piątek, 12 października 2012

~Rozdział 2~

Okazało się, że sprawozdanie z mojego porannego obchodu musiałam napisać jeszcze raz, bo Helen przypadkowo, albo nie wylała na nie błyszczyk.Po wielu próbach ratowania tego papieru, wyszła z tego jeszcze większa plama, więc pokornie wzięłam się za przepisywanie tekstu, bo nawet nie miałam siły, aby jej coś powiedzieć, czy na nią nakrzyczeć.
-Przepraszam... - powiedziała cichutko.
-Okej. - odparłam tylko i dalej starannie pisałam.
-A mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę...
-Nie zamieniam się z Tobą na dyżury! - już od razu wiedziałam o co jej chodzi.
-Ale...
-Żadne ale, nie i koniec! Już teraz ledwo co widzę na oczy, a jeśli miałabym tutaj siedzieć całą noc, to wynieśli by mnie stąd w trumnie!
Helen tylko parsknęła i zawzięcie zabrała się za pisanie SMS'a. Gdzieś mam jej parskanie. Po chwili cały dokument był już gotowy i od razu zaniosłam go do ordynatora, bo już nie wiadomo, co mogłoby się z nim stać. On podziękował i pochwalił za pracę. Wróciłam do pokoju i przypomniałam sobie, że mam jeszcze masę badań do przeprowadzenia. Zaczęłam od prostego USG i kilku badań okresowych, na które przychodzili byli pacjenci, a potem przyszła kolej na Michała. Zaprosiłam go do gabinetu i kazałam położyć się na kozetce.
-Ale wie Pani - tutaj mocno zaakcentował - zależy mi na czasie, więc mniej więcej kiedy wyjdę z tego szpitala?
-Mniej więcej? Może nawet dzisiaj, albo jutro. Góra pojutrze. - odparłam obojętnie sprawdzając jego kartę zdrowia. Sprawdziłam jego kostkę lekko ją naciskając. Była cała spuchnięta i sina.
-Chyba nie będzie trzeba amputować?! - przeraził się.
-Co do tego nie mogę dać panu dokładnej odpowiedzi... - powiedziałam całkiem poważnie, lecz po chwili wybuchnęłam śmiechem.
-Ha ha ha... - Michał przewrócił oczami. Powróciłam do badań, a zaraz potem wypisałam mu receptę na maść, jakiej ma używać i narazie do sportu nie powróci. Przynajmniej tydzień musi chronić stopę. On tylko westchnął i podziękował, lecz kiedy wychodził stanął w przejściu i odwracając się powiedział:
-Może chce pani przyjść na nasz mecz?
Czy chcę?! To moje marzenie! Kiedyś w nastoletnich latach grałam w siatkówkę w miejscowym klubie, chodziłam na każde mecze Skry, oglądam każdy występ naszych, ale los chciał, żebym została lekarką, a nie zawodową siatkarką.
-Z przyjemnością. - rzekłam uśmiechając się.
-No to jutro o 18 zapraszamy na halę sportową. - odrzekł i także się uśmiechnął. Nie wierzę, będę na meczu naszej reprezentacji! Zauważyłam, że od tamtej pory humor znacznie mi się poprawił. Praca szła lekko i szybko, nawet nie zauważyłam kiedy dobiegł koniec mojej zmiany. Przebrałam się w prywatne ciuszki i mój porwany płaszcz. Poszłam jeszcze na chwilę zajrzeć do sali 34, tam gdzie leżał Kubiak. On leżał czytając gazetę i szepnęłam tylko:
-Dobranoc.
On spojrzał znad magazynu i także odparł "Dobranoc" . Wyszłam ze szpitala i wsiadłam do mojego żółtego garbuska. Wieczorem nie było już korków, tylko pojedyncze samochody i migające światła. Gdy dojechałam na miejsce, zamknęłam Ferdka i wbiegłam po schodach do góry. Czym prędzej otworzyłam mieszkanie, torbę rzuciłam gdzieś w kąt i padłam na kanapę jak ścięte drzewo. Leżałam tak dobre 10 minut, ale postanowiłam iść pod prysznic. Gorąca kąpiel dobrze mi zrobiła, ubrałam się w duży męski T-Shirt, krótkie szorty, grube skarpety, a włosy zawinęłam w turban. W garnczku zagrzałam mleko i zrobiłam sobie kakao oraz pare kanapek. Z całą kolacją usiadłam przed telewizorem oglądając jakąś telenowelę. Jak zwykle wszędzie to samo. Jeden kocha drugą, ale ta druga zakochana jest w trzecim, a trzeci romansuje z czwartą, a czwarta flirtuje z pierwszym, ale on tego nie dostrzega, bo kocha drugą. No i tak w kółko... znudzona zasnęłam na kanapie.
Obudził mnie dźwięk budzika o 6:23. Zaspana zwlokłam się z mojego dzisiejszego łoża i kroczyłam do łazienki niczym zombie. Każdy włos odstawał w inną stronę i ogromne doły pod oczami, to chyba zmora każdego z nas. Wzięłam szybki, chłodny prysznic, aby się trochę pobudzić i wparowałam do kuchni. Chwyciłam na szybko jakiś jogurt, bułkę pełnoziarnistą i wszystko popiłam zbożową kawą. Ubrałam  Conversy, czarne rurki, do tego zwykły biały T-Shirt i koszulę w kratkę. Do tego jak zwykle przepasałam się brązową, skórzaną torbą i ze zbożowym batonikiem w dłoni ruszyłam do samochodu. Tym razem Ferdziu posłusznie odpalił za pierwszym razem i ruszyłam ku pracy. Jak zwykle korki, jak zwykle pełno klaksonów na około. Zaparkowałam na szpitalnym parkingu i weszłam do środka. Tam już Susie.
-Agata! Chodź na chwileczkę... - zawołała mi machając jakimiś dwoma skrawkami papieru. Zdziwiona podeszłam do niej i ujrzałam dwa bilety VIP, na mecz naszej siatkarskiej reprezentacji. Aż pisnęłam z radości, a pacjenci dziwnie się na mnie popatrzeli. Zasłoniłam usta dłonią i skakałam w miejscu. Wyściskałam Susie, a ona powiedziała, że to od jakiegoś pacjenta. Michał... na bank! Odebrałam od niej prezent i pobiegłam w kierunku pokoju. Przebrałam się w fartuch.. naprawdę musiałam zabawnie wyglądać w takim zestawieniu jak czerwone trampki i biały lekarski fartuszek, a do tego zwykły, biały T-Shirt, no ale cóż... dzisiaj obchód miała Megan, więc ja poranek miałam troszkę mniej pracowity. Wypiłam kawę w bufecie, pożartowałam z panem Josh'em, powypisywałam kilka recept i to wszystko... tylko jest jeden problem... nie mam z kim iść na ten mecz. Skoro mam dwa bilety, a ja jestem jedna, to muszę sobie kogoś zorganizować!
-Susie, chcesz iść ze mną na ten mecz? - zapytałam.
-Nie, dziękuję. Nie interesuję się siatkówką zbytnio. - uśmiechnęła się. Jak można nie interesować się siatkówką?! Ale okej, nie będę dziewczyny zmuszać. Pozostaje mi zadzwonić do Zoey, mojej dawnej "przyjaciółki", która szaleje za siatkówką. Czemu dawnej? Odbiła mi chłopaka, a ja tak bardzo jej ufałam. A kiedy zgodzi się na ten mecz, to przecież nie musi siedzieć obok mnie. Najwyżej się przesiądę. Nie mam ochoty oglądać jej twarzy... zakłamanej twarzy. Kończąc pracę pojechałam do domu i od razu zadzwoniłam do Zoey.
-Halo? - powiedział głos w telefonie.
-Cześć, tutaj Agata.
-O, cześć... - wyraźnie zmienił się ton.
-Mam 2 bilety na mecz Polska - Wielka Brytania, piszesz się?
-Za darmo?
-Za darmo... -wescthnęłam.
-A czemu dzwonisz z tym do mnie?
-Bo mam akurat dwa bilety, nikt nie ma czasu iść, a miejsca VIP nie mogą się zmarnować.
-VIP?! Kiedy i gdzie?!
-Dzisiaj, 18 w O2 Arenie.
-Sorry, nie mogę. - powiedziała wyraźnie zasmucona.
-No okej, jak chcesz. Pa. - i wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Nie to nie, nie mam zamiaru dopasowywać się pod jej grafik. Pójdę sama, a najwyżej ten drugi oprawię sobie w ramkę, czy coś... Przed wyjściem wzięłam szybki prysznic dla odświeżenia, poprawiłam makijaż, zrobiłam sobie wyraźną kreskę Eyelinerem poza linię powieki, brzoskwiniowy błyszczyk na usta i policzki delikatnie podkreśliłam różem. Do tego koszulka z godłem Polski na piersi, czarne spodnie, tenisówki i biało-czerwony szalik w dłoń. Trzeba być przygotowanym!
Gdy wsiadłam do samochodu, szalik położyłam pod tylną szybę, aby był dobrze widoczny. Na O2 Arenę, dojechałam na styk, a przed wejściem wysmarowałam się białą i czerwoną farbą po policzkach. Wbiegłam na trybuny, przedtem oddając swój bilet do sprawdzenia. Miejsca VIP puste, trybuny całe zapełnione kibicami. Nie chciałam siedzieć sama na miejscu, gdzie siedzą zazwyczaj goście w garniakach, a obok wypacykowane paniusie, więc zrezygnowałam z tego pomysłu i usiadłam na chyba ostatnim wolnym miejscu na widowni. Tych emocji nie da się opisać. A gdy wszyscy razem z siatkarzami śpiewali hymn, to coś cudownego! Ten doping dodawał naszym sił, kibice zdzierali swoje gardła i wcale nie dziwię się, że Polacy nazwani są mianem najelpszych kibiców na świecie! Moje marzenie się spełniło, mogłam oglądać swoich idoli z trybun i ich podziwiać. Ile ja bym dała, aby znaleźć się tam, na dole i zwyczajnie poodbijać piłkę przez siatkę... mecz zakończył się dla nas zwycięsko. 3:0 w pełni satysfakcjonuje.
-Agata! Agata, czekaj! - zawołał mnie ktoś, kiedy ja już wychodziłam z hali. Gwałtownie się obróciłam, a ten KTOŚ chwycił mnie za rękę i dynamicznie pociągnął za sobą. Nie wiedziałam co ja mam w tym momencie zrobić, czy wyrwać się i uciekać, czy poddać się i po prostu iść za tym kimś. Chyba dobrze zrobiłam, że poszłam. Tą ciągnącą mnie osobą okazał się Michał i razem z nim znalazłam się na środku siatkarskiego parkietu.

______________________________________________________

Dzisiaj już troszkę dłużej, w rekopensacie za wczoraj. :) Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i mam nadzieję, że podobają Wam się moje wypociny. :D Proszę o jak najwięcej komentarzy i życzę miłego czytania. Enjoy! Pozdrawiam, Sissi. :* 

4 komentarze:

  1. Świetne, ale jedno mi się nie zgadza :
    "...do tego zwykły biały T-Shirt..." a później "...do tego kolorowy T-Shirt..." ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuu.. ciekawe czy się zakumpluje z chłopakami ;3 Świetny rozdział ;)
    http://kazda-droga-wymaga-poswiecen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń