czwartek, 18 października 2012

~Rozdział 6~


-Dobra, co Wy kombinujecie? - zaplotłam ręce na klatce piersiowej i bacznie się wszystkim przypatrywałam, dopóki autokar nie szarpnął i nie poleciałam w tył. Cały autobus wybuchł gromkim śmiechem, a ja spaliłam cegłę.
-Nic Ci nie jest? - wymruczał Zagumny.
-Nie, nie... wszystko okej. - odparłam.
-Mówiłem, że nie można wstawać podczas jazdy! - oburzył się kierowca. Kurek jednym szybkim ruchem pociągnął mnie za dłoń i wylądowałam na siedzeniu obok.
-No co dla mnie macie? - już nie mogłam doczekać się niespodzianki.
-No nie wiem czy takie ciamajdy warte są takiego prezentu... - pokiwał głową Winiar, a wszyscy go poparli.
-Ej, no dzięki! Nie dość, że będę leczyć Wasze kontuzje, to Ci mnie jeszcze od nieudaczników wyzywają... ja sobie zapamiętam. Zamiast tabletek przeciwbólowych, dam Wam te na przeczyszczenie! - warknęłam i wróciłam do pana Sokala.
-Pani doktor! Niech się pani nie obraża! - krzyczał Igła. Obejrzałam się w tył, a tam Winiar unoszący w górę czerwono-białą koszulkę z moim nazwiskiem i wielką 8 z tyłu. Do moich oczu napłynęły łzy, przypomniałam sobie całe młodzieńcze lata, te wyczerpujące treningi, pot, krew i łzy, te przeklinanie trenera i buntowanie się, bo nie można było iść na imprezę tylko halę. Szybko, ale ostrożnie podeszłam do chłopaków i każdego mocno wyściskałam.
-Skąd wiedzieliście?! - krzyknęłam podekscytowana.
-Susie... - odpowiedzieli wszyscy chórem, a zaraz potem wybuchnęłam śmiechem.
-Mam nadzieję, że godnie będziesz nosić tą koszulkę! - rzekł Krzysiek klepiąc mnie po ramieniu.
-No jasne!
Podróż od razu wydała się lepsza i ciekawsza. Nawet ten fałsz Bartmana bardzo mi nie przeszkadzał, a co więcej dołączyłam się do niego. Po niecałych 3 godzinkach dotarliśmy do najbardziej znanego ośrodka sportowego w Europie, czyli witamy w Spale! Chłopcy szybko wypakowali się z autokaru, chwycili walizki i pobiegli w stronę hotelu.
-Dzięki, naprawdę... - syknęłam pod nosem i dźwigałam walizkę, a na ramieniu wisiała mi równie ciężka torba. Zanim doszłam do recepcji, siatkarze byli już porozdzielani po pokojach, więc nie miałam innego wyjścia. Według nich, dostałam najlepszy pokój, ale co ja tam wiem... muszę wierzyć im na słowo, w końcu to ja tutaj jestem pierwszy raz. Wszyscy na raz wpakowali się do windy, przez co niechciała ruszyć.
-Dobra grubasy, kto idzie schodami?! - krzyknął Zibi. Wszyscy karcąco się na niego spojrzeli, a on posłusznie razem ze swoją walizką wyszedł z windy. Za nim jeszcze Cichy Pit, Kurek i Jarosz. Drzwi od razu się zamknęły i siatkarze ruszyli ku górze.
-Nie idziesz? - zapytał zdziwiony Kurek, gdy zauważył, że zostałam na dole czekając na windę, która zaraz powróci.
-Nie dam rady wlec się po schodach z tymi tobołami! - odparłam.
-No to daj, pomogę. - kolejny raz chwycił za moją walizkę i ruszył w kierunku schodów. "No!" pomyślałam i dumnie kroczyłam za Bartkiem. - Jaki masz numer pokoju? - zapytał odstawiając mój bagaż.
-Yyy... 66 - odrzekłam spoglądając na kluczyk.
-No to tam. - wskazał prawidłowe drzwi szeroko się uśmiechając, a ja podziękowałam i poszłam do pokoju. Najpierw mozolne próby otworzenia drzwi, szarpanie ich i uderzanie w nie, ale nic nie pomagało. Aż w końcu z opresji uratował mnie przechodzący właśnie Igła.
-O, masz sześćdziesiątkę szóstkę, czyli musisz lekko przekręcić kluczykiem do połowy, a potem mocno szarpnąć klamką i przekręcić do końca. O tak. - pokazał mi wszystko i drzwi bez żadnych szwanków otworzyły się na oścież. Zdumiona podziękowałam i wrzuciłam torby do środka. "Najlepszy pokój, ta jasne..." powiedziałam sama do siebie i rzuciłam się na łóżko. Muszę przyznać, że łóżka to są tutaj naprawdę wygodne. Na leżąco rozpięłam kurtkę i zsunęłam buty. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
-No cześć i jak tam? - zapytał wchodzący do pokoju Dzik.
-Aklimatyzuję się... - odparłam.
-Widzę, że dałaś radę z drzwiami..- zaśmiał się. - Lodówki pod telewizorem radzę nie otwierać.
-Z drzwiami to mi Igła pomógł. A co z tą lodówką? - oparłam się na łokciach.
-Półki odpadają i czasem stroi fochy, i nie chce mrozić. - wzruszył ramionami.
-Aha, a Wam to na pewno mrozi jak ta lala! - parsknęłam kiwając głową.
-Ja tam nie narzekam... jak się rozpakujesz, to zapraszamy do stołówki. - uśmiechnął się i wyszedł mocno trzaskając drzwiami. Mam nadzieję, że się nie zatrzasnęły i będę mogła wyjść! Odstawiłam walizki koło szafy, rozpakuję je kiedy indziej, bo teraz nie mam ochoty i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, owinęłam się ręcznikiem i wyszłam po ubrania, bo zapomniałam wziąć ich ze sobą do łazienki. Wychodząc przywaliłam komuś drzwiami. Serce zabiło mi mocniej, a tym kimś okazał się Zibi.
-O, a ja się zastanawiałem, kto z nas ma różową walizkę! - zaśmiał się.
-Widzisz, a tutaj niepozorna pani doktor. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Dobra, ja nie przeszkadzam, ale narzuć coś na siebie, bo na obiedzie chłopaków nam rozkojarzysz!
-Dzięki za radę. - popchałam go w stronę wyjścia i otworzyłam walizkę. Wyjęłam dżinsy, T-Shirt i  Conversy  . Włosy starannie rozczesałam i uplotłam niedbałego warkocza. Do kieszeni wepchałam telefon i zabierając kluczyki z szafki nocnej chwyciłam za klamkę. Jedno mocne szarpnięcie i mogłam wyjść. Potem męczarnia z kluczykiem... już chciałam zostawić otwarty pokój, ale akurat wtedy spróbowałam zamknąć je sposobem Igły. Sukces! Z radości i dumy aż klasnęłam w dłonie i zbiegłam po schodach do stołówki. Tam już stado naszych, głodnych wielkoludów, zajadający pomidorową. Serdecznie przywitałam się z paniami wydającymi posiłki i usiadłam przy stoliku, gdzie nikogo nie było.
-Pani doktor! Co to ma znaczyć?! - oburzył się Krzysiu. - Zapraszamy do nas!
-Po pierwsze Igła, ja mam imię. - odparłam i zabierając ze sobą talerz ruszyłam w stronę ciągle głodnych siatkarzy.
-Smacznego! - powiedzieli wszyscy chórem, a ja podziękowałam. Dziwnie się czułam jedząc w obecności tylu znanych osobowości. Niby normalni, niby spoko, ale jednak sławni! Bałam się, żeby nic mi nie kapnęło, albo nie wyleciało z buzi. Oni już jedli 2 danie, a ja ciągle męczyłam zupę. W końcu zjadłam, a został po niej tylko brudny talerz. Szczerze, to nie byłam już głodna. Wróciłam do stołu bez niczego.
-A co, już zabrakło żarełka dla Ciebie? - powiedział Winiar, nawet nie spoglądając na mnie znad talerza.
-Nie, po prostu nie jestem głodna... - odparłam rumieniąc się.
-Dobra, dobra! Nie ma, że nie jesteś głodna. Jesz mięso? - zapytał się Kurek.
-No jem...
-No i git. - Bartek ruszył w kierunku szwedzkiego stołu i nakładał czegoś bardzo dużo. Szczęśliwy i uśmiechnięty wrócił do nas i postawił przede mną górę kotletów i ziemniaków, a obok postawił miseczkę z surówką. Z szeroko otwartymi oczami spoglądałam tylko na jedzenie i Bartka.
-Smacznego. - powiedział. Chwyciłam widelec i nabijając na niego kotleta wzięłam go do ust. Był na prawdę dobry, ale ja na serio już nie mogłam nic wcisnąć.
-Bartek, ja na prawdę nie mogę... - westchnęłam przeżuwając mięso.
-No doobra, nie będę Cię zmuszać. - odebrał mi talerz i sam zabrał się za spożywanie całej jego zawartości. Zaśmiałam się tylko i wróciłam do pokoju, dziękując za posiłek. Napisałam SMS'a do mamy, że jestem w Polsce, wszystko jest okej i że może niedługo pojawię się w Bełchatowie. Ona zaraz po tym odpisała, że cieszy się i życzy powodzenia na nowej drodze życia. Jakiej drodze życia?! Po prostu, nowa przygoda...

______________________________________________

Ta da daaaaaaam. :D Jest 6 rozdział. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. ;) Serdeczne podziękowania za wszystkie komentarze, piszcie ich jak najwięcej, bo to niezwykle motywuje! ;3 Następnego epizodu można spodziewać się już w sobotę. Pozdrawiam. Sissi. ♥

4 komentarze: