Cześć rodacy!
Z góry chciałabym powiadomić, że zgodnie z jedną prośbą, w tym rozdziale bedzie więcej akcji "Aga+Misiek". Nie martwcie się, Piter i jego filozofie także będą miały swoją połowę ułamka sekundy i gdzieś tam się przewiną. :) No to co, zapraszam. (bębny i fanfary. A co, jak szaleć to szaleć).
Uwaga, trochę dramatyczny.
~~~*~~~
Gdy dojechaliśmy do hotelu, wszyscy wylecieli z niego jak małpy z zoo. Dosłownie. Winiar prawie stracił
wszystkie zęby, które chciały być jak ta jedynka i brać z niej przykład.
-Przyjdziesz do nas? - zapytał Michał, otwierając przede mną drzwi budynku.
-Ohoho, jaki dżentelmen. - prychnął Zbyszek, za co dostał kopa w pośladki.
-Późno już, pójdę się położyć... - ucałowałam jego policzek i splotłam swoją dłoń razem z jego.
-Nie chcesz zobaczyć jak Zibi ośmiesza się rozwiązując testy IQ? - uśmiechnął się szeroko.
-Oszczędzę sobie tego widoku. - westchnęłam.
-Zatorski trenował dzień i noc, a Ty tak bezczelnie do nas nie przyjdziesz... - pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Przepraszam. - posmutniałam.
-To może ja wpadnę do Ciebie, co będziesz tak sama siedziała. - zaproponował siatkarz.
-Misiek, jest jedenasta w nocy... - westchnęłam wciskająć guzik przywołujący windę.
-No i... - przedłużył ostatnią samogłoskę, znacząco kiwając brwiami.
-Michaał. - jęknęłam, gdy ten już palił się do zrzucenia ze mnie ciuchów. Mało brakowało, a zrobilibyśmy to w windzie. Od tego pomysłu odwiódł nas Piter.
-Nie przeszkadzajcie sobie, mnie tu nie ma. - mruknął i odsunął się w drugi kąt klaustrofobicznego pomieszczenia. Jego nigdy nigdzie nie ma. Przypadek? Nie sądzę...
-Co Ty, zdemoralizowalibyśmy Cię. - powiedziałam poprawiając koszulkę.
-Jestem bardziej zdemoralizowany od Was. - fuknął środkowy.
-Przeklnij. - rzucił Misiek.
-Co? - zdziwiliśmy się oboje.
-No przeklnij.
-Nie będę przeklinał!
-Czyli wcale zdemoralizowany nie jesteś. - uznał przyjmujący i wyprowadził mnie z windy.
-Jak nie, jak tak! - wrzasnął Nowakowski.
-Dobra, nie będę się z Tobą kłócił...
-Dlaczego? Taki grzeczny jesteś? - prychnął. Michał tylko zmierzył go pełnym pogardy wzrokiem, a siatkarz od razu spotulniał.
Jak koteczek... Gdyby tylko Piter wiedział, że porównałam go do kotka...
-A ty gdzie? - fuknęłam, gdy zobaczyłam, że ogromny osobnik, o wdzięcznej ksywie "Dzik" podąża za mną i właśnie chce wtargnąć na terytorium swojej samicy. Stop, stop, stop... To siatkarze, czy program przyrodniczy, bo się pogubiłam? Siatkarze? Zmieniam repertuar.
-No... tam? - Michał niewinnie wskazał palcem wnętrze mojego pokoju.
-Tam? Cywilom wstęp wzbroniony, przebywanie na tym terenie grozi śmiercią. - westchnęłam głęboko.
-Zaryzykuję. - wzdrygnął ramionami i przepchał mnie do środka.
-Zacznę krzyczeć, przyjdzie Guma i Cię stąd zabierze.
-Guma mi nie straszny. - przekręcił zamek w drzwiach.
-Ale ja naprawdę nie mam już na nic siły. - jęknęłam bezsilnie. Kubiak tylko spojrzał na mnie skruszonym wzrokiem, co zrobiłam także ja.
-To może spacer? - rzucił.
-Spacer?
-Spacer. - uniósł brew.
-Ale że zakładamy buciki, nakładamy kurtałkę i wychodzimy?
-Po co Ci kurtka, jest w miarę ciepło. - siatkarz pociągnął mnie za dłoń.
-A jak zmarznę? - zapytałam cienkim głosem.
-Zgodnie z romansidłami zdejmę z siebie bluzę i narzucę na Twe ramiona, niewiasto. - wywrócił oczyma.
-Ooo, soł romentik. - rozmarzyłam się. Wyszliśmy z pokoju, a ja zamknęłam za nami wrota. Na korytarzu natknęliśmy się na trenera. Nie obyło się bez wywodów na temat porannego wstawania i jutrzejszego treningu, ale ja wtrąciłam, że to z przyczyn zdrowotnych. Dotlenienie mózgu nikomu nie zaszkodziło. Chyba że Nowakowskiemu, on krztusi się nawet powietrzem. Wyszliśmy z hotelu i od razu spotkaliśmy się z dosyć nieprzyjemnym chłodem.
-E! - usłyszeliśmy głośny gwizd zza swoich pleców. - A Wy gdzie!?
-Po świeże bułeczki na kolację. - odparł Michał.
-Ja chcę z sezamem! - przed szeregi wyrwał się Zatorski.
-Będą z sezamem. - wymamrotał Kubi i obydwoje skierowaliśmy się w stronę... nie wiem w sumie, szliśmy przed siebie.
-Wiesz, że ostatnio na wspólnym spacerze byliśmy jeszcze w Spale, wtedy co wyznałeś mi to uczucie, którym mnie dażysz? - powiedziałam przerysowanym tonem.
-To nie było dosyć dawno... - zamyślił się.
-Miesiąc temu. - odparłam.
-No. Co miesiąc takie wypady możemy sobie urządzać, czemu nie. - zaśmiał się.
-Ja Ci tutaj sugeruję, że chciałabym częściej miewać takie spontaniczne niespodzianki, a ty co?! Zero czułości... z kim ja się zadaję.
-I tak mnie kochasz... - posłał cwaniacki uśmiech.
-Coraz bardziej zaczynam w to wątpić... - a co, niech się pomartwi.
-Przepraszam, SMS. - powiedział Michał i wyciągnął komórkę z kieszeni. - Gdzie Ty kurna się szlajasz, biegiem do hotelu, masz klucz od pokoju frajerze... - zacytował.
-Zbysiaczek?
Misiek skinął głową.
-Czyli koniec romantycznej przechadzki? - posmutniałam.
-Przepraaszam Cię. - chlipnął. Co miałam poradzić, przecież przyjaciel i jego wygodna dupa musiała znaleźć się w pokoju. Dziewczyna i spacer może poczekać, co nie? Czemu nie.
-Wiesz co - zaczęłam po chwili. - Duże masz mieszkanie w Jastrzębiu? - zapytałam prosto z mostu, a Kubiaka na chwileńkę zatkało.
-Siedemdziesiąt dwa metry kwadratowe, jakoś się mieszczę. - poruszył ramieniem. - Czemu pytasz?
-A, tak tylko. - machnęłam ręką.
-Jasne. Ty nie pytasz tak tylko. - zatrzymał się na chwilę, podchwytliwie na mnie spoglądając. - Chcesz się do mnie wprowadzić, przyznaj się. - wskazał na mnie palcem.
-Ja? Do Ciebie? Proszę Cię, jakbym własnego lokum nie miała... - wywróciłam ślepiami.
-Nie kłam. - dźgnął mnie palcem w żebra.
-Z ciekawości zapytałam, no... - zaśmiałam się odpychając atak. - Masz jakąś pokojówkę, czy to tam takie puste wszystko stoi?
-Puste wszystko stoi. - uciął. - Chcesz to zmienić i trochę odkurzyć?
-Świnia! - burknęłam.
-Dopytujesz się o wszystko, jakbyś myślała, że co tydzień sprowadzam tam tysiące lasek.
-Skąd mam wiedzieć, że tak nie jest?
-Bo mam treningi, mecze, nie mam czasu na jednorazowe przygody...
-Poważne wyznanie. - pokiwałam z uznaniem głową. - Skąd mam wiedzieć, że ja też nie jestem jednorazową przygodą? A może jest Ci tak na rękę, masz na kim wyładować swój popęd seksualny.
-Popęd seksualny?! Skąd w Twojej głowie się to wzięło? - pisnął.
-Sama nie wiem. - mruknęłam pod nosem. Mogłam ująć to bardziej potocznie... ale nie, Werner musi być mądra.
-Czemu wszystkie nasze prywatne rozmowy muszą prowadzić do jakiejś kłótni?
-Może nie jesteśmy przyzwyczajeni do przebywania sam na sam? Wieczorami spotykamy się tylko z dobrze znanego Ci powodu, a ja nie chcę żeby tak było. Nie jestem tylko dupą do pieprzenia, ja też mam uczucia i chcę drugiej osoby, która byłaby w stanie mnie kochać.
-Przecież Cię kocham. - powiedział, jakby bał się tego zwrotu.
-To dlaczego mi tego nie okazujesz? Wstydzisz się mnie?
-Agata. - Michał przetarł twarz dłońmi. - Jak zwykle szukasz dziury w całym. Z mojego siedemdziesięcio metrowego mieszkania, przeszliśmy do braku zrozumienia.
-Zwal całą winę na mnie, proszę... - stanęłam z założonymi rękoma na piersiach.
-Na nikogo nie zwalam winy! Ile razy mam Ci powtarzać, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, że Cię kocham, że nie wyobrażam sobie dalszego życia bez Ciebie? - wyliczał.
-A może jak najwięcej? - przełknęłam ślinę, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Proszę bardzo. Kocham Cię, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. - klęknął przede mną. - Nie chcę się z Tobą kłócić, bo dobrze wiesz, że tego nie potrafię.
-Wstań. - otarłam policzek, po którym spłynęła łza.
-Nie.
-Wstawaj... Zbyszek czeka na klucz.
-Nie obchodzi mnie Zbyszek, liczysz się tylko Ty i chcę żebyś w końcu przyjęła to do wiadomości...
-Ale ja tego nie odczuwam. Wydaje mi się, że jesteśmy ze sobą jakby z przyzwyczajenia, między nami nic nie iskrzy jak wtedy, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy. Boję się, że to się wypaliło...
-Naprawdę tak uważasz? - zapytał po cichu wstając z ziemi. Mimowolnie przytaknęłam głową. - Przez to, że nie potrafię tak prosto wyrażać swoich uczuć?
-Michał, nie drąż tematu, ja sama nie wiem co mam o tym myśleć...
-Dobrze wiesz co masz myśleć. - świdrował mnie swoim spojrzeniem. - Rozstajemy się?
-Ale... - zaczęłam, lecz Michał nie dał mi szans na dokończenie.
-Proste pytanie, rozstajemy się?
Ogromna gula stanęła w moim gardle, uniemożliwiając powiedzenie czegokolwiek.
-Dobra, szanuję Twoją decyzję. - spuścił głowę. - Wracajmy już...
Czułam się jak kat, jak morderca, jak skazany. Mogłam nie zaczynać tej bezsensownej wymiany zdań, która skończyła się tak, jak się skończyła. Jedno głupie zdanie za dużo, a wszystko przepadło. Podążałam za Michałem, a cała podróż minęła nam w ciszy. Weszliśmy do hotelu, byłam zmarznięta i wyczerpana psychicznie, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Od razu weszłam do pokoju i zamknęłam się w nim rzucając się na łóżko i wlewając swoje żale w poduszkę. Nie docierało do mnie to, co przed chwilą się stało. Czy ja naprawdę rozstałam się z mężczyzną, którego kocham? Rozstałam się, bo robiłam mu wyrzuty za to, że nie jest wylewny w swoich uczuciach? Nic już nie miało sensu, wszystko zaprzepaściłam.
Na drugi dzień nie miałam ochoty zwlekać się z łóżka. Chłopcy dobijali się do mnie jak tylko mogli i najchętniej wleźli by oknem, ale akurat padało. Pogoda idealnie dopasowała się do mojego nastroju.
-Agata, wyjdź. - Zbyszek walił w moje drzwi.
-Odwal się! - burknęłam rzucając poduszką w stronę wejścia.
-Nie rób scen, wyłaź! - wrzasnął stanowczo.
-Dajcie mi wszyscy święty kurwa spokój!
-Uuu, usłyszałem przekleństwo? Aga pochłonięta zostanie w ciemne czeluści piekieł samego Belzebuba... - udzielił się Krzysiu.
-Igła, nie czas na takie pierdoły, idź na śniadanie. - zganił go Bartman.
-Ty też idź!
-Nigdzie nie idę, dopóki nie pogadamy.
-Nie mamy o czym gadać.
-Oj mamy...
-Jęczydupa też nie chce nigdzie iść. - raport z pokoju nr 252 doniósł Piter.
-No i obydwoje się zagłodzą i będzie przynajmniej spokój!
-Śniadanie czeka, masę idź nadrabiaj! - warknęłam.
-Nie syp mi tutaj żartami, bo to poważne sprawy są! O co poszło?
-O Twoją francuską dupę, która domagała się klucza!
-Zbyszku, czuj się winny... - odezwał się środkowy.
-Wpuść mnie, pogadajmy bez świadków.
Nie daje za wygraną, musiałam otworzyć.
-Ty Cichy zostań, sprawy dorosłych... - uprzedził Zibi.
-Cham. - siatkarz zacisnął wargi i odwrócił się na pięcie zmierzając w kierunku stołówki. Brunet zakluczył drzwi i cicho podszedł do mojego łóżka. Obadał, czy oddycham i usiadł na materacu obok.
-Co się stało?
-Nic. - pociągnęłam zakatarzonym nosem.
-Poważnie pytam, mam dość już waszych podchodów, dzieci... - westchnął głęboko.
-Rozstaliśmy się. - ucięłam.
-Bo?
-Bo tak.
-Popierdoliło Was?! - pisnął. - O co poszło?
Wzruszyłam ramionami.
-Coś Ci Kubiak powiedział, coś Cię zdenerwowało, zdradził Cię, obraził, pobił, zgwałcił... - wymieniał.
-Właśnie o to chodzi, że powiedział, że mnie kocha.
-Co? - Bartman jakby się zaśmiał. Tak bezdźwięcznie...
-Bo ja wszystko zepsułam, zamiast obrócić wszystko w żart, to ja potraktowałam wszystko zbyt serio i powiedziałam kilka słów za dużo, a potem on wyznał mi miłość, a ja powiedziałam, że myślę, że uczucie między mną, a nim już dawno wygasło, bo nasz związek polega tylko na seksie, więc żadnych dowodów miłości tam nie ma, a on zapytał, czy się rozstajemy, ja nic nie odpowiedziałam, a on pomyślał, że tak, no i się rozstaliśmy. - wypowiadałam te słowa z prędkością światła, większości sama nie rozumiałam.
-Czekaj, czekaj... zarzuciłaś mu, że on Cię nie kocha?
-W pewnym sensie. - odwróciłam się twarzą do niego.
-Wiesz jaki jest Misiek, on nie umie ekspresyjnie wyrażać swoich uczuć. - oparł się wygodnie o ścianę. - Z nim trzeba delikatnie.
-Wydawało mi się, że tyle to ja już wiem...
-A jednak. - poruszał wskazującym palcem, jakby on myślał za mózg. - Jego męskie ego zostało urażone, usłyszawszy, że Cię nie kocha, choć jest zupełnie inaczej! Potem on nie umiał naprostować słów, które być może wcześniej wypowiedział, więc Ty brnęłaś w tę zabawę dalej, a on gubił się jeszcze bardziej, więc przystopował i zapytał o rozstanie. Nie myślicie! Nie rozstaje się po jednej kłótni! A przecież seks jest najlepszym dowodem miłości, więc nie wiem w czym problem, panno Werner. - Bartman psycholog?
-W tym, że jestem kobietą i chcę czasem usłyszeć, że ładnie pachnę, czy pięknie wyglądam... spacerem, czy kolacją także nie pogardzę.
-Kobieto! A kiedy on ma Ci to mówić, czy zabierać Cię na kolację?! Gdzie Ty żyjesz?! To jest sezon reprezentacyjny, Twój chłopak jest siatkarzem, Twój chłopak gra mecze, trenuje i ciężko haruje, żeby potem kupić Ci coś ładnego! On nie ma czasu biegać z Tobą na spacerki albo na kolacyjki!
-Jakby się postarał, to by mógł!
-Nie dasz nic sobie powiedzieć? - bąknął.
-Przecież cały czas nawijasz. I całą winę zwaliłeś na mnie.
-A Ty zabierasz go na kolację albo oglądasz z nim mecz przy piwie i chipsach?
-Nooo.... - zacięłam się.
-A właśnie. - prychnął. - Robi Ci za to awantury? Nie słyszałem. On wie, że jesteś zabiegana, zalatana i zapracowana, więc woli posiedzieć z kolegami.
-Wcale nie ratujesz sytuacji... - fuknęłam.
-Trudna kobieta jednak jesteś... - pokręcił głową z rezygnacją. - Pójdziesz do niego, ładnie się przeprosicie, buzi buzi i te sprawy, potem seks na zgodę i będzie wszystko okej.
-I znowu o tym seksie!
-Ale co Ci w tym przeszkadza!
-Nie będę gadała z Tobą na ten temat!
-A jak nie ze mną, to z kim? Z Zatorskim? Z Pitem? A może z naszym trenerem?
-Przyciągnę sobie Winiara, wygadam się, a on i tak mnie nie będzie słuchał...
-No to widzisz, a ja samowolnie przyszedłem posłuchać Twoich żali...
-Wchrzaniłeś się sam, nie miałam innego wyjścia!
-Ratuję związek dwóch najlepiej do siebie pasujących ludzi, nie możesz mnie posądzać!
-Idź lepiej Zatiego na stołówce ratuj, może biedny się tam dławi właśnie...
-Chciałem dobrze, żeby potem nie wyszło, że jestem nieczuły na dramat innych!
-A wyszło jak zawsze, smacznego życzę i proszę poinformować pozostałych członków wycieczki, że dzisiaj szpital nieczynny. I jutro też nie... do odwołania.
-Przyślę Ci Kubiaka, poszlochacie razem.
-Spróbuj tylko! - poduszka w tamtym momencie okazała się wyśmienitym pociskiem. Szkoda, że nie potrafi zabijać...
-A zrobić Ci kanapkę na stołówce? - zapytał na odchodnym.
-Nie.
-I tak Ci zrobię. - stwierdził i wyszedł z pomieszczenia.
__________________________________________________
Cieszymy się, że długi weekend? Cieszymy, no jak się nie cieszymy, jak cieszymy! :D
Pozdrawiam, Sissi. ♥