czwartek, 25 października 2012

~Rozdział 10~

Całował mocno i zachłannie, a potem zaczęliśmy turlać się po mokrej trawie.
-Agata? Agataaa! - obudziłam się na brzuchu leżąc w zielonych krzakach. Miałam całą mokrą bluzkę, a na nodze brakowało mi jednego buta. -Jezu, już myślałem, że masz atak padaczki! - Misiek otarł pot z czoła i pomógł mi wstać. Obydwoje zaczęliśmy szukać mojego zaginionego obuwia.
-Czyli to był sen... - powiedziałam sama do siebie.
-Co mówiłaś? - odparł Kubiak buszując w wysokiej trawie.
-Nie, nic, nic. Znalazłeś?
-Nie. Nie mam zielonego pojęcia gdzie go wcięło... może to te cholerne mrówki! - Michał wyprostował się i zacisnął wargi. Zdziwiona poklepałam go po ramieniu i zleciłam dalsze poszukiwania.
-Mam! - krzyknęłam na całą wioskę i czem  prędzej nasunęłam buta na stopę.
-Wracamy? Jesteś cała mokra... - skrzywił się. - Kurczę, a nawet nie mam co na Ciebie narzucić.
-Spoko, jeśli szybko wrócimy do ośrodka to nie zmarzniemy. - pociągnęłam Michała za rękaw i pobiegliśmy do hotelu. Zasapani i zmachani wbiegliśmy do recepcji, a tam siatkarze wracający właśnie z kolacji.
-O proszę. Gołąbeczki wróciły. Mokre? - Igła podszedł do nas i bliżej się nam przyjrzał. - Gdzie Wy się szlajaliście... - pokiwał głową.
-Bo ona zgubiła buta! - Michał zwalił całą winę na mnie, wskazując palcem. Igła znów dziwnie się na nas popatrzył.
-Mogłeś tego nie mówić... - powiedziałam po cichu, a Dzik odparł:
-Domyśliłem się... - obydwoje spuściliśmy głowę i ruszyliśmy w kierunku windy. Jak zwykle cała zawalona, to dla zdrowia ruszyliśmy schodami.
-Wiesz, że przegapiliśmy obiad i kolację? - oznajmiłam otwierając drzwi od swojego pokoju.
-Ale chyba nie żałujesz? - uśmiechnął się.
-Nie. - odwzajemniłam gest i dosłownie wpadłam do pokoju.
-Nic Ci nie jest? - Michał z przerażoną miną zajrzał do środka.
-Żyję. - Dzik pomógł mi wstać i wrócił do siebie.
Wzięłam szybki prysznic, włosy zawinęłam w turban i położyłam się na łóżku, przegryzając jakiegoś batonika z podróży.
-No ale jaaaaaak to nic nie było. Boże, Kubiak! Jak ja Cię uczyłem! - krzyczał Zibi za ścianą. Dokładnie nie słyszałam co odpowiedział mu Michał, ale brzmiało to mniej więcej jak skruszony i bezbronny pies, na którego darł się jego właściciel. Szkoda mi go. Mocno walnęłam pięścią w ścianę.
-Sorryy! - usłyszałam, a zaraz potem znów pukanie do drzwi.
-Kto tam znowu?! - krzyknęłam z buzią pełną czekoladowego batonika. Gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi zmuszona byłam, aby wstać i otworzyć.
-Hm? - mruknęłam, a przed drzwiami stał Kurek.
-Chodź do nas na partyjkę pokera. - charakterystycznie poruszał brwiami.
-Nie umiem grać w pokera... - oznajmiłam przechodząc z nogi na nogę.
-No to kuku... no dawaj! - Bartek chwycił mnie za rękę.
-Ale ja mogę chociaż jeden wieczór poleżeć spokojnie w łóżeczku i obejrzeć "Na wspólnej"? - westchnęłam zapierając się na wszelkie możliwe sposoby.
-Jutro rano jest powtórka...
-Hmm... pomyślmy. Rano to ja będę z Wami na treningu! - burknęłam. -Nigdzie nie idę.
-No to znowu mamy do Ciebie wpaść? Okej, jak tak bardzo chcesz. - Bartek szybko odwrócił się na pięcie i zwoływał wszystkich swoich kolegów. Jęknęłam z bezsilności i trzasnęłam drzwiami. Po niecałych 5 minutach, rozległo się pukanie... pukanie. Walenie do drzwi.
-Nie ma nikogo, zostaw wiadomość zakodowaną alfabetem Morsa! - krzyknęłam.
-Bo wywarzymy drzwi! - wydarł się Zibi.
-Spróbujcie... - mruknęłam pod nosem.
-Otwierasz, czy mamy użyć siły?!
-A co Wy mi możecie zrobić słabiaki... - westchnęłam.
Wtedy drzwi wywalone z zawiasów zostały mocnym kopem. Zaszokowana nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa i tylko wydawałam z siebie bliżej nieokreślone dźwięki.
-Nie będziesz nas tu od słabiaków wyzywać...- powiedział Bartek, po czym przewiesił mnie sobie przez ramię. Darłam się i biłam go po plecach, wierzgałam nogami jak małe dziecko, ale nic nie pomagało. Wisiałam ponad 2 metry nad ziemią. Naprawdę można dostać lęku wysokości.
-Gdzie mnie wynosicie wielkoludy?! - darłam się na cały ośrodek.
-Może troszkę ochłoniesz. - odparł Kurek, a wszyscy idący za nami wybuchnęli głośnym śmiechem.
-Niewyżyte łosie, włochate barany, wyrośnięte pacany! Kurdę jego jasna mać! - krzyczałam waląc pięściami o barki Bartka.
-Coś jeszcze? Twoja kreatywność nie zna granic... - powiedział i poprawił mnie sobie na ramieniu, lekko mnie podrzucając.
-Chcesz zobaczyć moje dzisiejsze śniadanie na Twoich tyłach?! - pogroziłam mu.
-A jest się czym chwalić? - wszyscy zaśmiali się.
-No nie mam sił... - opadłam bezbronna.
-I jesteśmy na miejscu. - oznajmił Bartek, po czym odstawił mnie na ziemię. Zdziwiona rozejrzałam się wokół.
-No basen... i co? - odparłam wzruszając ramionami.
-Woda jest mokra, a ty być sucha... - powiedział Igła stojący za mną.
-O nie, nie, nie, niee... - pokiwałam głową i powoli zaczęłam się wycofywać. -Nie ma mowy. Że tak powiem "noł łej" jeśli ktoś nie rozumie po polskiemu! - rzuciłam i zaczęłam biec dookoła basenu. Nie wiem czy była to dobra decyzja, ale przedłużyć swoją żywotność zawsze można. Najszybciej biegający Zbyszek dogonił mnie, chwycił w pasie i popchnął do wody. W locie zdązyłam jeszcze złapać się jego koszulki i razem ze mną poleciał także atakujący. Pod wodą pokopałam go po różnych częściach ciała, bo chciałam jak najszybciej wydostać się na powierzchnię, gdyż nie zdążyłam nabrać powietrza.
-Masz mocnego kopa... - wysyczał Zibi poprzez zaciśnięte zęby i jak najszybciej chciał wyjść z wody.
-No i dobra, należało Ci się! - krzyknęłam ochlapując go wodą, ale przy okazji mokrzy zostali także pozostali.
-Ochłonęłaś?! - wtrącił Kurek, który jak prawdziwy ratownik stał z rękami na biodrach.
-Żebyś ty zaraz nie ochłonął! - jak najszybciej wyszłam z wody i pobiegłam w stronę Bartka. On zaczął uciekać i biegać wokół basenu, a ja biedna ślizgałam się po posadzce. W końcu w moim planie pomógł mi Jarosz, który mocno złapał Kurasia i przytrzymał go, a ja zajęłam się całą resztą. Przytulałam się do niego, "macałam" go, aby tylko jak najbardziej był mokry. Wkurzony Kuraś tylko zrobił gniewną minę i wskazując na mokrą koszulkę wziął mnie na barana i pobiegł w kierunku wody. Reszta siatkarzy przypatrywała nam się z uśmiechem na twarzy.
-Co się tutaj dzieje?! - usłyszeliśmy surowy głos starszego pana, który był tutaj ochroniarzem.
-Pływają sobie... - odparł Igła bardzo spokojnie wzruszając ramionami, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-To, to ja widzę. Liczę do trzech i Was nie ma! - krzyknął ochroniarz na całą pływalnię. Razem z Kurkiem w pośpiechu wyszliśmy z basenu i wybiegliśmy na korytarz zostawiając mokre ślady, przez co dostaliśmy jeszcze burę od pań sprzątających.
-Wy i te Wasze pomysły... - westchnęłam.
-No, i jeszcze powiedz, że Ci się nie podobało. - Bartek dał mi kuksańca w ramię. - Przebierz się i zaraz zapraszamy na pokera. Tylko pokiwałam głową i zamknęłam się w pokoju na trzy spusty. Narzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciuszki i wskoczyłam pod kołdrę. Włosy zaczesałam bardzo wysoko i z kubkiem herbaty w dłoni oglądałam telewizję. Po kilkunastu minutach usłyszałam głośne krzyki chłopaków z pokoju obok. Czyżby już sobie odpuścili i nie tracili czasu na namawianie mnie na partyjkę pokera? Całe szczęście. Bóg wysłuchał moich próśb.
__________________________________________

Przepraszam, że tak krótko, ale moje notatki nie chciały się skopiować, aby trafić tutaj. :C Za to następny rozdział dodam już jutro! ;)))) Tymczasem biorę się za naukę, a na Polsat Sport leci powtórka meczu Skry... dzięki Ci, o szkoło! -.-'''   Pozdrawiam. Sissi. ♥

3 komentarze: