środa, 18 września 2013

~Rozdział 89~

Według mojej matematycznej natury minęło 20 rozdziałów od tego pamiętnego epizodziku... Hehehehehe. :)
Zapraszam! :*
Btw. Brat zjechał mój rozdział, bo za dużo przeklinałam... Sorry, już nie będę!
Dafuq wgl, czemu czytasz mojego bloga?!

~***~

Powiedzmy sobie szczerze. Wszyscy na około nawalili nie dokańczając swojej misji. Bo Bartman chciał pogodzić Miśka z Agatą i Piotruś chciał to zrobić. I Agatka chciała uciec przed miłością, i Michaś. Brak komunikacji i kłótnie, to zaowocowało jeszcze większymi problemami. Co z tym zrobić? Próbować naprawić. Ale czy to ma jakikolwiek sens, skoro żadna ze stron nie jest świadoma swoich poczynań? Tak bardzo zepsuć i tyle przegrać...

-Gdzie ona może być? - zapytał Michał, siadając na blaszanej podłodze furgonetki. 
-Nie wiem stary... - odparł Zbyszek, spoczywając na przeciwko. - Naprawdę nie wiem...
-Ale jebać to, dlaczego ja się martwię w ogóle! Przecież ona nic już dla mnie nie znaczy...
-Znaczy Michał. O wiele więcej niż myślisz. Kochasz ją, ale ty nie potrafisz przyjąć tego do świadomości kretynie!
-Przyjąłem do świadomości to, że mnie zdradziła! Z tobą! To jest wystarczające... - dodał po cichu. - Zawieźcie mnie do domu, mam już dość wszystkiego.
-Ty masz dość?! Kurde, stary! Weź się w garść! Wolisz użalać się nad sobą i ciągle wypominać mi jeden wybryk, który nic nie znaczył?! Ja mam dość, ciebie i twojego ględzenia! Przeprosiłem cię, tak?! Ale twoja rypana w tyłek duma nie pozwala ci się pogodzić... Zamiast walczyć, masz wszystko w dupie! Co z ciebie za facet do cholery?!
-Proszę cię - prychnął przyjmujący. - Kim ty jesteś, że mnie oceniasz? Przyjacielem? Może kiedyś...
-Nie chodzi mi o przyjaźń. Chodzi mi o miłość dwóch najlepiej pasujących do siebie ludzi... 
-Skończ...
-Skończ? Serio jesteś nienormalny.
-Weź pod uwagę to, że ja straciłem jakąkolwiek motywację. 
-Ciąża nie jest tą motywacją?!

Hej! Akcja stop! Zbyszku, pomyliłeś scenariusze, ta kłótnia potoczyła się za daleko! 


-Jaka ciąża? - zaśmiał się Michał, lecz po chwili całkowicie zdezorientowany i jednocześnie przerażony zgromił kolegę wzrokiem. - Jaka kurwa ciąża?! - podniósł głos. Do Bartmana dopiero teraz doszło co tak naprawdę powiedział. Tak to jest, gdy nie umie się trzymać języka za zębami w tych najważniejszych momentach. 
-Myślałem, że wiesz... - atakujący zdziwił się znacząco.
-O czym?! Agata jest w ciąży?!
-Podobno...
-Powiedz mi wszystko co wiesz... - w kubiakowych oczach pojawiły się łzy. Łzy niemocy, zdenerwowania, przerażenia, strachu i jednoczesnej minimalnej radości. 
-Piotrek był jej głównym powiernikiem. Wszędzie z nią łaził, zawsze z nią był, wszystko wiedział. Nawet do lekarza z nią poszedł, jeszcze w Wenezueli... Podobno kiedy wparowała do naszego pokoju, kiedy... Wiesz - skinął głową znacząco - Chciała ci o tym powiedzieć...
Po policzku Michała spłynęła samotna słona kropelka, wytyczając potoczek kolejnym. 
-Kogo to dziecko? - wypalił przyjmujący.
-Twoje! - krzyknął Zbyszek, wcale niepewny swoich słów. 
-Wiesz który miesiąc? - siatkarz otarł szybko twarz rękawem.
-Nie... - odparł brunet. - Dlatego pogadaj z nią...
Michał powoli pokiwał głową.

Perspektywa Piotrka

Wszystkich poinformowałem o niepowodzeniu akcji. Ale kochaani, to nie koniec naszej przygody! To dopiero początek! Zjebi nie odbiera telefonu, dlatego jestem zdany na informatora-Igłę i siebie. W sumie to tylko sobie ufam, ale jakieś plecy zawsze warto mieć, ażeby mieć na kogo zwalić winę, nie? No. 
Szybko zapakowałem Agatkę do auta pod pretekstem... W sumie nie było pretekstu, po prostu ją tam zaciągnąłem. A ile krzyku przy tym było! 

Powracamy do Agatki

Tak bardzo nie rozumiem tej sytuacji. Po prostu nie umiem ogarnąć jej rozumem. Przyjeżdżamy do Żor, tam nie zastajemy Michała, dlatego Nowakowski pakuje mnie do samochodu i każe się nie odzywać. No ej, wypraszam sobie! Co to ma być?! A tyle kilometrów autem w jeden dzień, nie zrobiłam chyba jeszcze przez całe życie. Pędziliśmy przez te polskie autostrady jak szaleni, a w radiu ciągle pobrzękiwały rytmy disco, których tak bardzo miałam już dość.

-Zaśpiewaj ze mną! Hej, czy ty wiesz, że ja się w tobie kochaam, hej czy ty wiesz, że to poważna rzecz! - Piter darł się na całe gardło, poozbawiając mnie przy tym jakiegokolwiek słuchu.
-Proszę cię... - jęknęłam, przysłaniając uszy rękoma.
-Co, nieładnie? - posmutniał. - Dobij mnie, proszę, masz okazję. Dobij swojego przyjaciela, kopnij leżącego! Tak!
-Zamknij się już, Piotrek!
-Piotrek. Groźnie. - zawył, a ja podgłośniłam radio z bezradności. Wolałam to, aniżeli jego teksty. Po niecałych piętnastu minutach dalszej jazdy, zastał nas niesamowity korek, który w ogóle się nie zmniejszał.
-Ciekawe co się tam stało... - powiedziałam pod nosem.
-Z tego co widzę, to jakiś wypadek. - odparł siatkarz.
-To spędzimy tutaj całą noc. - dodałam załamana, odpinając pasy bezpieczeństwa i wygodnie usadawiając się na siedzeniu. Wyjęłam płytę z odtwarzacza i włączyłam normalne radio. W koncu zabrzmiały ludzkie rytmy. Co chwila przejeżdżaliśmy kilka metrów zbliżając się do całego powodu zamieszania. Zderzenie furgonetki z autem osobowym. Wszędzie porozsypywane szkło, migające pomarańczowe światła, służba ratunkowa i zbiorowisko osób wokół wypadku. Obowiązywał ruch wahadłowy, a dzięki naszemu szczęściu łańcuch przepuszczonych samochodów z naszego pasa skończył się właśnie na nas... Tyle przegrać.
-Ty, niezła stłuczka musiała być... Jak mu maskę wgniotło. - Piter z szeroko otwartymi oczami obserwował walkę strażaków z metalowymi karoseriami.

-Ciekawe czy komuś coś się stało. - zmrużyłam oczy, przypatrując się tłumowi.
-Tam kogoś odprowadzają do karetki. - wskazał palcem.

-Kuźwa, stary, trzymaj się. - mówił Michał, hamując łzy wędrując obok noszy, wiązących jego przyjaciela. 
-Nic mi nie będzie... - wymamrotał atakujący, zachrypniętym, pełnym bólu głosem. Syknął, gdy nosze podskoczyły wjeżdżając do wnętrza karetki. Michałowi nie pozwolono jechać razem z nim. - Zadzwoń do niej... - usłyszał jeszcze, po czym drzwi zatrzasnęły się z wielkim hukiem. Kubiak został sam, wokół migających świateł, krzyczących ludzi oraz co chwila mijających go samochodów. Sam, zupełnie sam. Rozpłakał się jak małe dziecko, wypuszczając z siebie wszystkie emocje, które uleciały jak dym z papierosa. Pękł, jak bańka mydlana. Wszystko co zbierało się w nim od dłuższego czasu w końcu znalazło wyjście. 

-Te, zejdź pan! - usłyszał krzyk jednego z kierowców. Odwrócił sie za siebie ze smutkiem w oczach. Zamarł. Zamarli też pasażerowie samochodu. Zamarł chyba cały świat. 

-Ja pierdolę... - wydukałam. 

-Ja też. - zawtórował Nowakowski.
Targało mną wszystko po kolei, strach, radość, żal, gniew, spełnienie. Wszystko objawiło się łzami spływającymi po moich policzkach. Szarpnęłam za klamkę drzwi, po czym jak huragan wyleciałam z auta.
-Co się stało? - zapytałam, znieważając trąbiące samochody.
-Mieliśmy wypadek, Zbyszka zabrała karetka... - opowiadał, szybko wycierając policzki. Płakał?
-Michał ja... - zaczęłam, lecz on nie dał mi dokończyć.
-Który miesiąc? - wypalił.
-Skąd wiesz? - moje oczy wyglądały jak spodki.
-Nieistotne. Który miesiąc?
-Czwarty... - spuściłam wzrok.
-Kogo to dziecko?
-Jak to kogo?! - krzyknęłam oburzona. Bardziej urazić mnie nie mógł.
-Wy dwoje, wsiadajcie do auta, albo spieprzajcie stąd, bo już dwa razy światła się zminiły, nie słyszyscie klaksonów!? - wtrącił policjant kierujący ruchem. Chwyciłam Michała i prawie siłą wepchnęłam go do samochodu. Piotrek ruszył z piskiem opon, próbując jeszcze dogonić ambulans ze znajdującym się w środku Zbyszkiem. Nikt z nas przez całą drogę nie odezwał się słowem. Tylko znowu rytmy disco pobrzękiwały w odbiorniku.
Wszyscy wpadliśmy do szpitala, puszczając krzyki pielęgniarek mimo uszu. Błądziliśmy wśród korytarzy i sal szukając Bartmana. Po kilkunastu minutach poszukiwań w końcu nam się udało, lecz i tak zostaliśmy odprawieni z kwitkiem, aktualnie trwały badania.
-Skoczę po kawę, przynieść Wam też? - zapytał środkowy. Obydwoje przytaknęliśmy kiwając głowami. Michał usiadł na przeciwko mnie, tępo wpatrując się w białe kafelki na podłodze. Znów cisza przejęła nad nami rządy.
-Gdzie byłaś przez ten czas? - zapytał w końcu.
-W Anglii... - odpowiedziałam krótko.
-A czemu znów jesteś tutaj? - zmarszczył brwi, a ja wzruszyłam ramionami. Zdziwiony jeszcze bardziej wytężył wzrok.
-Ej, wiecie co, zauważyłem, że mam tylko dwie ręce, więc nie udało mi się przemycić trzech kaw... A żeby było sprawiedliwie przyniosłem tylko dla siebie. - oznajmił wyszczerzony od ucha do ucha Piotruś i usiadł obok mnie, zanurzając usta w napoju.
-Ja pójdę. - powiedzieliśmy jednocześnie razem z Michałem.
-Nie żartuj. - zgromił mnie spojrzeniem i ruszył szybkim krokiem w kierunku automatu.
-Rozmawialiście? - szepnął ciekawski Pit.
-Jeśli króką wymianę zdań polegającą na "co się z tobą działo" można nazwać rozmową... no to tak.
-Ech, dzieci, dzieci, dzieci... - westchnął głęboko, kręcąc głową. Tak, zgadzam się. To jedna wielka dziecinada. A pomyśleć, że niedawno łączyło nas coś pięknego... Nie do pomyślenia.

___________________________________________________________________

Oddaję w Wasze łapki! :*
Mnie dopadło jakieś chorubsko, ale trzeba dać radę. :c 
Trzymcie się robaczki!
Pozdrawiam, Sissi. ♥

środa, 11 września 2013

~Rozdział 88~

JESTEM! ZGŁASZAM SWOJĄ OBECNOŚĆ!
Ale nie myślcie sobie, że o Was zapomniałam, czy coś, nienienie! Miałam drobne problemy z internetem, gdyż strona "Siatkarskich..." nie otwierała mi się w pełni i nie miałam możliwości pisania epizodu. :c (czat na facebook'u też nie do końca działał. o.o ) WIECIE, ŻE WCIĄGNĘŁAM DO TEGO NAWET BRATA?! I w ten sposób dowiedział się o istnieniu bloga... Mioteł, jeśli czytasz, to pozdro! :D Hahah, nic...
No także tak... Enjoy! :)

~***~

-Żory?! No ale co, jak, czemu... - przejęłam się, a ręce popadły w dramatyczne drgawki. 
-Spoko loko maleńka, wujek Piotruś ma wszystko pod kontrolą. - siatkarz wykonał efektowny drift. Chciałabym też wspomnieć, że nie włączył kierunkowskazu! 
-W Żorach jest Kubiak, tak? Chcecie nas pogodzić... - przymrużyłam oczy.
-Kubiak? Kto to? - zapytał, zerkając na mnie kątem oka.
-Zatrzymaj auto, ja wysiadam.
-Cię proszę, nie odstawiaj cyrków!
-Zatrzymaj to cholerne auto! Ja wiedziałam, że coś jest tutaj nie tak! Wiedziałam to kurwa po prostu!
-Coś ostatnio zaczęłaś dużo przeklinać... Wiesz, że to niedobrze dla twojego zalążka człowieka...
-Wypraszam sobie! To już nie jest zalążek!
-Jak zwał tak zwał, nie wysiądziesz teraz... 
-Wolę się zabić, niż gadać z Michałem. - fuknęłam.
-Zaraz ja zabiję was oboje. I przymknij tę piękną buźkę, bo kierowca musi być skupiony, a ty tylko mnie zagadujesz!

-Tęsknisz za nią? - brunet przerwał ciszę panującą w furgonetce, dosyć odważnym pytaniem. Przyjmujący zaciskając wargi, lekko skinął głową. - Ja jeszcze raz cię przepraszam...
-Przepraszasz mnie poraz szesnasty dokładnie - uniósł palec wskazujący do góry. - Wypowiesz to słowo jeszcze raz, a obiecuję, że przywalę ci w ten ryj, bo mam dość rozmyślania nad tym, co by było gdyby, rozumiesz? Dość. 
-Prze... - zaciął się przerażony, spotykając się ze srogim spojrzeniem kolegi. - Sorry. - spokorniał. 
-Całe życie z debilami. - Kubi pokręcił głową, głęboko wzdychając. 
-A tak naprawdę... - zaczął Zbyszek. - Jedziemy do Bełchatowa...
-Co kurwa?! - wydarł się przyjmujący, jednocześnie uderzając głową w blaszany dach auta.
-Ja zepsułem, ja naprawię... - uciął atakujący i założył ręce na torsie. 

-No ale ja tam nie wejdę... - jęknęłam, podziwiając blok Michała z zewnątrz. Od razu wypatrzyłam te charakterystyczne czerwonawe firanki w jego sypialnianym oknie. Natychmiast pokuły mnie wspomnienia, tak drastycznie zabolało. 
-Chodź. - Piotrek wyciągnął rękę w moim kierunku. 
-Nie. - zaparłam się, chowając dłonie do kieszeni. - Nie. - dodałam po cichu, połykając łzy. 
-Agatusiu, ale nie płakusiaj. - środkowy rozczulił się nade mną. - Będziesz płakać, to będziesz mniej sikać, a sikać przecież trzeba!
-Piotrek, ja nie dam rady spojrzeć mu w oczy...
-Ale jego tam narazie nie ma. - chwycił mój łokieć. - Zdążysz się zaaklimatyzować. 
-Powiedz mi szczerze, gdybyś kogoś zdradził, byłbyś w stanie spojrzeć mu w oczy? 
-Na pewno byłoby mi trudno. Ale spróbowałbym. Za wszelką cenę. Bo jeśli się kogoś kocha, zrobi się wszystko, aby wszystko wyjaśnić, nawet kosztem rozstania. Uwierz mi, jeśli z nim porozmawiasz, obojgu wam ulży!
-Jaki z ciebie psycholog... - zaśmiałam się cicho.
-Dopiero to zauważyłaś? - prychnął. - To ja i moje ukryte talenty!
Jak ten skubaniec potrafił rozluźnić atmosferę i poprawić człowiekowi humor! Odetchnęłam głęboko i kroczyłam za nim, kurczowo trzymając się jego dłoni. Piotrek wyjął klucz z kieszeni dżinsów i włożył go do zamka. Zaraz, zaraz, zaraz... Skąd miał klucz do mieszkania Michała?!
-Nie pytaj. - skwitował Nowakowski, czytając mi w myślach.
-Ok. - urwałam, uśmiechając się minimalnie. Wtargnęliśmy do środka, a moje nozdrza podrażnił ostry zapach. I nie był to zapach Kubiaka... W żadnym calu!
-Kto tu jest?! - wydarł się Piotrek. Wszelkie odgłosy nagle ucichły, a mi najczarniejsze scenariusze stanęły w głowie. Zza ściany kuchennej wyłoniła się najpierw patelnia, potem ręka ją trzymająca, a na końcu pół kobiecej twarzy.
-Agatka? - odezwała się. Wyostrzyłam wzrok i próbowałam przypomnieć sobie skąd znam ten głos. 
-Mama...? Znaczy... Zosia... Pani Zosia... Mama Michała?! - pisnęłam.
-O co tutaj biega, bo nie ogarniam... - Piotrek stanął bezradny na środku korytarza. 
-Michaś miał dzisiaj przyjechać do Wałcza, ale ja chciałam zrobić mu niespodziankę, słyszałam, że ma wolne... A przy okazji odwiedzę siostrę. - ukazała się, ciągle trzymając patelnię w uścisku. 
-Przepraszam, czuję się zagrożony... - siatkarz zrobił kroczek w tył. 
-Niedługo powinien przyjechać... A kiedy chcesz odwiedzić tę siostrę? 
-Przywitam się z Michasiem i lecę! - uśmiechnęła się szeroko. 
-A. - ucięłam, zamyślając się. 
-Myslałam, że przyjedziesz razem z nim, czemu was tak porozwiewało po kraju? 
-Interesy. - wypalił Piotrek, a ja zdezorientowana trzepnęłam jego ramię. Mama Kubiaka przeszywającym wzrokiem zgromiła siatkarza i wróciła do kuchni. Ja poczłapałam za nią, z zamiarem pomocy. Ona jednak nie potrzebowała jej ode mnie, wiec po prostu usiadłam przy stole, przypatrując się jak guzdrze się przy garnkach. 

Perspektywa Piotrusia

Tak bardzo wszystko pokrzyżować. Nie tak miało iść! Agata zostawiła mnie samemu sobie w obcym mieszkaniu, więc po omacku doszukiwałem się pokoju w którym mogę spocząć. M, łazienka. Całkiem nieźle. Przycupnąłem na sedesie i odczytałem smsa od Susie. 


ODBIÓR ODBIÓR ODBIÓR! OFIARA PLANU NIE POJAWIŁA SIĘ NA MIEJSCU!

Jak to?!

Michała najzwyczajniej w świecie nigdzie nie ma...

Rozpłynął się?!

Masz zamiar cały czas zadawać mi pytania?

Pisałaś do Ignaczaka?

Kolejne pytanie...

PISZ DO IGNACZAKA!

Już to zrobiłam, oni też nie mają z nim kontaktu...

Co teraz, co teraz, co teraz... :c

Misja ukończona niepowodzeniem.

Dzięki. :c


I cały misterny plan w... Ech. 


Teraz wcielę się w rolę narratora, bo aktorzy poszli na przerwę obiadową. Nastał wieczór, zakochanych dzieliły setki kilometrów, a nikt nie mógł nic na to poradzić. Takie oto są skutki braku komunikacji międzyludzkiej. Ale kurczę, kto już nie chce żeby Agata wróciła do Miśka, a Misiek do Agatki?! No wszyscy! Dlatego powróćmy do głównego wątku.

-Stary, nie bądź baba! - Bartman pochnął Michała w stronę drzwi wejściowych rodzinnego domu Wernerów. Wyciągnął dłoń, by zapukać. Obił kostki o drewniane wrota, które po chwili otworzyły się, a w nich stanął zaspany ojciec Agaty, opasany fioletowym szlafrokiem.
-Michał? - wydukał zaskoczony.
-Dobry wieczór... - odparł. Słowo "tato" nie przeszło przez jego gardło. 
-Co cię tu sprowadza? Coś z Agatą? 
-Z Agatą? - zdziwił się. - Czemu pytasz mnie o Agatę...? 
-A dlaczego miałbym nie pytać? - odpowiadali sobie pytaniem na pytanie, nie mogąc dojść do porozumienia. - Przecież jest z tobą...
-Ze mną?
-No a może ze mną?
-To nie ma jej tu? - przeraził się.
-Dlaczego miałaby tutaj być?
-Bo to jej dom, a ja... Musiałem załątwić kilka ważnych spraw.
-Kilka ważnych spraw? 
-Tak. Gdzie jest Agata?
-Na pewno nie tu. Zgubiłeś ją?!
-Zgubiłem?! Sama wyjechała!
-Może coś jej zrobiłeś, gnojku?!
-Panie tato! - wciął się Bartman. - Michała nie było w kraju, co miał niby jej zrobić!
-Nie wiem! Ale skoro uciekła, to może jej coś nie pasowało!
-Szkoda moich nerwów, do widzenia. - mruknął Michał i odwrócił się na pięcie. 
-Znajdź mi córkę!
-W dupie to mam... - wybełkotał Kubi pod nosem i trzasnął drzwiami furgonetki. Zaczął zastanawiać się nad sensem przyjechania tutaj i ogólnej egzystencji człowieka. Tak, tak bardzo głęboko. Michał stracił jakąkolwiek motywację. Do wszystkiego. A w sumie... Czy tę motywację w ogóle posiadał? To chyba zwykłe przyzwyczajenie do ulegania innym, chęć zobaczenia jej. Ale czy na pewno tego chciał? Chciał, aby serce jeszcze bardziej bolało? To wszystko było takie dziwne... A tyle pytań na raz nie zadawał sobie jeszcze nigdy...


Tęsknię za nim. Patrzę na tak idealnie wygładzoną poduszkę i podświadomie wyczuwam jego intenstywny zapach. Gdzie on teraz jest... Czy też tak o mnie myśli? Wątpię, przecież sama zatroszczyłam się o to, aby nie miał teraz powodu do wspominania mnie. Zadałam mu za dużo bólu. Zdecydowanie. A ten ból rozsadza mnie od środka. 
Gdyby on tylko wiedział... 


Uważajcie, bo teraz Piotrek wybuchnie...

-Ale jak to Dziku siedzi w Bełchatowie?! No motyla noga, no! 

____________________________________________________________

Pierwszy rozdział w roku szkolnym... Powinnam się trochę za siebie wstydzić, ale to siły wyższe! :c
Jak tam? Ktoś z Was w nowych szkołach? Jak tam? :) Ja już raz zgubiłam się w swojej i spanikowałam. :c Ale wyszłam z tego cało! :3
Pozdrawiam, Sissi. ♥