przyszedł po kakao w środku nocy, ten ma okres, jeszcze wcześniej wszyscy w jednym czasie nabawili się zapalenia korzonków... - pokiwał głową Winiarski.
-Paranoja. A w telewizji wydajecie się tacy normalni... - westchnęłam.
-Telewizja kłamie! - dobra puenta Krzysia nie jest zła. Ze wszystkimi półprzytomnie się pożegnałam i poszłam do siebie. Kluczyk nie chciał wejść do zamka. Próbowałam na wszystkie możliwe sposoby, ale nie dało rady. Ta złośliwość rzeczy martwych. Wróciłam do pokoju Pita i Bartka.
-Kto okaże się dobrym człowiekiem i pomoże biednej kobiecie w potrzebie? - wyjęczałam.
-Kobieta nie jest w potrzebie, tylko już śpi. - uśmiechnął się Dziku i podał mi właściwy kluczyk.
-Aha - spojrzałam na numerek widniejący ne breloczku. Tam 77, a ja mam 66. Czyli wszystko jasne.
-To ja może kobietę odprowadzę. - Michał lekko popchnął mnie w kierunku korytarza. - Nara. - pożegnał się z kolegami i podprowadził mnie pod sam próg pokoju i jeszcze dodatkowo otworzył mi drzwi.
-Od razu pod kołderkę proszę! - nakazał. W sumie to i tak już nie miałam zamiaru nic robić. - Dobranoc. - przykrył mnie po same uszy i subtelnie pocałował.
-Dobranoc. - odparłam i sennie się uśmiechnęłam.
-Kocham Cię. - szepnął jeszcze na wychodnym.
-Mhm... - przytaknęłam. Oj no sorry, już wtedy śniłam o latających jednorożcach, to jak miałam wyznać mu miłość?!
***
Obudziłam się tuż po 8. Przeciągnęłam się we wszystkie strony. Nie miałam ochoty wstawać z tego jakże cudownego łoża, ale obowiązki wzywają. Poszłam pod prysznic, ubrałam się i uczesałam luźnego warkoczyka. Po chwili zeszłam na stołówkę. Tam jak zwykle śmiechy i chichy, lecz Serbów wyjątkowo na śniadaniu nie było. Zdziwiona wzięłam sobie jajecznicę i kawę, bo bez niej byłabym trupem. 
-Nie mówcie mi tylko, że ominęła mnie mina trenera, kiedy Kurek wyjawił mu swój sekret. - powiedziałam odstawiając talerz i widząc rozbawionych chłopaków.
-Niee, z tym czekamy specjalnie na Ciebie. - odparł prawie płaczący ze śmiechu Igła.
-No to o co chodzi? - zdziwiłam się.
-Zbyszek próbuje powiedzieć dyskwalifikacja. - a no tak. Mogłam się domyślić, bo w końcu tylko on siedzi przybity. 
-Nie ładnie się tak śmiać z kolegi! - rzekłam surowym tonem. Nawet na chwilę podziałało i wszyscy popatrzyli się na mnie z przerażeniem, lecz zaraz i tak Kurek parsknął śmiechem, a za nim cała reszta.
-Współczuję Zbysiu. - posłałam mu spojrzenie pełne smutku.
-To i tak przez Ciebie. - burknął.
-Trzeba było nie dyskwalifikować mnie z gry. - Dziku poruszał brwiami. 
-A gdzie Serbowie? - zapytałam.
-Pojechali na sparing. - odparł Kuraś. 
-Siurak trener na horyzoncie. - zaśmiał się Ziomek. 
-No to życzcie mi powodzenia. - siatkarz zerwał się z miejsca i podszedł do stolika "kołcza". - Dzień dobry panie trenerze... - zaczął i usiadł na wolnym krześle obok. - Mam do pana taką nietypową sprawę. 
-No u Was to chyba już nic mnie nie zaskoczy... - głośno westchnął.
-Bo chodzi o to, że nie mogę dzisiaj trenować. - skrzywił się.
-Dlaczego? 
-Bo jestem niedysponowany. - trener Anastasi wypluł całą zawartość swojej jamy ustnej na stół, a reszta drużyny wybuchnęła śmiechem.
-Co Wyście brali?! - oburzył się Andrea.
-No brałem jakieś tabletki na ból brzucha, ale chodzi o to, że nic mi nie pomaga. - wyliczał Bartek.
-Nie chodzi mi o tabletki... - machnął ręką. 
-Mówiłem, że będzie myślał, że coś ćpamy. - wtrącił Zbyszek. 
-To co, mogę prosić o jeden dzień wolnego? - wyszczerzył się przyjmujący.
-Nie żartuj sobie. - parsknął trener. - W tym sezonie już mieliście wystarczająco dużo wolnego, a widzę, że już nie macie pomysłów na wymówki. Za pół godziny widzę wszystkich na sali. - rozkazał, a zmartwiony Bartek wrócił do naszego stołu. 
-No i zepsułeś. - mruknął Krzysiu.
-Za pół godziny na sali?! W tym czasie nawet moje jedzenie w żołądku nie zdąży się ułożyć! - krzyknął Piter, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi. Chyba już się do tego przyzwyczaił. 
-A ty Zati? - zwróciłam sie do małego libero.
-Co ja? - uniósł jedną brew.
-Kiedy idziesz złożyć zażalenie na posiłek? - uśmiechnęłam się.
-Ja pójdę po obiedzie. Chciałbym jeszcze przeżyć ten ostatni trening w moim życiu... - westchnął. 
Po chwili wszyscy już poszliśmy do pokoi, aby się przygotować. Gdy szykowałam się do wyjścia na boisko, usłyszałam pukanie.
-Prooszę! - krzyknęłam.
-Dzień dobry. - do pokoju wszedł uśmiechnięty pan Sokal.
-O, dzień dobry. Proszę wejść. - zaprosiłam go do środka. 
-Dzisiaj muszę załatwić kilka spraw osobistych, więc nie będę miał czasu uzupełnić tych papierów. Zajmiesz się tym? - podał mi stos kartek.
-Tak, oczywiście.
-No to nie przeszkadzam i miłego dnia. 
-Wzajemnie. 
Doktor Sokal wyszedł ode mnie, a ja rzuciłam kartkami na łóżko. Przecież nie wyrobię się z tym przez miesiąc! Szybko je przekartkowałam i wydawało mi się, że były to karty zdrowia chłopaków. Znowu? 
Zbigniew Andrzej Bartman
ur. 4 maja 1987r. w Warszawie.
Wzrost : 198 cm
Waga : 91 kg 
Super uzupełnianie mnie czeka. Wpakowałam papiery do teczki, którą włożyłam do torby i zeszłam na dół. Po drodze minęłam chłopaków kupujących wodę w bufecie. Usadowiłam się w kącie sali i rozłożyłam wokół siebie wszystkie papiery. 
-Uuu, dzisiaj papierkowa robota. - obok mnie usiadł Dziku i zaczął się rozciągać. 
-Noo... - westchnęłam. - Chorowałeś na przewlekłe choroby? - zapytałam odszukując jego kartę.
-Na świnkę i ospę. - odparł.
-Oookej... - odznaczyłam dwa kwadraciki. - Jesteś na coś uczulony?
-Nie. 
-Używki?
-Ty.
-Misieek. - roześmiałam się i podniosłam wzrok. Spotkaliśmy się spojrzeniami.
-Słucham? - wyszczerzył się.
-Nie ma niestety takiej odpowiedzi. - zasmuciłam się.
-No to dopisz. - wzruszył ramionami.
-Co dopisz? - wtrącił się Nowakowski zaglądając przez ramię Michała.
-O, Piter. Powiedz mi... - znalazłam biały papier z jego danymi. - Chorowałeś na świnkę, ospę, różyczkę albo odrę?
-Ospa. - wyszczerzył się. 
-Alergia?
-Kurz i pylenie lip.
-No to lipa. - zaśmiał się Kubiak.
-Uzależnienie?
-Siatkówka. 
-Ooo, dobra odpowiedź. - Michał poklepał go po plecach.
-Macie jakieś leki, które musicie przyjmować? 
-A jak kiedyś brałem na alergię, to się liczy? - zapytał Piotrek.
-Nie. 
-No to nie. - wzruszył ramionami. - Coś jeszcze? 
-Niee, ty możesz iść, już wszystko mam uzupełnione u Ciebie. A ty, Misiek?
-Ty jesteś moim lekiem... - poruszał brwiami.
-Michaaaaał. - jęknęłam. - Bo się drugi raz zakocham. - pocałowałam go. 
-Ty, zakochany! - Igła gwizdnął na Kubiaka, a on jeszcze raz dając mi całusa pobiegł do kolegów. Na następnej przerwie dopytałam jeszcze pozostałych chłopaków o ich choroby i alergię, a resztę dokończyłam podczas ich meczu. Od tych malutkich literek dwoiło mi się w oczach, a na dodatek dostałam piłką od Winiara, który właśnie serwował. Przeprosił krzycząc przez całą salę. Pozbierałam wszystkie kartki do kupki i z powrotem schowałam je do torby. 
-Koniec? - zapytał trener z uśmiechem na ustach. Przytaknęłam kiwając głową i usiadłam na ławce podpijając trochę wody Michałowi. 
-Nie po prostej! - krzyknęłam na Bartmana, któremu nie wyszedł któryś atak z kolei.
-Chcesz się zamienić!? 
-Nie. - wyszczerzyłam się, a on pokiwał głową. 
-Igła dołem, dołem! - darłam się na libero.
-Patrzcie, jaka znawczyni się znalazła! - parsknął Ignaczak. 
-Nie żeby coś, ale Kurek właśnie przekroczył linię trzeciego metra. - powiedziałam panu Anastasiemu, a chłopcy uderzyli się w czoło. Niektórzy już nie wytrzymali i poszli po kosz z piłkami. Zdziwiłam się, ale po chwili zrozumiałam co mieli na myśli. Każdy z nich wziął po jednej i rzucił nią we mnie, na znak buntu. 
-Nie umiecie przyjąć krytyki! - oburzyłam się, osłaniając głowę. 

_____________________________________________________________

Dzisiaj taki niemrawy ten rozdział według mnie. xD No ale całkowitą opinię pozostawiam Wam. ;-*
Oglądacie dzisiaj mecz? ;>  Sovia! ♥
A widzieliście już nowy filmik od Igły? :D Jeśli nie, to zarzucam Wam linkiem. ;-*

Pozdrawiam, Sissi. ♥

poniedziałek, 19 listopada 2012

~Rozdział 29~

-Od razu uprzedzam, że wszyscy jesteście śliczni! - powiedziałam, gdyż moja kobieca intuicja kazała mi wyprzedzić ich pytanie o Mistera reprezentacji.
-Dobra, dobra. I tak wiemy, że to ja jestem najprzystojniejszy. - Zibi teatralnie przeczesał swoje włosy, niczym aktor z reklamy szamponu.
-No, chciałbyś. - mruknął Dziku zaglądając mu w karty.
-Ej! Dyksa... dyska... - Zbyszek się zaciął.
-Dys-kwa-li-fi-ka-cja. Powtórz. - polecił Igła, szczerząc się.
-Dys-wka... dooobra! On już nie gra!
-Gram dopóki nie powtórzysz słowa "dyskwalifikacja". - usta Kubiaka ułożyły się w dziubek, a Zbyszek posłał mu spojrzenie pełne grozy.
-Ostatni raz Ci się udaje! Wszyscy mi świadkiem, że jeszcze raz spojrzysz moje w karty to wylatujesz przez okno!
-Kit z tym, ale wiem przynajmniej jakie wyzwanie Ci zadać! - cały pokój wybuchł śmiechem, a Krzysiek poklepał Bartmana po ramieniu mówiąc:
-Jak chcesz to mogę dla Ciebie to przeliterować. D-y-s-k-w-a...
-Igła, daj spokój. Po pierwsze nie przegram, a po drugie Kubiak nigdy nie wygra.
-Ale wygrać może ktoś inny. - zgłosił się Kurek, ukazując rząd swoich białych zębów.
-Nie, nie, nie. I tak Wam to nie wyjdzie, bo Zbigniew Bartman nigdy nie przegra. - uniósł brwi.
-Zobaczyymyy... - westchnęłam. - Poker! - cisnęłam kartami o podłogę i założyłam ręce na kark, rzucając się na łóżko.
-Pf. - parsknął. - To się nazywa szczęście początkującego. - wzruszył ramionami, lecz gdy ujrzał, że wszyscy mieli coś większego niż Strit lub Kolor, mina znacznie mu zrzedła.
-Uuu... czyżby pan Bartman czuł się urażony? - Kubiak zebrał wszystkie karty do kupki.
-Agatka nie będzie taka chamska jak Wy, co nie? - wyszczerzył się w moim kierunku i puścił oczko.
-Agatka może i nie... - uniosłam brwi kiwając głową. - Ale jako normalny gracz i owszem. Wypowiedz słowo "dyskwalifikacja" trzy razy pod rząd. - mrugnęłam ślepiami w jego stronę, a wszyscy przybili mi piątki.
-Od teraz Agata to mój guru. - zaśmiał się Ignaczak.
-Dopiero od teraz? - zrobiłam smutną minę.
-No właśnie! - wtrącił się Nowakowski. - Moim guru jest od samego początku!
-Piotruś, mówiłam Ci, że Cię kocham? - uśmiechnęłam się i przeczochrałam jego włosy.
-W tym sęk, że nie... - zamyślił się.
-Sorry, że Wam przerwę te wyznania miłości, ale Zibi czeka na swoją kolej. Prosimy Zbyszku. - rzekł Dziku, a Bartman po chwili namysłu i przeliterowaniu sobie tego słowa w głowie, wziął głęboki wdech.
-Nie wieerzę, Zbychu nie umie wymówić dyska... dyskaf... - Winiarski zakrył usta dłonią, a wszyscy wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
-Ha! Ten co się najgłośniej śmiał! - oburzył się atakujący.
-Wcale nie. Najgłośniej śmiał się Kubiak. - Michał wskazał na kolegę.
-Ale ja przynajmniej umiem to wymówić w przeciwieństwie do Was! - wywrócił oczami.
-No to prosimy... - rzekł ZB9.
-Ja miałem to za wyzwanie, czy Ty? Oddaję Ci głos.
-Niczym "Wiadomości". Piotr Nowakowski, oddaję głos do studia. - środkowy udawał, że trzyma mikrofon w dłoni i słuchawkę w uchu.
-Tak, tak. - westchnęłam. - No to doczekamy się tej dyskwalifikacji?
-Pamiętaj Zbyszku, że jesteśmy coraz starsi. - Ignaczak spojrzał na zegarek.
-Bo on na pewno obrał taką taktykę, żebyśmy umarli tutaj ze starości w tym pokoju, a on już będzie miał spokój z dyksafilikacją, czy jakoś tak. - wtrącił dumny z siebie Piter.
-Też tak sądzę. - poparłam go. Wspominałam raczej, że go kocham.
-Czyli się okazało, że kasa na logopedę poszła w błoto. - westchnął Dzik.
-Nie poszła, bo go nie było, jasne?! - oburzył się Zbyszek.
-Ja Ci już wybaczam te "Wisz co", no ale dyskwalifikacja? - powiedział Bartek z pełnią politowania w głosie. - Tym bardziej, że jesteś sportowcem. Zbychu, no proszę Cię...
-Czepiają się człowieka. - mruknął Winiarski.
-O, Winiarek! Trzymasz moją stronę?
-Niee, po prostu Dagmara napisała mi SMS'a, że znowu źle opaskę na meczu nałożyłem. - lekko się uśmiechnął.
-Doczekamy się, czy nie? - bąknął znudzony Kubiak.
-Grajmy dalej, bo starość nie radość, ale o tym i tak będziemy pamiętać! - ostrzegł Igła, a gra potoczyła się dalej. Zibi cały czas literował sobie to jakże trudne do wypowiedzenia słowo, aż przeniosło się to na mnie, a potem na Dzika i Nowakowskiego. Po chwili wszyscy już pod nosem szeptali sobie słowo "dyskwalifikacja", a Zatorski nawet zaczął je nucić.
-Ooo! Agatka nasza nareszcie przegrała! - uradował się Kuraś.
-Cieszę się tylko, że to nie Ty wygrałeś! - oddałam karty Winiarowi i czekałam na zadanie od Ignaczaka.
-Dobra, zadanie szykowałem na Pita, ale dla Ciebie też może być dobre. - libero charakterystycznie poruszał brwiami.
-No to zaczynam się bać... - westchnęłam.
-Dzisiaj w nocy musisz dostać się na pływalnię i wskoczyć do basenu. Potem przepłynąć go kilka razy wzdłuż.
-Okej. - uniosłam jeden kącik ust.
-Ale jest jeszcze taki mały szczegół. Drobniutki szczególik. - pisnął Krzysiek.
-No?
-Pływasz tam nago.
-Chyba śnisz. - zaśmiałam się.
-No panoowie, bez przesady. - skrzywił się Kubiak i zarzucił na mnie swoje ramię.
-Co bez przesady, wyzwanie to wyzwanie. - wzruszył ramionami Zbyszek.
-Ty się nie udzielaj, bo swojego też nie wykonałeś! - obruszyłam się.
-On ćwiczy, przymierza się. - szepnął Igła.
-Mogę popływać, ale w stroju.
-Nago.
-Strój.
-No to chociaż górę odkryj! - jęknął Nowakowski, a wszyscy popatrzyli się na niego jak na rasowego zboczeńca.
-Odmawiam przyjęcia wyzwania...
-Nie ma tak! - krzyknął Bartman. - Ja muszę wypełnić swoje, to ty też.
-Strój i kropka. - założyłam ręce na piersiach.
-No doobra... - Igła wywrócił oczami. - Ale wskakujesz. Z najwyższej trampoliny! - dodał.
-Tego nie było w umowie. - zdziwiłam się.
-Od teraz jest. - wyszczerzył się. - Czyli co, ty pływasz, Zibi uczy się mówić, Kuraś mówi trenerowi jutro, że jest niedysponowany i nie może grać, a Zati... co robił Zati?
-Musi powiedzieć pani Feli, że obiad był nie dobry. - wtrącił Kubiak.
-Uuu, czyli zgon. Kto trumnę zamawia? - Krzysiu rozejrzał się po pokoju.
-Dzięki za słowa otuchy chłopcy. Zawsze byliście mi pomocni. - Paweł sztucznie się uśmiechnął.
-Nie ma spraaawy, chłopie. - Kurek poklepał go po ramieniu. - To co, jeszcze jedna partyjka i lecim na basen? - zacierał dłonie.
-Ej, ej! Ja nie chcę żebyście wszyscy nade mną stali, jak pływam! - oburzyłam się.
-A skąd będziemy wiedzieli, że wykonałaś zadanie? - rzekł Ignaczak.
-Kubiaczek wystarczy. - przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.
-Ta, jasne. Kubiaczek trzyma razem z Tobą i tyle będzie z całego pływania. - Zbyszek wywrócił oczami.
-No to Misiek i kto jeszcze? - zapytał Ignaczak, a ja ujrzałam las rąk. Ostatecznie Krzysiek wybrał siebie. Cóż za egoizm. W następnej rundzie znów przegrał Zatorski, a wyzwanie wymyślał mu Nowakowski. Jego pierwszy pomysł? "Pawełku, musisz wyskoczyć z okna". No geniusz! Ale potem postanowił, że zwykłe zapukanie do trenerów i poproszenie o kakao wystarczy. No co Zatorski mógł zrobić, musiał tam iść. Niewinnie zapukał do drzwi, a już po chwili otworzył trener Anastasi.
-Dobry wieczór trenerze... - zaczął speszony. - Czy jest pan obecnie w posiadaniu czekoladowego proszku o wdzięcznej nazwie kakao? - zapytał, a u nas wywołała się salwa śmiechu.
-Kakao? - Pan Andrea spojrzał się na niego jak na niedorozwiniętego bachora i odparł, że nie posiada go. Paweł podziękował i wrócił do nas.
-Wy to macie orzeszka we łbie. - bąknął młody libero.
-Nie, mózg. - zdziwił się Nowakowski. - Jak orzeszka?!
-To teraz Aga. - Zibi poruszał brwiami.
-O maatko. - westchnęłam. - Dajcie mi chwilę. - zebrałam się i ruszyłam do swojego pokoju, aby ubrać strój kąpielowy. Przywdziałam go, a na niego zarzuciłam sukienkę. Na szyi powiesiłam ręcznik i wróciłam do chłopaków.
-Gdzie Misiek? - zapytałam, gdy nie zobaczyłam go wśród siatkarzy.
-Gdzieś polazł. - wzruszył ramionami atakujący. - Idźcie już, bo nie mogę patrzeć na tą nagość. - zasłonił oczy. Żegnając się wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się w kierunku pływalni.
-Czekaaajcie! - usłyszeliśmy za sobą krzyk. Zatrzymaliśmy się na środku korytarza, a do nas dobiegł zdyszany Michał K. W ciszy doszliśmy na sportowy basen. Igła stał na czatach, aby nikt nas nie widział, a Kubiak  stał nad wodą. Zrzuciłam ciuch i sprawdziłam temperaturę wody, zanurzając tam nogę.
-Wskakuj, bo zaraz ktoś tu przyjdzie! - pospieszał mnie libero. Wystawiłam w jego kierunku język i weszłam na najwyższą trampolinę. Wzięłam głęboki wdech i rozbiegłam się, po czym wskoczyłam do wody. Kiedy się wynurzyłam, usłyszałam drugi plusk. Zdziwiłam się, w końcu nikt razem ze mną miał nie pływać. Zobaczyłam, że z pływalni wybiega grupka mężczyzn. Okazało się, że do wody wpadł Michał, którego wepchnął Zbyszek, a cała reszta bandy zabrała moje ciuchy.
-Igła ty zdrajco! - krzyknęłam za nim.
-Miłej kąpieli. - zasalutował i wybiegł za kolegami.
-Caaaały basen dla nas. - Dzik wolno do mnie podpłynął i przytulił mnie do siebie, a ja objęłam go udami w pasie. Całował najpierw delikatnie, ale potem coraz namiętniej. Kręciliśmy się wokół własnej osi, lecz po chwili całkiem zanurkowaliśmy. Pocałunek pod wodą jest nie do opisania. Po jeszcze kilku takich obrotach wyszliśmy z wody. Nawet nie mieliśmy się czym wytrzeć przez tych głupków! Próbując zostawiać jak najmniej śladów wbiegliśmy po schodach na górę i wparowaliśmy do pokoju Kurka i Pita.
-Oddawać mi ręcznik! - krzyknęłam rzucając się na Kurka. - Patałachy jedne! - Kurek szarpiąc się ze mną i ciągle nie oddając mi ręcznika śmiał się wbiebogłosy.
-Mógłbym Ci teraz rozwiązać ten Twój śmieszny strój, no ale nie będę taki chamski. - westchnął Bartman.
-Ale ja mogę, bo ona mnie kocha! - Piter zatarł dłonie.
-No, spróbuj tylko, to cewnik potrzebny Ci będzie nie tylko w ustach! - krzyknęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-No to ostro. - wydukał Winiarski.
-A gdzie? - Ignaczak drążył temat.
-W du...
-W dwunastnicy. Chciała powiedzieć w dwunastnicy. - Dziku chwycił mnie za dłoń.
-Ale po ręcznik to ja tutaj jeszcze wpadnę! - oznajmiłam na wychodnym i poszłam do pokoju, żeby się przebrać i wysuszyć. Ubrałam bluzę, legginsy i na stopy naciągnęłam grube, wełniane skarpety. Włosy lekko podsuszyłam suszarką i upięłam w wysokiego koka, na czubku głowy. Po drodze chwyciłam jeszcze zbożowego batonika i wróciłam do pokoju papużek-nierozłączek.
-I co, zadowoleni jesteście z siebie? - burknęłam, usadawiając się na podłodze, tuż pod Miśkiem.
-Bylibyśmy jeszcze bardziej, gdyby w tych magicznych rączkach, krótkich co prawda, ale magicznych znajdował się Twój strój z małpeczką. - wyszczerzył się Krzysiek.
-Powiedz Iwonie, żeby sobie taki kupiła, to będziesz go mógł trzymać tyle ile sobie wymarzysz. - wywróciłam oczami.  -A co z Kurasiem, Zatim i Zibim? - zapytałam.
-Kuraś i Zati wykonają wszystko jutro. A Zibi caaaały czas trenuje. - wszyscy skierowali swój wzrok na ćwiczącego atakującego.
-Boże, czy to tak trudno powiedzieć słowo "dyskwalifikacja" ?!
-Nie krzycz. - zasmucił się Nowakowski. - Mogę Ci nawet oddać tę sukienkę, ale nie krzycz.
-Okej. - odetchnęłam.
-Ile razy mam powiedzieć to diabelskie słowo?
-Trzy. - odpowiedzieli wszyscy chórem.
-Myślałem, że dwa. Czyli muszę jeszcze poćwiczyć. - odparł Zbyszek i kontynuował swój trening, a reszta przyłożyła sobie "face palm'a".
-Mógłbym usłyszeć to godzinę temu, a tak o całą godzinę bliżej mi do grobu. - westchnął Krzysiu spoglądając na wyświetlacz komórki. - Umrę ze świadomością, że zadaję się z ludźmi, którzy chcą pożyczyć kakao od trenera, chłopakami, którzy miesiączkują oraz nie umieją mówić i z marzeniem posiadania stroju w małpeczki. - westchnął rozkładając się na podłodze.

______________________________________________________________

Jako że wena trzymała mnie w swych objęciach, rozdział długi, lecz bardzo obfity w dialogi. :D
Mam nadzieję, że się spodoba, a tymczasem lecę się edukować. 
Dopiero poniedziałek, a ja już mam dość. :C 
Pozdrawiam, Sissi. ♥
I obiecaj, że już mnie nie opuścisz...




niedziela, 18 listopada 2012

~Rozdział 28~

-Piotrek?! Piotrek! - rzuciłam się na chłopaka, próbując go ocucić. Głośno wołałam o pomoc, a już po chwili w pokoju znalazł się Kubiak, Igła i Zibi.
-Dzwonić po karetkę?! - panikował Zbyszek.
-A jeszcze tego nie zrobiłeś?! - oburzyłam się. - Dobra, dzwoń. Spokojnie... - odetchnęłam i chciałam zrobić Piotrkowi opatrunek.
-A można wyczuć puls? - Kubiak dawał mi porady, przecież to ja jestem lekarzem!
-Można!
-Boże, jak panikujecie... - Nowakowski wywrócił oczami. - Jeszcze nie zauważyłaś, że to ketchup? - zaśmiał się, a ja uderzyłam go w ramię. - Jak łatwo Was nabrać...
-Halo? Pogotowie? Prosimy do Ośrodka Sportowego w Spale, mamy tutaj przypadek choroby psychicznej naszego kolegi! - wydarł się Bartman.
-Od razu choroba psychiczna... - podniósł się Pit, zlizując pomidorowy sos.
-Myślałem, że już się wykrwawisz! - przestraszył się Ignaczak.
-No, ja tak samo. - pokiwał głową Dziku. - A tu patrz, Piotruś żartowniś tyle ketchupu zmarnował.
Zbyszek przeprosił panią od odbierania telefonów na pogotowiu, za fałszywy alarm, ale ta zagroziła grzywną na przyszłość, lecz kiedy dowiedziała się z kim rozmawiała, od razu zapomniała o całej sprawie. Te kobiety...
-Matko, ja kiedyś z Wami na zawał padnę. - westchnęłam.
-Co jestem mistrzem. - zaśmiał się Piotrek.
-Debilizmu chyba. - dodał Zibi.
-On i tak się będzie cieszył. - szepnął Ignaczak.
-To ja zmierzam wziąć prysznic, bo nie będę paradował cały we krwi, co nie? - zaśmiał się taki swoim specyficznym "hehe" i wyszedł z pokoju. W jego ślady poszedł także Igła, Zibi i Kubiak. Ja przebrałam się i na chwile położyłam się na łóżku.
-Aga, musimy pogadać! - do pokoju jak tornado wpadł Kuraś.
-Ty też umierasz? - mruknęłam, z twarzą wciśniętą w pościel.
-Co? - zdziwił się.
-Nie nic. O czym chesz gadać? - podniosłam się na łokciach odwracając się w jego stronę.
-O Tobie. I o mnie. I w ogóle... - wymamrotał.
-O czym? - prawie wykrzyczałam te słowa.
-Musimy porozmawiać, dopóki mam odwagę. Proszę Cię, muszę to z siebie wywalić, bo niedługo stracę wszystkie włosy. - złapał mnie za rękę i wyciągnął z łóżka. Szybko wydostaliśmy się z ośrodka i poszliśmy w stronę centrum.
-Co jest? - zapytałam, chowając dłonie do kieszeni spodni.
-Bo... kurczę, nie umiem zacząć. - zdenerwował się.
-Pamiętaj, od początku. - uniosłam jeden kącik ust, a nawet nie zauważyłam, kiedy obok mnie nie szedł już Kurek. Zatrzymał się kilka metrów ode mnie, lecz po chwili złapał mnie za łokieć i przyciągnął do siebie, a ja znalazłam się twarzą na wysokości jego torsu.
-Cały czas jestem dla Ciebie ważny? - szepnął.
-A czy kiedyś w ogóle byłeś? - zapytałam zdezorientowana.
-Nie pamiętasz? Ta zazdrość, zamartwianie się...
-Schlebiasz sobie. - próbowałam wyrwać się z jego objęć. Kompletnie nie rozumiałam o czym on do mnie mówi, nigdy nie czułam do niego nic więcej, poza zwykłą przyjaźnią i koleżeństwem.
-To dlaczego nie tolerowałaś mojego związku z Gabi?
-Bo sądzę, że stać Cię na kogoś lepszego. Poza tym, do czego zmierzasz?
-Gdy Kubiak powiedział nam, że mu się podobasz... wkurzyłem się, bo miałem przeciwnika. To ja chciałem o Ciebie dbać i troszczyć się o Ciebie.
-Ale ja nie jestem małym dzieckiem, żeby się mną zajmować. - parsknęłam i uwolniłam się z jego uścisku.
-Poza tym, dawałaś mi jednoznaczne znaki. Myślałem, że ja... że zakochałaś się we mnie.
-Nie myśl. - odwróciłam się od niego.
-Chciałem, żebyś była o mnie zazdrosna i zrozumiała co tracisz! - krzyknął za mną.
-Bartek, nie wszystko krąży wokół Ciebie! Kocham Michała! To, że raz, czy dwa spojrzałam na Ciebie, a ty odebrałeś to jako podryw, to już nie moja sprawa! Zrozum, teraz jestem już w związku i proszę Cię, nie waż się nawet tego popsuć. - dodałam.
-Przepraszam...
-Pozostanie to między nami? - zapytałam.
-Tak, jasne. - pokiwał twierdząco głową.
-Zapomnijmy o tym i zachowujmy się jak przedtem, żeby nikt się nie zorientował, okej? - on znów potwierdził. - Traktuję Cię jak przyjaciela... tylko jak przyjaciela.
-Misiek to szczęściarz...
-Nie zaczynaj! - westchnęłam. Wśród opowiastek Bartka na temat dzisiejszego meczu wróciliśmy do hotelu i z prędkością światła zaszyliśmy się w swoich pokojach. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, 18:22. Powinnam już schodzić na kolację. W pośpiechu zbiegłam po schodach, a tam gwar jak na straganie. Odbierając swoją porcję kolacji usiadłam przy stole i przystąpiłam do jedzenia.
-Albo widzieliście minę tego Czecha jak mu postawiliśmy blok, a on nie zorientował się, że jego piłka spadła centralnie na jego boisko? - emocjonował się Możdżonek.
-No, to było dobre. - odrzekł Piter.
-Piotruś, oplułeś się... - skrzywił się Bartman. Nowakowski nerwowo wytarł swoją brodę i zawstydzony powrócił do spożywania.
-Nie wiem, może sobie jakiś cewnik załóż, czy coś. - dodał Igła.
-O, dobry pomysł! Jak to będzie, pójdziesz z dziewczyną na randkę i będziesz pluł na około? - poparł goWiniarski.
-On nie będzie chodził na randki... - mruknął Zbyszek.
-On będzie robił castingi na najlepszą żonę. - zaśmiał się Kuraś i kątem oka spojrzał na mnie.
-Moja ślina, moja sprawa. - burknął Pit. - A co do randek. Na niejednej już byłem i zaprzestać nie zamierzam!
-Proszę, proszę. Cóż za Alvaro. - roześmiał się Kubiak.
-Dajmy spokój Piotrusiowi... - powiedziałam smutnym głosem, a Nowakowski podziękował mi mrugnięciem oka. Reszta posiłku już minęła nam jak zwykle. Wśród sucharków Igły. Objedzeni wróciliśmy do pokoi.
-Agata, jesteś? - usłyszałam zza drzwi wejściowych.
-Nie. - bąknęłam.
-No to chodź na partyjkę pokera.
-Pani Werner nie ma obecnie w pokoju, proszę zostawić wiadomość. - wyrecytowałam.
-Dobra, nie będę się z Tobą bawić. - Kubiak wszedł do pokoju i wziął mnie na ręce.
-Misieeek... - jęknęłam z bezsilności.
-Oj nie marudź. - pocałował mnie i zaniósł do pokoju Pita i Bartka. Tam wszyscy już grzecznie siedzieli, przy butelce wody mineralnej, albo soczku. Peełna kulturka.
-Gramy na wyzwania? - zapytał Winiar, który rozdawał karty.
-Gramy. - odparłam, a wszyscy popatrzyli się na mnie ze zdziwieniem.
-Kto przegrywa, od wygranego dostaje zadanie. "Redi? Goł!" . - wszyscy popatrzyli się na Michała z politowaniem i zaczęli grać.

_________________________________________________________________

Dzisiaj szybciej, bo mam masę nauki, a zaraz przychodzą goście. : o 
No to życzę Wam miłego wieczoru i mam nadzieję, że do jutra. :D
Pozdrawiam, Sissi. ♥


sobota, 17 listopada 2012

~Rozdział 27~

Chłopcy do pierwszej przerwy technicznej prowadzili 8:3. Oby tylko dotrzymali tak do końca. Widać było, że wszyscy byli w doskonałej dyspozycji i nawet Pit skupił się na blokowaniu, a nie wymyślaniu sensu w słowie "Smacznego". Ale i tak go lubię. Po zachłannym łykaniu wody i wycieraniu się ręcznikiem wrócili do gry. Potem szło jak z płatka, w pierwszym secie rozgromili Czechów 25:18.
-Chyba złamałem palca! - krzyknął Zibi, próbując przekrzyczeć wiwatujący tłum. Przerażona z każdej strony obejrzałam jego kończynę, ale okazało się, że to nic poważnego, po prostu lekko go wybił, ale dzięki tym mega super plastrom nie jest tak źle. Zmotywowani wrócili na boisko. 2 set rozpoczęli już trochę gorzej, ale do przerwy technicznej wyciągnęli i znów prowadzili do samego końca. Wspominać ile wygrali? 25:21. 3 set to tylko formalność. Prowadzili od samego początku, do końca wygrywając tym samym 25:20 . No co jak co, ale drużynę to my mamy niesamowitą. Obyło się bez większych urazów, tylko raz musiałam interweniować do palca Zbyszka, przez co nie zagrał pod koniec 3. seta, ale godnie zastąpił go Jarosz i wygrali całe spotkanie pewnym 3 do 0. Mokrzy, zmęczeni, ale zadowoleni ruszyli do szatni. Po drodze napadły ich tłumy fanek, aby podpisali im autografy, a ja ulotniłam się do szatni.
-Boże, te małolaty z meczu na mecz stają się coraz bardziej nachalne... - narzekał Bartman po wejściu do szatni. - Czy my nie mamy innych, porządnych fanów?
-Zbyszku... - westchnął Pit. - Trzeba uszanować każdego naszego wielbiciela... jedni są lepsi, drudzy gorsi, ale wszystkich trzeba traktować tak samo. - zakończył siadając na ławeczce.
-Proszę, proszę. Odezwał się ten, co miał najmniejszą grupkę dziewczynek wokół siebie. - zaśmiał się Ignaczak.
-A co, liczyłeś?! - oburzył się środkowy.
-Nie, bo byłem zajęty robieniem zdjęć. - libero poruszał brwiami. - A tak poza tym, Agatko chciałbym się przebrać.
-Nie krępuj się. - wygodnie usadowiłam się na ławce, opierając plecy o ścianę.
-Ale nie odpowiadam za uszczerbki na Twoim zdrowiu!
-Mówi tak, bo już nie jedna padła na zawał, gdy zobaczyła jego "kaloryfer". - oznajmił Pit, ujmując to ostatnie słowo w tzw. króliczki. Zawału to ja wolałam uniknąć i wyszłam z przebieralni zostawiając ich samym sobie. Usiadłam na krzesełkach w holu i wyjęłam telefon. 3 nieodebrane połączenia od "Mama". Postanowiłam, że oddzwonię.
-Czemu nie odbierasz? - krzyknęła mama do słuchawki.
-Wymarzone przywitanie. Cześć mamo... - westchnęłam. - Byłam na meczu, nie słyszałam dzwonka.
-Ty teraz chwili wytchnienia nie masz! Cały czas praca, praca i praca!
-A tutaj się zdziwisz, otóż mam czas na odpoczynek.
-Ty mi lepiej dziecko powiedz, kiedy w Bełchatowie będziesz?!
-Nie wiem... mamo, jak będę coś wiedziała, to na pewno Ci powiem. - uspokajałam ją.
-Już widzę, ja ty mi coś mówisz... - głęboko odetchnęła.
-Coś jeszcze chciałabyś wiedzieć?
-Nie, wystarczy, że żyjesz. - zaśmiała się.
-A u Was co tam?
-Tata cały czas w pracy, Twój brat szlaja się gdzieś po osiedlu nocami, a ja gotuję, sprzątam i piorę. Czyli po staremu...
-Jak przyjadę to pogadamy, ale teraz muszę kończyć. - powiedziałam, gdy zobaczyłam chłopaków wychodzących z szatni.
-Jak zwykle... No dobra. Trzymaj się i kocham Cię.
-Ja Ciebie też. Pa. - zakończyłam i wcisnęłam telefon do kieszeni.
-Mamy jeszcze trochę czasu do wyjazdu... - powiedział Kubiak przytulając mnie.
-Czemu... - jęknęłam.
-Bo dostaniemy medalee! - krzyknął Pit skacząc z radości.
-Jakie medale. Człowieku. - wykpił go Bartman. - Na MVP czekamy.
-A muszę przy tym być?
-Nie chcesz zobaczyć swojego chłopaka, kiedy zostaje MVP? - zdziwił się Igła.
-MVP spotkania z Czechami w Tomaszowie? Ciekawe... - wyszczerzyłam się. - Mam ochotę przejść się po okolicy.
-Nawet takie MVP fajnie prezentowało się na półeczce... zawsze coś. - rozmarzył się Nowakowski.
-Proszę Was. - parsknęłam. - Ktoś idzie ze mną? - zmierzyłam wszystkich siatkarzy wzrokiem, a oni przecząco kiwali głową. - Każdy z Was myśli, że zostanie tym marnym graczem meczu? - skrzywiłam się. - Stawiam na Bartmana, Kurka albo Winiara.
-Nie rozumiesz tych emocji. - Pit zmrużył oczy.
-No jakoś nie. - uniosłam jeden kącik ust. - MVP Ligi Światowej, albo Igrzysk Olimpijskich... to coś, a nie jednego meczu w Tomaszowie. - zaśmiałam się, lecz żaden zawodnik nie poparł mojej reakcji. Każdy surowo trzymał się swojego zdania. - No doobra... - wywróciłam oczami i chwyciłam Michała pod rękę, po czym wszyscy ruszyliśmy z powrotem na salę. Całe trybuny doskonale bawiły się przy najbardziej znanych piosenkach, a my w spokoju usiedliśmy sobie na krzesełkach.
-Kiedy mają ogłosić to MVP? - zapytałam.
-No jakoś zaa... kilka minut. - Kubiak spojrzał na zegarek. W tamtym momencie wybrano najbardziej charyzmatyczną osobę na widowni, czyli trzeba mieć szczęście, aby kamera najechała właśnie na Ciebie. Była to ciemnowłosa kobieta, dość wysoka o piwnych oczach. Nagrodą był wielki kosz słodyczy, zdjęcie z siatkarzami i osobisty uścisk dłoni. Kiedyś skakałabym z radości, ale teraz mam to na codzień. Nadeszła pora na ogłoszenie tego najlepszego, tego najznakomitszego, tego najwspanialszego. Czyli godzina zero.
-To na pewno będę ja... - szepnął Pit. Zmierzyłam go wzrokiem. - No coo, pomarzyć nie wolno?
-Pomarzyć to można. - roześmiałam się i dostałam od niego kuksańca w ramię.
-Najlepszym zawodnikiem meczu zostaje... - rzekł spiker. Michał nerwowo chwycił moją dłoń i mocno ścisnął. To chyba dla nich rzeczywiście takie ważne. - Bartooosz Kureeeek! - trybuny wiwatowały, chłopaki nawzajem sobie gratulowali. Czyli tak jak myślałam, że Bartek zostanie tym najlepszym graczem. Odebrał statuetkę, zapozował do kilku zdjęć i wrócił do nas.
-No chodź do tatusia. - Piotrek wyciągnął dłonie w kierunku nagrody. Bartek popatrzył na niego z miną typu "What the..." i niepewnie podał mu  jego własność. Nowakowski obejrzał ją dokładnie z każdej strony, wymacał, wygłaskał, aż w końcu po walce oddał mu ją Bartkowi.
-Możemy już jechać? - westchnęłam. Po kolejnym podziękowaniu kibicom ruszyliśmy w kierunku wyjścia, wcześniej zabierając torby z szatni. Weszliśmy do autokaru, a Winiarski już po chwili odpalił swojego BumBox'a. Chłopcy śpiewali wniebogłosy, wymachiwali rękami, darli się... no ale cóż, radość robi swoje. Bartman cały czas zajęty był swoim palcem. Obserwował go i co chwila podstawiał mi go przed nos, pytając, czy aby na pewno nie jest złamany. Choć w tamten dzień praktycznie nic nie robiłam, to i tak byłam zmęczona, więc oparłam się o ramię Miśka i niewiele trzeba mi było, aby zasnąć. Dziku także usnął, bo słychać było, jak uderzył głową o szybę. Wtedy lekko się przebudziłam, a chłopaki nie wytrzymywali ze śmiechu.
-No żeby tak w autokaaarze... - rzekł rozradowany Ignaczak. Wtedy zorientowałam się, że leżę na kolanach Michała. Nie powiem, dwuznacznie to wyglądało.
-Zboczuchy jedne. - podniosłam się i przetarłam oczy. - Kiedy będziemy?
-Dopiero wyjechaliśmy z hali. - zdziwił się Winiarski.
-A ja mam MVP! - darł się zadowolony Bartek wymachując statuetką. W pewnym momencie wyślizgnęła mu się z rąk i upadła na głowę Piotrka. -Piotruś! Przepraszam!
-Wystarczyło mi ją podać, a nie rzucać na łeb. - Nowakowski podrapał się po głowie.
-Nic Ci nie jest? Nie masz mroczków przed oczami, nie chce Ci się wymiotować, nie czujesz mrowienia w tamtym miejscu? - obrzucałam go pytaniami.
-Mroczków? To Ci z "M jak miłość"? Niestety... - westchnął.
-Zobaczcie co stało się z moją nagrodą.... - jęknął Kuraś podnosząc z ziemi swoją połamaną statuetkę.
-A zobacz co stało się z moją łepetyną! - wskazał na wielkiego guza.
-Kit z Twoją łepetyną... - machnął ręką.
-Zero jakiejkolwiek wrażliwości. - pokiwał głową Bartman. - Twój kolega mógł umrzeć. Krwotoku dostać. A ty co, statuetką się zajmujesz?
-Kolegów mam kilkudziesięciu. - wzruszył ramionami.
-Ale prostak. - Piotrek zacisnął wargi. - Nie kocham Cię już!
Spojrzenie wszystkich wyjaśniało wszystko.
-Piotruś, czy ja o czymś nie wiem? - powiedział Zbyszek, dosyć "gejowskim" głosem.
-Zbysiu, wiesz o wszystkim!
-Skończmy, to nie autokar homoseksualistów, ale powoli zaczynam w to wątpić. - skrzywił się Ignaczak.
-A Agata, nie wydaje Ci się, że ten palec jest teraz trochę grubszy? - znów wystawił go przed moją twarz.
-Bartman do cholery! - wydarłam się. - Dojedziemy na miejsce, to Ci go obetnę, ale daj mi teraz święty spokój! Nic złego się z nim nie dzieje!
-Jako doktor powinnaś mi coś zaradzić. - obrażony założył ręce na torsie.
-No to powiedziała, że Ci go obetnie. - wtrącił się Ignaczak.
-Ha ha haa... - wywrócił oczami atakujący. - Wy to macie poczucie humoru.
-Ale tutaj nie potrzebne jest poczucie humoru. Wcale nie chciałam Cię rozbawić mówiąc, że obetnę Ci tego palucha. - wyszczerzyłam się. Zibi wyraźnie przerażony spojrzał na mnie, szeroko otwartymi oczami.
-Co ty głupi jesteś, Zbychu. - zaśmiał się Kubiak, przytulając mnie.
-Mędrzec się odezwał. Ja tu palca stracę! - oburzył się.
-Właśnie. - poparł go Piotrek cały czas masując głowę. - Ja mało co, a bym czaszkę stracił! Kto by wtedy takie super bloki stawiał?
-Drzewo. - Igła wskazał na Możdżonka, który został wyrwany ze snu.
-Zejdźcie ze mnie... - mruknął, znów układając się na siedzeniach.
-Z Ciebie bez drabiny zejść się nie da. - cały autokar, razem z kierowcą wybuchł śmiechem. Po godzinie byliśmy już z powrotem w naszej ukochanej i przytulnej Spale. Wszyscy rzuciliśmy się do windy, ale oczywiście część musiała iść schodami.
-Co tak wolno? - zaśmiał się Ignaczak, który już wchodził do swojego pokoju i zobaczył nas wleczących się korytarzem.
-Odezwał się ten, co windą pojechał. - parsknęłam uderzając moje drzwi z barka, bo nie chciały się otworzyć. Wpadłam do środka i rzuciłam się na łóżko. Leżałam na nim na wznak, dobre kilka minut, dopóki do pokoju nie wparował Nowakowski.
-Agata... - szepnął.
-Hmm... - mruknęłam, już prawie przysypiając.
-Krew mi leci. - powiedział. Porządna dawka adrenaliny od razu dostała się do mojego mózgu i zerwałam się z łóżka. Spojrzałam na Piotrka i jego dłoń całą we krwi.
-Co zrobiłes?!-  chwyciłam za apteczkę.
-Właśnie o to chodzi, że nic. To chyba przez tą statue... - nie dokończył, bo osunął się na ziemię.

_______________________________________________________

Dramatyczny koniec... ;>  Jako że śnił mi się dzisiaj Bartek Kurek, postanowiłam, że jutrzejszy rozdział po krótce poświęce jemu i mam na to pewną koncepcję. ;> :D Sen był o tyle dziwny, że łaziłam z nim po cmentarzu... o.O
Jak Wam minęła sobota? Bo mi dobrze. ;-)
Pozdrawiam, Sissi. ♥



piątek, 16 listopada 2012

~Rozdział 26~

-Ale mnie plecy bolą! - Misiek wyciągał się we wszystkie strony, próbując rozciągnąć ból.
-Mówiłam, że to poraniony pomysł! - usiadłam na łóżku. - O, a widzę Winiarek u fryca był. - zaśmiałam się i przeczochrałam już jego krótkie włosy.
-A jak, Guma zadziałał. - wyszczerzył się. - Miałem wystąpić z fetą we włosach? Rozumiem jakbyśmy mieli grać z Grekami... - pokiwał głową.
-Dobra, Aga chodźmy już... - Kubiak chwycił mnie za obie ręce.
-A Wy gdzie?! - zdziwił się Zbyszek.
-Tam. - Michał wskazał na drzwi.
-Ale jest pełnia... Michał!
-No i co? - skrzywił się.
-Pełnia, równa się wilkołaki... - jęknął. - Proszę Cię...
Wszyscy zmierzyli go wzrokiem, a po chwili wyśmiali. On zawstydzony zatrzasnął okno, które cały czas było otwarte, a my życząc dobrej nocy wyszliśmy z pokoju. Gdy po walce z zamkiem wpadliśmy do środka, Dziku od razu zabrał się za zsuwanie łóżek.
-Serbowie nabałaganili, to teraz mogliby ogarnąć. - mruczał oburzony.
-No to ja śmigam do łazienki. - chwyciłam całą kosmetyczkę i pidżamę.
-Ej! Ja chciałem... - zrobił smutną minę.
-Kobiety mają pierszeństwo. - wysłałam mu buziaka w powietrzu i zamknęłam za sobą drzwi. Kiedy już zdjęłam sweter i rozpinałam dżinsy, drzwi od łazienki otworzyły się.
-Nie zamykasz się? - zapytał zdziwiony.
-Nie. Po co. Raczej do tej pory nikt nie wchodził tutaj bez pukania. - lekko wypchnęłam go za drzwi.
-To ja popilnuję. - wyszczerzył się z powrotem wchodząc do pomieszczenia.
-Na zewnątrz proszę bardzo. - powtórnie go wygoniłam.
-Ale jesteś. - wywrócił oczami i zamknął za sobą drzwi. Głęboko westchnęłam i wskoczyłam pod prysznic. Przekręciłam kurek z gorącą wodę, a para wypełniła całą kabinę. Wtedy usłyszałam głośny trzask drzwiami.
-Misiek, nawet nie próbuj! - krzyknęłam.
-Ale czego? Tego? - zapytał zamykając za sobą drzwiczki od prysznicowej kabiny.
-Ałaa, nic nie widzę! - wydarłam się, kiedy szampon wleciał mi do oka. Nerwowo pocierałam je, a ono coraz bardziej szczypało.
-Boże, ciamajdo. - Michał chwycił za słuchawkę prysznica i oblał mnie wodą. - Lepiej? - zapytał.
-Nie. - odparłam, cały czas trąc oko.
-Otwórz i pomrugaj... - nakazał. Jak powiedział tak zrobiłam, lecz to nie przyniosło żadnego efektu.
-Będziesz tutaj ze mną stał goły?! - oburzyłam się. - Jakbyś tutaj nie wszedł, nie straciłabym wzroku. - odwróciłam się do niego tyłem, polewając sobie twarz chłodną wodą.
-Przepraaaszam... a poza tym nie jestem goły, mam bokserki. - szepnął i objął mnie od tyłu całując po karku i szyi. Potem szybkim ruchem obrócił mną i stałam do niego przodem. Zaczął całować moje policzki i skronie, następnie usta. Jego dłonie błądziły po moich plecach i pośladkach, a ja trzymałam jedną rękę na jego torsie, a w drugiej trzymałam prysznic, z którego cały czas lała się zimna woda. Michał ujął dłonią moje udo, a ja objęłam nim jego lędźwia. Słuchawka w końcu całkiem opadła na podłogę, a ja przeczesywałam jego włosy. Całowaliśmy się długo, ale Michał w końcu spojrzał w moje oczy i lekko je przymrużył.
-Kąpiel dobiegła końca. - jeszcze raz go pocałowałam i wygoniłam z kabiny. Zasmucony wytarł się ręcznikiem i posłusznie wyszedł z łazienki. Po kilkunastu minutach ja wyszłam z pomieszczenia, susząc swoje włosy ręcznikiem. Zobaczyłam, że Kubiak już słodko śpi rozłożony na obydwu łóżkach i w dodatku w takim samym T-Shircie jak ja. Niebieskim z białym znaczkiem "Reebok" na plecach. Cicho przedzierając się przez pokój zgasiłam światło i położyłam się obok niego, wcześniej całując go w policzek. On lekko się przebudził i objał mnie ramieniem. Całą noc przespaliśmy w pozycji embrionalnej.
***
-Wstajemy... - szepnął odgarniając mi włosy z twarzy. 
-Jeszcze sekunda... - mruknęłam zaspana. 
-Już minęła. - klepnął mnie w tyłek. 
-Ej! - od razu się obudziłam i zerwałam z łóżka. 
-O, masz taki sam T-Shirt jak ja... - spojrzał na swoją koszulkę.
-Nie, niee, to ty masz taki jak ja. - wyszczerzyłam się, kładąc ręce na biodrach. Michał rzucił we mnie poduszką, a ja mu ją szybko odrzuciłam. Potem szybko wskoczyłam do łazienki tylko ogarnąć twarz i wyskoczyłam z niej równie szybko. Następnie lekkie śniadanko i po kolejnym sprawdzeniu wszystkich potrzebnych rzeczy wpakowaliśmy się do autokaru. Od pana Sokala dostałam biało-czerwoną koszulkę z kołnierzykiem i flagą Polski po lewej stronie. Do tego białą bluzę z wielkim napisem "POLSKA" na plecach. Każdy zawodnik od razu słuchawki w uszy, albo podziwianie widoków za oknem. Z nikim nie mogłam pogadać, więc ja też oddałam się muzyce. Po niecałych 2-óch godzinach byliśmy na miejscu, bo były straszne korki. Trener zagonił chłopców do szatni, a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, dlatego skierowałam się do halii, na której mieli grać. Kibice już powoli zbierali się na trybunach, ale ja tylko rozejrzałam się i wróciłam pod przebieralnię siatkarzy. To mój debiut, nie byłam jeszcze z nimi na takim meczu. Gotowi i zagrzani do boju chłopcy wyszli w kierunku boiska. 
-Ach ta trema... - Igła teatralnie wachlował się ręką. 
-Dacie radę. - uśmiechnęłam się i dałam Kubiakowi całusa w policzek, a potem niezauważalnie usiadłam sobie na krzesełkach i przygotowałam apteczkę. Miejmy nadzieję, że nie będzie potrzebna. 

_________________________________________________________

Przepraaaaszam, że ten rozdział jest taki dziwny, ale dzisiaj nic mi się nie kleiło, a notatki w Wordzie już mi się skończyły i piszę na bieżąco, a do tego coś źle się czuję. :C  Może to dlatego, że całą swoją wenę zużyłam wczoraj? :C Miejmy nadzieję, że jutro będzie lepiej. ;)
Pozdrawiam, Sissi. ♥

czwartek, 15 listopada 2012

~Rozdział 25~

-Idą, idą, idą, idą, iidą! - krzyczał wniebowzięty Piter, gdy zobaczył, że nasi znajomi z Serbii kierują się do mojego pokoju.
-Kuuurde, chłopaki. Jak Wy to sobie wyobrażacie? - lamentowałam. Na 2 metrach kwadratowych, miało zmieścić się 30 chłopa, także chyba rozumiecie mój żal...
-Do dyspozycji mają podłogę, szafki, półki... - wzruszył ramionami Igła. - Tylko nie łóżka, bo łóżka zajmuje szlachta! Szlachta, czyli ma się rozumieć, że ja oczywiście... - ukazał rząd swoich zębów.
-Ja już się boję, co Wy wymyślicie do końca tego pobytu tutaj... - rzekłam, wpuszczając obcokrajowców do siebie. Ich wchodzenia nie było końca. Naliczyłam ich 14. - Rozgośćcie się... - powiedziałam cicho, kiedy zauważyłam, że po wejściu trzech mężczyzn, już czułam się jak w malutkiej klitce. Krzysiu rozdał wszystkim po szklance pomarańczowego soku, bo przecież co złego to nie oni i puścił piosenkę. Wszyscy od razu zaczęli podrygiwać. Daję głowę, że jeśli tylko byłoby miejsce, od razu wszyscy rzuciliby się do tańca. Siedziałam pomiędzy Atanasijevićem, a Winiarskim. Jako że koledzy z drużyny to nie chciałam im przeszkadzać i poszłam na kolana do Dzika.
-Cześć chłopcy! - usłyszałam piskliwy głosik i trzaśnięcie drzwiami. Tylko nie to...
-Kto ją tutaj zaprosił?! - wykrzyczałam. Całe szczęście, że po polsku.
-Ja. - wyrwał się Kurek. - Masz coś przeciwko?
-Tak, mam.
-Dooobra, młodzieży. Bawmy się, w końcu jakaś integracja musi być! - wciął się Ignaczak. - Aga, nie zwracaj na nią uwagi.
-Jak mam nie zwracać na nią uwagi, jeśli jej tyłek zajmuje całą przestrzeń?! - darłam się. - A poza tym jej blond siano odbija światło i mnie razi.
-A to onaa, a ja myślałem, że o 17 świeci takie słońce... - westchnął Nowakowski.
-No popatrz... - wywróciłam oczami.
-Nie mogę, siano mnie razi. - schował twarz w dłoniach. - A tak w ogóle, to dobry sok. - uniósł szklankę z napojem do góry.
-Toast? No to Piter, prosimy. - zaprosił Łukasz.
-Jaki toast? - zdziwił się środkowy. - Ja tylko pochwalić sok chciałem. - uniósł jedną brew.
-Dziwny toast, ale niech będzie... za dobry sok! - wszyscy unieśliśmy swój sok do góry i wznieśliśmy uroczysty toast.
-Nie wiedziałem, że jestem mistrzem tego typu spraw. - roześmiał się Piotrek. - Odkrywam w sobie nowe talenty... - westchnął. - I wiecie co? - skrzywił się.
-No...? - odparłam znudzona.
-Chyba zaraz zobaczycie zawartość mojego żołądka na środku tego pokoju... - wskazał na mizdrzących się państwa Kurek. Wszyscy na raz odwrócili wzrok w ich stronę. Lepiej by było gdybym nigdy nie ujrzała tego obrazka, bo już nigdy nie pozbędę się go z mojej głowy.
-O masakra, nie zniosę tego. - zasłoniłam oczy. - Kto ich stąd wywali?!
-"Bodygard" Zbyszek gotów do interwencji! - zasalutował Bartman. - E! - zagwizdał na Barbie i Siuraka. Oni jednocześnie spojrzeli się na niego. Gdyby wzrok mógłby zabijać, atakujący już dawno leżałby w kostnicy.
-Czego? - odezwał się zdenerwowany Bartek.
-Dentysta w centrum. - uśmiechnął się sztucznie.
-Co on mówi? - zapytała Gabi niewinnym i słodkim głosikiem
-Że nam zazdrości... - odparł Kurek. Cała Polska część pokoju wybuchnęła śmiechem, a tamci wkurzeni wybiegli z pokoju.
-No i git. Dziękuję. - przybiłam piątkę z Zibim. - Możemy zacząć zabawę.
-Ale ona cały czas trwa. - mruknął Winiar.
-Szmaragdy i diameeeeenty! - śpiewał Ignaczak. - Agatka, proszę, parkiet wolny. - poruszał brwiami wystawiając do mnie rękę.
-Taki parkiet, jak stąd do Afryki. - zaśmiałam się, ale poszłam razem z nim. Miejsca było mało, ale przyjemnie mi się kołysało. Żeby chociaż na to był wystarczający obszar.
-Odbijany! - krzyknął Kubiak, klaskając w dłonie.
-Jaki odbijany, nawet refren nie minął! - oburzył się libero. Michał odczekał trochę.
-Już minął. Mogę prosić? - wypchał Krzysia i stanął na jego miejscu, łapiąc moje dłonie.
-Bezczelny typ. - zaśmiałam się i mocno go przytuliłam.
-Ale chyba kochany, co nie?
-Czasaaami... - wtedy Igła zmienił repertuar.
-Macie! Teraz tańczcie sobie do tego! - podgłośnił na max i usiadł obok Piotrka, który popijał już kolejną szklankę soku z kolei.
-On myśli, że to dla nas problem? - zaśmiał się Kubiak.
-Najwyraźniej. Dawaj, mu pokażemy! - na jego reakcję nie musiałam długo czekać. Zaczął obracać mną we wszystkie strony, co teoretycznie było niewykonalne.
-Kuuurde, uważajcie trochę! - bulwersował się Zbyszek, którego popchnęliśmy. Niechcąco! Serbscy zawodnicy ruszyli w nasze ślady i poodsuwali łóżka, przez co na środku pokoju stworzył się całkiem spory kawałek parkietu. Wszyscy wyśmienicie się bawili, skakali, śpiewali i tańczyli. Tańczyłam chyba z każdym.
-Gabi ze mną zerwała... - do pokoju wparował Bartek. Cały we łzach, z porwaną koszulką, rozczochranymi włosami... no dobra, żarcik. Był tylko w lekkim szoku.  - Gabi ze mną zerwała. Rozumiecie? Ze mną. To ja zrywam z dziewczynami, a nie one ze mną. Gabi zerwała z Kurkiem.
-Już widzę te slogany w gazetach. " Barbie Gabi pseudonim Blondi zerwała z MVP Ligi Światowej Bartkiem Kurkiem ". To by było coś... - rozmarzył się Piotrek.
-No, no, noo... - zagwizdał Bartman. - Ktoś tutaj stracił męską dumę. - zaśmiał się.
-Kit z męską dumą! A co z Gabi? - wypytywał Kubiak.
-A Ciebie co to interesuje?! - uderzyłam go w ramię.
-Szkoda mi dziewczyny... a miała taką możliwość ustatkowania się. - westchnął.
-Ciekawe kogo teraz wyrwie Barbie... muszę się zabunkrować! - krzyczał Pit.
-E tam, ty nie musisz. - Igła machnął ręką. - Gorzej ze mną. - przeraził się.
-Czemu ja nie muszę?! To, że mam leciutką niedowagę, to nie wyklucza mnie z życia towarzyskiego! - oburzył się środkowy.
-Spadajcie, Wy myślicie, że poleci na Was? - parsknął Zbyszek. - Kto tutaj zarywał, przepraszam bardzo?
-Jak zarywał? - zdziwił się Kurek. - To Wy za moimi plecami... się... aha, no dobra, dzięki.
-No Ty chyba się w niej nie zakochałeś na serio? - przestraszyłam się. Czyżby Kurek rzeczywiście aż tak nisko oceniał swoje możliwości?
-Niee wiem. Muszę zapomnieć... - westchnął.
-Nikt nie idzie po piwo! - wyprzedził jego pytanie Ignaczak. - Jutro mamy mecz, jutro musimy być wypoczęci, zwarci i gotowi!
-Jaki mecz? - zdziwiłam się.
-No jedziemy sobie do Tomaszowa, na mały sparing... - aha, no to fajnie, że ktoś raczył mnie poinformować. Niby miałam coś napisane w umowie, ale kto je czyta?! Myślałam, że będziemy siedzieć sobie w Spale, odpoczywać, będę zawijać im nóżki w bandaże, a nie szlajać się po Polsce!
-Na ile tam jedziemy? - zapytałam.
-Tylko na jeden dzień. Jedziemy, gramy i wracamy.
-No to fajnie... - pokiwałam głową. Impreza skończyła się około godzin wieczornych, kiedy czas był na kolację. Jako że u mnie nie było jedzenia, tylko sok pomarańczowy lał się hekto litrami, rozumiem ich postawę. Wszyscy zbiegli do stołówki, jakby im ktoś chleb obiecał! A nie, to jednak złe porównanie... No w każdym bądź razie, umierając z głodu pognali coś wszamać.
-Kogo jutro rozgniatacie na łopatki? - zapytałam nakładając sobie trochę sałatki.
-Czechów. - odparł Ziomek.
-Czechów? W Tomaszowie? To tam jest jakaś sala w ogóle? - zdziwiłam się.
-Ojj młoda, ty to jeszcze tylu rzeczy nie wiesz... - westchnął Pit. Parsknęłam tylko.
-Się staroś odezwał. Proszę, proszę.
-Aga, idziemy gdzieś dzisiaj wieczorem? - szepnął Kubiak lekko muskając mój płatek ucha. Odpowiedziałam mu kiwając głową.
-A Ci nawet przy kolacji się obściskują! - wzdrygnął się Nowakowski. - Brak jakiegokolwiek wychowania! - w oznace niezgody z nim, rzuciłam w niego kawałkiem tosta. - Tak się bawisz? - powiedział śmiejąc się i odrzucił w moją stronę rybę. Nie no, ryby nie wybaczę. W kierunku środkowego poleciał ser feta, a w moim znów ryba. Walka na jedzenie zaczęła się na dobre, a do nas dołączyli pozostali.
-Kurek! - krzyknął Zbyszek na całą stołówkę, kiedy dostał porządną garścią omleta. - Moja nowa koszulka... - zasmucił się spoglądając na nią, a w tamtym momencie na jego głowę spłynęła zawartość talerza Zatorskiego, czyli zupa mleczna. Powoli unosząc głowę i wycierając twarz zacisnął wargi.
-Zatorski to trup! - powiedział jeszcze i rzucił się na młodego libero, goniąc go po całej sali. Paweł krzyczał wniebogłosy, śmiejąc się i błagając o litość. Reszta nie zwracając na nich uwagi, dalej obrzucała się pożywieniem... a dzieci w Afryce głodują.
-Matko Boska Częstochowska i wszyscy Święci! - panie kucharki aż złapały się za głowy, kiedy zobaczyły chaos panujący na stołówce.
-Czemu Częstochowska? To jakaś dyskryminacja, co na to inne Matki Boskie?! - oburzył się Piotrek. Po kazaniu jakie wygłosiły kobiety, wszyscy posłusznie zabrali się za sprzątanie, a i bez nagonki trenerów się nie obyło.
-A co mi tam, masz Piotrek, za to hasło! - mruknął Bartek i rzucił w środkowego kawałkiem... kawałkiem czegoś, co było jajkiem, ale było tak rozgniecione, że na pierwszy rzut oka przypominało plamę od wylanego mleka. Przynajmniej mi się tak zdawało. Nowakowski dostał w sam środeczek czoła, a wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.
-Znowu zaczynasz? Znowu?! - krzyknął Piter wycierając swoje czoło. - Dziecinada...
Kiedy kuchnia "prawie" lśniła i błyszczała, jeszcze raz przeprosiliśmy za zamieszanie i pobiegliśmy do swoich pokoi, aby się umyć. Jako że umówiłam się z Michałem, ubrałam się , uczesałam warkocza opadającego na jedno ramię i zrobiłam lekki makijaż. Po kilkunastu minutach byłam już gotowa, więc pozostało mi czekać. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi, a ja od razu do nich ruszyłam.
-Agata! Doradź mi! - do pokoju wtargnął Winiarski.
-W czym? - zapytałam zamykając "wrota".
-Dostałem dzisiaj serem feta. Całkiem możliwe, że od Ciebie, bo ty używałaś go jako amunicji, ale ja nikogo nie obwiniam! Moje pytanie jest następujące... - odetchnął. - Czym mam go sprać? - wskazał na swoje włosy. Spoglądając na białą plamę w jego kłaczkach wybuchnęłam śmiechem.
-Może najlepiej szamponem? - wyszczerzyłam się.
-Myłem je już 3 razy! I nic! - zdenerwowany padł na łóżko.
-No to pozostaje obciąć... - pokiwałam głową. - Pomyśl sobie, ile fanek uszczęśliwisz... - szepnęłam.
-Ale tyle je zapuszczałem! - zasmucił się. - A nawet do częstego mycia się przyzwyczaiłem... - chwycił pukiel brązowych włosów.
-Aj em sory... - wiem, zabłysnęłam. - Co mam Ci poradzić?
-Twoja wina, to zaradź! - założył ręce na klatce piersiowej.
-Miałeś nikogo nie obwiniać! - tym razem ja zaplotłam ręce na piersiach.
-Aj em sory... - wyszczerzył się. - No to śmigam do fryzjera.
-O tej porze? - spojrzałam na zegarek. - Jest sporo po 20.
- Nie, nie, nie. Źle mnie zrozumiałaś. Fryzjer, czyli Guma. Mówię Ci, polecam. - uśmiechnął się. - O, ty też w sprawie sera fety? - powiedział mijając się z Kubiakiem w przejściu, a on tylko zmierzył go wzrokiem nie wiedząc o co chodzi.
-Nie, w sprawie spacerku. - wyszczerzył się i podszedł do mnie. - Idziemy? - zapytał kładąc swoje dłonie na moich lędźwiach.
-Mhm. - przytaknęłam i chwyciłam jego rękę. Szybko wyszliśmy z ośrodka niczym ninja i ruszyliśmy w stronę centrum, bo las o tej porze to nie najlepszy pomysł, nawet jeśli obok siebie mam rasowego Dzika. Szliśmy wolnym tempem, stawiając nogę za nogą i wymachując splecionymi ze sobą rękami.
-Ładny wieczór dzisiaj mamy... - powiedział Michał, chowając moją dłoń, do swojej kieszeni od bluzy.
-Ładny i w miarę ciepły. - poparłam go. - A tak w ogóle, to czemu ja nic nie wiedziałam o tym meczu?
-To już nie do mnie, w umowie wszystko było napisane. Już wiem, kto zajmie się papierami w naszym związku. - zaśmiał się.
-A czyli co, mi pozostaje gotowanie obiadków i zabawa w niańkę? - uniosłam jedną brew i spojrzałam na niego spod byka.
-To już powiedziałaś sama. - wyparł się wszystkiego. - A tak poza tym... fajnie zabrzmiało "w naszym związku". - zamyślił się.
-Czy ja wiem... - wzruszyłam ramionami, a Kubiak mocno ścisnął moją dłoń. Ale rzeczywiście to wszystko zabrzmiało tak poważnie. Ślęczenie w papierach, gotowanie, dzieci, praca, dom...
-Wpadamy na gorącą czekoladę? - Michał wskazał na malutką kawiarenkę. Wydawała się przytulna. Przytaknęłam i obydwoje weszliśmy do środka.
-Ty, to ten Kubiak... - usłyszeliśmy szepty. Michał przyspieszył kroku i usiedliśmy w kącie pomieszczenia i zaraz po tym ukryliśmy się za Menu.
-Jakby co, to mnie tu nie ma... - szepnął zza karty.
-Ok, zapamiętam. - wywróciłam oczami i w tamtym momencie podeszła do nas kelnerka o blond włosach i niskim wzroście. Co jak co, ale uraz do blondynek to ja mam.
-Poproszę gorącą czekoladę z podwójną bitą śmietaną. - uśmiechnęłam się w jej stronę. - Michał?
On spojrzał się na mnie zszokowany, lecz po chwili zamówił to samo.
-Podwójna bita śmietana? - prawie wykrzyczał to zdanie.
-Jak się bawić to się bawić. - wzruszyłam ramionami szczerząc się.
-Drzwi wywalić, okna wstawić... - dodał Misiek. Po jeszcze wielu minutach przeglądania karty z gorącymi napojami i wyśmiewania sztucznych obrazków, na których PhotoShopa nie szczędzili dostaliśmy swój upragniony deser. Bitą śmietanę pochłonęłam w mgnieniu oka, bo ją uwielbiam! Dziku miał z nią nie lada problem, bo mówił, że ona nie jest prawdziwa. Wybrzydza!
-Niedługo wyjeżdżamy ze Spały... - powiedział Kubiak, wyraźnie zmieniając ton swojego głosu.
-Wiem... - odparłam grzebiąc słomką w płynnej czekoladzie.
-Co potem? - tylko wzruszyłam ramionami. Bałam się tego tematu. Wiedziałam, że jeśli nadejdzie koniec tego wyjazdu, będę ryczeć jak głupia i tęsknić za tymi wariatami. Będzie brakowało mi ich wygłupów i żartów, a tymbardziej Michała. Nie wiem, czy mogę wiązać z nim jakąkolwiek przyszłość, bo nie jestem pewna, czy coś poważnego z tego wyniknie. - Chcesz wrócić do Anglii? - drążył temat. Znów odpowiedziałam unosząc ramiona. - Agata, powiedz coś. - szepnął, kładąc swoją dłoń na moich, które obejmowały szklankę i lekko pocierał o nie kciukiem.
-Nie wiem co mam powiedzieć. Nie wiem co chcę robić, nie wiem jak to wszystko będzie wyglądało. - odrzekłam, a do moich oczu napłynęły łzy.
-Aga, kochanie. - westchnął i usiadł obok mnie, mocno mnie do siebie przytulając. - Jak chcesz, to mogę pogadać z Sokalem, on z chęcią przyjmie Cię na stałe.
-Tylko ja w Anglii zostawiłam wszystko...
-Co zostawiłaś? Ferdka? - parsknął.
-Też! - odparłam wycierając policzki. - Pracę, mieszkanie, znajomych...
-Pracę będziesz miała, rodzinę i znajomych masz tutaj, na miejscu, a mieszkanie... o to się nie martw.
-Jak mam się nie martwić?! W sumie... miejscówka pod mostem czeka.
-Właśnie. - zaśmiał się. - Wszystko się ułoży, ale proszę Cię, nie wyjeżdżaj tam z powrotem. - spojrzał w moje oczy. Delikatne światło w pomieszczeniu odbijało się od jego niebieskich oczu, które rzucały na mnie niesamowity blask. One dawały mi ciepło, spokój i ukojenie. Michał pocałował mnie i ogarnął grzywkę z twarzy. - Jak masz na boku, to Ci lepiej. - rzekł, układając mi ją. Roześmiałam się i jeszcze raz musnęłam jego wargi.
-Wracamy? Niedługo nam ośrodek zamkną. - powiedziałam, dopijając czekoladę do końca. Michał przytaknął i podając mi torbę wyszliśmy z kawiarenki. Oczywiście wcześniej zapłaciliśmy, nie myślcie sobie!
-Patrz, pełnia. - wskazałam na niebo.
-Lunatykujesz? - zapytał.
-Nie...? - zdziwiłam się jego pytaniem.
-No to dzisiaj możesz zacząć. - uśmiechnął się i obejmując mnie w pasie pocałował w czoło.
-To może chcesz mnie popilnować w nocy? - poruszałam brwiami.
-A z chęcią. - wyszczerzył się.
Schowałam dłoń do jego tylnej kieszeni w spodniach i mocno odetchnęłam. Po spacerze dotarliśmy do ośrodka, który... okazał się być już zamkniętym.
-Aha, no to chodźmy już zająć Ci tę miejscówkę pod mostem. - pociągnął mnie za sobą.
-Ej, ej, eej. - zaśmiałam się. - Nie mam zamiaru tam ślęczeć. Dzwoń do chłopaków!
Michał zgodnie z moim rozkazem chwycił za telefon i wykręcił numer do Zibiego.
-Ty, no słuchaj. Stoimy z Agą pod ośrodkiem, a on już jest zamknięty. Zorganizuj jakiegoś nocnego stróża czy coś i nam otwórzcie...      No, czekamy. - powiedział i rozłączył się. -Zaraz coś wykombinują. - rzekł i oparł się o drzwi przyciągając mnie do siebie. Mocno go objęłam i wtuliłam się w jego tors. Muszę pochwalić jego perfumy.
-E, jesteście tam?! - usłyszeliśmy krzyk z góry. Zerwaliśmy się i spojrzeliśmy w tamtą stronę.
-No! - odkrzyknęłam.
-To łapcie! - z pokoju Zbyszka i Michała wyłoniły się dwie postaci i rzuciły na dół długi sznur, splecionych ze sobą prześcieradeł. - My trzymamy!
-To jakieś żarty. - parsknęłam. - Nie zamierzam wchodzić po prześcieradłach do pokoju!
-No to w tamtym kierunku do mostu. - wyszczerzył się Kubiak wskazując stronę centrum. - Wchodzisz, czy nie?
-A nie możesz wejść sam, a potem zawołasz jakiegoś dyżurnego i po ludzku otworzycie mi drzwi?! - oburzyłam się.
-Dawajcie, bo zimno! - krzyknął Piter.
-Tym bardziej nie wejdę jak Nowakowski trzyma...
-A Ci znowu się niedowagi czepiają! Gbury!
-Chodź, będę wspinał się centralnie za Tobą... - namawiał Misiek.
-Ale ja nie umiem się wspinać!
-Umiesz, każdy umie... - uniósł jeden kącik ust.
-No popatrz, a ja ta inna. - parsknęłam. - Nie ma mowy, nie wchodzę i kropka!
-Chodź. - Michał obrócił się.
-Oszalałeś?! - wydarłam się.
-Możliwe... - pokiwał głową.
-Teraz to już całkiem przesadziłeś...
-Dawaj! Agata no! - niecierpliwili się tamci u góry. Pokazałam im jakże urokliwego środkowego palca i nie pewnie podeszłam do Michała. Zaciskając wargi chwyciłam jego szyi i objęłam go udami w pasie. On złapał się prześcieradeł i powoli się wspinał.
-Trzymaj się mocno. - powiedział, kiedy ruszaliśmy ku górze. W głowie tylko "Dasz radę, dasz radę". Ze stresu cała się trzęsłam, co tylko rozbawiło Miśka, a ja jeszcze bardziej się denerwowałam. Po minutach mordęgi dotarliśmy na górę i wskoczyliśmy przez okno.
-Podłogo! - rzuciłam się na ziemię.
-Czyli mamy nauczkę, żeby nie szlajać się po nocach. - powiedział Bartman, a wszyscy go poparli.
-E tam, ja bym chciał tak wspiąć się na górę, niczym Tarzan i niosąc w ramionach swą Jane... - rozmarzył się Piotrek.
-Ponosić to ty co najwyżej worek ziemniaków możesz. - wtrącił się Zibi, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.

___________________________________________________________

Dzisiaj już tak troszkę dłużej. ;-) Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, bo ja osobiście uważam, że mi wyszedł. :D Jak dobrze, że już niedługo weekend! ♥
Pozdrawiam, Sissi. ♥