-Ja się dziwię, że Zator nie narzeka... - zaśmiał się Zbyszek, mierzwiąc włosy kolegi z drużyny. Rozczuliłam się nad tym obrazkiem...
-Nie narzekam, bo boję się, żeby żadne ziarenko mi z ust nie wyleciało. - warknął libero.
-Racja. Szanuj ziarenka, szanuj... - przytaknął Igła. - Przecież ziarnko, do ziarnka...
-Tak, wiemy... - westchnęli wszyscy i weszli do chłodnego holu hotelu. Odebraliśmy od recepcjonistki wcześniej zostawione tutaj klucze i skierowaliśmy się w stronę naszego piętra. Jakoś tak nieswojo się czułam, nie mogłam rozluźnić się w towarzystwie Michała. Ciągle przywoływałam słowa Zbyszka.
-Wchodzisz, czy będziesz przyglądała się tym listewkom do końca życia? - z transu wybudził mnie rozbawiony Misiek.
-One są niczym dzieło sztuki, a Ty tego nie rozumiesz... - pokręciłam głową i weszłam do środka, od razu rzucając się na łóżko. Odczułam już pierwsze skutki słonecznego poparzenia. Syknęłam tylko, a Misiek na sam ten dźwięk także wyraźnie się skrzywił.
-Może skoczę po maślankę? - zapytał. Jest taki opiekuńczy...
-Wątpię, żeby w Wenezueli mieli maślankę. - uśmiechnęłam się znikomo.
-Czemu? - zdziwił się. - Za minutę jestem! - ucałował mój policzek i wybiegł z pokoju, zostawiając w nim tylko woń perfum. Serce coraz głośniej kłóciło się z rozumem. Nie umiałam poradzić sobie z ich głosami. Czułam się brudna i skażona, ale przecież to wszystko stało się wtedy, kiedy nie byłam z Michałem. Nie mogę się tak tłumaczyć... Nie mogę. Sumienie brało górę.
Zapukałam do pokoju Zbyszka, Igły i Ziomka.
-Włazić! - odezwał się ten ostatni. Wszyscy trzej porozkładani na łóżkach, jakby przebyli maraton, a przecież cały dzień smażyli się na piachu!
-Co jest? - zapytał znudzony atakujący.
-Mam do Ciebie interes... - zaczęłam, opierając się o zimną ścianę.
-Nie mam kasy. - urwał.
-Nie o to chodzi...
-Skoro nie o to, to mów. - uniósł się na łokciach.
-Na osobności. - zmierzyłam Krzysia i Łukasza.
-My nie wyjdziemy, to nasz pokój! - burknął libero.
-No Bartman, chodź! - jęknęłam.
-A narzeczony wie? - zaśmiał się Żygadło. Właśnie... Znów nie wie. Nie odpowiedziałam tylko od razu skierowałam się na korytarz. Kiedy Zibi zamknął za sobą drzwi pokoju, zaprowadziłam go w najbardziej neutralne miejsce, jakim było patio na dachu hotelu.
-Co się stało? - zapytał kolejny raz, siadając na rozłożonym leżaku.
-Jeszcze pytasz? - prychnęłam z dezaprobatą. - Co to miało znaczyć, to na plaży?
-Ale co? - zmarszczył czoło.
-Zbyszek, nie udawaj większego idioty niż jesteś...
-O co Ci chodzi!
-Wszystko miało zostać między nami, tak? A Ty co odpierdalasz?!
-Daj spokój... - zaśmiał się luzacko. - Zwykłe szczeniackie zaczepki...
-Nie bawią mnie takie zaczepki! Myślałam, że mogę Ci zaufać, ale będąc w Twojej obecności coraz bardziej się obawiam...
-Czego się obawiasz? Najpierw poszłaś ze mną do łóżka, a teraz nagle ruszyło Cię sumienie? W co Ty dziewczyno pogrywasz? Powiedziałem, że zachowam to dla siebie, to zachowam... Ale tylko ze względu na Miśka, nie chcę psuć jego szczęścia. - syknął.
-To w ogóle nie powinno się zdarzyć... - szepnęłam, połykając łzy.
-A jednak. - westchnął. - Nie martw się, wszystko pod kontrolą. - mrugnął okiem. Choć wysłuchałam jego obietnic i tak całkowicie nie potrafiłam mu uwierzyć. Co jeśli pod wpływem emocji i chwili wypali coś, czego potem nie da rady odkręcić? Często nie potrafi trzymać języka za zębami i właśnie tego najbardziej się boję. - Ja już w sumie zapomniałem. - dodał wzruszając ramionami.
-Skończ. - bąknęłam, odwracając się na pięcie i zmierzając w kierunku niższego piętra. Zbyszek ruszył za mną.
-A gdzie masz Miśka? - zagaił po chwili.
-Wyskoczył na chwilę do sklepu... - odparłam obojętnie, nerwowo wycierając mokre policzki.
-Pilnuj go. - trącił mnie łokciem i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Będę i obiecuję nie stracić do końca życia.
* * *
Dzień wylotu do Polski. Dawno już nie obudziłam się w objęciach Michała, dlatego ta chwila była tak wyjątkowa, że nie chciałam jej przerywać, jednak budzik zrobił to za mnie.
-Pobudka... - poklepałam przedramię narzeczonego.
-Włączyłem drzemkę. - odrzekł zachrypniętym głosem i jeszcze bardziej wtulił się w moje ciało. Uśmiechnęłam się sama do siebie i po wcześniejszym głębokim westchnięciu także zamknęłam oczy. Czułam jego równomierny i ciepły oddech, który rozchodził się po moim karku.
-Wiesz co... - ożywił się. Jakby dostał nagle jakiegoś ognistego kopa.
-Nie, ale zapewne zaraz mi powiesz. - szczelniej okryłam się kołdrą, nawet na niego nie patrząc.
-Kiedy po Wenezueli dostaniemy wolne, koniecznie musisz poznać moich rodziców. - przewiesił swoje ciało nade mną, opierając się na łokciach. Jego uśmiechniętą twarz, od tej mojej, wyraźnie zaspanej, dzieliły milimetry.
-Po Wenezueli dostaniemy wolne? - zapytałam, pomijając drugą część zdania.
-Tydzień! - krzyknął uradowany Dzik. - Nie słyszałaś o tym?
-Pracowity człowiek, nigdy nie słyszy nowinek o wolnym. - odparłam, wyłączając budzik w telefonie siatkarza. Przeciągnęłam się siarczyście we wszystkie strony.
-To jak, pojedziemy do nich? - znów poczułam jego ciężar na swoim brzuchu.
-Jeśli wcześniej mnie nie udusisz... - wysapałam, próbując zrzucić go z mojego tułowia.
-Po drodze możemy zahaczyć też o Bełchatów, z przyjemnością poznam swoich przyszłych teściów. A potem o Żory, musisz zobaczyć moje mieszkanie. W sumie, w przyszłości także Twoje. Będzie tak genialnie. - nie zdawał sobie sprawy, jakie znaczące teraz rzeczy mówił.
-Widzę, że już wszystko masz dokładnie obmyślone. - roześmiałam się. Przytaknął kiwając głową.
-Zrobimy im niespodziankę. Ucieszą się. - klasnął w dłonie.
-Moja mama na pewno. - westchnęłam głęboko i wyciągnęłam z walizki świeżą bieliznę, po czym skierowałam się do łazienki. Weszłam do kabiny, obmywając swoje ciało ciepłą wodą. Następnie nabalsamowałam swoją skórę, która była wyraźnie zaczerwieniona.
-Patrz jak ja wyglądam. - jęknęłam, wychodząc z pomieszczenia opatulona jedynie ręcznikiem.
-Seksownie. - poruszał brwiami.
-Jak cegła! - warknęłam. - Tylko plecy są białe!
-A o to chodzi. - zmieszał się. - Zawsze mogło być gorzej... - poruszył ramieniem. - W sumie prezentujesz się okazale, prawie jak barwy narodowe. Możesz spokojnie zastąpić flagę...
-Wiesz jak wesprzeć. - mruknęłam wracając do łazienki. Jak najdelikatniej nasunęłam na siebie ubrania i wysoko związałam włosy. Dzisiaj zrezygnowałam z makijażu, bo i tak nic nie pomogłoby na tą czerwoną twarz. Podczas gdy prysznic zajmował Kubi, ja dokończyłam swoje pakowanie.
-Wstały gołąbeczki? - do pokoju wparował Bartek.
-Najwyraźniej. - odrzekłam, próbując zachować spokój.
-Ktoś tu wstał lewą nogą. - rozłożył się łóżku.
-Ktoś tu nie rozróżnia pokojów.
-Rozróżnia, rozróżnia, spokojnie. - parsknął, unosząc się na rękach podpartych z tyłu. - U nas nie jest tak czysto. - rozejrzał się po wnętrzu. - Co planujecie w tej tygodniowej przerwie?
-Misiek gadał coś o podróżach po Polsce w celach zapoznawczych. - usiadłam obok niego.
-A... Najpierw Bałtyk, potem mazurskie jeziora, a potem górolskie góry?
-Najpierw jego rodzice, potem moi, a na koniec gniazdko w Żorach. - poklepałam jego ramię. Był tak blisko!
-O, romantycznie. - uznał. - Ja tam cały tydzień będę leżał na tarasie u rodziców... - rozmarzył się.
-I przytyję dwa kilo. - wtrąciłam.
-Będę się ograniczał, więc co najwyżej jeden wpadnie. - z powrotem położył się na materacu.
Przed podróżą poszliśmy jeszcze na śniadanie. Wszyscy byli widocznie spaleni, a każdy gwałtowny ruch skutkował niesamowitym pieczeniem. Rekordzistą jednak został Winiar, jemu zaczęła już złazić skóra.
-Jak dzieci, które pierwszy raz poszły na plażę... - westchnął Krzysiu z politowaniem.
* * *
Pożegnaliśmy już wenezuelskie ziemie, lecąc w stronę domu, w którym podobno jest najlepiej. Siedziałam pomiędzy Gumą, a Pitem, bo ten drugi nie chciał zamienić się na bilety razem z Kruszyną, dlatego mnie i narzeczonego dzieliły cztery rzędy siedzeń. Istny horror!
-Wziąłem sobie na pamiątkę jeden ręcznik z logiem hotelu. Całkiem porządny, nie? - środkowy wyjął z podręcznego bagażu biały przedmiot i ze skupieniem analizował każdy jego splot.
-No ładny, ładny... - potwierdziłam, tonąc w oczach jednego z panów "stewardów".
-Agata! - zawołał Michał. Obejrzałam się w tył, a on zgromił mnie karcącym wzrokiem. - Nie myśl sobie, że nie widzę.
-Dosyć rygorystycznie, nie powiem, że nie. - wciął Paweł, namiętnie przeglądając obrazki w reklamie linii lotniczych.
-Tylko zerknęłam przecież. - przewróciłam ślepiami i oparłam się o siedzenie. Zgodnie z zaleceniem niebieskookiego wszyscy zapięliśmy pasy i oczekiwaliśmy lądowania w Paryżu, skąd mieliśmy już trafić bezpośrednio do ojczyzny.
* * *
I znów kluczyk z numerem sześćdziesiątym szóstym. Stęskniłam się za tym błyszczącym breloczkiem i za tym, że znów musiałam walczyć z zamkiem, i za tym, że drzwi od szafki znów odskakiwały, i za tym, że idealnie biała pościel znów pachniała świeżością. Spała stała się moim domem, może nawet ważniejszym od tego w Bełchatowie. Dlaczego? Może dlatego, że tutaj mam osobę, którą kocham ponad wszystko i chcę związać z nią swoją przyszłość? Chyba tak. Ale mam też najlepszą pracę na świecie, która oprócz zawodowej satysfakcji daje mi mega przyjemność. Choć zawitaliśmy tutaj tylko na ten jeden, organizacyjny dzień ja i tak chodziłam z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-Rozpromieniałaś. - stwierdził Dzik, który spotkał mnie na korytarzu.
-A owszem. - wyszczerzyłam się. - Tęskniłam za tym. - objęłam go w pasie i stanęłam na palcach, aby tylko dosięgnąć jego ust.
-Lubię jak się uśmiechasz. - oznajmił i mocniej objął.
-Dosyć tych czułości, guru Andrea wzywa. - mruknął znudzony Igła. Powędrowaliśmy za nim, trzymając się za ręce. Wszystko uleciało mojej pamięci, a zostały w niej tylko te najprzyjemniejsze chwile, które zapoczątkowały swoje istnienie właśnie tu, w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Spale.
Trener wyjawił nam powód tego tygodniowego urlopu. Jego żona miała poważny wypadek, a on pilnie musi wrócić do Włoch. Chciał załatwić nam zastępstwo, ale nikt nie chciał ujarzmić tej grupy, więc pozostało mu tylko takie wyjście. Nie wiedzieliśmy czy mamy się cieszyć, czy nie. Postanowiliśmy, że emocje zachowamy dla siebie. Odbyliśmy ostatni trening, który i tak nie miał takiej mocy jak poprzednie. Chłopcy poćwiczyli zagrywkę i odbiór sposobem dolnym. Na tym się skończyło. Uznajliśmy, że wyjedziemy ze Spały jeszcze tego samego dnia, Michał nie mógł doczekać się spotkania ze swoimi rodzicami. Było nieco po dziewiętnastej. Pierwszy raz od naszej znajomości wsiadłam do Infinity FX, który te dwa miesiące spędził na spalkim parkingu.
-Pierwszy nasz cel to...? - zapytałam, przeglądając wszystkie jego zgromadzone w schowku płytki.
-Na północ. - przekręcił kluczyk w stacyjce, a nasze uszy wypieścił cudowny warkot silnika.
________________________________________________________________________
Brak humorystycznych akcentów, bo przecież nie zawsze jest kolorowo... Chyba idealnie wpasowałam się w swój obecny nastrój, a niby Dzień Matki, prawda? ; )
Wątpię, żebym wyrobiła się z historią do setki, ale Wy się chyba nie obrazicie, co nie? ;> + nieco przyspieszyłam akcję.
+ Tak jak kiedyś nie trawiłam zdrobnienia "Kubi" i "Kruszyna", to teraz rozczulam się nad każdym użyciem tego słowa. ♥
Pyt. 4/15
Przed czym uciekała Agata wraz z siatkarską ekipą, podczas podróży do "Biedronki" ?
Na odpowiedzi czekam w komentarzach. ♥ (osoba, która wcześniej usunęła swój komentarz, nie będzie brana pod uwagę. Biorą udział tylko zarejestrowane osoby, chyba że podpiszą się w anonimowych).
Za pierwszy komentarz - 3 pkt.
Za drugi - 2 pkt.
Za trzeci - 1 pkt.
Także więc, kto pierwszy ten lepszy! : ) A, no i pamiętajcie, odpowiedzi na wszytkie pytania zawarte są w rozdziałach. ;>
Za pierwszy komentarz - 3 pkt.
Za drugi - 2 pkt.
Za trzeci - 1 pkt.
Także więc, kto pierwszy ten lepszy! : ) A, no i pamiętajcie, odpowiedzi na wszytkie pytania zawarte są w rozdziałach. ;>
Pozdrawiam, Sissi. ♥