* * *
Atmosfera w mieszkaniu była nieco napięta i myślę, że nawet Szczepan to odczuwał. Ba, on najbardziej. Michał pomagał mi w opiece nad małym, wyręczał mnie we wstawaniu w środku nocy i jeździł na profilaktyczne badania. Wspólnie wybraliśmy łóżeczko i wózek. Kubiemu sprawiało to wielką frajdę i jak szalony biegał między sklepowymi wystawami.
Kiedy tylko dowiedzieliśmy się, że Zbyszek wyszedł ze szpitala i jest już w Rzeszowie, natychmiast zapakowaliśmy się w samochód i ruszyliśmy w drogę. Podróż była niewiarygodnie męcząca, lecz po południu byliśmy już na miejcu. Znaleźliśmy się pod odpowiednimi drzwiami, a Michał kilka razy zapukał w drzwi. Otworzył nam nieco rozczochrany brunet.
-O, Kubiakowie... - rozpromienił się.
-Siema. - przyjmujący przywitał się z przyjacielem uściskiem dłoni. Ja natomiast zostałam porządnie wyściskana przez Bartmana.
-Jak tam, szkrabie? - atakujący zwrócił uwagę na Szczepana. Malec zareagował siarczystym płaczem.
-No nieźle Zibi, no nieźle... - westchnął Misiek i przejął ode mnie nosidełko. Przeniósł się do sąsiedniego pokoju i tam zajął się dzieckiem.
-Kawy, herbaty...? - gospodarz domu wskazał na kuchnię.
-Nie, dzięki, karmię... - uśmiechnęłam się lekko.
-A, rozumiem. - podrapał się po karku. - Ale i tak przejdźmy na salony. - wyszczerzył się i zaprowadził mnie do głównej części swojego lokum. Nie powiem, zrobiło na mnie niemałe wrażenie.
-Jak się czujesz? - zaczęłam.
-W miarę... - poruszył ramionami. - Ale do gry prędko nie wrócę. - wskazał na usztywniający gorset pod koszulką.
-Uu... - skrzywiłam się.
-Zdrowie najważniejsze. - stwierdził. - No ale co tam u was? Widzę, chłopczyk rośnie jak na drożdżach.
-Oj tak. - westchnęłam. - Ale my właśnie w tej sprawie.
Zbyszek przyjął nieco zdziwiony wyraz twarzy.
-Chodzi o... - nie dokończył.
-O to kto jest ojcem. - przerwałam mu. On pokiwał twierdząco głową, jakby dopiero przetwarzał te informacje.
-Michał...
-Nie może się z tym pogodzić. - kolejny raz dokończyłam.
-A co jeśli...
-Nie wiem. - parsknęłam śmiechem z besilności. - Widzę jak on się z nim zżył, byłby to dla niego cios poniżej pasa...
-Byliśmy głupi. - skwitował.
-Nie przypominaj, proszę. - schowałam twarz w dłoniach. - Największy błąd mojego życia.
-Co się stało, to się nie odstanie. - wzruszył ramionami.
-Ty to jednak jesteś filozoficzny. - prychnęłam.
-Dobra, dawaj ten sprzęt, załatwimy to raz, a porządnie. - nakazał. Wyjęłam z torebki specjalistyczne patyczki, którymi miałam pobrać wymaz z wewnętrznej części policzka. Nie mogłam jednak, to wszystko za bardzo mnie stresowało. Zbyszek sam poszedł do lusterka, a po chwili przyniósł mi wacik z próbką jego DNA.
-Posądzisz mnie o alimenty, jak coś? - zapytał, popijając wodę.
-A będziesz chciał ze mną zamieszkać i zajmować się dzieckiem? - pokręciłam głową.
-W ostateczności. - odparł po chwili.
-Błagam, żebyś nie był jego ojcem. - wymamrotałam pod nosem.
-Mówiłaś coś?
-Nie, nie. - wyrzekłam się. - Po wszystkim, będziemy się już zbierać. - dynamicznie wstałam z kanapy.
-Już? Oszalałaś? - próbował mnie zatrzymać na miejscu.
-Zasnął. - z pokoju wyszedł Michał, jak najciszej zamykając drzwi.
-No widzisz. Zamówię coś do jedzenia, pogadamy... - siatkarz mrugnął okiem i zniknął w kuchni. Kubiak usiadł na przeciwko mnie, skubiąc poduszkę.
-Masz już próbkę? - zapytał.
-Mam. Jutro wyślę do analizy. - odpowiedziałam. Michał przytaknął mi i powrócił do dalszego skubania poduszki.
-wiesz... - zaczął. - Nawet gdybym nie był ojcem, będę kochał go jak syna...
Na tą wieść nie wiedziałam, czy mam zacząć płakać, czy zacząć szczerze sie uśmiechać. Dlatego tez uniosłam kąciki ust, a do moich oczu naszły łzy. Takie tam combo.
-Myślę, ze nadam sie w roli chrzestnego...
-Misiek, proszę cię, skończ...
-Uprzedzam. - urwał. - Nigdy nic nie wiadomo, prawda? A wolę cię uprzedzić, że chcę mieć kontakt z dzieckiem.
-Dlaczego ty mi to robisz?
-Ale co?
-Doprowadzasz do tego, że popadam w jeszcze większe poczucie winy. Dosyc juz sie nacierpiałam. Zamiast mnie wspierać, jeszcze bardziej mnie dołujesz.
-W czym mam cię wspierać? W bieganiu za Zbysiem i załatwianiu testu na ojcostwo?! Myslisz, że ja tego nie przeżywam?! Wiesz jakie to upokorzenie?!
-Wiem. - odparłam ocierając łzy. - Dlatego wszystkim nam tego oszczędź, będzie co ma być!
-Ta... - parsknął. W tamtym momencie dolaczyl do nas zadowolony Zbyszek. Albo nie słyszał naszej rozmowy, albo tak doskonale udawał. W sumie co.mial udawać, jemu jedno dziecko w tę, czy we w tę.
-Zamówiłem pizze. Może byc? - usiadł obok mnie. Oboje z Michałem pokiwalismy głowami. - Co wy tacy niemrawi? Zabili wam kogoś?
-Nie śmieszne... - burknął Kubiak.
-Serio, co wam?
-Jednak będziemy sie zbierac, co Agata? - przyjmujący wstał z kanapy chwytając moja reke.
-Ale pizza... - zdziwił sie Zbyszek.
-Innym razem, czy coś... - mruknął Michal i skierował sie w stronę pokoju w zamiarze zabrania stamtąd Szczepana. Ja ubrałam płaszcz I wcześniej żegnając sie z Bartmanem z powrotem znaleźliśmy sie w aucie i drodze powrotnej do Żor. Droga minela nam w ciszy. Gdy minęliśmy próg mieszkania, Michał od razu zaszył się w łazience, a po chwili wrócił z próbką swojej śliny. Starannie ją zapakowałam, po czym obydwa opakowania włożyłam do koperty wypełnionej bąbelkami.
Na drugi dzień udając się na spacer ze Szczepanem zahaczyłam o pocztę. Kupiłam znaczek i po wcześniejszym głębokim odetchnięciu wrzuciłam próbki do skrzynki. Teraz pozostało mi się jedynie modlić...
Czas, który upłynął do uzyskania wyników badań niezwykle się dłużył, lecz w końcu nastała ta chwila. Michał przyszedł ze spaceru z małym z kopertą w dłoni.
-Otwórz. - podał mi ją.
-Nie, ty to zrób... - oddałam mu papierowe opakowanie.
-Nie bądź dzieckiem. - wcisnął mi wyniki na siłę. Odetchnęłam głęboko i policzyłam do trzech. Na ostatnią cyferkę rozszarpałam kopertę, wyjmując z niej białą kartkę. Odgięłam ją i zaczytałam się w piśmie.
-I...? - zniecierpliwiony Michał wycierał spocone dłonie w dżinsy. Oczy naszły mi łzami. - Agata... - ponaglał.
-Czekaj. - szukałam wzrokiem odpowiedniej informacji, na temat tego, kto jest biologicznym ojcem.
-wiesz... - zaczął. - Nawet gdybym nie był ojcem, będę kochał go jak syna...
Na tą wieść nie wiedziałam, czy mam zacząć płakać, czy zacząć szczerze sie uśmiechać. Dlatego tez uniosłam kąciki ust, a do moich oczu naszły łzy. Takie tam combo.
-Myślę, ze nadam sie w roli chrzestnego...
-Misiek, proszę cię, skończ...
-Uprzedzam. - urwał. - Nigdy nic nie wiadomo, prawda? A wolę cię uprzedzić, że chcę mieć kontakt z dzieckiem.
-Dlaczego ty mi to robisz?
-Ale co?
-Doprowadzasz do tego, że popadam w jeszcze większe poczucie winy. Dosyc juz sie nacierpiałam. Zamiast mnie wspierać, jeszcze bardziej mnie dołujesz.
-W czym mam cię wspierać? W bieganiu za Zbysiem i załatwianiu testu na ojcostwo?! Myslisz, że ja tego nie przeżywam?! Wiesz jakie to upokorzenie?!
-Wiem. - odparłam ocierając łzy. - Dlatego wszystkim nam tego oszczędź, będzie co ma być!
-Ta... - parsknął. W tamtym momencie dolaczyl do nas zadowolony Zbyszek. Albo nie słyszał naszej rozmowy, albo tak doskonale udawał. W sumie co.mial udawać, jemu jedno dziecko w tę, czy we w tę.
-Zamówiłem pizze. Może byc? - usiadł obok mnie. Oboje z Michałem pokiwalismy głowami. - Co wy tacy niemrawi? Zabili wam kogoś?
-Nie śmieszne... - burknął Kubiak.
-Serio, co wam?
-Jednak będziemy sie zbierac, co Agata? - przyjmujący wstał z kanapy chwytając moja reke.
-Ale pizza... - zdziwił sie Zbyszek.
-Innym razem, czy coś... - mruknął Michal i skierował sie w stronę pokoju w zamiarze zabrania stamtąd Szczepana. Ja ubrałam płaszcz I wcześniej żegnając sie z Bartmanem z powrotem znaleźliśmy sie w aucie i drodze powrotnej do Żor. Droga minela nam w ciszy. Gdy minęliśmy próg mieszkania, Michał od razu zaszył się w łazience, a po chwili wrócił z próbką swojej śliny. Starannie ją zapakowałam, po czym obydwa opakowania włożyłam do koperty wypełnionej bąbelkami.
Na drugi dzień udając się na spacer ze Szczepanem zahaczyłam o pocztę. Kupiłam znaczek i po wcześniejszym głębokim odetchnięciu wrzuciłam próbki do skrzynki. Teraz pozostało mi się jedynie modlić...
Czas, który upłynął do uzyskania wyników badań niezwykle się dłużył, lecz w końcu nastała ta chwila. Michał przyszedł ze spaceru z małym z kopertą w dłoni.
-Otwórz. - podał mi ją.
-Nie, ty to zrób... - oddałam mu papierowe opakowanie.
-Nie bądź dzieckiem. - wcisnął mi wyniki na siłę. Odetchnęłam głęboko i policzyłam do trzech. Na ostatnią cyferkę rozszarpałam kopertę, wyjmując z niej białą kartkę. Odgięłam ją i zaczytałam się w piśmie.
-I...? - zniecierpliwiony Michał wycierał spocone dłonie w dżinsy. Oczy naszły mi łzami. - Agata... - ponaglał.
-Czekaj. - szukałam wzrokiem odpowiedniej informacji, na temat tego, kto jest biologicznym ojcem.
_____________________________________________________________________
Większość rozdziału pisałam na telefonie, więc przepraszam za jakieś drobne literówki. :((
Kto zaczął już ferie? Ja muszę poczekać jeszcze miesiąc ;x
Pozdrawiam, Sissi♥