-O czym myślisz? - wypaliłam w końcu.
-Czy wyłączyłem światło w mieszkaniu... - odparł.
-Ja wyłączyłam.
-Aha, okej. - urwał i znów nastała grobowa cisza.
-Ciekawe dlaczego jeszcze nikogo nie ma...
-Jest jedenasta, mają czas...
-Przeważnie właśnie o jedenastej zaczynał się wasz trening... - zerknęłam na narzeczonego, on na mnie, pomrugał chwilę oczyma, a zaraz potem jak strzała wybiegł z pokoju. Zaśmiałam się cicho, przebrałam się w reprezentacyjne ciuchy i wyszłam z pokoju.
-Przecież nie będę ćwiczył w dżinsach. - stwierdził Michał i ponownie wpadł do pomieszczenia, odgrzebując szare ubrania. Po przebraniu się obydwoje poszliśmy na boisko.
-Rozleniwili się, widzę. - mruknął Igła.
Razem z Kubiakiem przemilczeliśmy ten zarzut i przystąpiliśmy do swojej pracy. Trener Anastasi ciągle do nas nie dotarł, dlatego wszystko było na głowie Gardiniego. Pomogłam statystykom w ogarnięciu wszystkich papierów, a chłopcy musieli nadrobić tę straconą przez ten tydzień kondycję, bo jakoś nie wierzę Pitowi, żeby codziennie wstawał o piątej i biegł dziesięć kilometrów. O nie, nie, niee, kochanieńki, nie ze mną takie numery!
-I jak tam się podoba nora naszego Dzika? - zagadał Zbyszek.
-Całkiem przytulna... - uśmiechnęłam się szeroko.
-Zgadnij kto pomagał dobierać łóżko... - przygryzł szyjkę butelki.
-Ekspert Zbysław Bełtman? - westchnęłam, podtykając kartkę ze statystykami pod jego nos.
-Kto napisał "Bełtman" na moich statystykach?! - wydarł się.
-Hohoho, taki tam dżołk. - zaśmiał się Jarząbek. Razem z Oskarem oraz resztą reprezentacji przybiliśmy piątkę, a ZB9 nie odzywał się do mnie przez resztę treningu. Na chwilę wróciliśmy do pokoju, potem wszamaliśmy obiad, za którym tak tęskniłam i kolejny trening, tym razem na siłowni. Dziesięć powtórzeń, sześć serii, szeeśśśśśććdziesiąt kilo, idzie siła!
-Ej, możemy was na chwilę prosić? - do naszego pokoju nieśmiało zajrzał Zati.
-Po co? - mruknął Kubiak, unosząc głowę z poduszki.
-No chooodźcie... - wyszczerzył się.
-No ale powiedz po co... - kontynuował.
-Ruszać dupska i podążać za mną!
-No już. - dodał przerażony i nasunął na siebie kolorowe, sportowe buty. - Wstawaj. - wyciągnął ku mnie swoją rękę i pomógł wstać z łóżka. Leniwie się z niego zwlekłam, a w drodze szybko zawiązałam kucyka na czubku głowy.
-Co do... - Misiek zaciął się, a ja nie zauważając jego stanięcia na środku przejścia, mocno uderzyłam w jego plecy.
-Co się stało? - stawałam na palcach, aby tylko coś zauważyć. Jednak moje metr siedemdziesiąt osiem, a jego metr dziewięćdziesiąt dwa nie idą w parze. Znaczy idą, ale... Pomińmy.
-Chciałbym gorąco powitać zebranych oto wiernych na uroczystości pojednania tych dwóch istot boskich. - mówił Piter, opasany białym prześcieradłem. - Kochani, zapraszam... - powolnym ruchem rąk zaprosił nas do siebie.
-Ale... - prześwidrowałam wszystkich znajdujących się w tym pokoju. Możdżonek razem z Zatim wyposażeni w koszyczki z płatkami kwiatów rozsypali je pod naszymi nogami, tworząc kolorowy dywan. Ucierpiał tylko młody libero, bo za każdym razem obrywał nimi w głowę od wyższego zawodnika.
-Żyć na kocią łapę nie będziecie... - mruknął Winiarski i popchnął nas w stronę Nowakowskiego.
-Doskonale. - uznał środkowy.
-Co to wszystko ma znaczyć? - skrzywiłam się i od razu zerknęłam na narzeczonego. Ten zdezorientowany wzruszył ramionami.
-Wybierzcie sobie świadków...
-Świadków?!
-Świadków... - powtórzył.
-Guma! - krzyknęliśmy oboje.
-Ej... Hej, hej, hej. To, że jestem rudy, nie oznacza, że się rozdwoję. - oznajmił i stanął po stronie Kubiaka. Zdenerwowana szukałam świadka dla siebie. Nikt nie wydawał mi się odpowiedni...
-Kosa. Ty wydajesz mi się najbardziej opanowany emocjonalnie z nich wszystkich. - przywołałam bruneta. Posłusznie pojawił się obok mnie. Pit zarzucił na nasze złączone dłonie biały ręcznik i otwierając zeszyt ze swoją przemową nabrał powietrza.
-Przepraszam, a obrączki? - wtrąciłam.
-Sytuacja opanowana. - odparł Paweł i odebrał od Kurka talerz z dwoma czipsami w kształcie krążków o smaku cebuli.
-Agato... - zaczął Pit. - Agato, Agato, Agaatoo... - zaczytał się w swoim zeszycie szukając wątku, który właśnie miał poruszyć.
-To jakaś dziecinada... - pokręciłam głowę.
-A! Właśnie! Dzieci! - ożywił się. - Dwójkę prosimy, bo o przyrost demograficzny trzeba dbać.
-Wedle życzenia... - przewróciłam ślepiami.
-Ja Michał biorę ciebie Agato za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy święci. - wyrecytował Piotrek ze swojego zeszytu, przystawiając butelkę do ust Kubiaka, robiącą jako mikrofon.
-Ja Michał biorę ciebie Agato za żonę... - wyszczerzył się w moją stronę, na co ja też nie mogłam pohamować swojego uśmiechu. - Jak dalej to szło?
-I ślubuję ci... - wciął Igła.
-I ślubuję ci... - znów zamilkł.
-Jak ty przygotowany na własny ślub przychodzisz?! - obruszył się Ignaczak.
-Przepraszam, że nic o nim nie wiedziałem... - fuknął przyjmujący. Po wielu podpowiedziach i staraniach, Michał w końcu dokończył przysięgę i nadeszła kolej na mnie. Ze mną poszło szybko, za soba miałam Grzesia, który niewiadomo skąd trzaskał słowami jak z rękawa.
-Jeśli ktoś ma coś przeciwko zawarciu związku małżeńskiego przez tę szatańską parę, no to niech się odezwie, czy coś...
Nagle w pomieszczeniu rozniósł się pogłos kichnięcia Zatorskiego.
-Cholerne kwiatki. - warknął wycierając nos.
-To znak, że oni nie mogą być razem! - wciął Bartman.
-Ty, Bełtman, a w mordę to przypadkiem nie chcesz? - burknął Kuraś.
-Wierni w Bogu, opanujcie swe emocje, miłosierny Pan...
-Piter, daj spokój. - przerwałam mu głośnym westchnięciem. Następnie na swoje palce nasunęliśmy cebulowe obrączki i zakończyło się marszem Mendelsona puszczonym z Kosokowego telefonu. Ten to ma chyba świra na punkcie ślubów.
-Ona temu winna, ona temu winna... - zanucili siatkarze, gdy cała "uroczystość" się zakończyła. Po odsłuchaniu kilku... dziesięciu przyśpiewek nadszedł czas na symboliczne piwo.
-Noc poślubną zorganizowaliśmy wam w waszym pokoju, nie musicie dziękować, znajcie naszą dobroć. - Igła uścisnął nasze dłonie.
-A prezenty? - zapytałam z szerokim uśmiechem przyczepionym do twarzy.
-Materialistka. - Zibi zacisnął usta w cienką linię.
-No bo jak to ślub bez prezentów? - posmutniałam.
-Kubiak, kogóż ty sobie wybrałeś... - wszyscy pokręcili głowami.
-Właśnie też się zastanawiam... - objął mnie w pasie, całując w skroń.
Przed miniaturowym laptopem Kurka spędziliśmy cały wieczór. Oni, piwo za piwem. Ja, byłam tylko od pilnowania i od przekonywania ich, że jutro będą błagać mnie na kolanach, żebym dała im coś na ból głowy albo ewentualnie poprosiła Gardiniego o odwołanie treningu. Dobre czasy się skończyły, chcą wygrywać? Muszą trenować, a ja nie będę odwalała za nich czarnej roboty.
* * *
Po nocy spędzonej na o dziwo oddzielnych łóżkach (nie wytrzymałam chmielnego odoru wydobywającego się z każdym oddechem z ust Kubiego) z dumą powitaliśmy czerwiec. Jednym szybkim ruchem odsłoniłam żaluzje, a Misiek jęknął głośno, zasłaniając swoją twarz.
-Co ty robisz...? - zapytał z wyrzutem.
-Piękny, słoneczny dzień, chodź pobiegać. - usiadłam na nim okrakiem, zrzucając kolorową poduszkę z jego głowy.
-Pobiegać? - parsknął, a potem w głos się roześmiał.
-Dobrze ci to zrobi. - poprawiłam jego rozwichrzoną fryzurę i sięgnęłam do walizki wyjmując aspirynę. Rozpuściłam ją w szklance wody i podałam siatkarzowi.
-Jesteś aniołem... - oznajmił zachrypniętym głosem chwytając szklankę.
-Pijesz i idziemy biegać, albo nie pijesz i umierasz z pragnienia. - odciągnęłam szklane naczynie od jego dłoni.
-Piję i nie biegam. - zdobył się na nikły uśmiech.
-Mmm, jaka orzeźwiająca. - zanurzyłam usta w napoju. - I mokra...
Michał z pełnią grozy w spojrzeniu, oblizał swoje wargi i odrzucił kołdrę.
-Ale wokół ośrodka. - wstał i odebrał ode mnie szklankę. Wypił ją za jednym zamachem, a zabłąkana kropelka nie wyrażająca chęci dostania się do organizmu Miśka powędrowała innym tropem, spływając mu po brodzie. Nie można było po prostu napisać, że oblał się jak małe dziecko? Nie, musiało przecież powiać filozofią. Chwaląc jego zachowanie poklepałam go po plecach i poszłam do łazienki przebrać się w sportowe ciuchy. On w tym czasie tylko zarzucił na siebie koszulkę i już był gotowy do porannego joggingu.
-Zero we mnie asertywności... - uznał, gdy tylko zetknęliśmy się z chłodnym powietrzem. Jednak nie było tak ciepło jak zdawało mi się na początku.
-Mi tam pasuje. - odparłam i pobiegłam przodem. Słyszałam tylko jak Michał nieudolnie przesuwa pięty po betonowych płytach.
Swoją podróż skończyliśmy parę minut przed śniadaniem. Zdążyliśmy się odświeżyć i już musieliśmy schodzić. Kubiak był jak nowonarodzony.
-Jednak znasz się na tych sprawach... - wyszczerzył się i mocno mnie objął, jak wywnioskowałam z wdzięczności.
-No patrz... - mrugnęłam okiem i obydwoje zeszliśmy do stołówki. Przywitaliśmy się żywiołowo i usiedliśmy razem z resztą drużyny. Po nich zostały tylko alkoholowe wraki.
-Co wy tacy nadpobudliwi? - mruknął Zbyszek.
-Aspirynka plus jogging działają cuda. - powiedział Misiek, skinięciem głowy wskazując na mnie. Pokiwałam tylko głową. Oni westchnęli głęboko i powrócili do namiętnego grzebania w swoich talerzach. Nagle cała jadalnia zamilkła. Wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę wejścia. Tam zarysowywała się kobieca sylwetka.
-No nie... - odezwał się jeden z siatkarzy.
_________________________________________________________________________
Sen o tym, że ktoś włamał się na moje bloggerskie konto i zniszczył cały mój dotychczasowy dorobek sprawił, że aż zmieniłam swoje hasło.
Nie będę wspominać o wczorajszym meczu, bo chcę sobie i Wam oszczędzić kolejnych smutnych wrażeń. :c Mam tylko nadzieję, że jutro tak naprawdę pokażą na co ich stać! ♥
"Stań wyprostowany, nawet kiedy serce krwawi,
zdeterminowany do łamania swoich granic..."
Z kim spotykam się 30 czerwca w ERGO Arenie? : D
Pozdrawiam, Sissi. ♥