-No to co? - uniósł brew.
-Musimy zejść na śniadanie...
-Wcale nie musimy. - odparl szczelnie przykrywając nas kołdrą. Ja jednak już nie miałam ochoty się wylegiwać. Owinęłam się poszwą i zostawiając Michała samemu sobie skierowałam się do łazienki. Na wszelki wypadek zakluczyłam za sobą drzwi. Weszłam do kabiny, odkręciłam ciepłą wodę i dokładnie obmyłam swoje ciało. Jeden ręcznik wykorzystałam jako turban, a drugim się owinęłam. Dokonując ostatnich poprawek wyszłam z łazienki. Michał narzucił na siebie T-Shirt i przwrócił pokój do w miarę normalnego stanu.
-Robisz to specjalnie... - spojrzał na mnie spod byka.
-Ale co? - zdziwiłam się.
-Chcesz żebym naprawdę miał miękkie kolana. - wolno do mnie podszedł i przyciągnął do siebie.
-Andrea by mnie zabił. - zaśmiałam się, przeczesując swoje mokre włosy.
-Ładnie pachniesz. - muskał kolejno moją szyję, bark i ramię.
-Misiek... - jęknęłam
-Masz taką delikatną i aksamitną skórę... - przeniósł się na dekolt.
-Proszę Cię. - zaśmiałam się poraz kolejny. - Musimy iść na śniadanie...
-Nie jestem głodny. - odparł nie przerywając swoich pocałunków.
-Ale ja jestem. - podniosłam jego twarz chwytając za podbródek.
-A, to przepraszam... widzimy się na stołówce. - mrugnął okiem i zniknął na korytarzu. Ubrałam się wygodnie, do końca wysuszyłam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Zamknęłam pokój i zeszłam do stołówki, przed którą spotkała grupkę narciarzy. Kulturalnie przepuścili mnie w drzwiach, a ja podziękowałam szerokim uśmiechem. Od razu spotkałam z gromiącym spojrzeniem siatkarzy, a Pit nawet pogroził mi palcem. Odebrałam swoją porcję jajecznicy i usiadłam razem z nimi. Kubiak tryskał energią i dobrym humorem.
-Cześć kochanie. - zaakcentował.
-Cześć. - posłałam mu całusa w powietrzu.
-Aga. Powiemy prosto z mostu! - udzielił się oburzoyny Piter, a ja prawie wyplułam jajecznicę na środek stołu. - Nie może tak by! - uderzył pięścią w stół, aż zwrócił uwagę pozostałych osób zebranych w stołówcę, ale przecież to normalka!
-Ale jak?! - pisnęłam.
-Oni bezczelnie zajmują nam miejsce przy stole, a Ciebie przepuszczają w przejściu, na co odpowiadasz im wyszczerzem na cały ośrodek!
-No! - poparł go Igła z buzią pełną omleta.
-To, że zajęli nam miejsce to akurat nie moja wina, a po drugie przepuszczanie w drzwiach jest bardzo szarmanckie i to się ceni. I po trzecie moi drodzy panowie nie szczerzyłam się do nich, tylko subtelnie uśmiechnęłam. - wzięłam łyk herbaty Michała.
-Jasne. - środkowy wywrócił swoimi gałkami ocznymi.
-No chyba lepiej wiem co zrobiłam!
-Wątpię. - ukazał rząd swoich zębów, a ja kopnęłam go pod stołem.
-A ja wciąż ubolewam nad tym, że nie ma z nimi Małysza. - Zati głęboko westchnął przeżuwając kęs kanapki.
-Ojj, przestań! Nawet bez Adasia sobie dobrze radzą. - machnęłam reką.
-Przepraszam, czy możemy prosić solniczkę? - usłyszałam głos zza siebie. Zamiast spojrzeć na tego osobnika, to ja zerknęłam na Miśka. Z uwagą przyglądał się osobie stojącej za mną, leniwie przegryzając jajecznicę.
-Łap. - Pit rzucił w mężczyznę szklanym przyrządem.
-Dziękuję. - ledwo ją chwycił. - A tak w ogóle to Kamil jestem. - podał mi dłoń.
-Agata. - odwzajemniłam uścisk. Chłopak zaznajomił się także z resztą drużyny.
-Miło mi Was poznać. - podał rękę Kubiakowi. On zdobył się na lekki uśmiech i wysunięcie dłoni w jego kierunku.
-To co! Organizujemy wieczorek zapoznawczy! - Ignaczak potarł rękoma.
-Sorry, ale my...
-Nie ma żadnego "sorry", takie elity muszą trzymać się razem, co nie?
-Musiałbym pogadać z chłopakami... - wskazał na skoczków patrzących w naszą stronę.
-No to pogadaj. - Nowakowski wzruszył obojętnie ramionami. Stoch przytaknął i wrócił do swoich kolegów.
-No popatrz kolejni znajomi... - westchnął Kuraś.
-Znam Stocha... - cieszyłam się jak małe dziecko. Prawie tak samo jak wtedy, gdy zapoznałam się z siatkarzami. Chociaż teraz czasami mam ich po dziurki w uszach! Czy jakoś tak... Gdy zjedliśmy śniadanie, chłopcy zaczęli zbierać się na trening. Michał objął mnie w pasie i wszyscy wspólnie wyszliśm ze stołówki.
-Ach, te samcze przechwałki. - zaśmiał się Cichy, który właśnie przechodził obok nas.
-Muszę chyba chronić swoją kobietę! - Misiek czule pocałował mój policzek. Kiedy dotarliśmy do swoich pokoi, wzięłam telefon i wpakowałam go do kieszeni spodenek, chwyciłam apteczkę i zbiegłam do sali treningowej. Chłopcy dopiero się schodzili.
-To dlatego nie było Cię całą noc w pokoju! - wrzasnął Zibi, gdy razem z Dzikiem weszli na boisko. Obydwojgu posłałam złowieszcze spojrzenie. Bartman posłał mi najszerszy uśmiech świata i zniknął wśród następnej wchodzącej grupki naszych Złotopolskich.
-Misiek... - westchnęłam.
-Musiałem. - chlipnął i usiadł obok mnie.
-No bez szczegółów chyba!
Cisza...
-Prawda...? - przeraziłam się.
-Tak, no jak ze szczegółami, Aguś, proszę Cię, bez przesady. - zaśmiał się głupio i podbiegł do trenera. On z kolei zarządził krótką, samodzielną rozgrzewkę, a potem podział na drużyny i mały sparing. JA wyogdnie rozsiadłam się na ławce przeglądając statystyki chłopców z ostatnich meczy. Były naprawdę dobre. Po kilkunastu minutach rozciągania przyszła pora na grę. Podzielili się na dwie ekipy i rozpoczęli pojedynek. Grali bardzo wyrównanie, ale martwiło mnie tylko jedno...
-Kubiak nie może odbić się od ziemi! - krzyknął Zbyszek, który praktycznie wyjął mi to z ust, a zaraz wybuchł gromkim śmiechem. Reszta siatkarzy spoglądając na mnie uśmiechnęła się pod nosem, a ja schowałam się za kartkami z kolorowmi wykresami.
-To może oznaczać tylko jedno! - wciął się Nowakowski. - Dziku jest przemęczony i ma słabe obuwie!
-Nie Piotruś, to oznacza, że ktoś tutaj rozdziewiczył naszego Miśka. - Zibi przemierzwił włosy przyjaciela, a ten uderzył go w ramię.
-Oj już nie rozdziewiczył. - mruknął przyjmujący.
-Ale któż to mógł zrobić?! - przeraził się Piter.
-No zgadnij... - westchnął Bartman.
-Matko Boska, kto posunął się do tak haniebnego czynu!
-Załamka. - szepnęli wszyscy.
-Wiem! - Pit spojrzał na mnie ze zmrużonymi oczami, a ja wyszczerzyłąm się głupio. - Nie wiedziałem Aguś, że jesteś taka lekkomyślna... - zacisnął wargi.
-No wiesz, tak wyszło...
-Ale żeby pozwalać swojemu wybrankowi, na zdradę?! - pisnął. - Niewybaczalne...
-Jaką zdradę? - zdziwili się wszyscy, a w szczególności ja.
-To Gabi... jak ona mogła. - pokręcił z niedowierzaniem głową.
-Jaka kurczaczki panierowane Gabi?! - wrzasnął Ignaczak. - Agatka nasza kochana, jedyna, najlepsza pani doktor była tego sprawczynią! - wszystkie oczy zwróciły się na moją skromnę osóbkę, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
-No to się nie spodziewałem... - Piter ułożył usta w dziubek. Trener Anastasi niewiele rozumiał z naszej dyskusji, ale przecież widział co działo się z Kubiakiem, a jak zachowywałam się ja. A nie mówiłam, że tak będzie?! Doskonale wiedział co się święci...
-Masz szczęście, że to tylko trening, ale na przyszłość, trochę wstrzemięźliwości... - zaśmiał się, a ja zażenowana uśmiechnęłam się lekko i spaliłam cegiełkę. Michał rozbawiony całą tą sytuacją oblizał kąciki swoich ust i powrócił d gry, lecz nie dostawał zbyt dużo piłek do ataków, a siatkarze ciągle nabijali się z jego miękkich kolan.
-Wiedziałam, że tak będzie! Wiedziałam od samego początku! Co sobie teraz trener o mnie pomyśli?! Jestem profesjonalistką, nie mogę dopuszczać do takich sytuacji! A jeśli Sokal się dowie?! Jeszcze bardziej będzie na mnie cięty! To wszystko przez - nie dokończyłam, bo Michał zakrył mi usta dłonią.
-Też Cię kocham. - pocałował czubek mojego nosa i zarzucając sobie ręcznik na ramię skierował się do pokoju.
-Musicie mi wszystko opowiedzieć! Ze szczegółami! - obok mnie znalazł się Krzysiek.
-Igła! - trąciłam jego ramię, a on zaśmiał się i przeczochrał moje włosy.
-A najgorsze jest to, że ja mieszkam obok... - westchnął Zagumny.
-Agata! Myślałem, że czekasz z tym na mnie! - zasmucił się Cichy.
-Zawsze i wszędzie! - mrugnęłam okiem, a ten zabawnie poruszał brwiami.
-Ojj, niesforna panno Werner. - Zibi zarzucił na mnie swoje ramię. - Tak nam tutaj naszego Misia uwodzić i dekoncentrować. - pokręcił głową.
-Sęk w tym, że ja nie miałam nic tam do gadania! Upierałam się, ale on jest większy i silniejszy, i w ogóle...
-Czyżby wykorzystywanie? - przybrał minę myśliciela.
-Odpadów chyba. - mruknęłam.
-Ale i tak szczęścia, i wytrwałości. - poklepał mnie po plecach i pobiegł za kolegami. Oni naprawdę byli zdania, że współżycie ze sobą to podstawa udanego związku?! Prostactwo...
Wróciłam do swojego pokoju i przebrałam się w bardziej przewiewne ciuchy, bo jak na polski maj było baardzo ciepło. Włosy wysoko związałam i położyłam się przed telewizorem z paczką żelków w dłoni. Do obiadu było jeszcze sporo czasu.
-Aguś, idziemy po prowiant na dzisiaj. Chcesz coś, czy może poczłapiesz z nami - do pokoju wparował mistrz kamery.
-Nie chce mi się ruszać... - jęknęłam.
-Jasne. - spojrzał na mnie dociekliwie. - Dziku też zostaje, więc proszę mi tutaj bez szaleństw!
-Dajcie już spokój! - schowałąm twarz w dłoniach. - Ja nikomu pod kołdrę nie zaglądam!
-Kto tutaj mówi o zaglądaniu pod kołdrę?! Chodziło mi raczej o jakąś balangę bez nas... ale głodnemu chleb na myśli. - zaśmiał się, a poduszka okazała się wtedy znakomitym pociskiem. - To co zwykle? - odrzucił ja.
-Tak. - bąknęłam i wpakowałam do ust kolejną porcję kwaśnych żelków.
***
-Dobra panowie, wyczuwam pewien problem... - Pit wskazał na białą kartkę, która wywieszona była na drzwiach stołówki.
-Uwaga, posiłki w dn. 8.05.13r. nie będą wydawane z powodu awarii kelnerki?! - pisnął Bartek. - A kuchenki, sorry. - nerwowo otarł pot z czoła.
-Już wiemy co naszemu Siurakowi chodzi po głowie... - Igła przemierzwił jego włosy.
-Wszy. - skwitował Nowakowski, przez co dostał kuksańca od Bartosza.
-Skoro nie ma obiadu... to idziemy do KFC! - Zati klasnął w dłonie.
-Zatorku, w Spale nie ma takich lusksusów... - poklepałam go po ramieniu.
-To na drożdżówki! - klasnął poraz kolejny.
-Do "Kremówki"? - Bartek przybrał minę myśliciela.
-W "Kremówce" nie mają drożdżówek z budyniem! - burknął ZB9. - Lepiej chodźmy do "Bagietki". Nie dość, że są drożdżówki, podkreślam z budyniem, to espedientki niczego sobie...
-E tam ekspedientki! Jedzenie! - krzyknął młody libero i wszyscy szybko pomknęliśmy na miasto, aby zaspokoić swój głód. Głód słodkich wypieków. Po kilku minutach szybkiego biegu poprzez betonowe pola dotarliśmy do "centrum". Jeśli można to tak w ogóle nazwać... ale "Biedronka" i "Bagietka" są! Siatkarze oblężyli piekarnię, rzucając się na nią jak na chleb! Nie, przepraszam... jak na drożdżówki! Podkreślam, z budyniem! Zatorski jako pomysłodawca całego tego przedsięwzięcia jako pierwszy złożył swoje zamówienie. Ale był jeszcze jeden szczegół. Taki mały, malutki, maluteńki szczególik... a dotyczył "ekspedientki'.
-To niech mi pan poda jeszcze tego pączka... - powiedział siatkarz odliczając kwotę pieniędzy i rzucił nimi o ladę. Brakowało jeszcze tego filmowego "reszty nie trzeba".
-Jest, starczy mi! - dało się usłyszeć entuzjastyczny krzyk Pita, który właśnie doliczył się złotówki i czterdziestu groszy. Paweł ze swoimi wiernymi towarzyszami-reklamówkami obładowanymi pieczywem odszedł od kasy. Zaraz po nim był rozczarowany Zibi, który poprosił drożdżówkę z serem bo te z budyniem były na samym dole, więc pan sprzedawca musiał się schylać, a nie wiem, czy wszyscy wyszliby z tego cało. Chyba domyślacie się dlaczego drożdżówki podkreślam z budyniem były takie dobre, jeśli podawała je łaskawie obdarowana przez Bozię kobieta. Smutny siatkarz odszedł od lady wcześniej płacąc, żeby nie było, że nasze złotka to chamy i prostaki! Przyszła pora na Nowakowskiego:
-Dzień dobry. - przywitał się grzecznie. - Ja poproszę... hmm... - zamyślił się na chwilę. - To będzie tak... poproszę jedną drożdżówkę z budyniem, jedną z serem i jedną z jabłkiem. - wyrecytował. Mężczyzna posłusznie wykonał jego polecenie. - Albo wie pan co... jednak bez tej z jabłkiem, bo jak tak na nią patrzę, to wydaje mi się, że się ze mnie nabija. To tylko te dwie.
-2,80. - wymamrotał sprzedawca.
-To może wezmę jeszcze pączka...
Po chwili urodziwy pączek ładnie prezentował się obok drożdżówek
-A z czym ten pączek?
-Z marmoladą.
-Różaną, morelową, truskawkową...?
-Malinową.
-To poproszę tego z toffee. - wskazał palcem na półkę z pączkami.
-Coś jeszcze? - pan eskpedient wbił wszystko w kasę.
-A wie pan co... może jednak wezmę te jagodzianki i pączka z nadzieniem różanym.
-Pit! - wrzasnęli wszyscy, a środkowy uciszył nas ruchem ręki. Biedny sprzedawca krążył wśród półek z wypiekami, a za nami robiła się jeszcze większa kolejka.
-Ile płacę?
-4,26 .
-Ooo... - zasmucił się Cichy. - To chyba jednak wezmę drożdzówkę z serem.
-Masz pan te jagodzianki, pączki i drożdżówki, tylko idź pan stąd! - uu, nie dziwię się mu. Na jego miejscu też bym wybuchła.
-Za darmo?!
-Tak, za darmo! Następny!
-Tak się to robi! - dumny z siebie siatkarz wgryzł się w drożdżówkę. - Przepraszam, ja prosiłem o drożdżówkę z serem, a ta jest z jabłkiem, mówiłem że - nie dokończył, bo oberwał słodką bułką w twarz. - DZiękuję. - mruknął i razem z tymi którzy już kupili wyszedł na zewnątrz. Resztę drużyny, plus mnie obsłużono szybciej niż samego Pita. Ale cóż, klient nasz pan!
-A czy Andrea o tym wie, że jesteśmy w centrum? - wspomniał Kubiak.
-No... chyba nie. - odparł Igła.
-Co on nam może zrobić? - parsknał Zibi. - Chyba duzi jesteśmy, co nie? - fuknął, a wszystkie oczy zwróciły się na Zatiego, wolno przeżuwającego pączka, a po jego brodzie spływała czerwona marmolada.
-Ej! - oburzył się. - Moja wina, że cecha dominująca, czytaj niski wzrost, przejęła rządy nad tą recesywną, czytaj wysoki wzrost?!
-Czy my coś mówimy? - Bartek wywrócił ślepiami.
-Nie, jase, Wy nigdy nic nie mówicie!Jak jak zawsze coś sobie ubzdurałem! Omamy mam! Halucynacje! Słyszę jakieś głosy z zaświatów!
-Tak mnie korci żeby coś powiedzieć... - westchnął Dzik.
-No dawaj, nie krępuj się... - ponaglał Zibi.
-LOL... o, aż mi lżej. - zaśmiał się.
-Wyjąłeś mi to z ust! - udzielił się Guma.
-Z kim ja pracuję. - Igła pokiwał głową, po czym skierował się do ośrodka, co uczyniliśmy także my.
-Jesteś szalona, mówię Ci... - Pit nucił sobie pod nosem.
-Zawsze nią... Pit! - krzyknęłam.
-Co znowu ja?! - burknął.
-Będę to teraz śpiewać bez przerwy przez Ciebie!
-Przykro. - zrobił smutną minę.
-Cholercia, chwytliwe to. - stwierdził Zbyszek. - Nie jesteś aniołem, mówię Ci...
-Jesteś szalona! - dokończyła pozostała grupka wycieczkowiczów.
-Dobra, zmiana repertuaru! - zarządził Krzysiu. - I believe, I can fly! I believe I can touch the sky!
-Nananananaaa.... - dobra, nikt dalej nie zna. - Bartman lekceważąco machnął ręką. - Jesteś szalona!
-A wiecie, że jak jeszcze grałem w młodzikach... - Pit szamając swoje wyżebrane drożdżówki opowiadał nam swoje życiowe historie.
-Kiedy to bylo... - westchnął Kurek.
-Nie dawno! - odrzekł, cąły czas podążając tyłem. Przed nim szedł sobie spokojny Zati, który niczego nie świadomy zauważył grosika na ziemi. Postanowił go podnieść, a my nie powiadomiliśmy o tym Pita i skończyło się... kraksą. Cichemu wypadł ostatni kęs drożdżówki. Rzucił się na niego jak szalony.
-Nie minęły jeszcze trzy sekundy, nie?! - powiedział błagalnym tonem.
-Co Ty, tylko jakieś... dziesięć. - odparł Zbyszek.
-Myślicie, że jeszcze mogę go zjeść? - zapytał dokładnie przyglądając się jedzeniu, umorusanemu w żużlu.
-Jasne, nie krępuj się! - Kuraś machnął ręką, - Tutaj, w Spale - zaakcentował - drastycznych warunków nie zastaniesz!
-Też tak myślę. - oznajmił środkowy.
-Ale najpierw otrzep! - polecił Igła.
~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~
Taki tam szupraaaaajsz. :D
Siedziałam na telefonie, straciłam siedem złotych z konta i trzy godziny czasu, ale naskrobałam! :D <3
Mam nadzieję, że się podoba! ;-)
Pozdrawiam, Sissi. <3