-Ciekawe co. - Zbyszek użył swoje narządu węchu, aby rozpoznać dzisiejszy posiłek. - Czyżby pulpeciki? - zmrużył oczy.
-Czyli sobie pojadłem... - mruknął środkowy.
-Dzięki pulpecikom będziesz taaaki duży jak drzewo! - zaśmiałam się.
-Jak Możdżon? - zamyślił się. - Wystarczająca motywacja. - odparł i pewnym krokiem wszedł do jadalni.
-Nie o takie drzewo mi chodziło. - szepnęłam pod nosem i kroczyłam za pozostałymi siatkarzami. Tam, przy okienku już ogromna kolejka. Ustawiłam się tuż za Zatorskim, który wybierał jaki widelec ma wziąć.
-Paweł, ale wszystkie są takie same... - mruknęłam, biorąc pierwszy lepszy.
-Nie prawda. - zmrużył oczy i dokładniej przyglądał się sztućcom. - Ten, dzięki swoim ostrym końcom, będzie łatwiej nabijany na kotlety, lecz ten o łagodnym zakończeniu, doskonale nadawać się będzie do tłuczonych ziemniaków. O, widzisz? Ten z kolei ma tylko trzy ostrza, więc jest do sałaty. Jako że dzisiaj pulpeciki wezmę ten do ziemniaków... - uśmiechnął się szeroko, a ja stałam jak wryta, słuchając jakże przeciekawego wykładu na temat ostrzy widelców.
-Ale dlaczego do ziemiaków? - wydukałam. - Pulpety to mięso, a mięso to kotlety!
-Pulpety nie są twarde jak schabowy... - odparł krótko i poprosił o swoją porcję. Ja także podeszłam do okienka i odebrałam swój posiłek, po czym usiadłam przy stole chłopaków.
-Łał, Piter, aż tyle mięsa? - zdziwiłam się.
-Dziwi? - zaśmiał się.
-Pulpety, to przecież Twój wróg numer jeden... - zmarszczyłam brwi.
-Kto Ci tak powiedział? - parsknął i zapchał buzię okrągłymi kotlecikami. Po chwili na stołówce pojawili się następni siatkarze.
-Jak ona mogła mnie tak potraktować... - użalał się Bartek. - Jak?! - odebrał talerz z obiadem i z wielkim impetem usiadł na krześle, przyciągając się do stołu.
-Znowu Ci się coś przyśniło? - wtrącił Zibi.
-Chciałbym! - burknął.
-Co się stało? - zapytałam opierając się o łokieć.
-Gabi tutaj jest... - chlipnął, a ja prawie wyplułam zawartość mojej jamy ustnej na stół.
-Znowu ona?! - wrzasnęłam i spotkałam się z ręką Kubiaka na ustach. Oznaczało to, żebym się w końcu przymknęła. - I co Ci zrobiła? - powiedziałam już pół tonu ciszej.
-Powiedziała mi "cześć". - spojrzał na mnie tymi swoimi smutnymi oczami.
-No co ty gadasz... - Zbyszek wziął głęboko wdech i głośno wypuścił powietrze. - No to ostro.
-Dobre nawet te pulpety. - wciął się Nowakowski, nawet nie odrywając wzroku od talerza.
-Wychodzę z pokoju, zamykam drzwi, a tu nagle słyszę głośne "cześć". Odwracam się, patrzę, a tu...
-Witam chłopcy! - zawał. Palpitacja serca. Blond czupryna, zadek zajmujący moją całą przestrzeń osobistą i twarz, z której makijaż można zrywać papierem ściernym. Tak, to ona. Gabi. Serbska pani doktor. - O, i Agata... - uśmiechnęła się blado. Czyżby miała jakieś przecieki i myślała, że już mnie tutaj nie zastanie? O proszę. 1:0 dla mnie!
-Cześć. - posłałam jej cwaniacki uśmieszek, a pod stołem przybiłam cichą piątkę, wraz z Pitem i Dzikiem. Zaraz po niej, na stołówce pojawili się siatkarze z Serbii. Serdecznie się przywitali i zajęli miejsca przy swoim stole.
-Zobaczyłem ją i od razu chce mi się... jakby to powiedzieć. - zamyślił się Ignaczak. - Awaryjnie opróżnić mój żołądek przy użyciu jamy ustnej.
-Nie lepiej byłoby powiedzieć "rzygać"? - bąknął Bartman, a Zatorski posłał mu pełne zniewagi spojrzenie.
-Ziibii... - jęknęli wszyscy.
-Dobra, sorry. - wywrócił oczami.
-Wiecie do jakiego doszedłem wniosku? - wtrącił Kubiak. - Swoim zachowaniem przypomina mi Joaśkę... takim jakby podlizywaniem się, sposobem bycia... - zmierzył wzrokiem blondynkę.
-Ej, ej, ej. - obróciłam jego głową, chwytając za podbródek, aby już tak nie przypatrywał się plastikowi.
-Mam tylko nadzieję, że nie będziemy mieć razem treningu, bo podobno siłownia w remoncie. - westchnął Ignaczak.
Trochę później...
-Dziś będziecie mieć trening z Serbami, gdyż jak na pewno wiecie remontują nam siłownię, którą oddadzą do użytku za około tydzień. - mówił trener na jednym wydechu, pośpiesznie sprawdzając coś w kartotekach.
-Może pomogę? - szepnęłam.
-Znajdź mi proszę statystyki z meczu z Brazylią i Kubą. - uśmiechnął się szeroko i wrócił do rozmawiania z chłopcami. Rozłożyłam całą teczkę na krzesełkach i każdy papier uważnie czytałam. Było tam wszystko, oczywiście oprócz tego najważniejszego, czyli statystyk.
-Panie trenerze, ale ich tutaj brak... - skrzywiłam się.
-Agatko, ja je chyba zostawiłem u doktora Sokala. Zajrzysz?
-Pewnie. - posłałam promienny uśmiech i ruszyłam w stronę pokoju pana Jana. Dotarłam na odpowiedni piętro i zapukałam do drzwi. Bałam się jego reakcji, bo odkąd zajęłam miejsce Joanny, nie pała do mnie zbyt dużą sympatią.
-Proszę! - usłyszałam ze środka i weszłam do pomieszczenia. - Trener Anastasi prosi o statystyki z ostatnich dwóch meczy...
-A tak, tak... - przekartkował spory plik kartek i wyciągnął te, które były w tym momencie najbardziej potrzebne.
-Dziękuję. - powiedziałam i szybko skierowałam się stronę drzwi.
-Agata! - krzyknął za mną. Pierwsza reakcja "zawsze było panno Agato", a po drugie "dlaczego on mnie woła!?".
-Tak? - odwróciłam się w jego stronę.
-Przepraszam, że tak zachowałem się w strosunku do Twojej osoby... nie powinienem, ale wiesz jak to jest, ojciec dla dziecka zrobi wszystko. - głęboko odetchnął.
-Rozumiem, nie ma sprawy. - zdobyłam się na lekki uśmiech i zamknęłam za sobą drzwi. Czym prędzej wróciłam na halę, na której już rozgrzewali się wszyscy siatkarze. Szczerze, to nie wiedziałam jak będzie wyglądał trening. Czy obydwie ekipy będą walczyć przeciwko sobie? Ciekawe co wymyślił Andrea Anastasi wraz z Igorem Kolakovićem. Usiadłam na ławce, jak najdalej od Gabi. Na kolanach miała wielką, białą kartkę i kreśliła coś na niej czarnym markerem. Zaciekawiona cały czas się temu przypatrywałam, aż w końcu dostałam piłką w głowę.
-Obudź się. - zaśmiał się Dziku.
-Śmieszne. - wywróciłam oczami.
-Co taka nieobecna? - usiadł obok mnie. - Coś Ci Sokal powiedział? - objął mnie ramieniem.
-Przeprosił za swoje zachowanie.
-O proszę. - uniósł brwi. - A co go tak nagle wzięło na przeprosiny? - zaśmiał się cicho.
-Sumienie do niego przemówiło. - wystawiłam język w jego kierunku, a on pocałował mnie w policzek i wrócił do treningu. Gabi jak malowała coś na kartce, tak maluje i nie może przestać. Widziałam tylko jeden wielki prostokąt, a w nim maleńkie kropeczki. Chyba poczuła, że patrzę w jej stronę, więc uniosła wzrok i spojrzała na mnie. Czym prędzej obrałam inny punkt rozważań.
_________________________________________________________________
Gala Mistrzów Sportu nie pozwalała mi się skupić, dlatego taki krótki. :C
Oglądacie? ;-)
Widzieliście nasze odstawione złotka? *_* Pokochałam ich poraz 402852903.
Dziękuję im za te emocje! ♥
Pozdrawiam, Sissi. ♥
P.S. A jeśli chcecie być nie bieżąco, to zapraszam! --> https://twitter.com/__Sissi
Oglądałam galę.Nasze złotka w garniakach aż prawie zjadłam telewizor na ich widok hahaha
OdpowiedzUsuńDokładnie miałam tak samo! Hahaha :D
Usuńja tez mialam podobnie malo co na tv sie nie rzucilam jak ich zobaczylam w garniakach. ;D
Usuńoglądamy oczywiście, cały dzień na nią czekałam!
OdpowiedzUsuńfakt faktem chłopcy wyglądali zniewalająco jak zawsze haha :)
a rozdział bardzo fajny, cieszę się, że Agata jest już z nimi.
Czekam za rozdziałem na drugim blogu bo będzie dzisiaj, prawda ?
wiesz, że oglądam i co mam ochotę zrobić;d
OdpowiedzUsuńZati lof ju ;D (yyy ten z opowiadani! :D)
Gabi!!! Nienawidzę cie!!!
Kasia Ciebie też lof ju, fajnie że jesteś! ♥ :* :D
A Kubiak najprzystojniejszy..w tym garniaku..mmm... ;)
OdpowiedzUsuńale sory nie o tym miałam pisać...
Sissi Twoje opowiadanie jest genialne!!! z niektórych scen płakałam! pozdrawiam Cię serdecznie
Marlena
ogladamy ogladamy :D ejjjj, ale na drugim tez poproszeeee rodzial blagaaaaaaam
OdpowiedzUsuńNasze złotka są cudowne, tyle powiem :D
OdpowiedzUsuńI rozdział też, a rozkmina widelcowa najbardziej ;D
Pozdrawiam :*
VE.
I znowu czepiamy się Aśki :/
OdpowiedzUsuńZati prawie jak Pit o.o takie rozmyślania nad sensem życia, wersja widelec xD
OdpowiedzUsuńDo wszystkiego można przekonać, wystarczy tylko odpowiednia motywacja i chyba nasz kochany Piotruś wypadł w zasadzkę...
Sokal mnie z deczka zaskoczył, no ale cóż, to była przecież córeczka!
Gaaaabi, proszę, jak mogłaś się spodobać Kurkowi?! Przecież to obrzydliwe, podłe, brzydkie, głupie, (5 godzin później) ...i tępe dziewcze!
W końcu skomentowałam Twojego bloga jakoś bardziej kreatywnie xD
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie : *
Oczywiście, że widziałam. Taki boski Dziku, ahh. *-*. I nasz kochany Igła w garniaku. *-*. Wszyscy pięknie wyglądali. ;D
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle genialny, ale nie powiem, ta blondyna mnie trochę wkurza. -,-. A swoją drogą doktor Sokal zachował się bardzo dobrze w stosunku do Agaty, o!
Pozdrawiam serdecznie! ;-***
Liczyłam,że Kurek przynajmniej 4 bedzie,a tu 6 :c
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie :
maybevolleylove.blogspot.com/
Jeju, zakochałam się w Twoich opowiadaniach *_*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całe (oba) w jeden dzień i ciągle mi mało :D
A co do naszych odstawionych złotek, to moja mama stwierdziła, że mam sobie znaleźć męża siatkarza :DD hmmmmmm, ciekawe dlaczego :>>
mało Dzika, małomałooo!
OdpowiedzUsuńDobrze, że Sokal ją przeprosił! jednak trzeba też postawić się w jego sytuacji, za córeczką murem!
pozwól że trochę zaspamuję, zapraszam Cię na http://chwile-ulotne-jak-ulotki.blogspot.com/ pozdrawiam NW:*