-O, albo wiecie co jeszcze? - zaczął Zbyszek.
-Nie, ale zapewne zaraz nam o tym opowiesz. - mruknął Winiar, który zmieniając swoją pozycję leżenia, pokopał moje uda.
-No dobra, na siłę Wam nie będę opowiadał... - parsknął atakujący i oparł się na łokciu popijając piwo.
-Matko z ojcem! - do pokoju wparował Zagumny.
-A już myślałem, że to Kadziu powrócił... - wescthnął Igła zrywając się z miejsca i teatralnie wycierając łezkę spod oka.
-Sztab idzie! Chować picie, przygotować alty...artyre... - Pawłowi zaplątał się jezyk.
-Artylerię. - rzekłam znudzona i schowałam szklaną butelkę pod łóżko. Wszyscy zerwali się i w popłochu ukrywali alkohol.
-Jak kolejny raz przyłapią nas na piciu, to naprawdę wyleją nas na zbity pysk! - panikował Zbyszek, biegając po pokoju jak poparzony.
-Po pierwsze, to Ciebie złapali na spożywaniu tego trunku, jakim było piwo wysokoprocentowe, a po drugie... nie nas wyleją, tylko Ciebie. - powiedział nad wyraz spokojnie Ziomek, który ukrył swoją butelkę za firanką.
-Co sobie kryjówkę znalazłeś... - pokiwał głową Igła, patrząc na Łukasza. Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy usadowili się przed komputerem, a ja zmuszona byłam do tego, aby wstać i otworzyć. Pan Sokal, wraz z trenerem Anastasim i drugim trenerem Andreą Gardinim wparowali do pokoju, pod pretekstem sprawdzenia stanu technicznego. Zdziwiona wpuściłam ich do środka, a siatkarze serdecznie powitali swoich "panów" i powrócili do debaty na temat horroru. Trenerzy przespacerowali się wzdłuż pomieszczenia, wszystko dokładnie obejrzeli i życząc dobrej nocy wyszli. Wszyscy głośno odetchnęli z ulgą.
-Było blisko... - powiedział Kurek łapiąc się za serce.
-Noo... - wszyscy go poparli i zabrali się za poszukiwania swoich zgub.
-Ej! To ja chowałem swoją butelkę za szafką! - krzyknął Piter, kłócąc się z Kurasiem.
-Cichy, spoko koko. Są dwie. - Bartek podał piwo swojemu koledze i znów wszyscy wrócili na pozycje wyjściowe.
-Wiecie co, od tych emocji nawet odechciało mi się spać. - oznajmiłam.
-No to się szykuj na nieprzespaną noc. - Kubiak charakterystycznie poruszał brwiami, a wszyscy oprócz mnie wybuchnęli śmiechem.
-To co teraz oglądamy? - zapytał Kurek, buszując po folderach.
-Ja to bym obejrzał... - Zbyszek nie dokończył.
-Doskonale wiemy co byś obejrzał. - powiedzieli wszyscy chórem, a on mrucząc coś pod nosem, zaczął nas przedrzeźniać. Decyzja padła na "Kac Vegas". To nic, że wszyscy oglądali to po tysiąc razy, zawsze bawiło tak samo, a każdy ryczał ze śmiechu, wyginając się we wszystkie strony.
-Ciszej tam, cholera jasna! - Możdżon oburzony naszym zachowaniem walił pięścią w ścianę. - Z narzeczoną się rozmawia!
Nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi, choć zrobiło się odrobinę ciszej. Maciupinkę. Tak tyci-tyci. Następne piwa, następne promile przybywające do krwi. Ja skończyłam na Redds'ie i połowie "normalnego" piwa, ale nie smakowało mi, więc oddałam je Kurkowi.
-Jak wy będziecie się ruszać na tym boisku...- westchnęłam wpychając całą garść chipsów do ust.
-Szszspoko, damy rade.. - wybełkotał ZB9. - Ile razy juszszż sie tak gralo, co ne, chlopaky?
Oni tylko przytakując głowami poparli Zbyszka. Film dobiegł końca, a nasze kochane złotka, postanowiły, że będą się zbierać. Dzięki Ci, Panie Boże! Bartek zwinął swój sprzęt i wyszedł. Reszta zrobiła tak samo, a Zibi zaczął mnie ściskać i dziękować za melanż. Po chwili Kubiak odciągnął go ode mnie i przeprosił, po czym obydwoje także zmyli się równie szybko, a ja zostałam z tym bałaganem sama.
-Dobranoc, dżentelmeni! - krzyknęłam za nimi.
-Dobra, doktorówno, chyba nie myślałaś, że Cię z tym zostawimy. - powiedział Igła i razem z Ziomkiem oraz Pitem wrócili, aby zabrać śmieci. Zadowolona, otworzyłam okno, aby odór tego piwska się wyniósł i wskoczyłam pod kołderkę. Budzik ustawiony na 8:28 i można było W KOŃCU usnąć.
-Dobranoooooc! - krzyknął mi przez ścianę wstawiony Zibi.
-Mhm. - odparłam i zasnęłam.
***
Budzik, punkt 8:28 i ta melodyjka, której nie znoszę, ale nie zmienię jej, bo żal mi innych pioseneczek, które także mogę znienawidzić. Niczym zombie zwlokłam się z łóżka i ruszyłam ku łazience. Tam szybkie ogarnięcie się, prysznic, lekki makijaż, ubranie się i można było zejść na śniadanko.
-Co tam, kochasiu? - poklepałam Zibiego po plecach. Powiem szczerze, że nie był pierwszej świeżości.
-Zejdź ze mnie, proszę. - jęknął atakujący i wziął sporego łyka, czarnej jak smoła kawy.
Poza nim, to raczej wszyscy dobrze się trzymali. No, przynajmniej tak wyglądali. Wzięłam sobie sporą porcję sałatki greckiej, sok pomarańczowy i dwie grzanki, po czym wróciłam do siatkarzy. Winiar odrywając kawałki chleba, wpychał je sobie na siłę do buzi, Igła bawił się omletem, Zibi co chwila chodził po kolejne porcje kofeiny, a Kurek zasypiał twarzą w naleśnikach, przy czym Kubiak sikał ze śmiechu. Znacząco spojrzałam się na Piotrka, który jako jedyny jadł normalnie i wymieniliśmy lekceważące spojrzenia.
-Idziesz na trening? - zapytał się po chwili.
-No, chyba nie mam innego wyjścia. - wzruszyłam ramionami i włożyłam chrupiącego tosta to ust. - Tylko mam nadzieję, że dzisiaj nie biegamy! - dodałam przestraszona.
-My nie roboty... - zaśmiał się. Odetchnęłam z ulgą i nabiłam sporo sałaty na widelec. Zatrzymał się on w połowie mojej drogi do jamy ustnej, która tylko czekała na kolejną dawkę witaminek do przegryzienia.
-Winiar, dobrze się czujesz? - spojrzałam na Michała z lekkim obrzydzeniem, który maczał swoją kromkę chleba w herbacie.
-Nie. - odparł krótko i odłożył mokry chleb na talerz i przypatrywał sie jak kropelki herbaty spływają po jego brzegach.
-Wy naprawdę nie możecie pić. - szepnęłam, aby trenerzy ani sztab nic nie usłyszeli. Po sycącym, albo i nie (dla niektórych) śniadaniu, ruszyłam razem z chłopakami na salę, ale oni wcześniej poszli się przygotować. Usiadłam na krzesełkach obok trenerów i dokładnie studiowałam zawartość apteczki. Co chwila można było usłyszeć jęki zawodników i piski podeszw o parkiet. Już po ponownym przejrzeniu leków i różnych maści, znudzona zabrałam się za uzupełnianie kosza z piłkami. Biegałam po sali jak głupia i trafiałam do celu. Nie raz dostałam piłką, która akurat leciała na aut. Dobrze, że nie była to zagrywka Zibiego, albo Kurka, ale dzisiaj to chyba nie musiałam się o to martwić. Kusiło mnie, aby dać chłopakom kilka rad, na temat ich gry, ale po pierwsze nie byli w stanie mnie słuchać, a po drugie co ja mogłam i wiedziałam, według nich. Wyczerpani i zmachani usiedli na parkiecie i zachłannie łykali wodę. Usiadłam obok nich i słuchałam o czym gadali. Nie była to może debata na poziomie spraw państwa, ale nie wiedziałam, że siatkarze mogą rozmawiać o najnowszym odcinku "Na wspólnej". Z chęcią przyłączyłam się do nich, bo był to mój ulubiony serial, ale trener wyraźnie zdenerwowany dzisiejszym lenistwem swoich podopiecznych, skończył przerwę i zarządził ćwiczenia zagrywek.
-Agata, mamy propozycję! - krzyczał Kubiak z drugiego końca boiska.
-No? - odparłam podnosząc głowę z kolan.
-Chcesz poodbierać nasze serwy?
Parsknęłam.
-Przecież Wy mnie zabijecie! Nie ma mowy, noł łej! - upierałam się.
-Oj no weź, takie leciutkie baloniki będziemy Ci puszczać! - ciągle namawiał.
-Nie. I kropka! Którego słowa nie rozumiesz?
-Raz chociaż! Proszę, proszę, proszę... - Michał rzucił piłką w moją stronę.
-Mam to traktować jako rzucenie rękawicy i wyzwanie na pojedynek?! - teatralnie zakasałam rękawy i mocno odbijając piłką, stanęłam po drugiej stronie siatki. Głośno przełknęłam ślinę i przyjęłam prawidłową pozycję. Trener jeszcze próbował odradzić mi ten poraniony pomysł, ale jak już tutaj stoję, to nie zrezygnuję! Kubiak skupił się i podrzucił piłkę.
-Nieeeeeee! - krzyknęłam i zbiegłam z boiska. Michał zdziwiony złapał piłkę i wszyscy wybuchnęli śmiechem. - Zabiłbyś mnie! Na bank!
-To odbierz zagrywkę od Możdżonka, on nie umie serwować. - Winiar wskazał na kolegę, a on gniewnie się na niego spojrzał.
-Mhm. - zaplotłam ręce na klatce piersiowej i usiadłam na krzesełku. Po interwencji Anastasiego siatkarze w końcu zabrali się za zagrywanie. Mocne piłki, jak rakiety przelatywały przez siatkę, a ja miałabym to niby odebrać. Dobre sobie. Po 2 godzinnym treningu, zawodnicy ruszyli do pokoi, aby się odświeżyć, a ja odetchnęłam z ulgą, że wyszłam z sali żywa i bez złamanej ręki.
-No to kiedy zrobisz pożytek z nowej koszulki, skoro nie chcesz grać? - podszedł do mnie Igła i objął ramieniem.
-Pożytek to ja z niej zrobię, kiedy oprawię ją w złotą gablotkę. - mrugnęłam okiem.
-Cwaniara. - Libero dźgnął mnie palcem w żebra, a po chwili dodał: - Jutro grasz z nami.
-Ale...
-Nie ma ale i zero wymigiwania się! A, no i załóż koszulkę. - Igła ruszył do swojego pokoju, a ja rzuciłam się na łóżko i wyjęłam swój nowy skarb z torby. "Szkoda ją przepocić przecież!" powiedziałam sama do siebie i powiesiłam koszulkę w szafie.
Godzina za godziną mijała, a ja cały czas leżałam na łóżku, sącząc pomarańczowy soczek w kartoniku i oglądając powtórkę wczorajszych "Rozmów w toku".
-Ale no się nie zgodzi! - usłyszałam dziwne krzyki na korytarzu. - Mówię Ci, nie ma sensu nawet tam pukać! - zdziwiłam się i podeszłam bliżej drzwi. Przestraszona odskoczyłam od nich, kiedy ktoś głośno zapukał. Szybko otworzyłam i moim oczom ukazał się Kubiak.
-Cześć... - powiedział niepewnie.
-No hej. - jednym ruchem ręki zaprosiłam go do środka, a na korytarzu zauważyłam Kurka, Pita i Zibiego wijących się ze śmiechu. Popukałam się w czoło i poszłam za Dzikiem.
-Słuchaj, jest taka sprawa... - zaczął.
-No słucham. Ciasteczko? - zapytałam podając mu opakowanie biszkoptów.
-Nie, dziękuję. - nerwowo pocierał rękami. -Dobra, walnę prosto z mostu!
-No tak będzie najlepiej... - odparłam z buzią pełną ciasteczek.
-Ale tylko się nie śmiej. - powiedział zupełnie poważnie.
-No móóóów. - niecierpliwiłam się.
-No więc...
Parsknęłam.
-Przecież Wy mnie zabijecie! Nie ma mowy, noł łej! - upierałam się.
-Oj no weź, takie leciutkie baloniki będziemy Ci puszczać! - ciągle namawiał.
-Nie. I kropka! Którego słowa nie rozumiesz?
-Raz chociaż! Proszę, proszę, proszę... - Michał rzucił piłką w moją stronę.
-Mam to traktować jako rzucenie rękawicy i wyzwanie na pojedynek?! - teatralnie zakasałam rękawy i mocno odbijając piłką, stanęłam po drugiej stronie siatki. Głośno przełknęłam ślinę i przyjęłam prawidłową pozycję. Trener jeszcze próbował odradzić mi ten poraniony pomysł, ale jak już tutaj stoję, to nie zrezygnuję! Kubiak skupił się i podrzucił piłkę.
-Nieeeeeee! - krzyknęłam i zbiegłam z boiska. Michał zdziwiony złapał piłkę i wszyscy wybuchnęli śmiechem. - Zabiłbyś mnie! Na bank!
-To odbierz zagrywkę od Możdżonka, on nie umie serwować. - Winiar wskazał na kolegę, a on gniewnie się na niego spojrzał.
-Mhm. - zaplotłam ręce na klatce piersiowej i usiadłam na krzesełku. Po interwencji Anastasiego siatkarze w końcu zabrali się za zagrywanie. Mocne piłki, jak rakiety przelatywały przez siatkę, a ja miałabym to niby odebrać. Dobre sobie. Po 2 godzinnym treningu, zawodnicy ruszyli do pokoi, aby się odświeżyć, a ja odetchnęłam z ulgą, że wyszłam z sali żywa i bez złamanej ręki.
-No to kiedy zrobisz pożytek z nowej koszulki, skoro nie chcesz grać? - podszedł do mnie Igła i objął ramieniem.
-Pożytek to ja z niej zrobię, kiedy oprawię ją w złotą gablotkę. - mrugnęłam okiem.
-Cwaniara. - Libero dźgnął mnie palcem w żebra, a po chwili dodał: - Jutro grasz z nami.
-Ale...
-Nie ma ale i zero wymigiwania się! A, no i załóż koszulkę. - Igła ruszył do swojego pokoju, a ja rzuciłam się na łóżko i wyjęłam swój nowy skarb z torby. "Szkoda ją przepocić przecież!" powiedziałam sama do siebie i powiesiłam koszulkę w szafie.
Godzina za godziną mijała, a ja cały czas leżałam na łóżku, sącząc pomarańczowy soczek w kartoniku i oglądając powtórkę wczorajszych "Rozmów w toku".
-Ale no się nie zgodzi! - usłyszałam dziwne krzyki na korytarzu. - Mówię Ci, nie ma sensu nawet tam pukać! - zdziwiłam się i podeszłam bliżej drzwi. Przestraszona odskoczyłam od nich, kiedy ktoś głośno zapukał. Szybko otworzyłam i moim oczom ukazał się Kubiak.
-Cześć... - powiedział niepewnie.
-No hej. - jednym ruchem ręki zaprosiłam go do środka, a na korytarzu zauważyłam Kurka, Pita i Zibiego wijących się ze śmiechu. Popukałam się w czoło i poszłam za Dzikiem.
-Słuchaj, jest taka sprawa... - zaczął.
-No słucham. Ciasteczko? - zapytałam podając mu opakowanie biszkoptów.
-Nie, dziękuję. - nerwowo pocierał rękami. -Dobra, walnę prosto z mostu!
-No tak będzie najlepiej... - odparłam z buzią pełną ciasteczek.
-Ale tylko się nie śmiej. - powiedział zupełnie poważnie.
-No móóóów. - niecierpliwiłam się.
-No więc...
________________________________________
Haaa, lubię urywać w najmniej spodziewanym momencie. ;>> Rozdział nadwyraz długi, ale mam nadzieję, że się spodoba, bo jest tam kilka wątków humorystycznych. :D W bliżej mi nie określonym czasie, możecie spodziewać się następnego rozdziału. :) Pozdrawiam, Sissi. ♥
no ciekawie, ciekawie. jestem strasznie ciekawa o co chodzi Dzikowi... kiedy następny rozdział .?
OdpowiedzUsuńNastępny możliwe, że jutro, ale nie obiecuję. Najdalej to w czwartek. :)
Usuńno to mam nadzieje, że jutro . ;))
Usuńejjjjjjjjjjjjjjjjjjj no! niedobraś :D nie karz nam długooo czekać na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńdługi, ale bardzo fajny rozdział:)
Hahaha. :> :D
UsuńDziękuję bardzo! :*
Ja uważam, że długość jest idealna, śmiałam się jak opętana! Świetny rozdział. Ja Cię kiedyś zabiję, za takie urywanie! Masz dodać już jutro, albo jeszcze dziś :p
OdpowiedzUsuńDostać piłką po serwie Kubiaka - to nawet dla lekarza może się kiepsko skończyć! ;D Ciekawe, co znowu ten Michałek wymyślił. Czekam na kolejny rozdział! :) Pozdrawiam.;* [siec-nieporozumien] [short-volleyball-stories]
OdpowiedzUsuń